czwartek, 10 listopada 2022

Sacrum Melchizedeka

Doceniając wielkość włożonej pracy, a też interesując się postacią Melchizedeka, kupiłem niedawno najnowszą książkę pana Pawła Lisickiego – „Wygnanie Melchizedeka”. Pierwszy rozdział pt.: „Dwóch Arcykapłanów” jest porównaniem Chrystusa i Melchizedeka na podstawie Księgi Rodzaju, Psalmu 110 oraz Listu do Hebrajczyków. Ciekawe spostrzeżenia, słuszne wnioski i genialne refleksje autora zachęcają do przeczytania całej książki. Przywołam chociażby fragment nt. rozmowy Chrystusa z Kajfaszem.

„W tym najważniejszym momencie swego życia, stojąc przed arcykapłanem, Jezus odwołuje się do tego właśnie tekstu (Pslam 110). Wskazuje, że jest Panem Dawida, że zasiądzie po prawicy Boga. Ale mówi jeszcze coś, co właśnie nam dzisiaj umyka, a co na pewno usłyszał on, arcykapłan żydowski. Kiedy Jezus mówi do Kajfasza, że jest Panem Dawida i zasiądzie po prawicy Boga, w miejscu przeznaczonym dla kogoś, kto jest równy Wszechmogącemu, to jednocześnie przypomina od razu o czwartym wersie tego samego psalmu. Oto i on, niewypowiedziany na głos przez Chrystusa, ale obecny i wszystkim zgromadzonym doskonale znany: „Pan przysiągł i żal Mu nie będzie: «Tyś Kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka»" (Ps 110,4). Tyś - Ty, który siedzisz po prawicy Wszechmocnego. Chyba nie można jaśniej: Jezus mówi Kajfaszowi: ja jestem królem, któremu powierzono wszelkie panowanie i ja jestem kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka. Można się nawet zastanawiać, czy to drugie roszczenie, obecne, acz niewypowiedziane, nie rozsierdziło Kajfasza jeszcze bardziej niż pierwsze. Pretendentów do władzy politycznej było bowiem wielu. Ale do władzy kapłańskiej?
Odwołując się w tym kluczowym momencie do tego psalmu, Jezus wskazuje zatem nie tylko na to, że jest Panem Dawida, ale „arcykapłanem na wieki na wzór Melchizedeka”. Jest nowym królem-kapłanem. Wystarczyło, by Kajfasz ogłosił bluźnierstwo i rozdarł szaty. Wskazując na siebie jako na arcykapłana na wzór Melchizedeka, Jezus zakwestionował tym samym status i potęgę Kajfasza, arcykapłana na wzór Aarona. Stali przecież w tej chwili przeciw sobie, tak wynikało ze słów Jezusa, dwaj arcykapłani, jeden z rodu Aarona, drugi na wzór Melchizedeka. Dwa porządki kapłaństwa, dwa wzorce.
Czy to przeciwstawienie dwóch porządków kapłaństwa jest moim wymysłem? Albo - bo przecież podążam tu jedynie szlakiem wytyczonym przez wielu innych katolickich teologów - czy nie jest to właśnie późniejsza, katolicka, dodatkowa, wtórna, spekulacja? W żadnym razie. Już pierwsi uczniowie widzieli ścisły związek między Jezusem a Melchizedekiem. Zrozumieli, że choć podczas przesłuchania przed Kajfaszem słów tych Chrystus bezpośrednio nie wypowiedział, tkwiły one przecież ukryte i zasłonięte, wskazując mimo to na sens całego wydarzenia. Najwyraźniej wspomina o tym już List do Hebrajczyków. Jest on właściwie wariacją na tę jedną melodię. Chrystus to nowy Melchizedek.”

Tak – dwa porządki – dwa przeciwne wzorce.

Na tym rozdziale niestety kończy się mój zachwyt – reszta książki (niemal 500 stron) to rozprawka na temat zagubionego sacrum w Kościele Rzymskokatolickim, czyli łacińskiego systemu ofiarniczego podczas Mszy wg Kanonu rzymskiego, którego ma reprezentować kapłan Melchizedek. Autor boleje, że źródłem choroby KRK jest zapomnienie, że Chrystus jest kapłanem na wzór Melchizedeka i że jest to istotą kapłaństwa katolickiego.

Paweł Lisicki (publicysta, pisarz, redaktor, dziennikarz) – to człowiek, przed którym chylę czoła jeżeli chodzi o wiedzę, wykształcenie, bystrość umysłu, elokwencję, inteligencję, doświadczenie, sukcesy, nagrody, osiągnięcia, styl. Ja sam niewiele w życiu osiągnąłem i jestem ledwo prostakiem w mowie czy pisaniu, ale na pewno nie w poznaniu. Zobaczyłem i poznałem Chrystusa ponad 20 lat temu i tak wciąż widzę Tego, który na krótko został uczyniony mniejszym od aniołów. Nie ma w tym pychy, bo mnie, jako zdechłemu psu, okazana została niezrozumiała łaska, a i mogę przez to powiedzieć, że wielu jeszcze może z niej skorzystać.  W swojej pracy pan Paweł prezentuje zawiły materiał dowodowy w sprawie nadrzędności kapłaństwa wg Kanonu rzymskiego, potęgi rytuałów i ofiarnictwa kapłańskiego.

Kapłaństwo

Według redaktora „Luter mylił się mówiąc, że Pismo nie wspomina o widzialnym kapłaństwie, zna ono jedynego kapłana – pontifeksa, Chrystusa. Wraz z Chrystusem wszyscy jesteśmy kapłanami. Jakąż głupotą jest, że przywłaszczają je tylko niektórzy i jakim szaleństwem, jeszcze większym jest widzieć we Mszy ofiarę, dobry uczynek”. Pan Redaktor próbuje (pokrętnie i nieskutecznie) udowodnić, że Luter, „tym co rozumiał przez wiarę ewangeliczną była właśnie wiara refleksyjna, której przedmiotem i podmiotem było samo Ja. Ja wierzyło w siebie za pośrednictwem Chrystusa i słowa – sprytny wytrych, który pozwolił ukryć nowość i rewolucyjność przewrotu. Takie podejście pozwalało Lutrowi wprowadzać zmiany w obrządku stopniowo, w miarę jak rosła świadomość wiernych. Im bardziej oddalali się od dawnego przekonania, że świętość może być obecna w tym, co zewnętrzne , tym łatwiej rezygnowali ze starożytnych form i rytuałów.”

A jednak Luter nie mówił o egoizmie, nie promował żadnych egocentrycznych idei czy interesów. On chciał przywrócić naukę apostołów. Świętość musi być wewnątrz człowieka – stąd wypływają owoce i tylko wtedy można to zobaczyć na zewnątrz. Właściwe rozumienie świętości to świadomość, że chrześcijanin jest oddzielony od świata w sensie duchowym, od grzechu oraz oddzielonym dla Chrystusa. Pismo mówi do wierzących:  Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty”. 1Pt1,16 oraz: „Świątynią Bożą jesteście” 1Kor 3,16. O powszechnym kapłaństwie każdego wierzącego czytamy w Nowym Testamencie:  „I wy sami jako kamienie żywe budujcie się w dom duchowy, w kapłaństwo święte, aby składać duchowe ofiary przyjemne Bogu przez Jezusa Chrystusa. (…) Ale wy jesteście rodem wybranym, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem nabytym, abyście rozgłaszali cnoty tego, który was powołał z ciemności do cudownej swojej światłości” 1Pt2,5i9. Miał rację Luter mówiąc, że głupotą jest przywłaszczanie kapłaństwa tylko niektórym, oraz tworzenie kolejnych pośredników do Boga przez miażdżące rozbudowywanie hierarchii władzy KRK.

Świątynia i kapłaństwo w ST to typy, cienie, obrazy tego, co w Nowym Przymierzu praktycznie dzieje się w duchowo odrodzonych ludziach - wewnątrz („Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie” Łk17,20), bezpośrednio  („Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus” 1Tym2,5) i bezrytualnie („Teraz jednak, kiedy poznaliście Boga, a raczej, kiedy zostaliście przez Boga poznani, czemuż znowu zawracacie do słabych i nędznych zasad, pod którymi ponownie, jak dawniej służyć chcecie?” Gal4,9-10). A wspaniały List do Hebrajczyków to nie tylko epopeja bohaterów zbawionych jedynie z wiary, ale właśnie istna ceremonia pogrzebowa starych rytuałów na rzecz kapłaństwa według porządku Melchizedeka. Melchizedek to „ po pierwsze król sprawiedliwości, a po drugie król Salemu, czyli król pokoju” Hebr7,2. Najpierw usprawiedliwienie, potem pokój (nigdy odwrotnie). Chrystus jest tym, który usprawiedliwia – przez wiarę, z łaski – każdego, kto postanowi oddać Mu życie. Wówczas doświadcza pokoju – jest pojednany z Bogiem – otrzymuje dar życia wiecznego. Chyba nie można jaśniej tego ująć. Wariacją właśnie na tę melodię jest tenże List.

Ekumenia

Pan Paweł pisze:

„Ofiara przebłagalna, kapłaństwo, ołtarz - to jest właśnie istota nadprzyrodzonej misji Kościoła. To część apostolskiego, wspólnego dziedzictwa Kościoła, które porzucili reformatorzy, zuchwale pokładając ufność w swojej wiedzy. Owszem, niektóre obrządki protestanckie są bliższe i łatwiejsze do przyjęcia dla współczesnych, ale właśnie dlatego, że towarzyszą one od początku rewolucyjnie nowej świadomości zachodniego Ja. Nie ma w nich ofiary, nie ma śladów „magii”, czyli sakramentów. Tyle że na końcu tej drogi jest czysty, suchy rytualizm. Żeby go przezwyciężyć, konieczne jest ciągłe tworzenie nowych, charyzmatycznych wspólnot. Liberalny protestantyzm prowadzi do ateizmu i nihilizmu. Przejmując i dostosowując się do formuł protestanckich, katolicy zostali uwięzieni w tej samej doczesności i tymczasowości, która systematycznie wydrążyła z sacrum wspólnoty protestantów. „Jednym z owoców reformy liturgicznej będzie być może to, że wspólnoty niekatolickie będą mogły celebrować Wieczerzę Pańską używając tych samych modlitw, co Kościół katolicki. Z punktu widzenia teologii to możliwe” — napisał w 1969 roku Max Thurian ze wspólnoty z Taizé (s. 475). Ta jedność to wspólne zagubienie sakralności. W tym sensie obecna niemiecka katolicka droga synodalna nie jest wypaczeniem i odejściem od zasad reformy, ale jej dopełnieniem. Wszystkie jej postulaty odpowiadają ściśle temu, czego pragnie kreujące wartości, samozbawiające się Ja. Dobrze widzieli to od początku sami protestanci, zaskoczeni najwyraźniej przewrotem dokonanym przez katolików. „W odnowionej niedawno Mszy nie ma niczego, co mogłoby przeszkadzać ewangelicznym chrześcijanom. pozostaje pytanie, czy taki ryt można jeszcze nazwać katolicką Mszą.”

Ewangeliczne chrześcijaństwo to nie wymysł ludzki, to nie kształtująca się i zmieniająca tradycja. Ewangeliczne chrześcijaństwo to zrodzeni z Ducha Świętego ludzie, których sacrum to spotkanie Pana Jezusa i podążanie za Nim, za Jego Słowem. Tacy ludzie to Kościół, Oblubienica, o którą bezpośrednio troszczy się Arcykapłan Chrystus – Pan Młody i po którą wkrótce przyjdzie. I faktem jest, że liberalizacja wspólnot ewangelicznych prowadzi na manowce, ale też faktem jest, że owa „magia” KRK to rytualizm odrzucający ofiarę Chrystusa lub zaprzeczający jej wystarczalności. Tworzenie nowych wspólnot świadczy o rozwoju, a nie o przezwyciężaniu martwoty. Zarówno odnowiona, jak i przedsoborowa Msza ma niewiele wspólnego z ewangelicznym nabożeństwem. Faktem też jest, że liberalne chrześcijaństwo ewangeliczne bardzo łatwo brata się z liberalnym katolicyzmem. Tu przyznaję rację panu Redaktorowi i też jest to dla mnie obrzydliwe.

Dziennikarz opisuje kapłaństwo w Kościele Rzymskokatolickim przed reformacją – jako wzór, który od 1969 roku (posoborowe zmiany w Mszy) rozmył się zupełnie. W książce natrafiamy na wypowiedź wieloletniego przyjaciela i doradcy Pawła VI (1897-1978): „Widzimy u Pawła VI ekumeniczną intencję wyrzucenia wszystkiego lub przynajmniej skorygowania wszystkiego co jest zbyt katolickie, ze Mszy oraz zbliżenia Mszy, powtórzę to jeszcze raz, tak silnie, jak to możliwe, do kalwińskiej liturgii.” Od tej pory Kościół Rzymskokatolicki jest opanowany chorobą, w której dyskusje o celibacie, kobietach diakonach, skandalach pedofilskich są jedynie „przerażająco płaskie i banalne”. Lekarstwem wg autora może być tylko powrót do wielowiekowej liturgii i oddalenie protestanckich teorii z rytu rzymskiego.

Mam pytanie. W jaki sposób dyskusje o skandalach pedofilskich są przerażająco płaskie i banalne, a modlitwa indywidualna i liturgiczna osoby skierowanej ku wschodowi jest niezwykle wartościowa; albo modlitwa za zmarłych jest ważniejsza od zdemaskowania zepsucia moralnego Kościoła Rzymskiego przez Lutra?

Prawdą jest, że kolumnada zaprojektowana przez włoskiego rzeźbiarza w XVII wieku, Gian Lorenzo Berniniego, biegnie wzdłuż obwodu Placu Świętego Piotra, tworząc dwa rozpostarte ramiona gotowe objąć świat, symbolizujące otwarcie się KRK na ekumenię, która to tendencja została przypieczętowana na Soborze Watykańskim II (1962-1965). Pan Paweł wini za to reformację. Jednak oczyszczanie dogmatyki katolickiej z wszelkich naleciałości protestanckich i powrót do liturgii Mszy z VI wieku nie jest rozwiązaniem według woli Boga czyli według nauki apostolskiej. Rozwiązaniem nie będzie również wplatanie coraz większej ilości teorii protestanckich w dogmatykę KRK. Zawsze trzeba wracać do głównego źródła, do korzeni, czyli do Biblii – do nauk apostołów, do natchnionych Listów i Ewangelii.

Ofiara

Nieprzejednane oblicze Boga i Jego gniew ciąży na każdym człowieku (J3,36) dopóki nie stanie się on posłuszny Ewangelii. To prawda. Pan Lisicki tak pisze o tym nieprzejednanym obliczu:

„To jest to, czego niczym diabeł święconej wody boją się współcześni teologowie. Bóg o nieprzejednanym obliczu? Cóż to za herezja. A jednak nie ma wątpliwości, że w taki sposób Kościół wierzył przez wieki, zanim dopadła go choroba powszechnego zbawienia i zanim w głowach teologów zadomowiło się przeświadczenie, że Bóg  może jedynie wybaczać i okazywać miłosierdzie.”
W pewnym sensie rację ma autor „Wygnania Melchizedeka”, liberalizacja teologii i przeakcentowanie miłosierdzia bez mowy o sądzie jest wypaczaniem Ewangelii. Lecz rozwiązanie, jakie proponuje zakrawa o pomstę do nieba: 
W Kanonie rzymskim ta przepiękna modlitwa pojawia się wkrótce po słowach konsekracji. Oto i ona, w całej swojej spiżowej wspaniałości. (tu następuje tekst łaciński) Przytaczam najpierw tekst łaciński. Nie jest on nigdy wypowiadany podczas Mszy na głos, jednak samo brzmienie słów, gdy się je odczytuje, pozostawia to niezwykłe wrażenie powagi i doniosłości. „Racz wejrzeć na nie miłościwym i pogodnym obliczem i z upodobaniem przyjąć, jak raczyłeś przyjąć dary sługi Swego sprawiedliwego Abla i ofiarę Patriarchy naszego Abrahama, oraz tę, którą Ci złożył najwyższy Twój kapłan Melchizedek, ofiarę świętą, hostię niepokalaną”. W tych kilku słowach zawarta jest, sądzę, niczym w pigułce cała teologia ofiarna Kościoła. Nie zawsze można to dostrzec, bo wiele współczesnych przekładów zaciera to, co najbardziej niewygodne. W tym wypadku chodzi o drobne słowko propitio. Mszał tyniecki tłumaczy je jako „miłościwe” - w odniesieniu do oblicza Boga. Nie jest to błąd, ale spłycenie znaczenia. Samo słowo propitio, odnoszące się do oblicza Boga, oznacza, w ścisłym jego znaczeniu, przebłaganie, przejednanie. Błaga się Boga, by na ofiarę zechciał spojrzeć nie tyle miłościwie, co przede wszystkim, „przejednanym”, „przebłaganym” obliczem. Tu tkwi klucz. Przejednanie, przebłaganie - to pojęcie podstawowe. O to chodzi w ofierze: o uzyskanie Bożego przebłagania. Ofiara ma wyjednać przebłaganie. Ale to oznacza, że bez niej oblicze Boga pozostanie zagniewane. To jest clou. Kapłan składa ofiarę, błagając, by Bóg pokazał wolne od gniewu, przebłagane i przejednane oblicze.”

Apostolskie clou to jednorazowa ofiara przebłagalna, która nie może być powtórzona – przebłaganie już się dokonało – wystarczy w to uwierzyć. „Raz na zawsze umarł” Rz6,10 „On uczynił to raz na zawsze, gdy złożył w ofierze samego siebie” (Hebr7,27) „Mocą tej samej woli jesteśmy uświęceni dzięki złożonej raz na zawsze ofierze, którą było ciało Jezusa Chrystusa”. Hebr10,10 „Jedną bowiem ofiarą uczynił na zawsze doskonałymi tych, których uświęca”. Hebr10,14. Piękna melodia Bożych Słów – nieprawdaż?

Kościół

Cały pierwszy rozdział autorstwa pana Pawła chętnie mógłbym użyć do swojej książki, na przykład pt.: „Dwa wzorce – droga Prawdy i złudzenie Prawdy”. Zacząłbym w niej od definicji Kościoła. Myślę, że tak zaczynałby się rozdział drugi:

Czy wszystkie wspólnoty, związki, instytucje, które mają w swojej nazwie słowo ‘Kościół’ mają prawo je używać? W Ewangeliach słowo ‘kościół’ ekklesia (kościół, zbór, zgromadzenie, społeczność wywołanych) pojawia się tylko dwa razy u Mateusza. Pierwszy raz w rozdziale 16, gdy Chrystus mówi Piotrowi, że zbuduje swój Kościół na bazie ponadnaturalnego objawienia i zbawczej wiary. Nic innego nie ma prawa być Kościołem Chrystusa, chociażby nie wiem jak wielką głębię miała forma nabożeństwa. Drugi przykład znajdujemy dwa rozdziały później: „Jeśli twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź, upomnij go sam na sam; jeśli cię posłucha, pozyskałeś swego brata. Jeśli jednak nie posłucha, weź z sobą jeszcze jednego lub dwóch, aby przez dwóch lub trzech świadków została potwierdzona każda wypowiedź. Jeśliby zaś ich nie posłuchał, powiedz kościołowi (ekklesia); a jeśli i kościoła (ekklesia) nie posłucha, niech będzie dla ciebie jak poganin i celnik.”Mat18,16-17. Następnie słowo to występuje dość często w dziejach apostolskich i Listach, w których wyraźnie widzimy jak powinien funkcjonować Kościół. Wiara zbawcza oraz dyscyplina, zawieszenia w prawach, wykluczenia to podstawowe składowe wspólnoty, bez których nie można mówić o nowotestamentowym Kościele. Ten model działa skutecznie w pierwszej ekklesii. Z czasem jednak zaczyna to odbiegać od norm apostolskich. Ryba psuje się od głowy. Kolejni papieże, którzy są głowami (pomijam fakt, że to niedorzeczność, ponieważ głową prawdziwego Kościoła był i jest Chrystus Ef4,15) prowadzą niemoralne życie, są chciwi i są mordercami; nie pokutują i nie czują się winni, a nikt ich za to nie wyklucza. Czy taka wspólnota ma jeszcze prawo nazywać się Kościołem? List do Hebrajczyków 13,17 mówi: „Pamiętajcie o waszych przywódcach, którzy wam zwiastowali Słowo Boże, i rozpatrując koniec ich życiowej drogi, naśladujcie ich wiarę”. Dziwi mnie brak konsekwencji w myśleniu pana Pawła - z jednaj strony prorokuje wkradającą się do KRK liberalizację dogmatów i niemoralność, a z drugiej - nie potępia niechlubnej przeszłości tego Kościoła.

Zakończenie

Publicysta i redaktor naczelny „Do Rzeczy”, skądinąd bardzo dobry tygodnik, poszukuje najgłębszej głębi. Zażegnanie kryzysu i uzdrowienie widzi tylko w powrocie do starożytnego sacrum, do pierwowzoru historycznych rytuałów. Obecny i przyszły stan Kościoła Katolickiego i ludzkości przedstawia, sądzę, że jako huxleyowską rzeczywistość Nowego Wspaniałego Świata, o czym też czytamy w jego powieści wydanej 4 lata temu pt.: „Epoka Antychrysta”. Jednak Biblijny Kościół ma się dobrze, nigdy nie przeżywał kryzysu, ponieważ najwyższy Arcykapłan zawsze o niego dbał, troszczył się też o Swoje Słowo i tak mamy je dziś w ojczystym języku. I oto właśnie największa głębia świata, źródło wszystkich źródeł – Słowo Boże. Przerysowana i często dogmatyzowana symbolika, wielki akcent kładziony na liturgię, mistycyzowanie tego co zewnętrzne, wyolbrzymianie roli tradycji, to wszystko spłyca wagę Słowa, spycha je na dalszy plan.

A przecież:

 „Jezus mówił do tych Żydów, którzy mu uwierzyli: Jeśli będziecie trwać w moim słowie, będziecie prawdziwie moimi uczniami.” J8,31 oraz: Jeśli kto mnie miłuje, słowa mojego przestrzegać będzie, i Ojciec mój umiłuje go, i do niego przyjdziemy, i u niego zamieszkamy.” J14,23, „Jeśli kto zachowa słowo moje śmierci nie ujrzy na wieki” J8,52, „Poświęć ich w prawdzie twojej, słowo twoje jest prawdą.” J17,17 , „Cokolwiek bowiem przedtem napisano, dla naszego pouczenia napisano, abyśmy przez cierpliwość i przez pociechę z Pism nadzieję mieli.” Rz15,4 „A posiany na dobrej ziemi to ten kto słowa słucha i rozumie; ten wydaje owoc” Mat13,23, Ci więc, którzy przyjęli słowo jego, zostali ochrzczeni” Dz2,14, „W ten sposób słowo Boga krzewiło się i liczba uczniów w Jerozolimie niezmiernie rosła.” Dz6,7 „Nie jest rzeczą słuszną, żebyśmy zaniedbali słowo Boże, a usługiwali przy stołach” Dz6,2, „Samaria przyjęła słowo Boże” Dz8,14, „i poganie przyjęli Słowo Boże” Dz11,1 „Poganie słysząc to, radowali się i wielbili Słowo Pańskie” Dz13,48, „Ci byli szlachetniejszego usposobienia niż owi w Tesalonice, przyjęli oni słowo z całą gotowością i codziennie badali Pisma” Dz17,11, „I działo się to przez dwa lata, tak że wszyscy mieszkańcy Azji, Żydzi i Grecy mogli usłyszeć słowo Pańskie” Dz19,10, „Ale nie jest tak, jakoby miało zawieść słowo Boże” Rz9,6, „wiara tedy jest ze słuchania, a słuchanie przez słowo Chrystusowe” Rz10,17, „W nim i wy, którzy usłyszeliście słowo prawdy, ewangelię zbawienia waszego, i uwierzyliście w niego, zostaliście zapieczętowani obiecanym Duchem Św”. Ef1,13 „Weźcie też przyłbicę zbawienia i miecz Ducha, którym jest słowo Boże” Ef6,17, „Słowo Chrystusowe niech mieszka w was obficie” Kol3,16 „Od was bowiem rozeszło się słowo Pańskie” 1Tes1,8, „A przeto i my dziękujemy bogu nieustannie, że przyjęliście słowo Boże, które od nas usłyszeliście nie jako słowo ludzkie.” 1Tes2,13 „Na ostatek, bracia, módlcie się za nas, aby słowo Pańskie krzewiło się i rozsławiało wszędzie” 2Tes3,1,„Gdyż Słowo Boże jest żywe i skuteczne, ostrzejsze niż jakikolwiek obosieczny miecz, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić zamysły i zamiary serca” Hebr4,12

Czytelniku, jeżeli doszedłeś już do tego miejsca, to proszę przeczytaj jeszcze raz, uważnie, ostatni akapit. Celowo zacytowałem tak dużo wersetów (choć jest ich znacznie więcej), abyśmy mieli szeroki obraz tego jaką rangę, rolę i moc ma Boże Słowo, które stanowi podwalinę ewangelicznych kościołów.

Z Panem Lisickim łączy nas nienawiść do liberalizmu i fascynacja Melchizedekiem. Jednak to za mało, aby być jedno w duchowym myśleniu. Może kiedyś… Tymczasem myślę, że praca pana Pawła jest pracą syzyfową i walką z wiatrakami, aczkolwiek doceniam kunszt pisarski i wnikliwość historyczną.

Kończąc, chciałbym zwrócić uwagę, że to co napisałem nie jest polemiką, lecz refleksją, przy okazji której zamierzałem wskazywać na Chrystusa – „sprawcę i dokończyciela wiary” Hebr12,2; nie jest też to tekst antykatolicki, wręcz przeciwnie, zbawienie w Chrystusie to sprawa katolicka – powszechna – dla każdego. Niestety Rzym jest przykładem odejścia od norm Biblii. Zaś kościoły ewangeliczne owszem – trzymają się ich. Kościoły ewangeliczne to nie zamknięte enklawy, to nie gnostycyzm tylko dla wybranych, to nie grupy ludzi duszących się we własnym sosie. Kościoły ewangeliczne to ekklesia – społeczność ludzi wywołanych z tego świata, aby służyć Bogu i wskazywać Go innym ludziom. Boga można poznać osobiście – nie są do tego potrzebne sakramenty, szaty, liturgie, ofiary, pośrednicy, kulty itp., a nawet zamykają one drogę do intymnej z Nim relacji. Wśród rzymskich katolików mogą zdarzyć się ludzie odrodzeni duchowo, takim braciom chciałbym zadać dwa pytania: Co stoi na przeszkodzie by przyjąć przemyślany chrzest wiary (Mk16,16)? Co stoi na przeszkodzie, by opuścić ten niebiblijny system kultów, wierzeń i praktyk (Pismo bowiem mówi: „wyjdźcie z niego mój ludu” Obj18,4)?

2 komentarze:

  1. No cóż, bezpośrednio z tej recenzji przebija protestanckie myślenie Autora. Tym samym trudno się spodziewać, że zrozumie to o czym pisze Pan Lisicki.
    Może uczciwie byłoby na wstępie napisać, że jest się protestantem a nie katolikiem, bo to w znaczny sposób zmienia podejście do rozumienia Pana zarzutów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, choć nie znam imienia, ani nawet płci. W każdym razie nie jestem protestantem. Jestem chrześcijaninem i opieram moją wiarę na Słowie Bożym. W Królestwie Bożym znajdą się tylko ludzie narodzeni z Ducha Św., nikt inny tam nie trafi, więc podziały na denominacje są tylko ludzkim wymysłem. Nie muszę rozumieć łaciny, żeby ocenić, czy książka jest oparta na Biblii, tak samo nie muszę znać głębi jogi, żeby właściwie ją ocenić w świetle Pisma. Teraz np czytam "Apokalipsa św. Jana. Listy do siedmiu Kościołów" ks. Chrostowskiego i uważam na razie, że treść nie odbiega od Biblii - książka godna polecenia.

      Usuń