poniedziałek, 5 kwietnia 2021

Nie ma w was miejsca dla Słowa

Jest taki stan buntu, który gdy zostanie skonfrontowany z prawdą, ma szansę na odwrót. 

Taką szansę dawał Jezus faryzeuszom, mówiąc: „i nie ma w was miejsca dla Jego Słowa, stąd wy nie wierzycie Temu, którego On posłał.” (J5,38) Niestety ich bunt był jak skała.

O co chodzi Jezusowi, gdy dzisiaj mówi: nie ma w was miejsca dla Słowa?

Czy jesteśmy tak zabiegani, skupieni na swoich sprawach, że nie mamy czasu na czytanie Biblii? Czy może nie rozumiemy Słowa, jest ono dla nas za trudne, uważamy, że Pismo Święte jest dla ludzi bardziej inteligentnych niż my. A może całymi latami robimy karierę i Jezus musi nas upomnieć? Czy też jesteśmy schorowani, przybici, w depresji, roztargnieni, smutni, obciążeni, zniewoleni? Czy może mamy mnóstwo obowiązków wynikających z naszej wiary i jak Marta krzątamy się wokół rozmaitych posług (Łk10,40)?

Odpowiedź na wszystkie te pytania brzmi: Nie. Nie o to chodzi. 

Jezus wypowiada to zdanie do ludzi ustabilizowanych religijnie, do ludzi pewnych, że ich wiara jest jedynie właściwa. Do ludzi, którzy myślą, że tradycja ich religii trwa od pokoleń i nie ma takiej siły, która mogłaby zmienić ich nastawienie. I wreszcie do ludzi, którzy urodzili się w chrześcijańskiej rodzinie, chodzili na szkółkę niedzielną, a dziś są ewangelicznymi hejterami, popularnymi teologami lub charyzmatycznymi duchownymi, po części ignorującymi zdrową naukę apostolską.

Jeżeli opieramy się, zatwardzimy swoje serca, jak Izrael w czasie buntu na pustyni (Hbr3,8-10) i nie odpowiemy pozytywnie na Jego wezwanie, będzie to wstrętne w Bożych oczach, chociaż byśmy byli niezwykle zaangażowani w Jego sprawy. Będziemy wówczas przyrównani do człowieka głupiego, który zbudował swój dom na piasku (Mat7,26). Słyszymy Słowo, ale robimy swoje. Nasza wiara ciągle będzie się chwiać lub sypać, wody doświadczeń zawsze będą niszczyć to, co zbudowaliśmy, nie będziemy sobie radzić z przeciwnościami, a fale lęku co jakiś czas będą doprowadzać nas do frustracji.

Lecz, jak już wspomniałem, jest taki stan buntu, który gdy zostanie skonfrontowany z prawdą, ma jeszcze szansę na odwrót. Stan, w którym człowiek mówi: Nie chcę. Lecz potem odczuwa żal, opamięta się, zmieni zdanie i idzie tam gdzie został posłany. (Mat21,29)

Wyraźnie trzeba powiedzieć, że możemy być zabiegani, nierozumiejący, przybici, a jednak może być w nas jednocześnie miejsce dla Słowa. Czyli przeciwieństwem miejsca dla Słowa nie jest ciężkie, puste lub wypełnione po brzegi życie człowieka, lecz jego upór. Przekład Uwspółcześnionej Biblii Gdańskiej mówi: „I nie macie jego słowa trwającego w was, bo temu, którego on posłał, nie wierzycie.” Jeżeli żywe Słowo w nas trwa, wierzymy Jemu i poddajemy się Jemu, zmieniamy nasze poglądy i postępowanie dzięki duchowej elastyczności naszego umysłu i serca.

Zatem komu lub czemu chcesz ufać i być uległy? Swoim przyzwyczajeniom i postanowieniom, utwierdzonym poglądom, sławnym i wielkim ludziom, wzniosłym i wielowiekowym tradycjom, przebudzeniowym ruchom religijnym? Jezus jest Słowem, a Słowo jest Chrystusowe. Czy jest więc dzisiaj w tobie miejsce dla całego Słowa i każdego Słowa, które wychodzi z ust Bożych?

sobota, 3 kwietnia 2021

Chrzest jak ślub

Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest” Ef 4:5

Tylko jeden chrzest zachowuje ważność w Bożych oczach, chociażby ktoś był chrzczony w różnych religiach X razy. Chodzi o chrzest przez zanurzenie, który następuje po nawróceniu. Żaden inny chrzest nawet nie jest zbliżony do tego biblijnego. Przesłanie Ewangelii od czasów Chrystusa nierozerwalnie wiąże się z chrztem. Zarówno poganie jak i Żydzi, którzy mogliby przecież tłumaczyć swoje przywiązanie do Kościoła obrzezaniem, muszą się ochrzcić, jeżeli przeżyli duchowe narodzenie. Tak też działo się przez pierwsze wieki Kościoła. Chrzest nie ma żadnej mocy, jest znakiem, że już coś się stało oraz znakiem, że od tego momentu coś nowego zacznie się dziać. Zatem chrzest wskazuje i poświadcza. Tylko i aż.

Chrzest jest jak ślub – pragnienie, poszukiwanie, wybranie i zakochanie, postanowienie, narzeczeństwo, a potem poświadczenie tego przez publiczny ślub, który oznacza, że nie jesteś już kawalerem/panną i już nim/nią nie będziesz. To niedoskonałe porównanie trzeba uzupełnić o pokutę, opamiętanie i przemianę myślenia poprzedzającą nawrócenie. Sam ślub nie powoduje zmiany w sercu - to co istotne, stało się już wcześniej. Ślub bez miłości lub ślub małych dzieci nie ma sensu i ważności; chyba że chodzi o kasę. :- ) Nie trzeba dodawać, że życie na kocią łapę w żadnym wypadku nie czyni zakochanych małżeństwem. No a co z nawróconym łotrem na krzyżu? Wyjątek potwierdzający regułę? Tak. Ten przykład potwierdza, że żaden uczynek, ani sakrament, ani człowiek, ani idea nie mogą zbawić ludzkiej duszy. Twórcą nowego życia jest Duch Święty. Łotr umarł, bez wątpienia zbawiony, choć bez chrztu. W jego przypadku oczywistym i pewnym jest, że gdyby w jakiś sposób przeżył, zostałby ochrzczony.

Zbawienie to najważniejszy temat w historii ludzkości. Dar życia wiecznego, Dom w Niebie, ratunek przed Bożym gniewem i potępieniem można otrzymać nawracając się do Boga i stając się uczniem Chrystusa Pana, którego śmierć, pogrzeb, i zmartwychwstanie ilustruje chrzest. W momencie ślubu małżonkowie stają się jednym ciałem aż do śmierci, a chrzest przyłącza tego, który uwierzył, do ciała Chrystusa na wieki.