poniedziałek, 22 października 2018

Udręki


Cierpienie i udręka spotyka każdego prawdziwego chrześcijanina. Apostołowie w swoich listach piszą, że nie ma się co dziwić. Poniżej fragmenty listu Piotra i różne wypowiedzi.



***



A skoro sam Chrystus - pomimo swej świętości - doświadczył w ludzkiej naturze cierpienia, to uzbrójcie się w myśl, że wy również będziecie doznawać różnego rodzaju cierpień w czasie, gdy nadal jeszcze funkcjonujecie w obecnej naturze. Udręki te biorą się z faktu, że chociaż macie w sercach pragnienie, by do końca swych dni pełnić wolę Bożą, to jednak wasza grzeszna natura nadal zwodzi was różnorodnymi pożądaniami. Jednak nie poddawajcie się jej! Zbyt wiele czasu już zmarnowaliście na realizowanie swych iście pogańskich pragnień, gdy żyliście w rozwiązłości i rozpuście, folgując swym pożądliwościom w orgiach, pijatykach i w niegodziwym bałwochwalstwie. Nie dziwcie się też, że ci wszyscy, z którymi kiedyś razem to czyniliście, a którzy nadal w tym tkwią, zaskoczeni są waszą odmianą. Widzą wyraźnie, że wam nie jest już z nimi po drodze i więcej już nie garniecie się do nich, by wspólnie dalej nurzać się w tych obrzydliwościach. Dlatego rzucają na was swoje oszczerstwa. 1 Pt 4,1-4 NPD

***

Umiłowani! Raz jeszcze podkreślam: nie czujcie się zaskoczeni intensywnością udręk i cierpień, których wielu z was doświadcza. Nie przydarza się wam nic niezwykłego! Raczej rozumiejcie, że dzięki tym doświadczeniom wasza wytrwałość ma szansę prawdziwie się umocnić. Jeśli zaś na tym świecie -współuczestnicząc w cierpieniach podobnych do Chrystusowych - potraficie zachować w swych sercach Bożą radość, to przecież znacznie większe szczęście i wesele spotka was wówczas, gdy On ponownie objawi się w chwale. 1 Pt 4,12-13 NPD

***
Dobrze, że od czasu do czasu napotykamy na sprzeciw i że jesteśmy złośliwie i niezasłużenie osądzani, kiedy nasze działania i intencje są dobre. - Tomas A Kempis

***
Wątpię , aby Bóg mógł używać kogoś, zanim głęboko go nie zrani. - A.W. Tozer

***
Kiedykolwiek szatan uderza w wierzących, 8 razy na 10 robi to, posługując się innymi wierzącymi - Jay C. Globmaster


poniedziałek, 10 września 2018

Wejście do Innego Świata



Kim jest uczeń Chrystusa? Jest to człowiek, który narodził się z Ducha Świętego, który kocha i naśladuje Jezusa. Jest po drugiej stronie; wszedł do Innego Świata; nie jest częściowo tu, a częściowo tam. Pracownik, który nie ma umowy o pracę, a wykonuje pewne czynności, które w danej pracy się wykonuje, nawet jeśli jest to na terenie tego pracodawcy – nie pracuje dla niego. A człowiek, który  ma umowę, a nie wykonuje czynności wymaganych przez pracodawcę, też nie jest jego pracownikiem. Mamy w naszym kraju ludzi, którzy cenią sobie wartości chrześcijańskie, często są w kościele, może nawet bronią wszelkiej sprawy dotyczącej ich denominacji; ale nie są oni uczniami Chrystusa. Prawdziwe chrześcijaństwo to Inny Świat,  to uczniostwo, to trwanie w żywym Słowie. „Jeśli będziecie we mnie trwać, to i ja będę trwał w was, a wtedy wydacie obfity owoc. Beze mnie zaś, nie będziecie w stanie wydać duchowego owocu, który tylko ja mogę zrodzić. Każdy więc, kto nie trwa we mnie, to znaczy nie trwa w moim Słowie, zostanie odcięty i odrzucony, niczym bezużyteczny pęd winorośli, który wraz z suchymi gałęziami usuwany jest na zewnątrz winnicy. Tam zaś zostanie zgarnięty i wrzucony w ogień, by płonąć. Jeśli jednak będziecie trwać we mnie, a dokładnie: jeśli moje Słowo będzie trwało w was, to proście o cokolwiek zgodnego z wolą Ojca, a to wam się stanie. W jeden bowiem tylko sposób możecie oddać Ojcu należną Mu cześć i chwałę: jeśli prawdziwie staniecie się moimi uczniami i wydacie tego obfity owoc.” J 15,4 (NPD) Chrześcijaństwo to uczniostwo z Jezusem, do którego Bóg zaprasza każdego. Ale czy każdy tego chce?
Lepiej żyć po swojemu, niż angażować się połowicznie w taką szkołę. Lepiej przemyśleć, przekalkulować, poczytać, rozważyć i poczekać z pójściem za Jezusem, niż zrobić to pod wpływem emocji, lub powierzchownie, lub z jakichś egoistycznych pobudek. Jezus o tym mówił. W ewangelii Łukasza czytamy: „A szły za nim liczne tłumy, i obróciwszy się, rzekł do nich: Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim. Kto nie dźwiga krzyża swojego, a idzie za mną, nie może być uczniem moim. Któż bowiem z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie najpierw i nie obliczy kosztów, czy ma na wykończenie? Aby gdy już położy fundament, a nie może dokończyć, wszyscy, którzy by to widzieli, nie zaczęli naśmiewać się z niego, mówiąc: ten człowiek zaczął budować, a nie mógł dokończyć.” Łk 14,25
Nie wiem, czy powyższe informacje są dla ciebie zachęcające, czy pobudzają do wiary, ale wiem, że Jezus jest wspaniałym Nauczycielem, doskonale ocenia problemy i możliwości ucznia, staje się jego niezawodnym Przyjacielem, a przede wszystkim w Nim jest ratunek przed wiecznym piekłem. I choć proces uczenia się jest trudny - obfituje w niezwykłe błogosławieństwa.
Co jest dla ciebie ważniejsze: pozbycie się swoich problemów, czy chęć „zapisania” się do szkoły Chrystusa? Gdzie skarb twój, tam serce. Koncentrując uwagę na sobie możesz cały świat pozyskać i odnieść wiele sukcesów, ale na duszy poniesiesz straszliwą szkodę. Wszyscy ludzie, którzy nie są w Tej Szkole, w Tym Innym Świecie – służą szatanowi. Nie istnieje trzecia opcja. Przyjdź i zaufaj Nauczycielowi i Lekarzowi, Mistrzowi i Królowi, Temu, który Cię stworzył.

Poniżej kilka fragmentów kilku książek, w których mowa jest o uczniostwie jako dojrzałości, o uczniostwie przejawiającym się w miłości do rodziny i przyjaciół, o uczniostwie, które jest praktycznym życiem w bliskości i posłuszeństwie Panu Jezusowi. Już same tytuły tych książek potwierdzają Biblijną tezę, że ani nazywanie siebie chrześcijaninem, ani wiedza teologiczna nie czynią z nikogo ucznia Chrystusa.




Nikt nie rodzi się uczniem Chrystusa – Walter A. Henrichsen

Istnieje wiele podręczników, technik i metod, z których korzystać można w procesie wychowywania uczniów. Należy je wyraźnie odróżnić od zasad, które odznaczają się uniwersalnym odniesieniem. Tak, na przykład, Jezus powiedział do Żydów, którzy uwierzyli w Niego: „...Jeżeli wytrwacie W Słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie” (J 8:31). Jedną z zasad ucznia jest „trwanie w Słowie”. Wszelkie zaś kursy biblijne, czy dostępne zbiory wersetów do zapamiętywania, to tylko metody mogące ułatwić owo „trwanie w Słowie”. Początkujący uczeń będzie nieraz oczekiwał od ciebie -swego wychowawcy pomocy w znalezieniu najlepszych metod, nigdy jednak nie powinny one stać się najważniejszym celem procesu przygotowania uczniów.

Człowieka można poznać poznając jego Boga. Ale poznanie Boga przez człowieka, to coś zupełnie innego. Oto Bóg, Stwórca nieba i ziemi, powiada: „Jestem Bogiem Abrahama". Niewiarygodne! Stwórca daje się poznać przez Swoje stworzenie. „Jeśli chcecie wiedzieć, jaki jestem -mówi -spójrzcie na Abrahama”. Czy przez ciebie także dostrzec można żywego Boga? Czy Bóg może powiedzieć do ciebie, czytelnika tej książki: „Jeśli chcesz wiedzieć jaki jestem, spojrzyj tylko na siebie?”

Powiedzieliśmy sobie, że w procesie wychowywania uczniów powinniśmy skupiać uwagę na:

1. Zasadach raczej, niż metodach
2. Zaspokajaniu ludzkich potrzeb raczej, niż na rozwijaniu i ćwiczeniu nowych technik
3. Doskonaleniu procesów myślowych raczej, niż praktycznych umiejętności
4. Wpajaniu zaufania do Boga raczej, niż nauce teorii o Bogu.

W tym momencie łatwo już można dostrzec, że powyższe propozycje stanowią cztery aspekty tej samej prawdy, jakby cztery ścianki diamentu. Drogocenny kamień, który oglądamy, to przekonanie i wizja celu.
Ktoś powiedział, że chrześcijaństwo, to w 90% walka o przetrwanie. Być może jest tak naprawdę, być może nie. Jeśli jednak twoim celem, jako chrześcijanina jest, samo przetrwanie, to jesteś skazany na niepowodzenie. Jesteś jak bokser, który wchodzi na ring, umiejąc jedynie się bronić. Nie jest on w stanie zwyciężyć. Potrzebna jest do tego także umiejętność atakowania. Dla chrześcijanina atak jest symbolem planu, celu działania.


Radykalni uczniowie – John R.W. Stott


Kościół bez wątpienia doświadcza niezwykłego wzrostu w wielu częściach świata. Dane statystyczne są w tej dziedzinie wręcz zadziwiające i nie byłoby przesady w stwierdzeniu, że nastąpiła eksplozja wzrostu. Na przykład liczebność Kościoła w Chinach wzrosła od połowy XX wieku co najmniej stokrotnie. Obecnie w każdą niedzielę na nabożeństwach gromadzi się w tym kraju więcej wierzących niż łącznie we wszystkich kościołach w Europie Zachodniej.
Nie należy jednak popadać w przesadny triumfalizm, gdyż często mamy do czynienia ze wzrostem pozbawionym głębi.
Powierzchowność uczniostwa jest troską powszechną i przywódcy zborów często ubolewają nad tą sytuacją. Pewien lider z Azji Południowej napisał do mnie niedawno, że choć w jego kraju Kościół wzrasta liczebnie, „olbrzymi problem stanowi brak pobożności i spójności charakteru”. Podobnie wyraził się także przywódca z Afryki  twierdząc, że dobrze wie o gwałtownym wzroście Kościoła w Afryce, jednak „wzrost ten jest w znacznej mierze liczebny, a Kościołowi brakuje mocnych biblijnych i teologicznych fundamentów”.
Jeszcze bardziej uderzające słowa padły w kwietniu 2006 roku w Los Angeles z ust Cao Shengije, ówczesnej prezes Chińskiej Rady Chrześcijańskiej: „Niektórzy twierdzą, że Kościół radzi sobie dobrze, jeśli liczby rosną. Chcemy, aby każdego dnia ludzie przyłączali się do Kościoła. Ale nie zależy nam jedynie na liczbach, lecz na tym, aby wraz ze wzrostem liczebnym następowało utwierdzenie wiary Kościoła.”
Już powyższe trzy cytaty przywódców z krajów rozwijających się wystarczą, aby wykazać, że „wzrost bez głębi”, czyli statystyczne powiększanie się Kościoła, któremu nie towarzyszy rozwój uczniostwa, nie jest zarzutem wysuwanym w ich stronę przez resztę globu, ale osobistym przekonaniem liderów chrześcijańskich w tychże krajach.
Powaga problemu jest tym większa, że taka sytuacja nie podoba się Bogu. I twierdzę tak z całym przekonaniem, gdyż apostołowie, których pisma znalazły się Nowym Testamencie, karcili czytelników swych listów za brak dojrzałości i apelowali, aby wzrastali oni w wierze.



Uczniostwo według planu Mistrza – Win Arn & Charles Arn

Gdy celem pierwszych chrześcijan jak nakazał Chrystus było czynienie uczniami, pierwotny Kościół rozwijał się niezwykle szybko. Czynnikiem tego rozwoju był społeczny system wzajemnego włączania do wspólnoty członków rodzin, przyjaciół i sympatyków. Chrystus często nakazywał nowonarodzonym, aby wrócili do swoich domów (rodzin i przyjaciół) i przekazali im dobrą nowinę. Znany biblista Michael Green w swojej książce (Ewangelizacja w pierwotnym Kościele) mówi, że „Kościół Nowego Testamentu pod względem religijnym popierał strategię rozwoju opartą na domownikach”. Łukasz opowiada, jak owi domownicy reagowali na ewangelię, na skutek czego „Pan dołączał do nich codziennie tych, którzy dostępowali zbawienia" (Dz 2,47). Dlaczego rodzina i przyjaciele byli tak podatni na ewangelię? Z dwóch powodów: po pierwsze troska i miłość, charakteryzujące rodzinną społeczność, decydowały o poziomie zaufania, przyjaznej postawie i ogólnym zainteresowaniu. W rodzinie uważnie przysłuchiwano się i odnoszono się z szacunkiem do trosk i przekonań każdej osoby. Po drugie, bliski kontakt z wierzącą osobą przekonywał o prawdziwej zmianie jej życia i realnej miłości Mistrza. Zmiana sposobu życia danej osoby ma wielki wpływ na jej rodzinę i przyjaciół.
Pierwsi chrześcijanie wiedzieli, że gdy poselstwo o Bożej miłości będzie zwiastowane i demonstrowane przez tych, których słuchacze znają i którym ufają, przeszkody nieufności i podejrzliwości zostaną stopniowo wyeliminowane, a podatność na przyjęcie dobrej nowiny niezwykle wzrośnie. Dlatego członkowie pierwotnego Kościoła naśladowali Chrystusa w zjednywaniu nowych uczniów, stąd dobra nowina o Bożej miłości w naturalny sposób szybko rozpowszechniała się wśród domowników i przyjaciół.

Jaki procent zapytanych dało poniższe odpowiedzi na pytanie o poznanie Chrystusa i przynależność do kościoła? Oto ich zestawienie:

Szczególna potrzeba                     1-2%
Po prostu przyszedłem                  2-3 %
Pastor                                         5-6%
Odwiedziny                                  1-2%
Szkoła niedzielna                          4-5%
Nabożeństwo ewangelizacyjne       0,5%
Program kościelny                        2-3%
Przyjaciel lub krewny                  75-90%


Prawdziwe uczniostwo – Oswald Chambers


Szlachetne uczucie, pod wpływem którego możemy twierdzić, że wierzymy w daną rzecz, sprawdza się tylko wtedy, gdy sami żyjemy duchem tej rzeczy.
Nie mam prawa mówić, że, wierzę w Boga, jeśli mego życia nie otwieram przed Jego wszechwidzącym okiem.
Nie mam prawa mówić, że wierzę, iż Jezus jest Synem Bożym, jeśli w swoim życiu nie poddaję się odwiecznemu Duchowi, który wolny od wszelkiego samolubstwa objawił się w Jezusie.
Nie mam prawa mówić, że wierzę w Boże przebaczenie, jeśli we własnym sercu pielęgnuję postawę braku przebaczenia. Boże przebaczenie jest próbą, dzięki której sam jestem oceniany.

Wiara jest całkowitym powierzeniem się Bogu. Oznacza, że pewne rzeczy przyjmujemy jako coś nieuchronnego, odcinając się przy tym od możliwości odwrotu. Porzucenie wiary jest jak utrata bliskiej osoby (por. 2Sm 12, 21-23).
Wiara to rezygnacja z wszelkich roszczeń do zasług. Dlatego tak trudno jest uwierzyć.
Wierzący to ten, którego całe istnienie opiera się na dokonanym dziele odkupienia.
Łatwiej być wiernym własnym przekonaniom, aniżeli Jezusowi Chrystusowi. Jeśli bowiem chcemy okazać Mu wierność, nasze przekonania będą musiały ulec przemianie.
Popełniamy błąd, gdy usiłujemy nauczać o krzyżu, pod czas gdy odmawiamy czynienia tego, o czym mówił nam Jezus, tj. Jego wywyższania. „A gdy Ja będę wywyższony ponad ziemię, wszystkich do siebie pociągnę” (J 12,32).

Nie zostaliśmy posłani, by specjalizować się w doktrynie, lecz by wywyższać Jezusa, który sam dokona dzieła zbawienia i uświęcenia dusz. Gdy zamieniamy się w handlarzy doktryną, wtedy brakuje poznania Bożej mocy. Dajemy jedynie poznać żarliwość swojego wołania.
Bóg zna sposoby podważania ludzkich doktryn, które są Mu przeszkodą, by dosięgnąć duszy człowieka.
Doktryna nigdy nie jest przewodnikiem do chrześcijańskiego doświadczenia; doktryna jest ukazaniem doświadczenia chrześcijańskiego. Im bardziej oddalamy się od Jezusa, tym bardziej dogmatyczni stajemy się w swych religijnych przekonaniach. Natomiast im bardziej żyjemy z Jezusem, tym mniejsze mamy o czymś przeświadczenie, a bardziej wierzymy Jemu.
Nie możesz zrozumieć Jezusa Chrystusa, dopóki nie przyjmiesz tego, co objawia o Nim Nowy Testament. Musisz być po Jego stronie, zanim będziesz mógł Go zrozumieć.
Bacz, abyś nie przychodził do Jezusa pełen uprzedzeń. Przyjdź polegając na Duchu Świętym. On mnie uwielbi, powiedział Jezus (J 16,13-14).

Przyznaj, że Jezus Chrystus jest tą osobą, o której mówi Nowy Testament, a twoją powinnością jest uznanie za prawdę tego, co o sobie powiedział.
Najbardziej wyraźną kwestią w Nowym Testamencie jest fakt nadania naszemu Panu wszelkiej władzy. Współcześnie istnieje tendencja do nadawania pierwszeństwa prawdzie, doktrynie, a nie Jezusowi Chrystusowi.
Prawda to osoba, nie twierdzenie. Jeśli bez zastrzeżeń ufam logicznej wierze, stanę się niewierny Panu Jezusowi. Najbardziej fundamentalne herezje rozdzierające Kościół Chrystusowy zbudowano na tym, czego może dokonać Jezus, zamiast na Nim samym. Następstwem jest zawsze ruina duchowego doświadczenia.

Niebezpieczeństwo kryjące się w ruchach pietystycznych polega na tym, że wmawia się nam, co powinniśmy czuć. Nie przybliżamy się jednak do Boga, ponieważ pozostajemy beznadziejnie uzależnieni od pobożnej postawy. W
rezultacie to, co widzimy, nie jest nowotestamentową pieczęcią Ducha Świętego, lecz mieszaniną nieposłusznego intelektu z udawanym, kurczowym i pobożnym trzymaniem się Jezusa.
Ilekroć ruch uświęceniowy podnosi głowę i zaczyna być świadomy własnej świętości, tylekroć grozi mu stanie się wysłannikiem diabła, choć rozpoczynał akcentując zaniedbaną prawdę.

Jeśli zwiastujesz świętość, uświęcenie, Boże uzdrowienie lub powtórne przyjście Pana, okazuje się, że schodzisz na manowce, ponieważ decentralizujesz prawdę. Musimy skupić wzrok na Jezusie Chrystusie, nie na tym, co On czyni. Jam jest Prawda (por. J 14,6).
Jeśli chcę poznać, kim jest Jezus, muszę okazywać Mu posłuszeństwo. Jednak większość z nas nie zna Jezusa, ponieważ nie mamy najmniejszego zamiaru być Mu posłuszni.


Droga do uczniostwa – Bert Clendennen

Jezus powiedział, że uczeń ma wydawać owoce. Owoc jest produktem życia, uczynki są mechaniczne. Możesz powiesić pomarańcz na dębie, ale ona nie urośnie, tylko umrze.
Obecnie w kościele widzimy wiele takich pomarańczy na dębach. Mamy wyuczonego Chrystusa, wyuczone tańce i wyuczone języki. Każdego z przeciętną inteligencją można nauczyć, jak powiedzieć kilka słów na językach, ale to nie znaczy, że ten ktoś otrzymał Ducha Świętego. Duch Święty jest życiem. Języki nie dają nam Ducha Świętego, ale Duch Święty daje języki. Cudem nie jest to, że powiem kilka słów w językach. Cudem jest to, że Wszechmocny Bóg daje mi coś do powiedzenia. Kościół stał się tak mechaniczny, że nawet bezbożnicy mogą to robić. Ludzie przychodzą do kościoła w niedzielę, by się dobrze bawić, a w poniedziałek żyją jak diabeł. Bóg chce objawiać Swoją moc w tym pokoleniu, ale by tak mogło być, musi zacząć od nas. Jeżeli pozwolimy, by proces uświęcenia odbywał się w naszym życiu, to będziemy wydawać owoc sprawiedliwości. Kiedy człowiek rodzi się na nowo, zaczyna się historia doświadczeń i on staje się produktem życia wiecznego. Chrześcijaństwo, to przekazywanie życia, wiecznego życia, które nie może być zniszczone. Wtedy kościół jest tak wieczny, jak wieczny jest Bóg.
Kiedy Mao Tse Tong przejął władzę w Chinach, było tam zaledwie jeden milion protestanckich wierzących. Mao i jego komunizm zamordowali przywódców, skonfiskowali ich majątki i rozproszyli tą trzodę po całych Chinach. Kiedy Mao poszedł do piekła, w Chinach było między 50 a 100 milionów narodzonych na nowo wierzących. To znaczy, że kiedy Mao umarł, w Chinach było 50 do 100 razy więcej wierzących, niż kiedy objął władzę. Kościół w Chinach był bez struktur i spotykali się po domach. Nie mogli mieć kampanii ewangelizacyjnych i dlatego te tłumy nie nawróciły się w kościołach, ale zostali zbawieni poprzez życie, które rodzi życie, jeden na jednego. Jestem narodzony na nowo, spotykam ciebie i zbawiam. Prawie 100 milionów ludzi zostało zbawionych w Chinach, bez audycji radiowych i telewizyjnych. Ci chińscy uczniowie byli tysiąc razy efektywniejsi, niż my w wolnym świecie. Dlaczego? Bo oni byli żywi. To nie była gra, ani rytuał. Oni znali Jezusa i On nimi kierował. To nie była widowiskowość, ale oni wydawali owoc sprawiedliwości. Owoc sprawiedliwości można ocenić tylko w następnym pokoleniu. Ludzie po narodzeniu nie są od razu doskonali. Uświęcenie w niektórych działa wolniej, niż w innych. Kiedy czytamy Nowy Testament, aż trudno uwierzyć, że chrześcijanie w Koryncie i w Efezie należą do tej samej rodziny. A jednak Paweł jednych i drugich nazywa świętymi. Jedni interesują się tylko sprawami niebiańskimi, a drudzy sprzeczają się, który kaznodzieja lepiej im się podoba. W Koryncie człowiek zajmuje cały obraz, a w Efezie liczy się tylko „nowy człowiek”, czyli Jezus Chrystus. Jednak oni należą do tej samej rodziny. Po prostu łaska Boża zdziałała więcej w jednych, niż w drugich. Są w Kościele tacy, którzy nie doszli tak daleko, jak inni, ale nie można ich wyrzucać, jeżeli rzeczywiście narodzili się na nowo. Owoc będzie poznany dopiero w drugiej generacji. Wtedy będzie widać, jakiego rodzaju nawróconych produkujemy. Owocem dzisiejszego głoszenia będzie Kościół jutra. Obserwowałem to już przez ponad dekadę. Kościół jest taki, jakich nawróconych produkuje. Mamy nawróconych bez pragnienia duchowego. Nie można już prowadzić nabożeństwa przebudzeniowego przez więcej, niż 3 dni, bo przestaną przychodzić. W większości nie można już uzyskać takiego owocu ze spotkania modlitewnego, jak kiedyś.

Najbardziej niepopularną osobą w kościele jest Bóg. Jeżeli ogłosisz, że przyjeżdża znany zespół muzyczny, przyjdą tłumy. Jeżeli ogłosisz, że będzie serwowane jedzenie, przyjdzie tylu, że nie będziesz ich mógł nakarmić. Ale ogłoś, że w piątek będzie spotkanie modlitewne, a będziesz najbardziej samotnym człowiekiem w kościele!



Klejnoty obietnic Bożych  – Charles Spurgeon

„Jeśli  przykazań moich przestrzegać będziecie, trwać będziecie w miłości mojej.” J 15,10
Tych dwóch rzeczy nie można rozdzielić trwania w posłuszeństwie i trwania w miłości Jezusa. Tylko życie pod panowaniem Chrystusa może udowodnić, że jesteśmy tymi, w których Pan ma upodobanie. Musimy przestrzegać Jego przykazań, jeśli chcemy rozkoszować się Jego miłością. Jeśli żyjemy w grzechu, nie możemy żyć w miłości Chrystusa. Bez świętości, która podoba się Bogu, nie jesteśmy w stanie zadowolić Pana Jezusa. Ten, kogo świętość nic nie obchodzi, nie wie nic o miłości Jezusa.

Świadoma radość, wypływająca z miłości naszego Pana, jest delikatną sprawą. Jest o wiele wrażliwsza na grzech i świętość niż słupek rtęci na zimno i ciepło. Kiedy mamy wrażliwe serce i dbamy o to, żeby nasze myśli, słowa oraz życie oddawały cześć naszemu Panu, Jezusowi, wtedy otrzymujemy niezliczone dowody Jego miłości. Jeśli pragniemy trwać w takim szczęściu, musimy trwać w świętości. Pan Jezus nie ukryje swojego oblicza przed nami, jeśli my nie ukryjemy naszej twarzy przed Nim. To grzech sprawia, że chmura zasłania nasze Słońce. Jeśli będziemy z czujnością posłuszni i całkowicie oddani, będziemy chodzić w światłości, jak Bóg jest w światłości (1 J 1,7) i będziemy trwać w miłości Jezusa tak pewnie, jak On trwa w miłości Ojca. Oto wspaniała obietnica z poważnym „jeśli”. Panie, pozwól mi mieć to „jeśli” w moim ręku, bo ono jak klucz otwiera tę szkatułkę.

czwartek, 6 września 2018

Sukces to łaska Boża ze mną


Zastanawiając się co jest moim sukcesem w życiu pomyślałem o mojej trójce wierzących dzieci, z których jestem bardzo dumny. Nie wiem czy to mój sukces, czy zapracowałem na to, czy to moja zasługa, że trwają w Chrystusie, że podejmują mądre decyzje, że jesteśmy dla siebie przyjaciółmi… Na pewno jest to dla mnie niezwykłe, zaskakujące i fenomenalne. Myślę, że mogę za Pawłem powtórzyć: Pracowałem więcej od nich wszystkich – od wielu ludzi z mojego pokolenia - nie ja, co prawda, lecz łaska Boża ze mną (na podst. 1Kor 15,10). Na moją pracę składają się trzy elementy, trzy wyznaczniki sukcesu, które towarzyszyły mi od momentu nawrócenia. Wybrałem kilka fragmentów z książek na temat szczęścia, sukcesu i zwycięstwa, które znakomicie opisują te wyznaczniki.
1.Sukces to szczęście, które jest produktem ubocznym życia opartego na właściwych wartościach.
2.Sukces to zapominanie o sobie i zwrócenie się ku innym, usługiwanie. 
3.Sukces to świadomość, że Bóg na pewno może poradzić sobie z tym co niemożliwe – a przede wszystkim i głównie z grzechem.


1.Fritz Ridenour – Jak mogę cieszyć się życiem?

Wiersz Ralpha Waldo Emersona podaje następujące kryteria tego, czym jest sukces:

Śmiać się często i serdecznie,
Zdobyć szacunek ludzi inteligentnych
I sympatię dzieci,
Zdobyć aprobatę uczciwych krytyków
I znieść zdradę fałszywych przyjaciół
Cenić piękno,
Znajdować w innych to, co w nich najlepsze
Dać samego siebie,
Zostawić Świat nieco lepszym.
Lepszym o zdrowe dziecko, grządkę w ogrodzie lub
Lepsze warunki społeczne.
Bawić się i śmiać się z entuzjazmem i śpiewać radośnie,
Wiedzieć, że choćby jednej istocie żyje sie lepiej,
Ponieważ ty żyjesz
- To znaczy odnieść sukces.

Chociaż między Pawłem i transcendentalistą Emersonem istnieją różnice
teologiczne, apostołowi podobałby się powyższy wiersz. Dla Pawła zdobycie szacunku i sympatii innych było czymś cennym, podobnie jak uznanie ze strony uczciwych krytyków i umiejętność znoszenia zdrady fałszywych przyjaciół. Umiał docenić to, co piękne, umiał też znajdować u innych rzeczy najlepsze. Zapewne też pozostawił świat nieco lepszym, a wielu ludziom żyło się z powodu niego lepiej. Jednakże Paweł poszedł o milowy krok dalej niż to wszystko. Cenił sukces, ale tylko na Bożych warunkach. Chciał odnieść sukces, ale tylko na chwałę Boga, a nie swoją.
Zakończenie Listu do Filipian stanowi sumę trzech myśli składających się na Pawłową filozofię sukcesu:

*Umiem się ograniczyć, umiem też żyć w obfitości; wszędzie i we wszystkim jestem wyćwiczony; umiem być nasycony, jak i głód cierpieć, obfitować i znosić niedostatek. Flp 4,12

*Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie. Flp 4,14
*A Bóg mój zaspokoi wszelką potrzebę waszą według bogactwa swego w chwale, w Chrystusie Jezusie. Flp 4,19
Dlaczego pogoń za szczęściem nie prowadzi do niczego?
Ludzie myśląc o sukcesie, myślą też często o szczęściu. Co więcej, wielu uważa, że prawdziwy sukces polega na byciu szczęśliwym. Każdego dnia miliony z nich uganiają się za szczęściem. Harold Kushner, autor bestselleru „When Bad Things Happen to Good People (Gdy dobrych ludzi spotyka zło) twierdzi, iż ,,Deklaracja Niezależności"' gwarantuje wszystkim obywatelom amerykańskim prawo do ,,Życia, wolności i dążenia do szczęścia”. Ale dokument polityczny nie może nas ustrzec od frustracji towarzyszącej próbom egzekwowania naszych ,,praw". Kushner uważa, że takie dążenie do szczęścia jest złym celem. ,,Nie stajesz sie szczęśliwy przez dążenie do szczęścia. Stajesz sie szczęśliwy prowadząc życie mające wartość.” Widzi on szczęście jako produkt uboczny naszego życia, a nie jako jego nadrzędny cel. Uważa, że szczęście jest podobne do motyla. Gdy za nim gonisz, odlatuje i ukrywa się, gdy jednak dasz mu spokój i zajmiesz sie pożytecznymi rzeczami, ,,zakradnie się z tyłu i usiądzie ci na ramieniu"

Paweł oczywiście nigdy nie gonił za szczęściem. Naśladował Chrystusa, dążąc zawsze do celu, aby stać się takim, jak pragnie Jezus (zob. Flp 3,12-16). Paweł nie mówi o szczęściu, ale za to dużo miejsca poświęca radości, którą można by nazwać  szczęściem pochodzącym z osiągniętej dojrzałości.
Szczęście zależy od okoliczności. Gdy wszystko układa sie dobrze, panuje ono niepodzielnie. Gdy sprawy idą źle, szczęście wybiega na środek pokoju i tupie nogami.
Radość natomiast nie zależy od okoliczności ale raczej nad nimi panuje. Gdy wszystko układa sie dobrze, woła: ,,Radujmy się! Chwała Panu!”, a gdy sprawy idą źle, wtedy nieugięcie mówi: ,,Mimo to radujmy się!”

    2.Alfred Palla – Sukces w twoich rękach

Dwie żaby  (Autor nieznany)

Dwie żaby wpadły do garnka ze śmietaną.
Jedna z nich odważną żabą była,
Druga w mig zwątpiła. „Utonę! Ty ze mną!”
Bo pesymistycznie na życie patrzyła.
Ale pierwsza żaba, nieustannie dzielna
I optymistyczną wciąż mająca duszę,
Zadecydowała jak zawsze bez strachu:
 „Wyskoczyć się nie da, lecz próbować muszę.
Będę pływać wkoło póki sił mi starczy.
Gdy umrę, to pewna, że wszystko zrobiłam”.
I z determinacją krążąc po śmietanie
W efekcie śmietanę na masło ubiła.
A kiedy poczuła pewny grunt pod sobą,
Wyskoczyła z garnka już w jednej sekundzie.
 Jaka nauka z tej bajki dla nas wynika?
Choć wyjścia nie widać, nie ustawajmy w trudzie.


Jeśli kochamy Boga, nie trzeba nas ciągnąć do służby na rzecz innych. Tutaj jest odpowiedź na często stawiane pytanie: „Dlaczego ludzie nie chcą usługiwać innym?” Dlatego, że najpierw musimy sami być pełni, aby dać coś z siebie innym. Z pustego nawet Salomon nie naleje. 
Należy więc zacząć od tego, aby codziennie poddawać swe życie Duchowi Świętemu. Jak napełnić swój puchar? Przez studiowanie Słowa Bożego z modlitwą, budującą lekturę oraz czas spędzony na wielbieniu Boga z innymi w kościele, a także przez właściwe odżywianie się i odpowiedni relaks. Wszystko to jest konieczne, abyśmy mogli być napełnieni Duchem Świętym i usługiwać z radością.
„Kto nie czyta dobrych rzeczy, ten  niestety, niczym się nie różni od analfabety.” Włoskie powiedzenie

Wielu czeka na odpowiedni nastrój czy nastawienie, aby usługiwać, tymczasem jeśli usługiwanie nie stanie się zasadą, będziemy czekali na próżno. Ile razy mamy chęć pozmywać naczynia, wynieść śmieci czy wymienić olej w samochodzie? Ile rzeczy byłoby niezrobionych, gdybyśmy pracowali tylko wtedy, gdy przyjdzie nam ochota? Usługiwanie musi być zasadą życia, tak samo jak codzienne studium Słowa Bożego i modlitwa. Prorok Daniel modlił się regularnie trzy razy dziennie nie czekając, aż poczuje chęć. W rezultacie nawet najbardziej niesprzyjające okoliczności nie mogły go oderwać od tej praktyki.

Jeśli naszym życiem nie kierują zasady, wówczas rządzą nim okoliczności. Wtedy zaś dryfujemy przez życie służąc sobie, przez co zaprzepaszczamy część potencjału. Człowiek z przypowieści Jezusa, który zakopał swój talent, utracił go. Podobnie jest z nami. Nie usługując innym swoimi talentami, tracimy je. Wybierz służbę na rzecz innych, zamiast służenia sobie, gdyż szczęście przychodzi z dawania innym z siebie. Pan Jezus powiedział: „Więcej szczęścia jest w dawaniu niż braniu (Dz 20,35).
„Najwyższy czas, aby ideał sukcesu ustąpił ideałowi usługiwania.”  Albert Einstein

Samolubstwo prowadzi do bezczynności, a bezczynność do grzechu i ruiny. Ludzie, którzy wiele pracują fizycznie, mają wyrobione mięśnie, ci zaś, którzy siedzą bezczynnie tracą siły i witalność. Bezczynność zawsze prowadzi do ruiny.

W hiszpańskiej Segowii był akwedukt zbudowany przez Rzymian w 109 roku. Przez dziewiętnaście stuleci spływała nim do tego miasteczka woda z gór. Sześćdziesiąt pokoleń piło z niego wodę, aż pojawiła się generacja, która orzekła, że taki cud, jak ten akwedukt, powinien być zachowany dla przyszłych pokoleń jako cenny zabytek. Przegłosowano, aby odciążyć go od pracy, którą wykonywał od starożytności. W jego miejsce zaczęto używać wodociągu. Starożytne kamienie otrzymały swój zasłużony odpoczynek. Wtedy jednak akwedukt zaczął się rozpadać. Słońce wysuszyło i skruszyło zaprawę murarską. Kamienie zapadły się i groziły zawaleniem. To, czego nie dokonały wieki pracy, zamieniło się w ruinę za sprawą bezczynności.

Lepiej już zużyć się usługując innym, niż zardzewieć. Usługiwanie nadaje życiu sens. Radość i wzrost przychodzą z usługiwania innym. Dlatego jest ono głównym składnikiem sukcesu w dobrze rozwijających się kościołach, biznesach, domach i państwach.
„Tylko życie w służbie dla innych jest warte życia.” Albert Einstein


3. Watchman Nee – Zwycięskie życie
 
Pewna siostra bardzo pragnęła zwyciężać. Uporządkowała przed Bogiem wiele spraw. Codziennie pisała do innych listy, przepraszając za swoje występki i udawała się na górę, aby się modlić. Za każdym razem, kiedy wracała, pytałem ją, czy zwyciężyła swoje przeszkody. Odpowiadała mi wtedy, że wykopała na górze kolejny grób i znowu coś pochowała. Kiedy pytałem ją nazajutrz, odpowiadała mi, że znalazła jeszcze trochę grzechów i rozprawiła się z nimi. Przez ponad dwadzieścia dni rozprawiała się ze swoimi grzechami. Na koniec zapytałem ją: „Czy już prawie skończyłaś?” Odpowiedziała: „Po tylu staraniach myślę, że prawie zwyciężyłam”. Powiedziałem wtedy na osobności siostrze, która ze mną pracowała: „Tylko poczekaj, a zobaczysz”. Pewnego dnia poszedłem do jej domu i zastałem ją bardzo smutną. Nie pytałem o powód. Zawsze to dobrze być smutnym i nie zawsze dobrze jest powstrzymywać kogoś przed smutkiem. Nic nie powiedziałem. Trwało to sześć dni. Codziennie wyglądała na niezmiernie smutną.

Po sześciu dniach jeden z braci zaprosił wszystkich na posiłek. Zaproszenie to dotyczyło również tej siostry. Przyszła na posiłek, ale prawie nic nie jadła. Siedziała naprzeciwko mnie i uśmiechała się, ale w rzeczywistości była wewnątrz bardzo smutna. Tego dnia było tam ponad dwudziestu braci i tylko trzy siostry. Napisałem nową pieśń i po posiłku poprosiłem ją, aby zagrała ją na pianinie. Gdy zagrała dwa takty, z oczu zaczęły jej płynąć łzy. Pozwoliłem jej płakać i nic nie mówiłem. Po dłuższej chwili zapytałem: „Co się stało?”

Odparła: „To beznadziejne! Nie mogę zwyciężyć jednej rzeczy, bez względu na to, jak bardzo się staram”. Była to nieśmiała siostra, ale płakała tam przed ponad dwudziestoma braćmi. Nie mogła się powstrzymać i nadal płakała. Zapytałem ją, czego nie potrafi przezwyciężyć. Powiedziała, że od tygodnia walczy z jedną sprawą, ale wciąż nie umie jej pokonać. Powiedziała: „Bracie Nee, w ciągu kilku ostatnich tygodni codziennie walczyłam ze swoimi grzechami. Rozprawiłam się ze wszystkimi”. Mogłem zaświadczyć, że naprawdę rozprawiła się ze swoimi grzechami, Mówiła dalej: „Ale pomimo tego wszystkiego, co zrobiłam w zeszłym tygodniu, nie byłam w stanie poradzić sobie z tym jednym grzechem”. Pomyślałem, że musiał to być bardzo poważny grzech. Zapytałem, czego nie mogła przezwyciężyć. „To bardzo mała rzecz powiedziała, ale nie mogę sobie z tym poradzić. Mam ten nawyk od młodości. Lubię coś jeść. Po śniadaniu lubię coś od czasu do czasu przekąsić. Przed obiadem znowu chcę coś przekąsić. Po obiedzie też czegoś chcę i zanim położę się wieczorem spać, znowu szukam czegoś do jedzenia. W ciągu ostatnich kilku dni czułam, że muszę zająć się tą sprawą. Nie powinnam bez przerwy jeść. Zaczęłam z tym walczyć. Próbowałam przez sześć dni, jednak każdego dnia ponosiłam porażkę. Jestem gorsza niż trójka moich dzieci. Jak tylko widzę coś do jedzenia, wkładam to do ust. Nie mogę przestać jeść”. Podczas gdy to mówiła, płakała. Ale kiedy to usłyszałem, zacząłem się bardzo cieszyć. Śmiałem się. Byłem bardzo szczęśliwy. Gdy ona płakała, niektórzy bracia odeszli, a siostry próbowały na to nie patrzeć. Ona gorzko płakała, ale ja śmiałem się z całego serca. Ona płakała, a ja się śmiałem. Zapytała mnie, z czego się tak cieszę. Odpowiedziałem: „Jestem bardzo szczęśliwy. Moje serce tańczy z radości. Czy masz pewność, że tego nie potrafisz? Czy po tych dwudziestu lub więcej dniach zdałaś sobie sprawę ze swojej niezdolności? Dzięki Bogu, że wreszcie zrozumiałaś, iż nie jesteś zdolna nic zrobić. Pozwól, że ci coś powiem: kiedy ty już nie jesteś zdolna, On staje się zdolny. Na tym polega zasada zwycięstwa”. Godzinę później w jej życiu nastąpił przełom i w pełni wkroczyła w doświadczenie zwycięstwa.



niedziela, 24 czerwca 2018

Ewangelizacje i motywacje


 „Gdy czytasz historię dochodzisz do wniosku, że chrześcijanie, którzy najwięcej zdziałali dla obecnego świata, najwięcej zastanawiali się nad tym przyszłym.  Dopiero od kiedy generalnie przestali myśleć o tamtym świecie, stali się tak mało skuteczni w tym doczesnym”.  C.S. Lewis


 Uświadomienie sobie kruchości życia, szybkiego przemijania; rozmyślanie nad niezwykłym darem życia wiecznego dla chrześcijan, oraz przerażająca tragedia większości ludzi w miejscu wiecznej kary, to wszystko bezwzględnie ma wpływ na ewangelizację. Cierpienie jest megafonem Boga (jak mawiał Lewis). Megafonem, który pyta: czy jesteś przygotowany na śmierć?  „Lepiej iść do domu żałoby, niż iść do domu biesiady; bo tam widzi się kres wszystkich ludzi, a żyjący powinien brać to sobie do serca.” Kazn 7,2 Mało kto bierze sobie to do serca. Niestety ludzkość zawsze wybierała doczesność, a myśli o śmierci odsuwane są z zadziwiającą lekkością, albo z zadziwiającym uporem w najdalsze zakamarki rozumu.
Jakże inną postawę mieli apostołowie:
Paweł czekał na śmierć. 
„Pociąga mnie zaś jedno i drugie: mam pragnienie odejść i być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze; natomiast pozostać w ciele — korzystniejsze dla was.” Flp 1,23
Piotr również uważał śmierć jako przejście do nowego świata. Pisząc swój drugi list do wierzących w różnych częściach Azji Mniejszej udziela wskazówek, ostrzega, objaśnia co, gdzie, jak – i czyni to w taki sposób, jakby wybierał się co najwyżej w jakąś podróż i nie rozczula się przy tym nad sobą.
„Uważam zaś za rzecz słuszną, dopóki jestem w tym ciele, pobudzać was przez przypominanie, wiedząc o tym, iż rychło trzeba mi będzie rozstać się z życiem, jak mi to zresztą Pan nasz, Jezus Chrystus, objawił. Dołożę też starań, abyście także po moim odejściu stale to mieli w pamięci.” 2Pt 1,14 . Co Piotr mówi? „Zaraz wyjeżdżam i muszę wam zostawić kilka niezwykle ważnych wskazówek; nastawię wam też budzik i zawiadomię sąsiadów, żeby wam przypominali o waszych obowiązkach.”
Co oni mieli mieć w pamięci? Aby być aktywnym i owocnym w poznawaniu Chrystusa. Oto zadanie dla tych, którzy jeszcze pozostaną na ziemi. Zatem „Jeśli tylko w tym życiu pokładamy nadzieję w Chrystusie, jesteśmy ze wszystkich ludzi najbardziej pożałowania godni.” 1Kor 15,19
Jaki jest pożytek w tym świecie z kucharza, albo z drukarza? Ich praca w końcu idzie do ścieków albo na makulaturę (nie zrozumcie mnie źle). Istotą jest myślenie o tym, co w górze. „Słudzy, bądźcie posłuszni we wszystkim ziemskim panom, służąc nie tylko pozornie, aby się przypodobać ludziom, lecz w szczerości serca, jako ci, którzy się boją Pana. Cokolwiek czynicie, z duszy czyńcie jako dla Pana, a nie dla ludzi wiedząc, że od Pana otrzymacie jako zapłatę dziedzictwo, gdyż Chrystusowi Panu służycie.” Kol 3,22. Cały czas myślimy o dziedzictwie, o zapłacie w wieczności, o lepszym, odnowionym świecie, który zaplanował Stwórca dla każdego, kto uwierzy. A każdy, kto uwierzy oczyszcza się i usilnie dba o uświęcanie swojego życia, bo motywuje go myśl o nadchodzącym Królestwie, w którym zapanują sprawiedliwe rządy, w którym nikt nigdy nie umrze, w którym nie będzie smutku.
John Eldredge w książce „Wszystko od nowa” napisał:  „na oddziale onkologicznym można było usłyszeć krzyki przerażenia. Nie był to ból, lecz przerażenie w obliczu samotnej śmierci, śmierci bez Boga. Właśnie dlatego musimy pokonać osobistą niechęć do ewangelizacji. Mój Boże! Mamy przecież do zaoferowania najwspanialszą na świecie nadzieję!”
Ewangelizacja zatem musi być ściśle powiązana z rozmyślaniem o tym, co po drugiej stronie.
John Eldredge dalej pisze:  „Jezus powróci. Szybko i niespodziewanie. W każdej chwili. Jego powtórne przyjście rozpocznie odnowę wszechrzeczy. Obejmie ona egzekwowanie prawa, nagrody, ucztę, twoje „posiadłości”, oraz wyznaczoną rolę w Jego wielkim królestwie, wraz z odnową wszystkiego, co jest ci bliskie. Wiążą się z tym niezwykłe konsekwencje.”

W Królestwie Boga będą tłumy Jego wyznawców zebrani ze wszystkich narodów i wszystkich pokoleń. Choć na pewno będzie to zdecydowana mniejszość całej populacji ludzkości. Jezus mówił o niewielu, Paweł pragnął zbawić chociaż niektórych, Jan wiedział, że cały świat tkwi w złem.
Milionom ludzi wydaje się, że chrześcijaństwo to kwestia gustu, lub upodobań. Mówią: Ty masz taką religię, a ja uważam że Boga nie ma, najważniejsze, żebyśmy sobie nie szkodzili. Więc wydaje się, że chrześcijaństwo to temat dla tych, którzy szczególnie się tym interesują. Jeden interesuje się motylami a inny życiem Jezusa. Nic bardziej mylnego. Chrześcijaństwo jest dla wszystkich, jest katolickie, czyli powszechne, jest dla każdej poczętej istoty ludzkiej. Ewangelizacja koniecznie musi opowiadać o końcu, o zniszczeniu ziemi i nieba, o powtórnym powrocie Króla królów.
Piotr mówi: „Przybliżył się koniec wszystkiego. 1Pt 4,7 Jakub: „przyjście Pana jest bliskie.” Jk 5,8
Sam Król powiedział: „Tak, przyjdę wkrótce” oraz „A ta dobra nowina Królestwa będzie ogłoszona w całym zamieszkałym świecie na świadectwo wszystkim narodom - i wtedy nadejdzie koniec.” Mat 24,14
Wtedy nadejdzie koniec, także koniec ewangelizacji.

Czym nie jest i nie może być ewangelizacja.

Ewangelizacja nie może być tuczeniem wersetami.



Ewangelizacja nie jest natarczywa. 12 rozdział Listu do Rzymian mówi (NPD): „W swej gorliwości nie bądźcie nachalni, czy dokuczliwi. Swój duchowy zapał skupcie raczej na osobistym wzrastaniu w posłuszeństwie wobec Pana.” Widziałem kiedyś, gdy pewnego człowieka, który pierwszy raz był w kościele, otoczyła grupka chrześcijan. Gość w 5 minut poznał całą historię kościoła, Boży plan zbawienia, wszystkie kluczowe wersety z Biblii, dowiedział się jak być napełnionym Duchem Św. , a nawet jak rozpoznawać wilki w owczych skórach. Niestety to tak nie działa. Ewangelizacja nie trwa 5 minut, ani 45 minut, ale często jest to długi proces. Życie plus słowa plus modlitwa. Na mnie osobiście duży wpływ ewangelizacyjny przez lata miała muzyka, książki, filmy. Celem ewangelizacji w pierwszej kolejności jest przekonanie słuchacza o grzechu, a nie chęć przyciągnięcia do kościoła przez rozmaite sztuczki.

Ewangelizacja w żadnym wypadku nie może być reklamą kościoła, w sensie denominacji. Obejrzałem niedawno filmik pewnego gorliwego katolika, który komentował wypowiedź byłego księdza. Najpierw zaczął z niego kpić i ośmieszać go, a potem opowiadał jaki to wspaniały jest kościół rzymskokatolicki. Skomentowałem to tak: „Połowa Pana filmiku to POGARDA, a druga połowa to PROPAGANDA. Więc brakuje tu MIŁOŚCI i PRAWDY.” Ewangelizacja ma prowadzić do osobistej relacji z Chrystusem. Do złożenia pokłonu i oddania czci Jedynemu Bogu, który jest Stwórcą wszystkiego. I czynimy to z łagodnością i szacunkiem (1Pt 3,16). Mamy buty w gotowości zwiastowania ewangelii pokoju (Ef 6,15), ale nie wchodzimy z butami do czyjegoś życia.
Ewangelizacja nie jest instruowaniem zasad życia, ani nie jest rekrutacją. Jest OGŁASZANIEM lub proklamacją.

Czemu trzeba to ogłaszać?

Bo taka jest rola chrześcijan w tym świecie (tam już nie będziemy tego robić), a także dlatego, że „cały świat tkwi w złem” 1J 5,19, wszyscy służą szatanowi, a ten ojciec kłamstwa nie pozwoli by świat kłaniał się Stwórcy. Bob Dylan kiedyś śpiewał:

„Może dumą cię napełnia kazań twoich żar
może jesteś radnym, który lewą dolę ma
może jesteś mistrzem nożyc, sławnym nie od dziś
może jesteś nałożnicą lub na spadek czekasz czyjś
i tak zawsze przecież służysz komuś
tak jest, zawsze służysz komuś
czy to będzie diabeł, czy to będzie Bóg
i tak przecież służysz komuś”

To jedna z siedmiu zwrotek. Piosenka wielokrotnie była coverowana na świecie, a po polsku słyszałem co najmniej pięć zespołów wykonujących ten utwór.
Wszyscy są oszukani wg własnych upodobań, wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej (Rz 3,23). Wszystkie religie aspirują do równego traktowania i sprawiają wrażenie, że prowadzą do tego samego celu. W duchowej rzeczywistości nie istnieje ktoś taki, jak ateista, deista,  buddysta, szaman, czy Świadek Jehowy. Są tylko dwie grupy ludzi: narodzeni z Ducha Świętego i pozostali, którzy żyją w nieświadomości i służą diabłu. Dlatego chrześcijanie muszą pokochać ewangelizację. A jeżeli nie znasz Chrystusa osobiście, pokochaj ewangelistów. Poznaj ich życie, posłuchaj o czym mówią. Są to najbardziej wartościowi ludzie na świecie.

Jak to robić?

 „A gdy wyznaczyli mu dzień, przyszli do niego jeszcze liczniej w gościnę, im to od rana do wieczora śmiało wykładał , świadcząc o Królestwie Boga, przekonując ich do tego, co dotyczy Jezusa, z Prawa Mojżesza i z Proroków” Dz 28,23
„Mężowie ateńscy! Widzę, że we wszystkim jesteście bardzo religijni.” Dz 17,22
Św Paweł był nie tylko apostołem i misjonarzem, był też znakomitym ewangelistą. W jego postawie zauważam sześć cech ewangelizacji:


1. Gościnność - serdeczne i życzliwe podejście do każdego człowieka, poświęcanie im czasu
2. Wykład – wyjaśnianie Bożego Słowa, tłumaczenie trudnych tematów, nauczanie
3. Świadectwo – własne przeżycia, historia nawrócenia, praktyczne przykłady życia Chrystusa w człowieku
4. Przekonywanie – dowodzenie prawdy na podstawie Biblii, dyskusja, obalanie fałszywych poglądów
5. Brak politycznej poprawności i dyplomacji – brak kompromisu, wyraźne rozróżnianie czym jest bałwochwalstwo, a czym jest wiara w Chrystusa, nawet kosztem szyderstw lub braku reakcji. (oj, chyba przemówienie Pawła na Areopagu nie miałoby zbyt dużo wyświetleń na YouTube) 
6. Kreatywność

wtorek, 1 maja 2018

A myśmy się spodziewali, że…


Każdy człowiek rodzi się z buntem przeciw Bogu. Gdy się nawraca, jest duchowym niemowlakiem. Nawracamy się z różnych powodów. Jedni dzięki „pieśniom żałobnym”, inni słuchając „gry na flecie” (Łk 7,32). Jedni przestraszeni Bożym gniewem i wizją piekła, inni zachwyceni potęgą Bożej miłości. Gdy oddajemy życie Bogu, myślimy, że On jest taki i taki oraz spodziewamy się, że uczyni to i tamto. Sami staliśmy się w stu procentach Jego dziećmi, ale wyglądamy jak zgniłe nasionko pod ziemią.  A tam wiadomo – ciemności nieziemskie. Poza tym proces gnicia to nic przyjemnego – smród, odpychająca brzydota, dziwaczność, śmieszność, ból. Prawdziwe chrześcijaństwo to proces wzrostu przez podlewanie, ciągłe osobiste poznawanie Stwórcy przez nieustanną relację i Słowo Boże, to także uświęcenie, bez którego nikt nie ujrzy Nieba. Uświęcenie nie jest dodatkiem dającym prawo do premii lub bonusu. Uświęcenie jest warunkiem i normą. „Wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa, Pana mego, dla którego poniosłem wszelkie szkody i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa” Flp 3,8. To, czego człowiek spodziewa się na początku drogi zawsze okazuje się później zupełnie czymś innym. „Bo myśli moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi moje” Iz 55,8. Tomek Żółtko śpiewał kiedyś : „Zmuszasz mnie by innym być, czasem czołgać się zamiast iść, nagroda to czy kara jest?” Niezależnie od tego kto jaki miał początek, musi zostać ukrzyżowany z Chrystusem, zrezygnować ze swoich wyobrażeń i scenariuszy, uprzedzeń i założeń. Świadomość początkującego chrześcijanina czasem przypomina pewną świeżo nawróconą i uzdrowioną przez Smitha Wigglethwortha kobietę, która w swojej prostocie zapytała kaznodzieję: „Panie Smith, czy ja teraz będę mogła dalej palić papierosy?” On odparł: „Będzie pani mogła palić, ile pani zechce …. o ile Duch Święty pani pozwoli”. Zatem zmieniamy się, zmieniają się nasze poglądy, zgłębiając Biblię odkrywamy, że nasze poznanie Chrystusa było powierzchowne. „Im dłużej studiujemy przypowieści Jezusa, które wydawały się proste, gdy je czytaliśmy, tym bardziej złożone się stają. Kto chce brodzić w płytkiej interpretacji, wkrótce wejdzie w głąb i albo nauczy się pływać, albo zostanie zmuszony do pospiesznego powrotu.” (Pawson)
„Bracia, ja o sobie samym nie myślę, że pochwyciłem, ale jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, i zdążając do tego, co przede mną, zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie. Ilu nas tedy jest doskonałych, wszyscy tak myślmy; a jeśli o czymś inaczej myślicie, i to wam Bóg objawi”  Flp 3,13
Młodego chrześcijanina często nękają pytania: Czy On mnie kocha? Czy On się na mnie gniewa? A gdy już dojdzie do tego, że kocha i Jego gniew nie ciąży na nim, przychodzą inne myśli. A co z tymi, którzy Go nie znają? Czy to On posyła do piekła?  Co z Salomonem, co z  Hitlerem (no bo przecież nie znamy ostatniej sekundy jego życia)?  Nasze doświadczenia, poszukiwania, rozmowy, rozważania każą nam zadać najważniejsze pytanie:

W jakiego ja Boga wierzę i kim On właściwie jest? (Łk 8,25)

I tu zaczyna się podział Kościoła na 30 tys. denominacji, bo każdy inaczej rozumie to i tamto. Nie jest moim zamiarem wymienianie doktryn Biblijnych i określenie tej jedynie jedynej prawdziwie prawdziwej prawdy. Wiele nieporozumień dotyczy drobiazgów i tak naprawdę część denominacji to ten sam Duch i nauka, tylko nazwa inna. Trzeba też wziąć pod uwagę, że "jest zło większe od braku jedności, a jest nim jedność w błędzie". (Jan Wierszyłowski)

 „Jeden wierzy, że może jeść wszystko, słaby zaś jarzynę jada.” Rz 14,2. Kłócimy się więc o gust, upodobania, przyzwyczajenia, tradycje, krytykujemy i gardzimy słabym poznaniem innych początkujących, błądzących lub zagubionych. „Nie znają Chrystusa ci, co sądzą żywych i umarłych, … ci co grzebią się w cudzych wstydach, … ci co szyld cenią wyżej niż Niebo” (Żółtko). C. S. Lewis napisał: „Bywali już wcześniej ludzie, których tak bardzo pochłaniało krzewienie chrześcijaństwa, że nigdy nie poświęcali choćby jednej myśli osobie Chrystusa”. Kochamy etykietki, forsujemy swoje racje, a w rzeczywistości chodzi o relację. Relację z Nim. A większość sporów dotyczy „jarzyn”. Na przykład nie ma nic szkodliwego w tradycji chodzenia do kościoła w soboty - zaliczyłbym to do „jarzyn”, natomiast gdy ktoś uzależnia od tego swoje lub, co gorsza, zbawienie innych ludzi – to już jest to trujące.
Ale również licytujemy się, czy nasz Bóg jest Bogiem sądu, czy bardziej miłości, bo przecież „miłosierdzie góruje nad sądem”. Stworzył człowieka na swój obraz, a potem posyła go do piekła? Czy w takiego Boga wierzę? A może w takiego, który tylko straszy piekłem, a na końcu i tak przymknie oko na nasze niedociągnięcia i piekło okaże się puste? To są ważne pytania.
Zatem czy słynny „list miłosny od Boga Ojca” dotyczy wszystkich ludzi? Tak. List ten różnymi fragmentami Pisma Św. opisuje Stwórcę w formie Jego własnych wypowiedzi skierowanych do każdego człowieka. W Duchu Biblijnym pokazuje wielkość, charakter i miłość Boga. Na końcu listu jest pytanie, które nie pozostawia wątpliwości, że nikt nie rodzi się uczniem Chrystusa: „Ale czy Ty chcesz być Moim dzieckiem?”. Historia narodu żydowskiego oraz cały Nowy Testament jest głoszeniem możliwości ratunku i wezwaniem do nawrócenia. Jest taka szansa, taka wąska brama, jedyna opcja i jedyna droga, aby człowiek był zbawiony od swoich grzechów i otrzymał dar życia wiecznego. Jest nią uwierzenie i wejście na drogę uczniostwa. W tym momencie może ktoś powie: a myśmy się spodziewali, że już jesteśmy chrześcijanami, skoro wierzymy i zaliczamy takie i takie sakramenty, że Bóg nas stworzył na Swój obraz, więc w Swojej niezwykłej dobroci i miłości, ma Swoje sposoby, aby Swoim miłosiernym sercem doprowadzić każdego do zbawienia.

Tylko niektórzy

Dobroć Boga owszem jest potężna, ale prowadzi do…  o p a m i ę t a n i a  (nie do zbawienia) – w pierwszej kolejności do opamiętania (Rz 2,4). Nigdy nie możemy lekceważyć Biblijnej kolejności. Najpierw człowiek się rodzi, a potem umiera. Właściwa kolejność. Posłanie, zwiastowanie, słuchanie, wiara zbawcza lub potępienie. Opamiętanie, nawrócenie, chrzest, uczniostwo. Cała Biblia przesiąknięta jest schematem przestróg: nawoływanie - nieposłuszeństwo – konsekwencje. Historia Noego jest przywołana jako przykład, że tak będzie przy końcu świata – niewielu ocalało przez wodę (1Pt 3,20). „Wiara nie jest rzeczą wszystkich” – mówi apostoł Paweł w drugim liście do Tasaloniczan. Zaś w liście do Rzymian: „Skoro już jestem apostołem pogan, służbę moją chlubnie wykonuję; może w ten sposób pobudzę do zawiści rodaków moich i zbawię niektórych z nich.” Rz 11,13 Wielki apostoł Paweł, człowiek o niezwykłej charyzmie, mądrości, doświadczeniu; człowiek, przez którego Bóg czynił potężne dzieła – ten mąż Boży był świadomy, że niewielu ludzi chce zgodzić się (bez negocjacji) na Boże warunki. Wiedział, że nawrócą się tylko niektórzy, choć oczywiście nie zmniejszyło to jego zaangażowania. „Dla słabych stałem się słabym, aby słabych pozyskać; dla wszystkich stałem się wszystkim, żeby tak czy owak  n i e k t ó r y c h  zbawić.” 1Kor 9,22. Jezus zapytany: czy tylko niewielu będzie zbawionych, odpowiedział: „Starajcie się wejść przez wąską bramę, gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, ale nie będą mogli.” Łk 13,24. Mateusz uzupełnia, że niewielu taką wąską bramę znajduje (7,14). Jan – umiłowany uczeń - który opierał głowę na jego piersi, który wiedział o Jezusie więcej niż ktokolwiek inny – gdy zobaczył Go w majestacie Swojej chwały, Jego twarz jaśniejącą jak słońce w pełnym swoim blasku i ostry obosieczny miecz wychodzący z Jego ust– przestraszony padł do Jego stóp jakby martwy (Obj 1,17). Jan wiedział, że Słowo Boże jest całkowicie poważne, święte, niepodważalne, niezachwiane. (Jego nieznajomość nie zwalnia od konsekwencji.) Lecz wiedział też, że ludzie kochają ciemność, nie chcą przyjąć Światła. Na tym polega sąd. „Dobroć, cierpliwość i pobłażliwość Boża świecą na ludzkość jak słońce, po to, by nas rozmiękczyć i stopić, ale zamiast tego czynią ludzi zatwardziałymi. Słońce potrafi obie rzeczy – topić masło i utwardzić glinę” (Martyn Lloyd Jones). Można by tak mówić o głupich pannach, o zmarnowanych talentach, o zasianych ziarnach, które w większości nie przyjęły się, o niewyłupionym oku, o siedmiu demonach w powierzchownie nawróconym, o zakryciu przed mądrymi, o płaczu i zgrzytaniu zębami… Jezus nie machnie ręką na to co mówił, nie przymknie oka, nie stwierdzi: a niech tam. Sąd jest częścią Ewangelii. Nie ma wątpliwości, że każdy kto liczy na zbawienie, bo żyje zgodnie ze swoim sumieniem, w zgodzie z posiadanym światłem, polegając na tym, że był dobry - nie ujrzy zbawienia. Gdyby tak było, nie trzeba by było wysyłać misjonarzy i ewangelistów. Ich praca byłaby śmieszna i zbędna i wówczas trzeba by ją inaczej nazwać np. caritas. Charles R. Swindoll mówi:

>>Ewangelia jest ofiarowana wszystkim, „lecz nie wszyscy usłuchali
ewangelii” Rz  
10,16, nie wszyscy przyjmą ewangelię. Jeżeli dzielisz się dobrą nowiną o Chrystusie to spotykasz ludzi, którzy nie odpowiadają na to pozytywnie. Izajasz mówi: „któż uwierzył w to, co od nas usłyszał”? Prawdą jest, że ewangelia nie będzie przyjęta przez wszystkich. Większość nigdy nie uwierzy Prawdzie. Prawda zawsze będzie zaakceptowana przez mniejszość, przez „resztkę”. Nigdy o tym nie zapominaj. Ci, którzy wierzą w Prawdę zawsze będą w mniejszości.<< (Pełnia życia)
Przekierowana odpowiedź

Wróćmy na chwilę do pytania: czy tylko niewielu? Jezus przekierował odpowiedź z ogólnej na personalną. Nie odpowiedział im: tak, tylko niewielu; albo: nie, zbawię wszystkich. Chciał raczej powiedzieć: nie uzależniajcie swojego zbawienia od ilości ludzi, nie porównujcie się do innych, skupcie się na swoim własnym życiu, starajcie się (napierajcie, zawalczcie, usiłujcie), aby wejść przez ciasną bramę, zawężajcie swoje ziemskie zainteresowania, poglądy, wyobrażenia, bo z nimi się nie zmieścicie. Nie muszę wiedzieć: czy wielu?, ale nie mogę zatwardzić serca, gdy On coś mówi do mnie. Muszę podjąć decyzję: albo idę za Nim, albo nie. Nie muszę wiedzieć też co z tymi, którzy nie słyszeli ewangelii, albo umarli przed narodzeniem Chrystusa, albo z małymi dziećmi. A czy nie do nich należy Królestwo Niebieskie? Wszelkie odpowiedzi mogą się okazać tylko spekulacjami, a moja wiara będzie się chwiać zależnie od zmieniających się modnych idei religijnych, lub może być wypaczona przez nacisk na tylko jeden atrybut Boży . Można wspomnieć, że w Starym Testamencie żyli też ludzie, którzy mieli Ducha Chrystusowego i wiarę abrahamową. A jeżeli niechrześcijanie nie dostaną się do nieba, to nie ze względu na to, że nie usłyszeli Ewangelii, ale dlatego, że urodzili się w grzechu. „Nie ma w nikim innym zbawienia. Nie ma bowiem pod niebem żadnego innego imienia danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni.” Dz 4,12. Zatem przekierowując odpowiedzi na te pytania o ilość, zacytuję Leonarda Ravenhilla: „Nie obchodzi mnie to, jak bardzo pokręcone jest twoje życie w tej chwili – nie jest za późno, aby prosić o przebaczenie.” A więc, tak: jesteśmy przeciwnikami Boga (Rz 3,10-23; Mat 4,10) i tak: jesteśmy chomikami ze znakomitego tekstu Bartosza Sokoła „Bóg kocha Boga” z roku 2013 i tak: jesteśmy pająkami ze słynnego kazania Jonathana Edwardsa - „Grzesznicy w rękach rozgniewanego Boga” z 1734 roku. Gdy Edwards głosił to kazanie – ludzie spadali ze swoich siedzeń i chwytali się filarów, które podtrzymywały galerię, płacząc z rozpaczy. On zaś nie mówił: „Och, przyjaciele, proszę wybaczcie mi. Nie chciałem was w ten sposób zakłopotać, Bóg was wszystkich kocha, nie musicie nic robić, On już wszystko zrobił”. „Co mamy robić?” (Dz 2,37) – mądrze zapytali prawdziwie przejęci swoją „pająkowatością” słuchacze apostoła Piotra. „Najlepszym sprawdzianem jakości naszego zwiastowania jest to, czy stawia ono słuchaczy przed sądem.” (Oswald Chambers). Gdy pająki i chomiki upadną do nóg Zbawiciela, wówczas i tylko wtedy odnajdą swe właściwe, pełne wielkiej godności miejsce istoty stworzonej na podobieństwo Stwórcy.

A więc Bóg sądu, czy miłości?

Owszem cały opis Ojcowskiej miłości jest piękny, ale dotyczy tych, którzy są w Chrystusie. Owszem jesteśmy stworzeni na obraz Boży, ale nie poznamy Go jeżeli nie zostaniemy ożywieni przez Ducha Świętego. Podobieństwo do Boga rodzi tęsknotę, wyczuwamy swoje pochodzenie, ale stworzenie na obraz Boga nie znaczy, że nasza dusza nie jest skażona. Owszem On nie dołamie trzciny, ale raczej wskaże słabemu, upokorzonemu lub złamanemu człowiekowi ratunek. Zrozumienie przesłania Ewangelii nie wymaga ukończenia studiów wyższych, jest na tyle proste, żeby to „głupstwo o krzyżu” dotarło do każdego człowieka. A nawet więcej: Bóg daje się odnaleźć "niemowlętom", a przed mądrymi, roztropnymi oraz pragmatycznymi intelektualistami ukrywa się. Każdy ma szansę odpowiedzieć na wezwanie Nieba. Brak odzewu nie świadczy o pechu, a nawrócenie o losowym szczęściu. Wybranie Boże nie wyklucza odpowiedzialności każdego człowieka za swoją duszę. Bóg się nie zmienia, to człowiek musi się zmienić.

„Człowiek odrzuca Boże zwierzchnictwo nad sobą. Uważa się za osobę
autonomiczną. Dar Jezusa to najwspanialsza oferta dla człowieka, to zbawienne światło w ciemnej nocy. Skutki odrzucenia Bożej oferty to destrukcja samego siebie i otoczenia. Czasem szybka, czasem powolna. Ale nieubłaganie degenerująca życie jak złośliwy rak.”  Jan Wierszyłowski  –  „Dlaczego Jezus, a nie na przykład Budda?”
Ojciec kocha Syna, a dzieci Boże współdziedziczą z Chrystusem. Czy to nie wspaniałe? Już sama wizja braku cierpienia w niebiańskiej wieczności powinna rzucić nas na kolana przed Chrystusem i poddanie swojego życia pod Jego władzę. Ojciec przyjmie każdego marnotrawnego, który wcześniej upokorzony wejrzał w siebie i opamiętał się. Nie potępi go, da mu nową szatę, wyprawi ucztę, będą się radować i gra muzyka. Chce obdarzyć każdego wszelkim duchowym błogosławieństwem Niebios i to robi, bo jest dobry dla złych i niewdzięcznych. Uzdrawia, obdarowuje, posyła Swoje Słowo. Niestety ludzie reagują jak trędowaci z Ewangelii Łukasza 17,12-19. Ostatnio natknąłem się na historię Kimberly Henderson, która zareagowała na Słowo Boże z Księgi Izajasza i postanowiła nie dokonywać aborcji. Stała się słynna na cały świat, ale Bogu za Jego dobroć chwały nie oddała, nie przyszła do Niego, żyje po swojemu.

W jakiego Boga wierzę, sądu czy miłości? Odpowiedź przekierowana: Czy twój dzisiejszy pogląd jest kategoryczny? Czy otrzymałeś Ducha Świętego? Czy słyszysz głos Ducha Świętego?
Jeżeli będziemy wierzyć tylko w Boga miłości – konsekwencją będzie wywyższenie człowieka, humanizm, Nowy Światowy Porządek. Jeżeli skupimy się na Bogu sądu, będziemy żyć w ciągłym strachu, a w kościołach będzie panował legalizm. Istotą bałwochwalstwa jest, gdy tworzymy sobie namiastkę Boga według naszych wyobrażeń, ukształtowanych przez urodzenie, tradycję, okoliczności.

Jako podsumowanie, chciałbym przytoczyć słowa pastora, kaznodziei, pisarza Aidena Wilsona Tozera. Pięknie tą prawdę ujął w książce uchodzącej za klasykę chrześcijańskiej literatury - „Poznanie Świętego”: „Wszystkie Boże czyny harmonizują ze wszystkimi Bożymi atrybutami. Żaden atrybut nie jest sprzeczny z jakimkolwiek innym atrybutem, lecz wobec nieskończoności Boga, wszystkie pozostają ze sobą w harmonii i współzależności. Przedstawianie Boga w dwóch osobnych ujęciach: Jego sprawiedliwości i Jego miłosierdzia, jest fałszywe i niezgodne z prawdą. Wyobrażając sobie, że w Bogu górę bierze raz jeden, raz drugi atrybut, stwarzamy wizję Boga niepewnego, sfrustrowanego i emocjonalnie niezrównoważonego, słowem Boga nie mającego nic wspólnego z prawdziwym Bogiem. To co powstaje, jest jedynie dopasowanym do naszego rozumu wizerunkiem Boga.”

Więc o co chodzi?

A myśmy się spodziewali... czegoś innego, a myśmy myśleli..., że Chrystus zrobi to i tamto. A myśmy znali Chrystusa jako Chrystusa pop-kultury, Chrystusa miłosiernego, Chrystusa apokalipsy, Chrystusa eucharystycznego itp itd. "I nawet jeśli w ten sposób poznaliśmy Chrystusa, to znamy Go teraz inaczej" (2Kor 5,16) Teraz znamy Go jako objawionego w Swoim Słowie, przez Ducha Świętego. "Tak więc kto jest w Chrystusie" - kontynuuje Paweł - "nowym jest stworzeniem. Stare przeminęło - i nastało nowe." (2Kor 5,17) Nastało nowe i nie widzimy już Chrystusa wykreowanego przez nasze lub innych pragnienia, marzenia, tęsknoty. Nie widzimy już Chrystusa na obrazkach, w filmach, na krzyżykach. Więc o co chodzi w dojrzałym chrześcijaństwie? "Chodzi o to, abyśmy już nie byli dziećmi, rzucanymi przez fale i unoszonymi przez każdy powiew nauki będący w rzeczy samej wyrazem ludzkiego oszustwa i sprytu w posługiwaniu się zwodniczymi metodami." Ef 4,14 Chodzi o chodzenie w pewności zbawienia i wolności Ducha Świętego.