poniedziałek, 10 września 2018

Wejście do Innego Świata



Kim jest uczeń Chrystusa? Jest to człowiek, który narodził się z Ducha Świętego, który kocha i naśladuje Jezusa. Jest po drugiej stronie; wszedł do Innego Świata; nie jest częściowo tu, a częściowo tam. Pracownik, który nie ma umowy o pracę, a wykonuje pewne czynności, które w danej pracy się wykonuje, nawet jeśli jest to na terenie tego pracodawcy – nie pracuje dla niego. A człowiek, który  ma umowę, a nie wykonuje czynności wymaganych przez pracodawcę, też nie jest jego pracownikiem. Mamy w naszym kraju ludzi, którzy cenią sobie wartości chrześcijańskie, często są w kościele, może nawet bronią wszelkiej sprawy dotyczącej ich denominacji; ale nie są oni uczniami Chrystusa. Prawdziwe chrześcijaństwo to Inny Świat,  to uczniostwo, to trwanie w żywym Słowie. „Jeśli będziecie we mnie trwać, to i ja będę trwał w was, a wtedy wydacie obfity owoc. Beze mnie zaś, nie będziecie w stanie wydać duchowego owocu, który tylko ja mogę zrodzić. Każdy więc, kto nie trwa we mnie, to znaczy nie trwa w moim Słowie, zostanie odcięty i odrzucony, niczym bezużyteczny pęd winorośli, który wraz z suchymi gałęziami usuwany jest na zewnątrz winnicy. Tam zaś zostanie zgarnięty i wrzucony w ogień, by płonąć. Jeśli jednak będziecie trwać we mnie, a dokładnie: jeśli moje Słowo będzie trwało w was, to proście o cokolwiek zgodnego z wolą Ojca, a to wam się stanie. W jeden bowiem tylko sposób możecie oddać Ojcu należną Mu cześć i chwałę: jeśli prawdziwie staniecie się moimi uczniami i wydacie tego obfity owoc.” J 15,4 (NPD) Chrześcijaństwo to uczniostwo z Jezusem, do którego Bóg zaprasza każdego. Ale czy każdy tego chce?
Lepiej żyć po swojemu, niż angażować się połowicznie w taką szkołę. Lepiej przemyśleć, przekalkulować, poczytać, rozważyć i poczekać z pójściem za Jezusem, niż zrobić to pod wpływem emocji, lub powierzchownie, lub z jakichś egoistycznych pobudek. Jezus o tym mówił. W ewangelii Łukasza czytamy: „A szły za nim liczne tłumy, i obróciwszy się, rzekł do nich: Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim. Kto nie dźwiga krzyża swojego, a idzie za mną, nie może być uczniem moim. Któż bowiem z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie najpierw i nie obliczy kosztów, czy ma na wykończenie? Aby gdy już położy fundament, a nie może dokończyć, wszyscy, którzy by to widzieli, nie zaczęli naśmiewać się z niego, mówiąc: ten człowiek zaczął budować, a nie mógł dokończyć.” Łk 14,25
Nie wiem, czy powyższe informacje są dla ciebie zachęcające, czy pobudzają do wiary, ale wiem, że Jezus jest wspaniałym Nauczycielem, doskonale ocenia problemy i możliwości ucznia, staje się jego niezawodnym Przyjacielem, a przede wszystkim w Nim jest ratunek przed wiecznym piekłem. I choć proces uczenia się jest trudny - obfituje w niezwykłe błogosławieństwa.
Co jest dla ciebie ważniejsze: pozbycie się swoich problemów, czy chęć „zapisania” się do szkoły Chrystusa? Gdzie skarb twój, tam serce. Koncentrując uwagę na sobie możesz cały świat pozyskać i odnieść wiele sukcesów, ale na duszy poniesiesz straszliwą szkodę. Wszyscy ludzie, którzy nie są w Tej Szkole, w Tym Innym Świecie – służą szatanowi. Nie istnieje trzecia opcja. Przyjdź i zaufaj Nauczycielowi i Lekarzowi, Mistrzowi i Królowi, Temu, który Cię stworzył.

Poniżej kilka fragmentów kilku książek, w których mowa jest o uczniostwie jako dojrzałości, o uczniostwie przejawiającym się w miłości do rodziny i przyjaciół, o uczniostwie, które jest praktycznym życiem w bliskości i posłuszeństwie Panu Jezusowi. Już same tytuły tych książek potwierdzają Biblijną tezę, że ani nazywanie siebie chrześcijaninem, ani wiedza teologiczna nie czynią z nikogo ucznia Chrystusa.




Nikt nie rodzi się uczniem Chrystusa – Walter A. Henrichsen

Istnieje wiele podręczników, technik i metod, z których korzystać można w procesie wychowywania uczniów. Należy je wyraźnie odróżnić od zasad, które odznaczają się uniwersalnym odniesieniem. Tak, na przykład, Jezus powiedział do Żydów, którzy uwierzyli w Niego: „...Jeżeli wytrwacie W Słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie” (J 8:31). Jedną z zasad ucznia jest „trwanie w Słowie”. Wszelkie zaś kursy biblijne, czy dostępne zbiory wersetów do zapamiętywania, to tylko metody mogące ułatwić owo „trwanie w Słowie”. Początkujący uczeń będzie nieraz oczekiwał od ciebie -swego wychowawcy pomocy w znalezieniu najlepszych metod, nigdy jednak nie powinny one stać się najważniejszym celem procesu przygotowania uczniów.

Człowieka można poznać poznając jego Boga. Ale poznanie Boga przez człowieka, to coś zupełnie innego. Oto Bóg, Stwórca nieba i ziemi, powiada: „Jestem Bogiem Abrahama". Niewiarygodne! Stwórca daje się poznać przez Swoje stworzenie. „Jeśli chcecie wiedzieć, jaki jestem -mówi -spójrzcie na Abrahama”. Czy przez ciebie także dostrzec można żywego Boga? Czy Bóg może powiedzieć do ciebie, czytelnika tej książki: „Jeśli chcesz wiedzieć jaki jestem, spojrzyj tylko na siebie?”

Powiedzieliśmy sobie, że w procesie wychowywania uczniów powinniśmy skupiać uwagę na:

1. Zasadach raczej, niż metodach
2. Zaspokajaniu ludzkich potrzeb raczej, niż na rozwijaniu i ćwiczeniu nowych technik
3. Doskonaleniu procesów myślowych raczej, niż praktycznych umiejętności
4. Wpajaniu zaufania do Boga raczej, niż nauce teorii o Bogu.

W tym momencie łatwo już można dostrzec, że powyższe propozycje stanowią cztery aspekty tej samej prawdy, jakby cztery ścianki diamentu. Drogocenny kamień, który oglądamy, to przekonanie i wizja celu.
Ktoś powiedział, że chrześcijaństwo, to w 90% walka o przetrwanie. Być może jest tak naprawdę, być może nie. Jeśli jednak twoim celem, jako chrześcijanina jest, samo przetrwanie, to jesteś skazany na niepowodzenie. Jesteś jak bokser, który wchodzi na ring, umiejąc jedynie się bronić. Nie jest on w stanie zwyciężyć. Potrzebna jest do tego także umiejętność atakowania. Dla chrześcijanina atak jest symbolem planu, celu działania.


Radykalni uczniowie – John R.W. Stott


Kościół bez wątpienia doświadcza niezwykłego wzrostu w wielu częściach świata. Dane statystyczne są w tej dziedzinie wręcz zadziwiające i nie byłoby przesady w stwierdzeniu, że nastąpiła eksplozja wzrostu. Na przykład liczebność Kościoła w Chinach wzrosła od połowy XX wieku co najmniej stokrotnie. Obecnie w każdą niedzielę na nabożeństwach gromadzi się w tym kraju więcej wierzących niż łącznie we wszystkich kościołach w Europie Zachodniej.
Nie należy jednak popadać w przesadny triumfalizm, gdyż często mamy do czynienia ze wzrostem pozbawionym głębi.
Powierzchowność uczniostwa jest troską powszechną i przywódcy zborów często ubolewają nad tą sytuacją. Pewien lider z Azji Południowej napisał do mnie niedawno, że choć w jego kraju Kościół wzrasta liczebnie, „olbrzymi problem stanowi brak pobożności i spójności charakteru”. Podobnie wyraził się także przywódca z Afryki  twierdząc, że dobrze wie o gwałtownym wzroście Kościoła w Afryce, jednak „wzrost ten jest w znacznej mierze liczebny, a Kościołowi brakuje mocnych biblijnych i teologicznych fundamentów”.
Jeszcze bardziej uderzające słowa padły w kwietniu 2006 roku w Los Angeles z ust Cao Shengije, ówczesnej prezes Chińskiej Rady Chrześcijańskiej: „Niektórzy twierdzą, że Kościół radzi sobie dobrze, jeśli liczby rosną. Chcemy, aby każdego dnia ludzie przyłączali się do Kościoła. Ale nie zależy nam jedynie na liczbach, lecz na tym, aby wraz ze wzrostem liczebnym następowało utwierdzenie wiary Kościoła.”
Już powyższe trzy cytaty przywódców z krajów rozwijających się wystarczą, aby wykazać, że „wzrost bez głębi”, czyli statystyczne powiększanie się Kościoła, któremu nie towarzyszy rozwój uczniostwa, nie jest zarzutem wysuwanym w ich stronę przez resztę globu, ale osobistym przekonaniem liderów chrześcijańskich w tychże krajach.
Powaga problemu jest tym większa, że taka sytuacja nie podoba się Bogu. I twierdzę tak z całym przekonaniem, gdyż apostołowie, których pisma znalazły się Nowym Testamencie, karcili czytelników swych listów za brak dojrzałości i apelowali, aby wzrastali oni w wierze.



Uczniostwo według planu Mistrza – Win Arn & Charles Arn

Gdy celem pierwszych chrześcijan jak nakazał Chrystus było czynienie uczniami, pierwotny Kościół rozwijał się niezwykle szybko. Czynnikiem tego rozwoju był społeczny system wzajemnego włączania do wspólnoty członków rodzin, przyjaciół i sympatyków. Chrystus często nakazywał nowonarodzonym, aby wrócili do swoich domów (rodzin i przyjaciół) i przekazali im dobrą nowinę. Znany biblista Michael Green w swojej książce (Ewangelizacja w pierwotnym Kościele) mówi, że „Kościół Nowego Testamentu pod względem religijnym popierał strategię rozwoju opartą na domownikach”. Łukasz opowiada, jak owi domownicy reagowali na ewangelię, na skutek czego „Pan dołączał do nich codziennie tych, którzy dostępowali zbawienia" (Dz 2,47). Dlaczego rodzina i przyjaciele byli tak podatni na ewangelię? Z dwóch powodów: po pierwsze troska i miłość, charakteryzujące rodzinną społeczność, decydowały o poziomie zaufania, przyjaznej postawie i ogólnym zainteresowaniu. W rodzinie uważnie przysłuchiwano się i odnoszono się z szacunkiem do trosk i przekonań każdej osoby. Po drugie, bliski kontakt z wierzącą osobą przekonywał o prawdziwej zmianie jej życia i realnej miłości Mistrza. Zmiana sposobu życia danej osoby ma wielki wpływ na jej rodzinę i przyjaciół.
Pierwsi chrześcijanie wiedzieli, że gdy poselstwo o Bożej miłości będzie zwiastowane i demonstrowane przez tych, których słuchacze znają i którym ufają, przeszkody nieufności i podejrzliwości zostaną stopniowo wyeliminowane, a podatność na przyjęcie dobrej nowiny niezwykle wzrośnie. Dlatego członkowie pierwotnego Kościoła naśladowali Chrystusa w zjednywaniu nowych uczniów, stąd dobra nowina o Bożej miłości w naturalny sposób szybko rozpowszechniała się wśród domowników i przyjaciół.

Jaki procent zapytanych dało poniższe odpowiedzi na pytanie o poznanie Chrystusa i przynależność do kościoła? Oto ich zestawienie:

Szczególna potrzeba                     1-2%
Po prostu przyszedłem                  2-3 %
Pastor                                         5-6%
Odwiedziny                                  1-2%
Szkoła niedzielna                          4-5%
Nabożeństwo ewangelizacyjne       0,5%
Program kościelny                        2-3%
Przyjaciel lub krewny                  75-90%


Prawdziwe uczniostwo – Oswald Chambers


Szlachetne uczucie, pod wpływem którego możemy twierdzić, że wierzymy w daną rzecz, sprawdza się tylko wtedy, gdy sami żyjemy duchem tej rzeczy.
Nie mam prawa mówić, że, wierzę w Boga, jeśli mego życia nie otwieram przed Jego wszechwidzącym okiem.
Nie mam prawa mówić, że wierzę, iż Jezus jest Synem Bożym, jeśli w swoim życiu nie poddaję się odwiecznemu Duchowi, który wolny od wszelkiego samolubstwa objawił się w Jezusie.
Nie mam prawa mówić, że wierzę w Boże przebaczenie, jeśli we własnym sercu pielęgnuję postawę braku przebaczenia. Boże przebaczenie jest próbą, dzięki której sam jestem oceniany.

Wiara jest całkowitym powierzeniem się Bogu. Oznacza, że pewne rzeczy przyjmujemy jako coś nieuchronnego, odcinając się przy tym od możliwości odwrotu. Porzucenie wiary jest jak utrata bliskiej osoby (por. 2Sm 12, 21-23).
Wiara to rezygnacja z wszelkich roszczeń do zasług. Dlatego tak trudno jest uwierzyć.
Wierzący to ten, którego całe istnienie opiera się na dokonanym dziele odkupienia.
Łatwiej być wiernym własnym przekonaniom, aniżeli Jezusowi Chrystusowi. Jeśli bowiem chcemy okazać Mu wierność, nasze przekonania będą musiały ulec przemianie.
Popełniamy błąd, gdy usiłujemy nauczać o krzyżu, pod czas gdy odmawiamy czynienia tego, o czym mówił nam Jezus, tj. Jego wywyższania. „A gdy Ja będę wywyższony ponad ziemię, wszystkich do siebie pociągnę” (J 12,32).

Nie zostaliśmy posłani, by specjalizować się w doktrynie, lecz by wywyższać Jezusa, który sam dokona dzieła zbawienia i uświęcenia dusz. Gdy zamieniamy się w handlarzy doktryną, wtedy brakuje poznania Bożej mocy. Dajemy jedynie poznać żarliwość swojego wołania.
Bóg zna sposoby podważania ludzkich doktryn, które są Mu przeszkodą, by dosięgnąć duszy człowieka.
Doktryna nigdy nie jest przewodnikiem do chrześcijańskiego doświadczenia; doktryna jest ukazaniem doświadczenia chrześcijańskiego. Im bardziej oddalamy się od Jezusa, tym bardziej dogmatyczni stajemy się w swych religijnych przekonaniach. Natomiast im bardziej żyjemy z Jezusem, tym mniejsze mamy o czymś przeświadczenie, a bardziej wierzymy Jemu.
Nie możesz zrozumieć Jezusa Chrystusa, dopóki nie przyjmiesz tego, co objawia o Nim Nowy Testament. Musisz być po Jego stronie, zanim będziesz mógł Go zrozumieć.
Bacz, abyś nie przychodził do Jezusa pełen uprzedzeń. Przyjdź polegając na Duchu Świętym. On mnie uwielbi, powiedział Jezus (J 16,13-14).

Przyznaj, że Jezus Chrystus jest tą osobą, o której mówi Nowy Testament, a twoją powinnością jest uznanie za prawdę tego, co o sobie powiedział.
Najbardziej wyraźną kwestią w Nowym Testamencie jest fakt nadania naszemu Panu wszelkiej władzy. Współcześnie istnieje tendencja do nadawania pierwszeństwa prawdzie, doktrynie, a nie Jezusowi Chrystusowi.
Prawda to osoba, nie twierdzenie. Jeśli bez zastrzeżeń ufam logicznej wierze, stanę się niewierny Panu Jezusowi. Najbardziej fundamentalne herezje rozdzierające Kościół Chrystusowy zbudowano na tym, czego może dokonać Jezus, zamiast na Nim samym. Następstwem jest zawsze ruina duchowego doświadczenia.

Niebezpieczeństwo kryjące się w ruchach pietystycznych polega na tym, że wmawia się nam, co powinniśmy czuć. Nie przybliżamy się jednak do Boga, ponieważ pozostajemy beznadziejnie uzależnieni od pobożnej postawy. W
rezultacie to, co widzimy, nie jest nowotestamentową pieczęcią Ducha Świętego, lecz mieszaniną nieposłusznego intelektu z udawanym, kurczowym i pobożnym trzymaniem się Jezusa.
Ilekroć ruch uświęceniowy podnosi głowę i zaczyna być świadomy własnej świętości, tylekroć grozi mu stanie się wysłannikiem diabła, choć rozpoczynał akcentując zaniedbaną prawdę.

Jeśli zwiastujesz świętość, uświęcenie, Boże uzdrowienie lub powtórne przyjście Pana, okazuje się, że schodzisz na manowce, ponieważ decentralizujesz prawdę. Musimy skupić wzrok na Jezusie Chrystusie, nie na tym, co On czyni. Jam jest Prawda (por. J 14,6).
Jeśli chcę poznać, kim jest Jezus, muszę okazywać Mu posłuszeństwo. Jednak większość z nas nie zna Jezusa, ponieważ nie mamy najmniejszego zamiaru być Mu posłuszni.


Droga do uczniostwa – Bert Clendennen

Jezus powiedział, że uczeń ma wydawać owoce. Owoc jest produktem życia, uczynki są mechaniczne. Możesz powiesić pomarańcz na dębie, ale ona nie urośnie, tylko umrze.
Obecnie w kościele widzimy wiele takich pomarańczy na dębach. Mamy wyuczonego Chrystusa, wyuczone tańce i wyuczone języki. Każdego z przeciętną inteligencją można nauczyć, jak powiedzieć kilka słów na językach, ale to nie znaczy, że ten ktoś otrzymał Ducha Świętego. Duch Święty jest życiem. Języki nie dają nam Ducha Świętego, ale Duch Święty daje języki. Cudem nie jest to, że powiem kilka słów w językach. Cudem jest to, że Wszechmocny Bóg daje mi coś do powiedzenia. Kościół stał się tak mechaniczny, że nawet bezbożnicy mogą to robić. Ludzie przychodzą do kościoła w niedzielę, by się dobrze bawić, a w poniedziałek żyją jak diabeł. Bóg chce objawiać Swoją moc w tym pokoleniu, ale by tak mogło być, musi zacząć od nas. Jeżeli pozwolimy, by proces uświęcenia odbywał się w naszym życiu, to będziemy wydawać owoc sprawiedliwości. Kiedy człowiek rodzi się na nowo, zaczyna się historia doświadczeń i on staje się produktem życia wiecznego. Chrześcijaństwo, to przekazywanie życia, wiecznego życia, które nie może być zniszczone. Wtedy kościół jest tak wieczny, jak wieczny jest Bóg.
Kiedy Mao Tse Tong przejął władzę w Chinach, było tam zaledwie jeden milion protestanckich wierzących. Mao i jego komunizm zamordowali przywódców, skonfiskowali ich majątki i rozproszyli tą trzodę po całych Chinach. Kiedy Mao poszedł do piekła, w Chinach było między 50 a 100 milionów narodzonych na nowo wierzących. To znaczy, że kiedy Mao umarł, w Chinach było 50 do 100 razy więcej wierzących, niż kiedy objął władzę. Kościół w Chinach był bez struktur i spotykali się po domach. Nie mogli mieć kampanii ewangelizacyjnych i dlatego te tłumy nie nawróciły się w kościołach, ale zostali zbawieni poprzez życie, które rodzi życie, jeden na jednego. Jestem narodzony na nowo, spotykam ciebie i zbawiam. Prawie 100 milionów ludzi zostało zbawionych w Chinach, bez audycji radiowych i telewizyjnych. Ci chińscy uczniowie byli tysiąc razy efektywniejsi, niż my w wolnym świecie. Dlaczego? Bo oni byli żywi. To nie była gra, ani rytuał. Oni znali Jezusa i On nimi kierował. To nie była widowiskowość, ale oni wydawali owoc sprawiedliwości. Owoc sprawiedliwości można ocenić tylko w następnym pokoleniu. Ludzie po narodzeniu nie są od razu doskonali. Uświęcenie w niektórych działa wolniej, niż w innych. Kiedy czytamy Nowy Testament, aż trudno uwierzyć, że chrześcijanie w Koryncie i w Efezie należą do tej samej rodziny. A jednak Paweł jednych i drugich nazywa świętymi. Jedni interesują się tylko sprawami niebiańskimi, a drudzy sprzeczają się, który kaznodzieja lepiej im się podoba. W Koryncie człowiek zajmuje cały obraz, a w Efezie liczy się tylko „nowy człowiek”, czyli Jezus Chrystus. Jednak oni należą do tej samej rodziny. Po prostu łaska Boża zdziałała więcej w jednych, niż w drugich. Są w Kościele tacy, którzy nie doszli tak daleko, jak inni, ale nie można ich wyrzucać, jeżeli rzeczywiście narodzili się na nowo. Owoc będzie poznany dopiero w drugiej generacji. Wtedy będzie widać, jakiego rodzaju nawróconych produkujemy. Owocem dzisiejszego głoszenia będzie Kościół jutra. Obserwowałem to już przez ponad dekadę. Kościół jest taki, jakich nawróconych produkuje. Mamy nawróconych bez pragnienia duchowego. Nie można już prowadzić nabożeństwa przebudzeniowego przez więcej, niż 3 dni, bo przestaną przychodzić. W większości nie można już uzyskać takiego owocu ze spotkania modlitewnego, jak kiedyś.

Najbardziej niepopularną osobą w kościele jest Bóg. Jeżeli ogłosisz, że przyjeżdża znany zespół muzyczny, przyjdą tłumy. Jeżeli ogłosisz, że będzie serwowane jedzenie, przyjdzie tylu, że nie będziesz ich mógł nakarmić. Ale ogłoś, że w piątek będzie spotkanie modlitewne, a będziesz najbardziej samotnym człowiekiem w kościele!



Klejnoty obietnic Bożych  – Charles Spurgeon

„Jeśli  przykazań moich przestrzegać będziecie, trwać będziecie w miłości mojej.” J 15,10
Tych dwóch rzeczy nie można rozdzielić trwania w posłuszeństwie i trwania w miłości Jezusa. Tylko życie pod panowaniem Chrystusa może udowodnić, że jesteśmy tymi, w których Pan ma upodobanie. Musimy przestrzegać Jego przykazań, jeśli chcemy rozkoszować się Jego miłością. Jeśli żyjemy w grzechu, nie możemy żyć w miłości Chrystusa. Bez świętości, która podoba się Bogu, nie jesteśmy w stanie zadowolić Pana Jezusa. Ten, kogo świętość nic nie obchodzi, nie wie nic o miłości Jezusa.

Świadoma radość, wypływająca z miłości naszego Pana, jest delikatną sprawą. Jest o wiele wrażliwsza na grzech i świętość niż słupek rtęci na zimno i ciepło. Kiedy mamy wrażliwe serce i dbamy o to, żeby nasze myśli, słowa oraz życie oddawały cześć naszemu Panu, Jezusowi, wtedy otrzymujemy niezliczone dowody Jego miłości. Jeśli pragniemy trwać w takim szczęściu, musimy trwać w świętości. Pan Jezus nie ukryje swojego oblicza przed nami, jeśli my nie ukryjemy naszej twarzy przed Nim. To grzech sprawia, że chmura zasłania nasze Słońce. Jeśli będziemy z czujnością posłuszni i całkowicie oddani, będziemy chodzić w światłości, jak Bóg jest w światłości (1 J 1,7) i będziemy trwać w miłości Jezusa tak pewnie, jak On trwa w miłości Ojca. Oto wspaniała obietnica z poważnym „jeśli”. Panie, pozwól mi mieć to „jeśli” w moim ręku, bo ono jak klucz otwiera tę szkatułkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz