Poniżej trzy listy do.... Są one efektem dyskusji z moją córką. Trochę z humorem, a trochę jest to wezwanie do refleksji nad zasadnością takich argumentacji, czy tego typu retoryki. Listów można by napisać na pewno więcej, np. Drogi cesacjonisto, supralapsarianisto, anihilacjonisto itd., ale czy to praktyczne ;-) ?
Drogi Kalwinisto!
Z całym szacunkiem do twojej wiedzy, logiki, mądrości - jednak nie mogę
zgodzić się z ideą nieutracalności zbawienia. Oczywiście Jezus jest sprawcą i
dokończycielem, i oczywiście utwierdzi nas aż do końca i zbawienie moje jest
pewne. I mam radość z tego, że to całkowicie z łaski. Nie chcę wchodzić w
teologiczną dyskusję, bo wiem, że byłaby ona skomplikowana i pewnie w większości
kwestii byśmy się zgodzili, ale inaczej je nazywamy i też wiem, że kalwinizm nie
kończy się na stwierdzeniu: raz zbawiony-na zawsze zbawiony. Jednak zastanawiam
się jaka jest PRAKTYCZNOŚĆ głoszenia nieutracalności. Czy jesteśmy w stanie
ocenić, czy ktoś miał i utracił – czy raczej w ogóle się nie nawrócił – co za
różnica? Czy inaczej będziemy traktować takiego gościa? Czy może chodzi o nas
samych – jako kalwiniści bardziej się cieszymy, uświęcamy itp niż zwykli
chrześcijanie? WIARA (Mk.16,16) jest pewnością, dziś(!) i to warto głosić. Wg
mnie jest tyle ważniejszych spraw i tak dużo pracy dla ewangelii (żeby chociaż
niektórzy byli zbawieni) – że kalwinizm jest nie tylko niepotrzebnym,
niepraktycznym zajmowaniem czasu, ale też dzieli chrześcijan.
Twój oddany Zielonoświątkowiec
***
Drogi Protestancie!
Z całym szacunkiem dla Twojej gorliwości o czystość Bożej nauki i znajomość
Słowa - jednak nie mogę się zgodzić z zasadnością głoszenia przez Ciebie waszych
Pięciu Tez (5x sola). W tej chwili poruszę głównie kwestię zbawienia, bo mam
wrażenie, że Ty i Tobie podobni najczęściej o nią kopie kruszycie. Twierdzicie,
że zbawienie jest TYLKO z łaski, JEDYNIE przez wiarę i że można być go PEWNYM
już teraz. Nie chcę wchodzić w teologiczną dyskusję, bo wiem że byłaby ona
skomplikowana, a każda ze stron miałaby na poparcie swojej tezy mnóstwo wersetów
biblijnych. Tak naprawdę uważam, że w wielu punktach byśmy się zgodzili, tylko
inaczej je ujmujemy. Zdaję też sobie sprawę, że zbawcza wiara w waszym
rozumieniu nie może istnieć bez uczynków. Jednak zastanawiam się, jaka jest
PRAKTYCZNOŚĆ głoszenia zbawienia tylko z łaski i tylko przez wiarę. Czy możemy
ocenić, czy wiara drugiego człowieka jest wiarą zbawczą, czy raczej taką, jaką
mają i demony? Dlaczego upieracie się by odrzucać uczynki i nie nadawać im roli
w zbawieniu, skoro tak czy inaczej potrzeba, by chrześcijanin wydawał owoc? A
może chodzi o nas samych, byśmy mieli świadomość, że zbawienie w całości jest od
Boga? Jednak- czy i my tego nie mówimy? A przede wszystkim, jak można mówić, że
jest się pewnym zbawienia, jeśli (zgodzimy się przecież) zbawienie można
utracić, nie żyjąc pobożnym życiem, trwając uparcie w grzechu? Wg mnie lepiej
głosić NADZIEJĘ (p.1811 KKK) zbawienia, a nie pewność i kłaść nacisk na to, co
mówi Jakub "Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że
wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić?". Jakub
napisał bardzo praktyczny list i tak też powinniśmy moim zdaniem żyć- nie
zastanawiając się, czy to sama wiara zbawia czy potrzeba też do tego uczynków.
Przecież uczynki i tak są konieczne! Wreszcie, jest tyle spraw którymi Kościół
powinien się zajmować, tyle dobrych uczynków do spełnienia (wszak do nich
jesteśmy powołani!), a wy dla tego typu tez odłączyliście się od nas i
uczyniliście rozłam w Kościele Jezusa Chrystusa. Nie dość, że na wieki
spowodowało to różne nieprzyjemności między chrześcijanami, to zmarnowało nasz
cenny czas życia na ziemi, który moglibyśmy spędzać na wypełnianiu Pisma, a nie
na zawiłych dyskusjach teologicznych, które można by nieraz nazwać
kosmetycznymi.
Twój wierny Katolik
***
Drodzy Katolicy i Protestanci! (nie uogólniam do “drodzy Chrześcijanie”, bo
sami nie jesteście pewni, czy ci drudzy to jeszcze chrześcijanie)
Podziwiam wasze badanie pisma, teorie o zbawieniu, sakramenty, uczynki; ale
powiedzcie mi jaka jest PRAKTYCZNOŚĆ waszej wiary i nadziei? Przecież wszyscy
ludzie stworzeni są na obraz Boga i mają w sobie dobro. O żadnym człowieku nie
można powiedzieć (chyba się zgodzicie), że jest całkowicie zły. Przecież nawet
Hitler potrafił powiedzieć coś miłego, no i sami mówicie, że wykonał przecież
wolę Bożą. Dalibyście spokój z tą nienawiścią grzechu - i tak w końcu wszyscy
idziemy na to samo miejsce. Jestem przekonany, że wgłębianie się w intelektualne
spory, logiczne wywody, analizy i rozprawki na temat “co Jezus miał na myśli,
mówiąc...” – to wszystko to tylko wodotryski ludzkiego mózgu prowadzące do
obłędu i rozchwiania emocjonalnego prostych ludzi (a przecież w wielu
przypadkach myślimy tak samo i łączy nas Boża miłość). Nazwijmy po imieniu to co
robicie – jest to ZWIEDZENIE. Weźmy np. taką pokutę – jedni idą do konfesjonału,
inni mówią, że mówią to Bogu – kto to sprawdzi? Jaka to różnica? Czy mam inaczej
traktować takiego gościa, który wyspowiadał się człowiekowi, czy też Bogu?
Przecież i jedni i drudzy to samo potem robią. A jeżeli o mnie chodzi –
wstrzymuję się, aby ktoś nie myślał o mnie więcej nad to, co u mnie widzi lub co
ode mnie słyszy. Starajcie się więc czynić dobrze wszystkim, a nie tylko
domownikom wiary. Wiara, nadzieja... ok, ale napisano: największa z nich jest
MIŁOŚĆ (1Kor.13,13). Głośmy MIŁOŚĆ! Bóg kocha wszystkich ludzi, więc po co
podziały (zauważcie - u nas nie ma podziałów!). Pokój i miłość ludziom dobrej
woli!
Wasz pełen nadziei Uniwersalista