
Kim jest uczeń Chrystusa? Jest to człowiek, który narodził się z Ducha
Świętego, który kocha i naśladuje Jezusa. Jest po drugiej stronie; wszedł do
Innego Świata; nie jest częściowo tu, a częściowo tam. Pracownik, który nie ma
umowy o pracę, a wykonuje pewne czynności, które w danej pracy się wykonuje,
nawet jeśli jest to na terenie tego pracodawcy – nie pracuje dla niego. A
człowiek, który ma umowę, a nie wykonuje czynności wymaganych przez pracodawcę,
też nie jest jego pracownikiem. Mamy w naszym kraju ludzi, którzy cenią sobie
wartości chrześcijańskie, często są w kościele, może nawet bronią wszelkiej
sprawy dotyczącej ich denominacji; ale nie są oni uczniami Chrystusa. Prawdziwe
chrześcijaństwo to Inny Świat, to uczniostwo, to trwanie w żywym Słowie. „Jeśli
będziecie we mnie trwać, to i ja będę trwał w was, a wtedy wydacie obfity owoc.
Beze mnie zaś, nie będziecie w stanie wydać duchowego owocu, który tylko ja mogę
zrodzić. Każdy więc, kto nie trwa we mnie, to znaczy nie trwa w moim Słowie,
zostanie odcięty i odrzucony, niczym bezużyteczny pęd winorośli, który wraz z
suchymi gałęziami usuwany jest na zewnątrz winnicy. Tam zaś zostanie zgarnięty i
wrzucony w ogień, by płonąć. Jeśli jednak będziecie trwać we mnie, a dokładnie:
jeśli moje Słowo będzie trwało w was, to proście o cokolwiek zgodnego z wolą
Ojca, a to wam się stanie. W jeden bowiem tylko sposób możecie oddać Ojcu
należną Mu cześć i chwałę: jeśli prawdziwie staniecie się moimi uczniami i
wydacie tego obfity owoc.” J 15,4 (NPD) Chrześcijaństwo to uczniostwo z Jezusem,
do którego Bóg zaprasza każdego. Ale czy każdy tego chce?
Lepiej żyć po swojemu, niż angażować się połowicznie w taką szkołę. Lepiej
przemyśleć, przekalkulować, poczytać, rozważyć i poczekać z pójściem za Jezusem,
niż zrobić to pod wpływem emocji, lub powierzchownie, lub z jakichś
egoistycznych pobudek. Jezus o tym mówił. W ewangelii Łukasza czytamy: „A szły
za nim liczne tłumy, i obróciwszy się, rzekł do nich: Jeśli kto przychodzi do
mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i
sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim. Kto nie dźwiga krzyża
swojego, a idzie za mną, nie może być uczniem moim. Któż bowiem z was, chcąc
zbudować wieżę, nie usiądzie najpierw i nie obliczy kosztów, czy ma na
wykończenie? Aby gdy już położy fundament, a nie może dokończyć, wszyscy, którzy
by to widzieli, nie zaczęli naśmiewać się z niego, mówiąc: ten człowiek zaczął
budować, a nie mógł dokończyć.” Łk 14,25
Nie wiem, czy powyższe informacje są dla ciebie zachęcające, czy pobudzają
do wiary, ale wiem, że Jezus jest wspaniałym Nauczycielem, doskonale ocenia
problemy i możliwości ucznia, staje się jego niezawodnym Przyjacielem, a przede
wszystkim w Nim jest ratunek przed wiecznym piekłem. I choć proces uczenia się
jest trudny - obfituje w niezwykłe błogosławieństwa.
Co jest dla ciebie ważniejsze: pozbycie się swoich problemów, czy chęć
„zapisania” się do szkoły Chrystusa? Gdzie skarb twój, tam serce. Koncentrując
uwagę na sobie możesz cały świat pozyskać i odnieść wiele sukcesów, ale na duszy
poniesiesz straszliwą szkodę. Wszyscy ludzie, którzy nie są w Tej Szkole, w Tym
Innym Świecie – służą szatanowi. Nie istnieje trzecia opcja. Przyjdź i zaufaj
Nauczycielowi i Lekarzowi, Mistrzowi i Królowi, Temu, który Cię stworzył.
Poniżej kilka fragmentów kilku książek, w których mowa jest o uczniostwie
jako dojrzałości, o uczniostwie przejawiającym się w miłości do rodziny i
przyjaciół, o uczniostwie, które jest praktycznym życiem w bliskości i
posłuszeństwie Panu Jezusowi. Już same tytuły tych książek potwierdzają Biblijną
tezę, że ani nazywanie siebie chrześcijaninem, ani wiedza teologiczna nie czynią
z nikogo ucznia Chrystusa.

Nikt nie rodzi się uczniem Chrystusa – Walter A.
Henrichsen
Istnieje wiele podręczników, technik i metod, z których korzystać
można w procesie wychowywania uczniów. Należy je wyraźnie odróżnić od zasad,
które odznaczają się uniwersalnym odniesieniem. Tak, na przykład, Jezus
powiedział do Żydów, którzy uwierzyli w Niego: „...Jeżeli wytrwacie W Słowie
moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie” (J 8:31). Jedną z zasad ucznia jest
„trwanie w Słowie”. Wszelkie zaś kursy biblijne, czy dostępne zbiory wersetów
do zapamiętywania, to tylko metody mogące ułatwić owo „trwanie w Słowie”.
Początkujący uczeń będzie nieraz oczekiwał od ciebie -swego wychowawcy pomocy w
znalezieniu najlepszych metod, nigdy jednak nie powinny one stać się
najważniejszym celem procesu przygotowania uczniów.
Człowieka można poznać poznając jego Boga. Ale poznanie Boga przez człowieka,
to coś zupełnie innego. Oto Bóg, Stwórca nieba i ziemi, powiada: „Jestem Bogiem
Abrahama". Niewiarygodne! Stwórca daje się poznać przez Swoje stworzenie.
„Jeśli chcecie wiedzieć, jaki jestem -mówi -spójrzcie na Abrahama”. Czy przez
ciebie także dostrzec można żywego Boga? Czy Bóg może powiedzieć do ciebie,
czytelnika tej książki: „Jeśli chcesz wiedzieć jaki jestem, spojrzyj tylko na
siebie?”
Powiedzieliśmy sobie, że w procesie wychowywania uczniów powinniśmy skupiać uwagę
na:
1. Zasadach raczej, niż metodach
2. Zaspokajaniu ludzkich potrzeb raczej, niż na rozwijaniu i ćwiczeniu nowych
technik
3. Doskonaleniu procesów myślowych raczej, niż praktycznych umiejętności
4. Wpajaniu zaufania do Boga raczej, niż nauce teorii o Bogu.
W tym momencie łatwo już można dostrzec, że powyższe propozycje stanowią cztery
aspekty tej samej prawdy, jakby cztery ścianki diamentu. Drogocenny kamień,
który oglądamy, to przekonanie i wizja celu.
Ktoś powiedział, że chrześcijaństwo, to w 90% walka o przetrwanie. Być może
jest tak naprawdę, być może nie. Jeśli jednak twoim celem, jako chrześcijanina
jest, samo przetrwanie, to jesteś skazany na niepowodzenie. Jesteś jak bokser,
który wchodzi na ring, umiejąc jedynie się bronić. Nie jest on w stanie
zwyciężyć. Potrzebna jest do tego także umiejętność atakowania. Dla
chrześcijanina atak jest symbolem planu, celu działania.
Radykalni
uczniowie – John R.W. Stott

Kościół bez wątpienia doświadcza niezwykłego wzrostu w wielu częściach świata.
Dane statystyczne są w tej dziedzinie wręcz zadziwiające i nie byłoby przesady
w stwierdzeniu, że nastąpiła eksplozja wzrostu. Na przykład liczebność Kościoła
w Chinach wzrosła od połowy XX wieku co najmniej stokrotnie. Obecnie w każdą
niedzielę na nabożeństwach gromadzi się w tym kraju więcej wierzących niż
łącznie we wszystkich kościołach w Europie Zachodniej.
Nie należy jednak popadać w przesadny triumfalizm, gdyż często mamy do
czynienia ze wzrostem pozbawionym głębi.
Powierzchowność uczniostwa jest troską powszechną i przywódcy zborów często
ubolewają nad tą sytuacją. Pewien lider z Azji Południowej napisał do mnie
niedawno, że choć w jego kraju Kościół wzrasta liczebnie, „olbrzymi problem
stanowi brak pobożności i spójności charakteru”. Podobnie wyraził się także
przywódca z Afryki twierdząc, że dobrze
wie o gwałtownym wzroście Kościoła w Afryce, jednak „wzrost ten jest w znacznej
mierze liczebny, a Kościołowi brakuje mocnych biblijnych i teologicznych
fundamentów”.
Jeszcze bardziej uderzające słowa padły w kwietniu 2006 roku w Los Angeles z
ust Cao Shengije, ówczesnej prezes Chińskiej Rady Chrześcijańskiej: „Niektórzy
twierdzą, że Kościół radzi sobie dobrze, jeśli liczby rosną. Chcemy, aby
każdego dnia ludzie przyłączali się do Kościoła. Ale nie zależy nam jedynie na
liczbach, lecz na tym, aby wraz ze wzrostem liczebnym następowało utwierdzenie
wiary Kościoła.”
Już powyższe trzy cytaty przywódców z krajów rozwijających się wystarczą, aby
wykazać, że „wzrost bez głębi”, czyli statystyczne powiększanie się Kościoła,
któremu nie towarzyszy rozwój uczniostwa, nie jest zarzutem wysuwanym w ich stronę
przez resztę globu, ale osobistym przekonaniem liderów chrześcijańskich w
tychże krajach.
Powaga problemu jest tym większa, że taka sytuacja nie podoba się Bogu. I
twierdzę tak z całym przekonaniem, gdyż apostołowie, których pisma znalazły się
Nowym Testamencie, karcili czytelników swych listów za brak dojrzałości i
apelowali, aby wzrastali oni w wierze.

Uczniostwo
według planu Mistrza – Win Arn & Charles Arn
Gdy celem pierwszych chrześcijan jak nakazał Chrystus było
czynienie uczniami, pierwotny Kościół rozwijał się niezwykle szybko. Czynnikiem
tego rozwoju był społeczny system wzajemnego włączania do wspólnoty członków
rodzin, przyjaciół i sympatyków. Chrystus często nakazywał nowonarodzonym, aby
wrócili do swoich domów (rodzin i przyjaciół) i przekazali im dobrą nowinę.
Znany biblista Michael Green w swojej książce (Ewangelizacja w pierwotnym
Kościele) mówi, że „Kościół Nowego Testamentu pod względem religijnym popierał
strategię rozwoju opartą na domownikach”. Łukasz opowiada, jak owi domownicy
reagowali na ewangelię, na skutek czego „Pan dołączał do nich codziennie tych,
którzy dostępowali zbawienia" (Dz 2,47). Dlaczego rodzina i przyjaciele
byli tak podatni na ewangelię? Z dwóch powodów: po pierwsze troska i miłość,
charakteryzujące rodzinną społeczność, decydowały o poziomie zaufania,
przyjaznej postawie i ogólnym zainteresowaniu. W rodzinie uważnie
przysłuchiwano się i odnoszono się z szacunkiem do trosk i przekonań każdej
osoby. Po drugie, bliski kontakt z wierzącą osobą przekonywał o prawdziwej
zmianie jej życia i realnej miłości Mistrza. Zmiana sposobu życia danej osoby
ma wielki wpływ na jej rodzinę i przyjaciół.
Pierwsi chrześcijanie wiedzieli, że gdy poselstwo o Bożej miłości będzie
zwiastowane i demonstrowane przez tych, których słuchacze znają i którym ufają,
przeszkody nieufności i podejrzliwości zostaną stopniowo wyeliminowane, a podatność
na przyjęcie dobrej nowiny niezwykle wzrośnie. Dlatego członkowie pierwotnego
Kościoła naśladowali Chrystusa w zjednywaniu nowych uczniów, stąd dobra nowina
o Bożej miłości w naturalny sposób szybko rozpowszechniała się wśród domowników
i przyjaciół.
Jaki procent zapytanych dało poniższe odpowiedzi na pytanie o poznanie
Chrystusa i przynależność do kościoła? Oto ich zestawienie:
Szczególna potrzeba 1-2%
Po prostu przyszedłem 2-3 %
Pastor 5-6%
Odwiedziny 1-2%
Szkoła niedzielna 4-5%
Nabożeństwo ewangelizacyjne 0,5%
Program kościelny 2-3%
Przyjaciel lub krewny 75-90%
Prawdziwe uczniostwo – Oswald Chambers
Szlachetne uczucie, pod wpływem którego możemy twierdzić, że wierzymy w daną
rzecz, sprawdza się tylko wtedy, gdy sami żyjemy duchem tej rzeczy.
Nie mam prawa mówić, że, wierzę w Boga, jeśli mego życia nie
otwieram przed Jego wszechwidzącym okiem.
Nie mam prawa mówić, że wierzę, iż Jezus jest Synem Bożym, jeśli w swoim życiu
nie poddaję się odwiecznemu Duchowi, który wolny od wszelkiego samolubstwa
objawił się w Jezusie.
Nie mam prawa mówić, że wierzę w Boże przebaczenie, jeśli we własnym sercu
pielęgnuję postawę braku przebaczenia. Boże przebaczenie jest próbą, dzięki
której sam jestem oceniany.
Wiara jest całkowitym powierzeniem się Bogu. Oznacza, że pewne rzeczy
przyjmujemy jako coś nieuchronnego, odcinając się przy tym od możliwości
odwrotu. Porzucenie wiary jest jak utrata bliskiej osoby (por. 2Sm 12, 21-23).
Wiara to rezygnacja z wszelkich roszczeń do zasług. Dlatego tak trudno jest
uwierzyć.
Wierzący to ten, którego całe istnienie opiera się na dokonanym dziele
odkupienia.
Łatwiej być wiernym własnym przekonaniom, aniżeli Jezusowi Chrystusowi. Jeśli
bowiem chcemy okazać Mu wierność, nasze przekonania będą musiały ulec przemianie.
Popełniamy błąd, gdy usiłujemy nauczać o krzyżu, pod czas gdy odmawiamy
czynienia tego, o czym mówił nam Jezus, tj. Jego wywyższania. „A gdy Ja będę
wywyższony ponad ziemię, wszystkich do siebie pociągnę” (J 12,32).
Nie zostaliśmy posłani, by specjalizować się w doktrynie, lecz by wywyższać
Jezusa, który sam dokona dzieła zbawienia i uświęcenia dusz. Gdy zamieniamy się
w handlarzy doktryną, wtedy brakuje poznania Bożej mocy. Dajemy jedynie poznać
żarliwość swojego wołania.
Bóg zna sposoby podważania ludzkich doktryn, które są Mu przeszkodą, by
dosięgnąć duszy człowieka.
Doktryna nigdy nie jest przewodnikiem do chrześcijańskiego doświadczenia;
doktryna jest ukazaniem doświadczenia chrześcijańskiego. Im bardziej oddalamy
się od Jezusa, tym bardziej dogmatyczni stajemy się w swych religijnych
przekonaniach. Natomiast im bardziej żyjemy z Jezusem, tym mniejsze mamy o czymś
przeświadczenie, a bardziej wierzymy Jemu.
Nie możesz zrozumieć Jezusa Chrystusa, dopóki nie przyjmiesz tego, co objawia o
Nim Nowy Testament. Musisz być po Jego stronie, zanim będziesz mógł Go
zrozumieć.
Bacz, abyś nie przychodził do Jezusa pełen uprzedzeń. Przyjdź polegając na
Duchu Świętym. On mnie uwielbi, powiedział Jezus (J 16,13-14).
Przyznaj, że Jezus Chrystus jest tą osobą, o której mówi Nowy Testament, a
twoją powinnością jest uznanie za prawdę tego, co o sobie powiedział.
Najbardziej wyraźną kwestią w Nowym Testamencie jest fakt nadania naszemu Panu
wszelkiej władzy. Współcześnie istnieje tendencja do nadawania pierwszeństwa
prawdzie, doktrynie, a nie Jezusowi Chrystusowi.
Prawda to osoba, nie twierdzenie. Jeśli bez zastrzeżeń ufam logicznej wierze,
stanę się niewierny Panu Jezusowi. Najbardziej fundamentalne herezje
rozdzierające Kościół Chrystusowy zbudowano na tym, czego może dokonać Jezus,
zamiast na Nim samym. Następstwem jest zawsze ruina duchowego doświadczenia.
Niebezpieczeństwo kryjące się w ruchach pietystycznych polega na tym, że wmawia
się nam, co powinniśmy czuć. Nie przybliżamy się jednak do Boga, ponieważ
pozostajemy beznadziejnie uzależnieni od pobożnej postawy. W rezultacie
to, co widzimy, nie jest nowotestamentową pieczęcią Ducha Świętego, lecz
mieszaniną nieposłusznego intelektu z udawanym, kurczowym i pobożnym trzymaniem
się Jezusa.
Ilekroć ruch uświęceniowy podnosi głowę i zaczyna być świadomy własnej
świętości, tylekroć grozi mu stanie się wysłannikiem diabła, choć rozpoczynał akcentując
zaniedbaną prawdę.
Jeśli zwiastujesz świętość, uświęcenie, Boże uzdrowienie lub powtórne przyjście
Pana, okazuje się, że schodzisz na manowce, ponieważ decentralizujesz prawdę.
Musimy skupić wzrok na Jezusie Chrystusie, nie na tym, co On czyni. Jam jest Prawda
(por. J 14,6).
Jeśli chcę poznać, kim jest Jezus, muszę okazywać Mu posłuszeństwo. Jednak
większość z nas nie zna Jezusa, ponieważ nie mamy najmniejszego zamiaru być Mu
posłuszni.

Droga do uczniostwa – Bert Clendennen
Jezus powiedział, że uczeń ma wydawać owoce. Owoc jest produktem życia,
uczynki są mechaniczne. Możesz powiesić pomarańcz na dębie, ale ona nie urośnie,
tylko umrze.
Obecnie w kościele widzimy wiele takich pomarańczy na dębach. Mamy
wyuczonego Chrystusa, wyuczone tańce i wyuczone języki. Każdego z przeciętną
inteligencją można nauczyć, jak powiedzieć kilka słów na językach, ale to nie
znaczy, że ten ktoś otrzymał Ducha Świętego. Duch Święty jest życiem. Języki nie
dają nam Ducha Świętego, ale Duch Święty daje języki. Cudem nie jest to, że
powiem kilka słów w językach. Cudem jest to, że Wszechmocny Bóg daje mi coś do
powiedzenia. Kościół stał się tak mechaniczny, że nawet bezbożnicy mogą to
robić. Ludzie przychodzą do kościoła w niedzielę, by się dobrze bawić, a w
poniedziałek żyją jak diabeł. Bóg chce objawiać Swoją moc w tym pokoleniu, ale
by tak mogło być, musi zacząć od nas. Jeżeli pozwolimy, by proces uświęcenia
odbywał się w naszym życiu, to będziemy wydawać owoc sprawiedliwości. Kiedy
człowiek rodzi się na nowo, zaczyna się historia doświadczeń i on staje się
produktem życia wiecznego. Chrześcijaństwo, to przekazywanie życia, wiecznego
życia, które nie może być zniszczone. Wtedy kościół jest tak wieczny, jak
wieczny jest Bóg.
Kiedy Mao Tse Tong przejął władzę w Chinach, było tam zaledwie jeden milion
protestanckich wierzących. Mao i jego komunizm zamordowali przywódców,
skonfiskowali ich majątki i rozproszyli tą trzodę po całych Chinach. Kiedy Mao
poszedł do piekła, w Chinach było między 50 a 100 milionów narodzonych na nowo
wierzących. To znaczy, że kiedy Mao umarł, w Chinach było 50 do 100 razy więcej
wierzących, niż kiedy objął władzę. Kościół w Chinach był bez struktur i
spotykali się po domach. Nie mogli mieć kampanii ewangelizacyjnych i dlatego te
tłumy nie nawróciły się w kościołach, ale zostali zbawieni poprzez życie, które
rodzi życie, jeden na jednego. Jestem narodzony na nowo, spotykam ciebie i
zbawiam. Prawie 100 milionów ludzi zostało zbawionych w Chinach, bez audycji
radiowych i telewizyjnych. Ci chińscy uczniowie byli tysiąc razy efektywniejsi,
niż my w wolnym świecie. Dlaczego? Bo oni byli żywi. To nie była gra, ani
rytuał. Oni znali Jezusa i On nimi kierował. To nie była widowiskowość, ale oni
wydawali owoc sprawiedliwości. Owoc sprawiedliwości można ocenić tylko w
następnym pokoleniu. Ludzie po narodzeniu nie są od razu doskonali. Uświęcenie w
niektórych działa wolniej, niż w innych. Kiedy czytamy Nowy Testament, aż trudno
uwierzyć, że chrześcijanie w Koryncie i w Efezie należą do tej samej rodziny. A
jednak Paweł jednych i drugich nazywa świętymi. Jedni interesują się tylko
sprawami niebiańskimi, a drudzy sprzeczają się, który kaznodzieja lepiej im się
podoba. W Koryncie człowiek zajmuje cały obraz, a w Efezie liczy się tylko „nowy
człowiek”, czyli Jezus Chrystus. Jednak oni należą do tej samej rodziny. Po
prostu łaska Boża zdziałała więcej w jednych, niż w drugich. Są w Kościele tacy,
którzy nie doszli tak daleko, jak inni, ale nie można ich wyrzucać, jeżeli
rzeczywiście narodzili się na nowo. Owoc będzie poznany dopiero w drugiej
generacji. Wtedy będzie widać, jakiego rodzaju nawróconych produkujemy. Owocem
dzisiejszego głoszenia będzie Kościół jutra. Obserwowałem to już przez ponad
dekadę. Kościół jest taki, jakich nawróconych produkuje. Mamy nawróconych bez
pragnienia duchowego. Nie można już prowadzić nabożeństwa przebudzeniowego przez
więcej, niż 3 dni, bo przestaną przychodzić. W większości nie można już uzyskać
takiego owocu ze spotkania modlitewnego, jak kiedyś.
Najbardziej niepopularną osobą w kościele jest Bóg. Jeżeli ogłosisz, że
przyjeżdża znany zespół muzyczny, przyjdą tłumy. Jeżeli ogłosisz, że będzie
serwowane jedzenie, przyjdzie tylu, że nie będziesz ich mógł nakarmić. Ale
ogłoś, że w piątek będzie spotkanie modlitewne, a będziesz najbardziej samotnym
człowiekiem w kościele!

Klejnoty obietnic Bożych – Charles Spurgeon
„Jeśli przykazań moich przestrzegać będziecie, trwać będziecie w miłości
mojej.” J 15,10
Tych dwóch rzeczy nie można rozdzielić trwania w posłuszeństwie i trwania w
miłości Jezusa. Tylko życie pod panowaniem Chrystusa może udowodnić, że jesteśmy
tymi, w których Pan ma upodobanie. Musimy przestrzegać Jego przykazań, jeśli
chcemy rozkoszować się Jego miłością. Jeśli żyjemy w grzechu, nie możemy żyć w
miłości Chrystusa. Bez świętości, która podoba się Bogu, nie jesteśmy w stanie
zadowolić Pana Jezusa. Ten, kogo świętość nic nie obchodzi, nie wie nic o
miłości Jezusa.
Świadoma radość, wypływająca z miłości naszego Pana, jest delikatną sprawą.
Jest o wiele wrażliwsza na grzech i świętość niż słupek rtęci na zimno i ciepło.
Kiedy mamy wrażliwe serce i dbamy o to, żeby nasze myśli, słowa oraz życie
oddawały cześć naszemu Panu, Jezusowi, wtedy otrzymujemy niezliczone dowody Jego
miłości. Jeśli pragniemy trwać w takim szczęściu, musimy trwać w świętości. Pan
Jezus nie ukryje swojego oblicza przed nami, jeśli my nie ukryjemy naszej twarzy
przed Nim. To grzech sprawia, że chmura zasłania nasze Słońce. Jeśli będziemy z
czujnością posłuszni i całkowicie oddani, będziemy chodzić w światłości, jak Bóg
jest w światłości (1 J 1,7) i będziemy trwać w miłości Jezusa tak pewnie, jak On
trwa w miłości Ojca. Oto wspaniała obietnica z poważnym „jeśli”. Panie, pozwól
mi mieć to „jeśli” w moim ręku, bo ono jak klucz otwiera tę szkatułkę.