piątek, 14 lipca 2017

Najważniejsza jest doktryna

Zarys sylwetki dra Martyna Lloyda Jonesa jako zrównoważonego nauczyciela, kaznodziei walczącego z martwym intelektualizmem jak również z żywym emocjonalizmem.

Martyn Lloyd-Jones zawsze zachęcał do poznawania historii, czytania biografii i wyciągania wniosków. W związku z tym postaram się przybliżyć jego życie i twórczość, a refleksje pozostawiam czytelnikom.
Urodzony 20 grudnia 1899, zm. 1 marca 1981 - walijski teolog protestancki kaznodzieja i lekarz.  Ożenił się z koleżanką z medycznych studiów i kościoła, Bethan, z którą mieli dwójkę dzieci: Elizabeth i Ann.
Był czołową postacią w reformowanym nurcie brytyjskiego ruchu ewangelikalnego w XX wieku. Przez prawie 30 lat był pastorem kongregacjonalistycznej Kaplicy Westminsterskiej (Westminster Chapel) w Londynie. Występował przeciwko chrześcijaństwu liberalnemu, rozpowszechnionemu - w jego opinii - w wielu wyznaniach chrześcijańskich, co uważał za błąd. Zachęcał ewangelikalnych chrześcijan (zwłaszcza spośród wyznawców anglikanizmu) do porzucenia liberalnego chrześcijaństwa, poprzez wystąpienie ze swoich denominacji i do łączenia się w Kościoły ewangelikalne. Uważał, że prawdziwa wspólnota chrześcijańska jest możliwa jedynie wśród tych, którzy dzielą wspólne przekonania dotyczące natury wiary.
W wieku 23 lat został głównym asystentem słynnego diagnosty dra Hordera, który opisywał go jako najwnikliwszego myśliciela jakiego kiedykolwiek poznał.  Był doktorem medycyny a nie teologii, ale Bóg powołał go, by głosił ewangelię. A więc od 1938 roku leczył już nie ciało a dusze.
W naszym kraju do tej pory zostało wydanych ponad 20 jego książek, z których większość, to spisane kazania.  W języku angielskim można znaleźć około 70-90 tytułów (Amazon, CBD). Czytając jego książki odnoszę wrażenie, jakby ten mądry, serdeczny, ciekawy człowiek siedział obok mnie i rozmawiał ze mną patrząc mi prosto w oczy. Forma tych książek - spisane słowo mówione – sprawia iż czytanie nie jest nużące, a raczej podnosi, ożywia, buduje, daje do myślenia; tym bardziej, że kaznodzieja ten był znakomitym, pełnym ognia oratorem. W jego książkach nie znajdziemy skomplikowanej systematyki teologicznej, ani naukowych komentarzy biblijnych.

W swojej książce pt. "Preaching and Preachers" (Kazania i kaznodzieje) pisał: "W historii Kościoła erami i okresami dekadenckim były zawsze te, w których następował schyłek kaznodziejstwa". Innymi słowy, Kościół staje się chory i słaby, gdy odrzuca uzdrawiające lekarstwo i pełnowartościowe pożywienie Słowa Bożego. Miał nadzieję, że jego praca okaże się pomocna dla młodych kaznodziejów powołanych do najbardziej odpowiedzialnego zadania w tych szczególnie mrocznych i złych czasach.

 Już w 1950 roku zauważał ogromne problemy ówczesnego kościoła. Dostrzegał on niepokojącą tendencję do aktywności zewnętrznej kościołów skupiającej się na programach wzrostu, atrakcyjnej muzyce, strategii przywództwa i zasięgu wywierania wpływów. Jego zaniepokojenie było tym większe, że to wszystko odbywało się kosztem biblijnej nauki. Mówił: „Możemy upoić się muzyką. Nie ma co do tego wątpliwości. Może ona wywołać stan emocjonalny, w którym umysł już nie funkcjonuje tak, jak powinien i przestaje rozróżniać. Znam ludzi, którzy wprowadzają się śpiewem w stan odurzenia nie zdając sobie sprawy z tego, co robią.” Wyobraźmy sobie takie nabożeństwo z hipnotycznym uwielbieniem przeplatanym sloganową modlitwą, potem kazanie, które sprowadza się do przeczytania przez siostrę X kilku wersetów, i krótkiej emocjonalnej zachęcie typu: będzie dobrze, potem inna siostra powie co jej się śniło dziś w nocy, a trzecia siostra roznosi chleb i wino. No i wreszcie grill, piłka nożna, atrakcje dla dzieci, wycieczki, programy, goście, uśmiechy, gry, trampolina,  itp. Martyn nieustannie walczył na dwóch frontach: z jednej strony przeciwko umarłemu, formalnemu instytucjonalnemu intelektualizmowi, a z drugiej strony przeciwko powierzchownemu, potocznemu, zorientowanemu na rozrywkę, skupionemu na człowieku emocjonalizmowi. Gdy głosił Słowo Boże miał na sobie ponurą, czarną togę genewską (dlaczego? -przeczytaj: „Kazania i kaznodzieje”), nie używał sztuczek ani nie mówił żartów. W swoich kazaniach ekspozycyjnych unikał świadectw i wątków z prywatnego życia. Podobnie jak Jonathan Edwards dwieście lat wcześniej, wprowadzał słuchaczy w samą głębię i intensywność swojej wizji prawdy. W niedzielne poranki kaplica, w której głosił wypełniona była 1500 słuchaczami, natomiast na wieczornym nabożeństwie zgromadzenie liczyło 2000 osób.

Lloyd-Jones zawsze wierzył w logiczną, nieprzypadkową kolejność w Biblii. „Z oddaniem też trwali w nauce apostołów, we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach.” Na pierwszym miejscu doktryna. W komentarzach do dziejów apostolskich (Autentyczne chrześcijaństwo tom 1-4) opisuje co by się stało, gdyby zamienić kolejność i dać na pierwszym miejscu modlitwę, albo wspólnotę. Oczywiście historia kościoła daje nam mnóstwo takich przykładów. A i współcześnie ekumeniczne idee górują nad nauką apostolską. Poproszony w latach siedemdziesiątych przez Billy Grahama o współpracę i przewodnictwo w jego kampaniach ewangelizacyjnych odpowiedział: „Jak zlikwidujesz sponsoring, odwołasz liberalne kościoły i rzymskich katolików ze współpracy oraz zrezygnujesz z wywoływania ludzi do przodu, wówczas zgodzę się i z całego serca będę cię popierał”. Oczywiście Graham nie zaakceptował tych warunków. Dziś możemy zobaczyć, że wiele społeczności ma obsesję na punkcie wszelakiej aktywności. Jednocześnie te same grupy często nie są w ogóle zainteresowane doktrynalną stroną chrześcijaństwa. Martyn Lloyd-Jones twierdził, że intelektualny letarg jest jednym z największych grzechów współczesnych chrześcijan, którzy nastawieni na aktywność całkowicie zaprzestali zagłębiania się w Boże tajemnice ukryte w Jego Słowie. We wspomnianej książce nt dziejów apostołów czytamy: „Kościół nie istnieje po to, aby dyskutować o polityce tworzyć muzykę, organizować rozprawy filozoficzne, zapewnić poprawę warunków socjalnych lub psychoterapię. Na czym więc polega rola kościoła: „lecz co mam to ci daję”. W dwunastym wieku, jeden z papieży oprowadzał Tomasza z Akwinu po bazylice św. Piotra i Watykanie. Wskazując na zgromadzone tam złoto i srebro oraz wspaniałe zdobienia budynków, papież powiedział: „Widzisz Tomaszu, kościół nie może powiedzieć „Srebra i złota nie mam”. „To prawda”, odpowiedział Tomasz, „ale widzę, że nie może także powiedzieć „Chodź”.

Martyn Lloyd Jones jest nauczycielem nauki apostołów, w której na pierwszym miejscu jest zbawienie z łaski: „Łaska jest przychylnością okazaną ludziom, którzy nie zasługują na żadną przychylność. Nie zasłużyliśmy na nic oprócz piekła. Jeśli myślisz, że zasługujesz na niebo, to uwierz mi – nie jesteś chrześcijaninem”.

Jedną z moich ulubionych książek jest „Duchowa depresja”, pokazująca w znakomity sposób ratunek i nadzieję jaką przynosi Słowo Boże. Książka ta przez wiele lat była u nas białym krukiem, dopiero w tym roku została wydana w nowej szacie graficznej przez wydawnictwo Legatio. Autor opisuje w niej w jaki sposób wprowadzają nas w depresję różnego rodzaju lęki, użalanie się nad sobą, burze, próby, doświadczenia, a także fałszywa nauka, rutyna, uczynkowość. Naucza czym jest dyscyplina, karcenie i jak osiągnąć pokój Boży i zadowolenie.

Pod koniec swojego życia wezwał słuchaczy do aktywnego poszukiwania doświadczenia Ducha Świętego.
Wierzył, że chrzest Duchem Św. stanowi przytłaczającą gwarancję miłości Boga do chrześcijanina, a tym samym pozwala z odwagą świadczyć o Chrystusie. Jako przeciwnik cesacjonizmu mówił:  "Jeśli apostołowie nie byli zdolni do bycia prawdziwymi świadkami bez ponadnaturalnej mocy, to kim my jesteśmy, że śmiemy twierdzić, że możemy być świadkami bez takiej mocy." Jego podstawową radą w oczekiwaniu na chrzest Duchem Św. jest: „Nie możesz nic zrobić, jeśli chodzi o chrzest Duchem, tylko o to prosić. Nie możesz zrobić niczego, aby go wyprodukować. Należy jednak starać się to osiągnąć w modlitwie. Musimy być cierpliwi, a nie wyznaczać granic czasowych dla Pana.” Przywołuje Dwighta L. Moody'ego, RA Torrey'a, AJ Gordona i AT Piersona, jako tych, którzy szukali chrztu Ducha przez długi czas. Lloyd-Jones miał szczególną sympatię do powtarzanej modlitwy Moody'ego: "Boże, przygotuj mi serce i zanurz mnie w mocy Ducha Świętego". Jednocześnie krytykował otwarcie ruch zielonoświątkowy, środowiska charyzmatyczne za minimalizację doktryny, brak badania przeżyć i testowania ludzi (imitacje darów mogą pochodzić od szatana lub mogą być spowodowane hipnotyzmem).

Jego trzydziestoletnią służbę w Westminster Chapel zakończyła choroba. Jego ostatnim rozważaniem był wykład na temat słowa „pokój” z listu do Rzymian 14,17 „Albowiem Królestwo Boże to nie pokarm i napój, lecz sprawiedliwość i pokój i radość w Duchu Św.”.

Martyn Lloyd-Jones był jednym z najbardziej wpływowych kaznodziejów swoich czasów. Na kilka tygodni przed śmiercią ktoś zapytał go, jak po dziesiątkach lat owocnej służby i niezwykłej aktywności radzi sobie w obecnej sytuacji, gdy większość jego energii pochłania mu przejście z łóżka na wózek inwalidzki i z powrotem. Odpowiedział słowami z Ewangelii Łukasza 10,20: „Wszakże nie z tego się radujcie, iż duchy są wam podległe, radujcie się raczej z tego, iż imiona wasze w niebie są zapisane”. Inaczej mówiąc: Nie łącz swojej radości i swojego dobrego samopoczucia z „sukcesami” w służbie. Twoja służba może zostać ci odebrana. Połącz swoją radość z faktem, że Bóg cię zna i kocha. Powiąż ją ze swoim zbawieniem i ze wzniosłą prawdą, że twoje imię jest zapisane w niebie. Tego nie będzie można nigdy ci odebrać. Lloyd-Jones dodał: „Jestem w pełni zadowolony”.

Nie lubił streszczeń ani powieści. Czytał dużo teologii, biografii, historii i oczywiście bez przerwy studiował Biblię. Nigdy nie czytał książek, żeby zrobić na kimś wrażenie. Bywało, że siadał w upalne dni przy plaży ubrany w garnitur, buty, kapelusz i czytał jakąś teologiczną książkę, podczas, gdy inni opalali się. Jego córka Elizabeth, podczas lekcji na temat pracy zawodowej rodziców, zapytana czym zajmuje się jej tata, odpowiedziała: czytaniem.
Lubił grać w ping-ponga ze swoją żoną. Być może więcej o jego życiu dowiemy się z książki znanego biografa, pastora i współpracownika Jonesa -  Iaina H. Murraya pt.: „The Life of Martyn Lloyd-Jones”  lub z książki jego wnuka Christophera Catherwooda: „Martyn Lloyd-Jones: His Life and Relevance for the 21st Century.” Obydwie na razie tylko w języku angielskim.

Myślę, że przeciętny chrześcijanin powinien przeczytać co najmniej dwie jego książki, natomiast nieprzeciętny – co najmniej dziesięć.





Źródła:
wikipedia
ksiązki MLJ z wydawnictwa Legatio.pl
desiringgod.org
calvinistic.wordpress.com
mljtrust.org
mlj.org.uk
misterrichardson.com
gracemagazine.org.uk