wtorek, 4 lipca 2023

Pogrzeb T.

Słowo na mszy rzymskokatolickiej podczas pogrzebu mojego Taty do Rodziny, Znajomych i Przyjaciół:

Szkutnik, stoczniowiec, stolarz, zapaśnik, konserwator mebli, rysownik, handlarz, mistrz renowacji antyków, modelarz, amator kowalstwa, tapicer, rzeźbiarz, żeglarz, miłośnik sztuki, meloman … Parę lat temu byliśmy na koncercie Santany i widziałem łzy w jego oczach, kiedy zabrzmiały pierwsze dźwięki Samby PaTi.

Zwiedził wiele krajów. Algieria, Tunezja, Francja, Korsyka, Włochy, Izrael, Austria, Niemcy, a teraz ta ostatnia podróż. Odszedł człowiek trudny, ale piękny; uparty, ale niezwykle uczynny; kontrowersyjny, ale przez ponad 50 lat wierny swojej żonie.

Tata nie sypiał zbyt dobrze w ostatnich miesiącach, a miesiąc przed śmiercią prawie co noc siedział na swojej kanapie i wołał głośno : Panie, zmiłuj się nade mną, Jezu, zmiłuj się nade mną, Boże zmiłuj się nade mną. Te jęki smutku, desperacji, rozpaczy nie były spowodowane cierpieniem fizycznym, lecz raczej bólem duszy. To był płacz prosto z głębi serca. Krzyk złamanego człowieka pewnego swojej nędzy, człowieka, który zrozumiał, że jego ja nie odgrywa już żadnej roli. W jaki sposób Bóg odpowiedział? Nie śmiem wyrokować. Ale Pismo Święte zapewnia, że jest to jedyna szansa na nawrócenie. Tylko zmiłowanie Boże decyduje o zbawieniu człowieka. Człowiek, nawet najbardziej religijny, nie ma na to żadnego wpływu. List do Rzymian mówi: „Zmiłuję się, nad kim się zmiłuję, a zlituję się, nad kim się zlituję. A zatem nie zależy to od woli człowieka, ani od jego zabiegów, lecz od zmiłowania Bożego (…) Zaiste więc, nad kim chce, okazuje zmiłowanie, a kogo chce przywodzi do zatwardziałości.” Rz 9,15-19
Dawno temu, w czasach kiedy jeszcze nauka apostolska nie była aż tak bardzo skażona, w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, na jednym z synodów padł taki zapis: „Człowiek może zostać zbawiony tylko wtedy, gdy Bóg okaże zmiłowanie.” (Synod w Orange 529r. Kanon19) Sam takiego zmiłowania doświadczyłem ponad 20 lat temu. Tata będąc w ostatnich dniach w szpitalu, poprosił mnie, żebym go przytulił i trzymał za rękę, czego wcześniej nie mówił, a bywał już w szpitalach nie raz. Rozpowiadał też, że wszystkich kocha, a trochę wcześniej (tuż przed szpitalem) zgodził się na modlitwę mojego syna, którego dotkliwie kiedyś zranił, a jeszcze parę lat temu odrzucił taką inicjatywę.
Tato, dziękuję za wszystko.