wtorek, 1 maja 2018

A myśmy się spodziewali, że…


Każdy człowiek rodzi się z buntem przeciw Bogu. Gdy się nawraca, jest duchowym niemowlakiem. Nawracamy się z różnych powodów. Jedni dzięki „pieśniom żałobnym”, inni słuchając „gry na flecie” (Łk 7,32). Jedni przestraszeni Bożym gniewem i wizją piekła, inni zachwyceni potęgą Bożej miłości. Gdy oddajemy życie Bogu, myślimy, że On jest taki i taki oraz spodziewamy się, że uczyni to i tamto. Sami staliśmy się w stu procentach Jego dziećmi, ale wyglądamy jak zgniłe nasionko pod ziemią.  A tam wiadomo – ciemności nieziemskie. Poza tym proces gnicia to nic przyjemnego – smród, odpychająca brzydota, dziwaczność, śmieszność, ból. Prawdziwe chrześcijaństwo to proces wzrostu przez podlewanie, ciągłe osobiste poznawanie Stwórcy przez nieustanną relację i Słowo Boże, to także uświęcenie, bez którego nikt nie ujrzy Nieba. Uświęcenie nie jest dodatkiem dającym prawo do premii lub bonusu. Uświęcenie jest warunkiem i normą. „Wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa, Pana mego, dla którego poniosłem wszelkie szkody i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa” Flp 3,8. To, czego człowiek spodziewa się na początku drogi zawsze okazuje się później zupełnie czymś innym. „Bo myśli moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi moje” Iz 55,8. Tomek Żółtko śpiewał kiedyś : „Zmuszasz mnie by innym być, czasem czołgać się zamiast iść, nagroda to czy kara jest?” Niezależnie od tego kto jaki miał początek, musi zostać ukrzyżowany z Chrystusem, zrezygnować ze swoich wyobrażeń i scenariuszy, uprzedzeń i założeń. Świadomość początkującego chrześcijanina czasem przypomina pewną świeżo nawróconą i uzdrowioną przez Smitha Wigglethwortha kobietę, która w swojej prostocie zapytała kaznodzieję: „Panie Smith, czy ja teraz będę mogła dalej palić papierosy?” On odparł: „Będzie pani mogła palić, ile pani zechce …. o ile Duch Święty pani pozwoli”. Zatem zmieniamy się, zmieniają się nasze poglądy, zgłębiając Biblię odkrywamy, że nasze poznanie Chrystusa było powierzchowne. „Im dłużej studiujemy przypowieści Jezusa, które wydawały się proste, gdy je czytaliśmy, tym bardziej złożone się stają. Kto chce brodzić w płytkiej interpretacji, wkrótce wejdzie w głąb i albo nauczy się pływać, albo zostanie zmuszony do pospiesznego powrotu.” (Pawson)
„Bracia, ja o sobie samym nie myślę, że pochwyciłem, ale jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, i zdążając do tego, co przede mną, zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie. Ilu nas tedy jest doskonałych, wszyscy tak myślmy; a jeśli o czymś inaczej myślicie, i to wam Bóg objawi”  Flp 3,13
Młodego chrześcijanina często nękają pytania: Czy On mnie kocha? Czy On się na mnie gniewa? A gdy już dojdzie do tego, że kocha i Jego gniew nie ciąży na nim, przychodzą inne myśli. A co z tymi, którzy Go nie znają? Czy to On posyła do piekła?  Co z Salomonem, co z  Hitlerem (no bo przecież nie znamy ostatniej sekundy jego życia)?  Nasze doświadczenia, poszukiwania, rozmowy, rozważania każą nam zadać najważniejsze pytanie:

W jakiego ja Boga wierzę i kim On właściwie jest? (Łk 8,25)

I tu zaczyna się podział Kościoła na 30 tys. denominacji, bo każdy inaczej rozumie to i tamto. Nie jest moim zamiarem wymienianie doktryn Biblijnych i określenie tej jedynie jedynej prawdziwie prawdziwej prawdy. Wiele nieporozumień dotyczy drobiazgów i tak naprawdę część denominacji to ten sam Duch i nauka, tylko nazwa inna. Trzeba też wziąć pod uwagę, że "jest zło większe od braku jedności, a jest nim jedność w błędzie". (Jan Wierszyłowski)

 „Jeden wierzy, że może jeść wszystko, słaby zaś jarzynę jada.” Rz 14,2. Kłócimy się więc o gust, upodobania, przyzwyczajenia, tradycje, krytykujemy i gardzimy słabym poznaniem innych początkujących, błądzących lub zagubionych. „Nie znają Chrystusa ci, co sądzą żywych i umarłych, … ci co grzebią się w cudzych wstydach, … ci co szyld cenią wyżej niż Niebo” (Żółtko). C. S. Lewis napisał: „Bywali już wcześniej ludzie, których tak bardzo pochłaniało krzewienie chrześcijaństwa, że nigdy nie poświęcali choćby jednej myśli osobie Chrystusa”. Kochamy etykietki, forsujemy swoje racje, a w rzeczywistości chodzi o relację. Relację z Nim. A większość sporów dotyczy „jarzyn”. Na przykład nie ma nic szkodliwego w tradycji chodzenia do kościoła w soboty - zaliczyłbym to do „jarzyn”, natomiast gdy ktoś uzależnia od tego swoje lub, co gorsza, zbawienie innych ludzi – to już jest to trujące.
Ale również licytujemy się, czy nasz Bóg jest Bogiem sądu, czy bardziej miłości, bo przecież „miłosierdzie góruje nad sądem”. Stworzył człowieka na swój obraz, a potem posyła go do piekła? Czy w takiego Boga wierzę? A może w takiego, który tylko straszy piekłem, a na końcu i tak przymknie oko na nasze niedociągnięcia i piekło okaże się puste? To są ważne pytania.
Zatem czy słynny „list miłosny od Boga Ojca” dotyczy wszystkich ludzi? Tak. List ten różnymi fragmentami Pisma Św. opisuje Stwórcę w formie Jego własnych wypowiedzi skierowanych do każdego człowieka. W Duchu Biblijnym pokazuje wielkość, charakter i miłość Boga. Na końcu listu jest pytanie, które nie pozostawia wątpliwości, że nikt nie rodzi się uczniem Chrystusa: „Ale czy Ty chcesz być Moim dzieckiem?”. Historia narodu żydowskiego oraz cały Nowy Testament jest głoszeniem możliwości ratunku i wezwaniem do nawrócenia. Jest taka szansa, taka wąska brama, jedyna opcja i jedyna droga, aby człowiek był zbawiony od swoich grzechów i otrzymał dar życia wiecznego. Jest nią uwierzenie i wejście na drogę uczniostwa. W tym momencie może ktoś powie: a myśmy się spodziewali, że już jesteśmy chrześcijanami, skoro wierzymy i zaliczamy takie i takie sakramenty, że Bóg nas stworzył na Swój obraz, więc w Swojej niezwykłej dobroci i miłości, ma Swoje sposoby, aby Swoim miłosiernym sercem doprowadzić każdego do zbawienia.

Tylko niektórzy

Dobroć Boga owszem jest potężna, ale prowadzi do…  o p a m i ę t a n i a  (nie do zbawienia) – w pierwszej kolejności do opamiętania (Rz 2,4). Nigdy nie możemy lekceważyć Biblijnej kolejności. Najpierw człowiek się rodzi, a potem umiera. Właściwa kolejność. Posłanie, zwiastowanie, słuchanie, wiara zbawcza lub potępienie. Opamiętanie, nawrócenie, chrzest, uczniostwo. Cała Biblia przesiąknięta jest schematem przestróg: nawoływanie - nieposłuszeństwo – konsekwencje. Historia Noego jest przywołana jako przykład, że tak będzie przy końcu świata – niewielu ocalało przez wodę (1Pt 3,20). „Wiara nie jest rzeczą wszystkich” – mówi apostoł Paweł w drugim liście do Tasaloniczan. Zaś w liście do Rzymian: „Skoro już jestem apostołem pogan, służbę moją chlubnie wykonuję; może w ten sposób pobudzę do zawiści rodaków moich i zbawię niektórych z nich.” Rz 11,13 Wielki apostoł Paweł, człowiek o niezwykłej charyzmie, mądrości, doświadczeniu; człowiek, przez którego Bóg czynił potężne dzieła – ten mąż Boży był świadomy, że niewielu ludzi chce zgodzić się (bez negocjacji) na Boże warunki. Wiedział, że nawrócą się tylko niektórzy, choć oczywiście nie zmniejszyło to jego zaangażowania. „Dla słabych stałem się słabym, aby słabych pozyskać; dla wszystkich stałem się wszystkim, żeby tak czy owak  n i e k t ó r y c h  zbawić.” 1Kor 9,22. Jezus zapytany: czy tylko niewielu będzie zbawionych, odpowiedział: „Starajcie się wejść przez wąską bramę, gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, ale nie będą mogli.” Łk 13,24. Mateusz uzupełnia, że niewielu taką wąską bramę znajduje (7,14). Jan – umiłowany uczeń - który opierał głowę na jego piersi, który wiedział o Jezusie więcej niż ktokolwiek inny – gdy zobaczył Go w majestacie Swojej chwały, Jego twarz jaśniejącą jak słońce w pełnym swoim blasku i ostry obosieczny miecz wychodzący z Jego ust– przestraszony padł do Jego stóp jakby martwy (Obj 1,17). Jan wiedział, że Słowo Boże jest całkowicie poważne, święte, niepodważalne, niezachwiane. (Jego nieznajomość nie zwalnia od konsekwencji.) Lecz wiedział też, że ludzie kochają ciemność, nie chcą przyjąć Światła. Na tym polega sąd. „Dobroć, cierpliwość i pobłażliwość Boża świecą na ludzkość jak słońce, po to, by nas rozmiękczyć i stopić, ale zamiast tego czynią ludzi zatwardziałymi. Słońce potrafi obie rzeczy – topić masło i utwardzić glinę” (Martyn Lloyd Jones). Można by tak mówić o głupich pannach, o zmarnowanych talentach, o zasianych ziarnach, które w większości nie przyjęły się, o niewyłupionym oku, o siedmiu demonach w powierzchownie nawróconym, o zakryciu przed mądrymi, o płaczu i zgrzytaniu zębami… Jezus nie machnie ręką na to co mówił, nie przymknie oka, nie stwierdzi: a niech tam. Sąd jest częścią Ewangelii. Nie ma wątpliwości, że każdy kto liczy na zbawienie, bo żyje zgodnie ze swoim sumieniem, w zgodzie z posiadanym światłem, polegając na tym, że był dobry - nie ujrzy zbawienia. Gdyby tak było, nie trzeba by było wysyłać misjonarzy i ewangelistów. Ich praca byłaby śmieszna i zbędna i wówczas trzeba by ją inaczej nazwać np. caritas. Charles R. Swindoll mówi:

>>Ewangelia jest ofiarowana wszystkim, „lecz nie wszyscy usłuchali
ewangelii” Rz  
10,16, nie wszyscy przyjmą ewangelię. Jeżeli dzielisz się dobrą nowiną o Chrystusie to spotykasz ludzi, którzy nie odpowiadają na to pozytywnie. Izajasz mówi: „któż uwierzył w to, co od nas usłyszał”? Prawdą jest, że ewangelia nie będzie przyjęta przez wszystkich. Większość nigdy nie uwierzy Prawdzie. Prawda zawsze będzie zaakceptowana przez mniejszość, przez „resztkę”. Nigdy o tym nie zapominaj. Ci, którzy wierzą w Prawdę zawsze będą w mniejszości.<< (Pełnia życia)
Przekierowana odpowiedź

Wróćmy na chwilę do pytania: czy tylko niewielu? Jezus przekierował odpowiedź z ogólnej na personalną. Nie odpowiedział im: tak, tylko niewielu; albo: nie, zbawię wszystkich. Chciał raczej powiedzieć: nie uzależniajcie swojego zbawienia od ilości ludzi, nie porównujcie się do innych, skupcie się na swoim własnym życiu, starajcie się (napierajcie, zawalczcie, usiłujcie), aby wejść przez ciasną bramę, zawężajcie swoje ziemskie zainteresowania, poglądy, wyobrażenia, bo z nimi się nie zmieścicie. Nie muszę wiedzieć: czy wielu?, ale nie mogę zatwardzić serca, gdy On coś mówi do mnie. Muszę podjąć decyzję: albo idę za Nim, albo nie. Nie muszę wiedzieć też co z tymi, którzy nie słyszeli ewangelii, albo umarli przed narodzeniem Chrystusa, albo z małymi dziećmi. A czy nie do nich należy Królestwo Niebieskie? Wszelkie odpowiedzi mogą się okazać tylko spekulacjami, a moja wiara będzie się chwiać zależnie od zmieniających się modnych idei religijnych, lub może być wypaczona przez nacisk na tylko jeden atrybut Boży . Można wspomnieć, że w Starym Testamencie żyli też ludzie, którzy mieli Ducha Chrystusowego i wiarę abrahamową. A jeżeli niechrześcijanie nie dostaną się do nieba, to nie ze względu na to, że nie usłyszeli Ewangelii, ale dlatego, że urodzili się w grzechu. „Nie ma w nikim innym zbawienia. Nie ma bowiem pod niebem żadnego innego imienia danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni.” Dz 4,12. Zatem przekierowując odpowiedzi na te pytania o ilość, zacytuję Leonarda Ravenhilla: „Nie obchodzi mnie to, jak bardzo pokręcone jest twoje życie w tej chwili – nie jest za późno, aby prosić o przebaczenie.” A więc, tak: jesteśmy przeciwnikami Boga (Rz 3,10-23; Mat 4,10) i tak: jesteśmy chomikami ze znakomitego tekstu Bartosza Sokoła „Bóg kocha Boga” z roku 2013 i tak: jesteśmy pająkami ze słynnego kazania Jonathana Edwardsa - „Grzesznicy w rękach rozgniewanego Boga” z 1734 roku. Gdy Edwards głosił to kazanie – ludzie spadali ze swoich siedzeń i chwytali się filarów, które podtrzymywały galerię, płacząc z rozpaczy. On zaś nie mówił: „Och, przyjaciele, proszę wybaczcie mi. Nie chciałem was w ten sposób zakłopotać, Bóg was wszystkich kocha, nie musicie nic robić, On już wszystko zrobił”. „Co mamy robić?” (Dz 2,37) – mądrze zapytali prawdziwie przejęci swoją „pająkowatością” słuchacze apostoła Piotra. „Najlepszym sprawdzianem jakości naszego zwiastowania jest to, czy stawia ono słuchaczy przed sądem.” (Oswald Chambers). Gdy pająki i chomiki upadną do nóg Zbawiciela, wówczas i tylko wtedy odnajdą swe właściwe, pełne wielkiej godności miejsce istoty stworzonej na podobieństwo Stwórcy.

A więc Bóg sądu, czy miłości?

Owszem cały opis Ojcowskiej miłości jest piękny, ale dotyczy tych, którzy są w Chrystusie. Owszem jesteśmy stworzeni na obraz Boży, ale nie poznamy Go jeżeli nie zostaniemy ożywieni przez Ducha Świętego. Podobieństwo do Boga rodzi tęsknotę, wyczuwamy swoje pochodzenie, ale stworzenie na obraz Boga nie znaczy, że nasza dusza nie jest skażona. Owszem On nie dołamie trzciny, ale raczej wskaże słabemu, upokorzonemu lub złamanemu człowiekowi ratunek. Zrozumienie przesłania Ewangelii nie wymaga ukończenia studiów wyższych, jest na tyle proste, żeby to „głupstwo o krzyżu” dotarło do każdego człowieka. A nawet więcej: Bóg daje się odnaleźć "niemowlętom", a przed mądrymi, roztropnymi oraz pragmatycznymi intelektualistami ukrywa się. Każdy ma szansę odpowiedzieć na wezwanie Nieba. Brak odzewu nie świadczy o pechu, a nawrócenie o losowym szczęściu. Wybranie Boże nie wyklucza odpowiedzialności każdego człowieka za swoją duszę. Bóg się nie zmienia, to człowiek musi się zmienić.

„Człowiek odrzuca Boże zwierzchnictwo nad sobą. Uważa się za osobę
autonomiczną. Dar Jezusa to najwspanialsza oferta dla człowieka, to zbawienne światło w ciemnej nocy. Skutki odrzucenia Bożej oferty to destrukcja samego siebie i otoczenia. Czasem szybka, czasem powolna. Ale nieubłaganie degenerująca życie jak złośliwy rak.”  Jan Wierszyłowski  –  „Dlaczego Jezus, a nie na przykład Budda?”
Ojciec kocha Syna, a dzieci Boże współdziedziczą z Chrystusem. Czy to nie wspaniałe? Już sama wizja braku cierpienia w niebiańskiej wieczności powinna rzucić nas na kolana przed Chrystusem i poddanie swojego życia pod Jego władzę. Ojciec przyjmie każdego marnotrawnego, który wcześniej upokorzony wejrzał w siebie i opamiętał się. Nie potępi go, da mu nową szatę, wyprawi ucztę, będą się radować i gra muzyka. Chce obdarzyć każdego wszelkim duchowym błogosławieństwem Niebios i to robi, bo jest dobry dla złych i niewdzięcznych. Uzdrawia, obdarowuje, posyła Swoje Słowo. Niestety ludzie reagują jak trędowaci z Ewangelii Łukasza 17,12-19. Ostatnio natknąłem się na historię Kimberly Henderson, która zareagowała na Słowo Boże z Księgi Izajasza i postanowiła nie dokonywać aborcji. Stała się słynna na cały świat, ale Bogu za Jego dobroć chwały nie oddała, nie przyszła do Niego, żyje po swojemu.

W jakiego Boga wierzę, sądu czy miłości? Odpowiedź przekierowana: Czy twój dzisiejszy pogląd jest kategoryczny? Czy otrzymałeś Ducha Świętego? Czy słyszysz głos Ducha Świętego?
Jeżeli będziemy wierzyć tylko w Boga miłości – konsekwencją będzie wywyższenie człowieka, humanizm, Nowy Światowy Porządek. Jeżeli skupimy się na Bogu sądu, będziemy żyć w ciągłym strachu, a w kościołach będzie panował legalizm. Istotą bałwochwalstwa jest, gdy tworzymy sobie namiastkę Boga według naszych wyobrażeń, ukształtowanych przez urodzenie, tradycję, okoliczności.

Jako podsumowanie, chciałbym przytoczyć słowa pastora, kaznodziei, pisarza Aidena Wilsona Tozera. Pięknie tą prawdę ujął w książce uchodzącej za klasykę chrześcijańskiej literatury - „Poznanie Świętego”: „Wszystkie Boże czyny harmonizują ze wszystkimi Bożymi atrybutami. Żaden atrybut nie jest sprzeczny z jakimkolwiek innym atrybutem, lecz wobec nieskończoności Boga, wszystkie pozostają ze sobą w harmonii i współzależności. Przedstawianie Boga w dwóch osobnych ujęciach: Jego sprawiedliwości i Jego miłosierdzia, jest fałszywe i niezgodne z prawdą. Wyobrażając sobie, że w Bogu górę bierze raz jeden, raz drugi atrybut, stwarzamy wizję Boga niepewnego, sfrustrowanego i emocjonalnie niezrównoważonego, słowem Boga nie mającego nic wspólnego z prawdziwym Bogiem. To co powstaje, jest jedynie dopasowanym do naszego rozumu wizerunkiem Boga.”

Więc o co chodzi?

A myśmy się spodziewali... czegoś innego, a myśmy myśleli..., że Chrystus zrobi to i tamto. A myśmy znali Chrystusa jako Chrystusa pop-kultury, Chrystusa miłosiernego, Chrystusa apokalipsy, Chrystusa eucharystycznego itp itd. "I nawet jeśli w ten sposób poznaliśmy Chrystusa, to znamy Go teraz inaczej" (2Kor 5,16) Teraz znamy Go jako objawionego w Swoim Słowie, przez Ducha Świętego. "Tak więc kto jest w Chrystusie" - kontynuuje Paweł - "nowym jest stworzeniem. Stare przeminęło - i nastało nowe." (2Kor 5,17) Nastało nowe i nie widzimy już Chrystusa wykreowanego przez nasze lub innych pragnienia, marzenia, tęsknoty. Nie widzimy już Chrystusa na obrazkach, w filmach, na krzyżykach. Więc o co chodzi w dojrzałym chrześcijaństwie? "Chodzi o to, abyśmy już nie byli dziećmi, rzucanymi przez fale i unoszonymi przez każdy powiew nauki będący w rzeczy samej wyrazem ludzkiego oszustwa i sprytu w posługiwaniu się zwodniczymi metodami." Ef 4,14 Chodzi o chodzenie w pewności zbawienia i wolności Ducha Świętego.