poniedziałek, 8 lipca 2019

Zeloci Ducha Świętego

Rozmawiając niedawno z osobami, które przeżyły chrzest Duchem Św. (poniżej*) zastanawiałem się, co łączy wszystkie wypowiedzi.  Powtarzały się słowa: niezwykłe, nie da się opisać, wspaniałe, chęć, pragnienie. I właśnie chciałbym się zatrzymać przy tych dwóch ostatnich słowach. Chęć i pragnienie, tak jak i wiara rodzą się ze słuchania. Gdzie nie ma nauki o chrzcie w Duchu Świętym, tam raczej nie objawiają się dary Ducha. To Jezus jest tym, który chrzci ogniem i rozdziela dary. Kiedy już wiemy o darach Ducha, zaczynamy prosić i zabiegać o nie. Apostoł Paweł określa to słowami starajcie się usilnie, po grecku - zēloute (Strong 2206). Słowo to oznacza: ubiegać się o coś, zabiegać, mieć żarliwość, zapał, gorliwość, pragnąć osiągnąć, zazdrościć. Paweł więc zachęca do szczególnej aktywności przed obliczem Bożym, aby Kościół mógł przeżywać manifestacje Ducha Świętego.

Starajcie się usilnie o lepsze dary 1Kor 12,31
Starajcie się usilnie o duchowe dary, a najbardziej o to, aby prorokować. 1Kor 14,1
Starajcie się usilnie, abyście prorokowali, i nie zabraniajcie mówić obcymi językami. 1 Kor 14,39
Ponieważ usilnie zabiegacie o dary duchowe, starajcie się obfitować w to, co buduje kościół. 1Kor 14,12

Od tego słowa pochodzą historyczni zeloci.
„Ruch zelotów (czyli gorliwców) zrodził się prawdopodobnie w Galilei na początku naszej ery, a więc mniej więcej w tym samym czasie i miejscu, gdzie dorastał mały Jezus. Zeloci nie byli sektą religijną. W kwestiach teologicznych nie różnili się właściwie od faryzeuszy, natomiast przyznawali sobie prawo do używania przemocy wobec rzymskich bałwochwalców oraz (co chyba zdarzało się znacznie częściej) wobec kolaborujących z Rzymianami Żydów, których majątki z satysfakcją konfiskowali. By uspokoić sumienie, chętnie wierzyli też, że właśnie w ten sposób przyspieszają nadejście Mesjasza, co - z chrześcijańskiego punktu widzenia - rzeczywiście się spełniło!W połowie I wieku spośród zelotów wyodrębnił się skrajny odłam bezwzględnych zabójców zwanych sikarii (od greckiego sikarioi - nożownicy). Atakowali zazwyczaj w biały dzień, na ludnych placach, niejako zarzynając swoją ofiarę na oczach widzów - co musiało robić wielkie wrażenie i świadczy, że już antyczny terroryzm kładł niemały nacisk na efekt propagandowy. Podobno stosowali także terror masowy zatruwając studnie w tych wsiach i miasteczkach, gdzie ich gorliwość nie cieszyła się odpowiednim zrozumieniem. Kto wie, czy popularny w średniowieczu obraz podstępnego Żyda wrzucającego truciznę do chrześcijańskiej studni nie jest mglistą reminiscencją zelockich wyczynów, ożywioną po przeszło 10 wiekach przez jakiegoś szczególnie oczytanego inkwizytora.” (Lech Stępniewski)

W Nowym Testamencie mamy wielu zelotów: Jeden z apostołów to Szymon – Zelota – prawdopodobnie mógł być takim gorliwcem przeciw Rzymowi, zanim powołał go Jezus. Gorliwcami prawa (zelotami zakonu) nazywano Żydów, którzy uwierzyli, ale nie oderwali się jeszcze od Prawa Mojżeszowego (Dz 21,20). Paweł o sobie mówił, że jest zapaleńcem Boga (Dz 22,3), a kiedyś był zapaleńcem zakonu.

W Starym Testamencie chciałbym szczególną uwagę zwrócić na Pinechasa. Jego wzburzenie i  błyskawiczna reakcja – przebicie włócznią Izraelity i Midianitki, zatrzymało plagę spowodowaną gniewem Boga.
Pinechas, syn Eleazara, wnuk kapłana Aarona, odwrócił moje wzburzenie od synów Izraela. Uczynił tak przez to, że w swojej żarliwości wyraził wśród nich moją żarliwość. Dzięki temu, w mej własnej żarliwości, nie wytępiłem synów Izraela doszczętnie. Przekaż mu więc, że oto Ja zawrę z nim przymierze pokoju. Będzie ono dla niego i dla jego potomków przymierzem wieczystego kapłaństwa — za to, że okazał żarliwość dla swojego Boga i dokonał przebłagania za synów Izraela. 4Mojż 25,11-13

W Septuagincie mamy tu tą samą myśl, to samo słowo – zēloute. Żarliwość Pinechasa niech będzie dla nas zachętą i motywacją w zabieganiu o dary Ducha. Oczywiście żarliwość oparta na właściwym poznaniu (Rz 10,2). Patrząc na Pinechasa, zastanówmy co powinno charakteryzować chrześcijanina pragnącego darów Ducha. Dziadkiem Pinechasa był Aaron, a tatą Eleazar. Nasz zelota znał dobrze błędy swojej rodziny. Brzydził się złotym cielcem dziadka oraz innym ogniem swoich stryjów. Podziwiał wiarę i służbę taty. Nie zasmucał Ducha Bożego, ale też nie poprzestawał na tym - całym sercem angażował się w służbę. Miał głęboką świadomość Bożych obietnic. Wyraźnie rozróżniał co jest dobre, a co złe. Zatem osoba zabiegająca o dary charakteryzuje się prawością, dynamiką, aktywnością, odwagą. Zbliżajmy się zatem z ufną odwagą do tronu łaski – zachęca list do Hebrajczyków – i prośmy z wiarą, bez powątpiewania – dodaje Jakub. A Bóg obdarowuje chętnie swoje dzieci. Ponadnaturalnie. 

W Starym Testamencie przeważnie tak bywało, że niestety zdecydowana mniejszość ludu Bożego to zeloci JHWH. Wg Tozera, współcześnie co tysięczny chrześcijanin wykazuje taki ponadprzeciętny zapał. Oby w naszej lokalnej społeczności większość stanowili niepospolici, zachłanni święci starający się usilnie o dary Ducha.

Za podsumowanie i zachętę do usilnego starania niech posłuży fragment książki A.W. Tozera  – „Radykalny krzyż”:
       „Prawowierne chrześcijaństwo spadło na obecny niski poziom na skutek
braku duchowego pragnienia. Wśród tak wielkiej liczby wyznawców wiary chrześcijańskiej zaledwie jeden na tysiąc przejawia pasjonujące pragnienie zbliżenia się do Boga. Wielu naszych doradców duchowych w swojej praktyce używa Pisma Świętego po to, aby zniechęcić tych, u których tu i tam budzą się takie pragnienia. Boimy się ekstremów i uciekamy w popłochu przed zbytnią gorliwością w wierze, tak jak gdyby było możliwe posiadanie za dużo miłości, za dużo wiary, za dużo świętości.
       Czasem zdarza się, że serce podskakuje z radości, kiedy uda nam się odkryć jakiegoś zachłannego świętego, gotowego poświęcić wszystko dla radości przeżywania Boga w coraz ściślejszej społeczności z Nim. Do takich kierujemy te słowa zachęty: Módl się dalej, bojuj dalej, śpiewaj dalej! Nie lekceważ niczego, co zrobił już dla ciebie, dziękuj Mu za wszystko, coś otrzymał dotychczas, lecz nie zatrzymuj się na tym. Dąż usilnie i wytrwale do głębszych rzeczy Bożych. Domagaj się kosztowania z głębszych tajemnic odkupienia. Stój na twardym gruncie, lecz pozwól sercu unosić się tak wysoko, jak tylko zechce. Nie gódź się na przeciętność i nie kapituluj przed chłodem twojego duchowego otoczenia. Jeśli będziesz usilnie do tego dążył, niebo z pewnością otworzy się dla ciebie i tak samo jak prorok Ezechiel zobaczysz widzenie Boga.”


*) Świadectwa Chrztu Duchem Świętym

To było kilka miesięcy po nawróceniu, gdy Jezus zabrał mi papierosy. Wcześniej modliłam się o to, ale nie wierzyłam, że przestanę palić. Wszyscy, tylko nie ja. Paliłam ponad 2 paczki dziennie. A na drugi dzień przestałam zupełnie. Chodziłam wówczas na katolickie spotkania odnowy w Duchu Świętym. Bardzo się zbliżyłam do Boga. Któregoś dnia byłam w pokoju i modliłam się. Miałam ogromną wdzięczność w sobie i przepełniała mnie radość, jakiej wcześniej nie doświadczyłam. To jest trudno opisać, było to niezwykłe przeżycie. W pewnym momencie zaczął mi się plątać język. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Poszłam do drugiego pokoju i mówię do mojego starszego brata (który zwiastował mi ewangelię kiedyś): Tadeusz, coś jest ze mną nie tak. A on: Co się dzieje? A ja:  chcę mówić, ale nie umiem. A on mnie złapał za ramiona i zachęcił: mów, jak cię Duch prowadzi. Poddaj się Bogu. To było coś cudownego, a jednocześnie dziwnego. Z początku blokowałam te języki, ale potem odpuściłam i modliłam się w niesamowitej błogości. Wydawało mi się momentami, że jest to głupie, ale też piękne. Przepełniała mnie ogromna miłość. Nie do opisania. Miałam ochotę wyjść i krzyczeć ludziom o Jezusie, chciałam ich przytulać. Wtedy przyszedł ze szkoły Bartosz – mój syn – miał 17 lat. Jak wszedł do mieszkania, to powiedział: Tu stało się coś dziwnego, jest jakiś zapach w mieszkaniu… ja też tego chcę, ja też chcę to przeżyć. I jakiś czas potem też przeżył chrzest Duchem Świętym.
Dzisiaj niestety nie pielęgnuję już tak bardzo tego daru, ponieważ jest wiele nadużyć wokół (w różnych kościołach). Zauważyłam, że ludzie sztucznie naśladują modlitwy językami, a w kościołach charyzmatycznych często zamiast bojaźni jest pokaz fałszywych obdarowań. (BJ)
***

Od kiedy zacząłem uczęszczać do zboru zielonoświątkowego, wiele słyszałem o Duchu Świętym, ale najczęściej pojęcie chrztu w Duchu Świętym pojawiało się w pytaniach kierowanych do mnie, czy już doświadczyłem tego przeżycia i czy mówię językami? Z jednej strony motywowało to mnie do szukania i zabiegania o takie doświadczanie, z drugiej zaś odczuwałem swego rodzaju presję. Kiedy odpowiadałem negatywnie na te pytania, widziałem zdziwienie i poczucie wyższości na twarzach pytających, bo oni już byli po, a ja jeszcze przed... nawet, aby nie czuć się gorszym od innych, czasami odpowiadałem, że ja też mówię językami. Pojawiło się w mojej głowie myślenie, że chrzest Duchem Świętym jest zaliczeniem kolejnego etapu we wzroście chrześcijańskim i byciu dojrzałym. Starałem się wychodzić do modlitwy , gdy modlono się o chrzest Duchem, prosiłem innych o modlitwę i modliłem się sam. Podczas jednego z takich doświadczeń ktoś wkładał ręce na mnie i kazał powtarzać słowa, sylaby i głoski, których zupełnie nie rozumiałem. Czułem wielkie rozczarowanie po takiej modlitwie wiedząc, że to było tylko naśladowanie dźwięków i nie było w tym nic nadnaturalnego. Byłem zniechęcony i zrezygnowany, przestałem wychodzić do modlitwy i ufać takim modlicielom.
I oto pewnej środy, podczas nabożeństwa na którym usługiwał br. Michał Hydzik i mówił o służbie kapłańskiej ze Starego Testamentu, podczas końcowej modlitwy zboru doświadczyłem niezwykłego przeżycia. Byłem sam na balkonie kaplicy i zacząłem mówić innymi językami odczuwając nieznaną wcześnie radość. Myślałem, że skoczę z balkonu i będę fruwał przeżywając obecność Ducha Świętego. Nikt nie modlił się o mnie, nie nakładał rąk i nie kazał powtarzać dziwnych dźwięków, ale Duch Święty sam przyszedł i napełnił mnie. Chwała Dobremu Bogu! (GK)
***

Byłam tego dnia w kuchni. 2001 rok. Świeżo po nawróceniu i po chrzcie wodnym. I jak to bywa u nowonarodzonych, byłam pełna zachwytu, modlitwy, radości. Zaczęłam śpiewać. Czułam taką lekkość, jakbym się unosiła, latała. Taki błogi stan. Nie umiem tego opisać. To było niezwykłe. Nie otrzymałam daru języków, ale byłam przeszczęśliwa. I do wieczora byłam w takim stanie. Jak domownicy z pracy przyszli to dziwnie się mi przyglądali. To moje przeżycie chrztu w Duchu Świętym trwało jeszcze kilka dni. Potem już niestety nie miałam aż takich wyraźnych spotkań z Bogiem. Za to po tym wydarzeniu zaczęły się kłopoty zdrowotne. Miałam trzy operacje. Ale sam Jezus pomagał mi przez to wszystko przechodzić. (KB)
***

Chrzest Duchem Świętym przeżyłam w Kościele Metodystycznym w Gdańsku w 1993 roku. Do tej pory byłam taką przeciętną katoliczką i nie znałam Biblii. Miałam koleżankę, która była żoną pastora w tym kościele. Ja o tym nie wiedziałam. Chodziłam czasem do nich, a oni podsuwali mi Biblię, co bardzo mnie denerwowało. Któregoś dnia pytałam ich o pewne sprawy związane z wiarą, oni wyjaśnili mi ewangelię i na końcu jej mąż powiedział: ziarno zasialiśmy, teraz od Boga zależy plon. Potem wprosiłam się na ich nabożeństwo. Był tam taki pastor z Bydgoszczy, Janusz Olszański, miał słowo, które mnie bardzo dotknęło. Duch Święty dotknął mnie też przez pieśń nr 124 ze śpiewnika metodystycznego. Poleciały łzy. Cały czas płakałam. Byłam pełna zachwytu nad Bogiem i jednocześnie smutku nad swoim grzechem. Wówczas całe życie oddałam Jezusowi. Wkrótce przyjęłam chrzest wodny. (GM)
***
Podczas gdy Apollos przebywał w Koryncie, obszedł Paweł wyżynne okolice i przyszedł do Efezu, a spotkawszy niektórych uczniów,  rzekł do nich: Czy otrzymaliście Ducha Świętego, gdy uwierzyliście? A oni mu na to: Nawet nie słyszeliśmy, że jest Duch Święty. Dz 19, 1-2
Zostałam zbawiona i uwierzyłam w Jezusa Chrystusa jako mojego Pana na przełomie 1980 i 1981 roku. W tym czasie przeżywałam z Bogiem szczególne chwile, pełne mocy Ducha Św., choć jeszcze tego do końca nie rozumiałam. Jednym z takich przeżyć było całkowite napełnienie Duchem Świętym, wówczas w moim wnętrzu usłyszałam: „nie lękaj się, to Ja Jestem”
Będąc jeszcze w Kościele Baptystycznym już wiedziałam, że oprócz przeżycia nowonarodzenia jest coś więcej i pragnęłam tego. W moich poszukiwaniach trafiłam do zboru na Menonitów (jeszcze wtedy Zjednoczony Kościół Ewangeliczny). Tam po nabożeństwie podeszło do mnie pewne małżeństwo i zapytali: Czy przeżyłaś chrzest w Duchu Św.? Gdy zapytałam: A co to jest chrzest w Duchu Św.? – zabrali mnie do swojego domu i wyłożyli naukę Pisma Św. na ten temat. Zapraszali też na grupy domowe na modlitwy. Pamiętając moje wcześniejsze przeżycia duchowe, zapragnęłam tym bardziej tego daru. Ustawicznie  i z determinacją się o to modliłam. Czasem nie mogłam spać ani jeść, tak mną to zawładnęło. Którejś soboty poszłam do pobliskiego lasu i w deszczu kilka godzin się modliłam. Błagałam Boga o to przeżycie. Około 2 lata później poznałam wierzących z Gdyni i tam na grupie modlili się o mnie i zostałam ochrzczona Duchem Św. Na początku modliłam się dwoma, trzema słowami w innym języku, potem to się rozwinęło. Byłam bardzo poruszona i szczęśliwa, ale chrzest ten przeżyłam bardzo spokojnie. Warto było modlić się z determinacją i warto było cierpliwie czekać na spełnienie tego marzenia. Na koniec chciałabym powiedzieć, że chrzest w Duchu Św. jest dla wszystkich wierzących. Nie jest on jedynie dla kilku wybranych, ale dla każdego, kto wierzy i pragnie. Jezus podkreślał, że każdy kto w Niego uwierzy otrzyma dar Ducha. Chrzest w Duchu Św. oznacza wyposażenie w moc do służby. Ale weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami Dz 1,8 (DW)
 ***

Chrzest Duchem Świętym przeżyłem w swoim pokoju. Było to pół roku po nawróceniu. Wcześniej jeździłem z Natalią – moją późniejszą żoną – na Ukrainę do jej zboru. Tam chrzest Duchem jest normą. Jest to naturalne, że nowonarodzone osoby są chrzczone Duchem. Zapragnąłem więc tego, modliłem się i prosiłem Jezusa o to. I któregoś dnia, planując wcześniej czas z Bogiem, zacząłem się modlić i próbowałem coś mówić na językach. I odczułem takie ciepło w środku, jakby potwierdzenie od Boga, że to jest dobre. Było to dziwne, bo te słowa to nie było coś, co myślałem żeby powiedzieć, raczej było to poza rozumem. Było to bardzo przyjemne uczucie. Można by powiedzieć, że byłem w pełni szczęśliwy. Bo do tej pory czułem, że we mnie nie ma czegoś, że jest we mnie miejsce, które ma być zapełnione. Od tego momentu miałem już wszystko co jest potrzebne do życia z Bogiem. (RW)
***


To wydarzyło się kilka lat po nawróceniu. Dużo słyszałam o tym, że można przyjąć Ducha Świętego. Zaczęłam pragnąć, szukać, w modlitwie, uwielbianiu. Po pewnym czasie miałam takie odczucie, że chyba tego nie doświadczę, ponieważ bardzo dużo wierzących mówiło, że te dary wygasły wraz z pierwszym Kościołem. Jednak przeważyło moje pragnienie i wiara. Zauważyłam, że w Biblii nic nie ma na temat ustania darów, czy tego, że one były przeznaczone tylko dla pierwszych chrześcijan. Poza tym znałam osobiście chrześcijan, którzy to przeżyli, a też sama miałam przeżycia duchowe, z tym, że to jeszcze nie był chrzest Duchem. Miałam wizje spotkań z aniołami, podczas których zachwycałam się Bogiem. To nie były sny lecz takie widzenia z aniołami w mojej sypialni. Myślę, że przez to Bóg mnie przygotowywał do chrztu Duchem i utwierdzał, że warto pragnąć. Potem doświadczyłam chrztu Duchem Świętym. Te wizje były jakby czymś zewnętrznym, a chrzest był w środku. Duch Boży wypełnił mnie od wewnątrz, było to niezwykłe przeżycie, trudno to opisać. Tą błogość, radość, piękno, pokój. Doświadczenie obecności Bożej we mnie. Zapewnienie, że jestem na dobrej drodze. To miało ogromny wpływ na dalsze życie. Czwórka moich dzieci zauważyła, że się zmieniłam, wyczuwały, że idę dobrą drogą. W tym czasie miałam problemy ze zdrowiem. Do tego momentu byłam bardzo spięta, pełna lęku, bardzo się martwiłam, nie mogłam sobie z tym poradzić. Moje dzieci to widziały i widziały potem tą zmianę. Bóg mi objawiał swoją moc i te wszystkie lęki zabrał. Ale nie stało się to tak od razu. Trochę po chrzcie przyszła próba, z początku chwytałam się jakichś ludzkich rozwiązań, cielesnych. Codzienność przyćmiła te duchowe wyżyny. Jednak dzięki temu co doświadczyłam, mogłam przeciwstawić się temu i odważnie modlić się w ciężkich chorobach o usunięcie lęku. I tak się stało. Tego pragnęłam i to było dla mnie dużo ważniejsze niż dar języków. (MK)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz