Przebaczenie to kluczowy temat chrześcijaństwa. Nie
mówimy tu o przebaczaniu wśród ludzi niewierzących, czy nieodrodzonych duchowo.
Ci radzą sobie z tym lepiej lub gorzej, lecz w żadnym wypadku nie jest to dla
nich zbawienne. Czytałem kiedyś o dość religijnych Polakach, którzy z dumą i
satysfakcją pluli w twarz swoich oprawców podczas ich procesów po drugiej
wojnie światowej. Ale też i o tym jak buddysta przebaczył hitlerowcowi, który
go nękał. Mówi się, że przebaczenie łagodzi
stres i poprawia samopoczucie, ale i zemsta niektórym przynosi ogromną ulgę. Przebaczenie może też być czystym pragmatyzmem wg tzw. „prawa karmy”, które podkreśla, że człowiek nie jest w
stanie uciec przed konsekwencjami swoich czynów. Nawet Piłat i Herod musieli sobie coś odpuścić skoro stali się przyjaciółmi. To nie o tych wszystkich
przypadkach będzie ten artykuł.
Modlitwa Pańska (Mat 6, Łk 11) dotyczy tylko i wyłącznie
uczniów Jezusa, ludzi mających żywą więź z Duchem Świętym. Inni ludzie
wypowiadając zawarte w niej słowa w najlepszym wypadku okazują chęć poznania
Boga, a w najgorszym są ignorantami lub nawet gardzą Nim.
W modlitwie Pańskiej widzimy wyraźne powiązanie ludzkiego i
Bożego przebaczenia. Nie otrzymamy przebaczenia, jeżeli sami nie odpuścimy. Oczywiste
jest, że swoim przebaczaniem nie zapracowujemy na odpuszczenie naszych win, ono
raczej odzwierciedla i determinuje więź jaką mamy z naszym Ojcem. Jednak jednymi
z najtrudniejszych prób w chrześcijaństwie są sytuacje, w których musimy
przebaczyć. Prawdopodobnie większość uczniów co najmniej raz przechodzi w swoim
życiu przez szatańskie głębiny w postaci prześladowań, niesprawiedliwości i
potężnych zranień. Zazwyczaj spada na nas to czego najbardziej się boimy. „Bo
dopadło mnie to, przed czym drżałem, dosięgło to, co budziło mój lęk.” Job
3,25. Zmagamy się z tym dłużej lub krócej, ale zawsze odnosimy zwycięstwo.
Próba taka obliczona na całkowitą porażkę i zniszczenie, faktycznie okazuje się
przejściem do praktycznego poznania powodu i mocy usprawiedliwienia naszej
duszy, sensu tego co On uczynił dla nas na krzyżu, czemu towarzyszy wzrost
wiary i rozwój duchowy.
„Wy z Boga jesteście, dzieci, i odnieśliście nad nimi
zwycięstwo, gdyż Ten, który jest w was, większy jest niż ten, który jest w
świecie.” (1J 4,4)
„Bogu zaś niech będą dzięki, który nam w Chrystusie
zawsze daje zwycięstwo i woń Jego poznania rozchodzi się przez nas na każdym
miejscu” (2Kor 2,14)
„Jak napisano: Z powodu ciebie co dzień nas zabijają,
Uważają nas za owce ofiarne. Ale w tym wszystkim odnosimy przeważające
zwycięstwo przez Tego, który nas umiłował.” (Rz 8,37)
Dlatego zaraz po prośbie o odpuszczenie win Bóg nas uczy aby
prosić: „wybaw nas od złego”, od odpadnięcia, od poddania się i rezygnacji, a jeszcze
dalej Ewangelia Łukasza zapewnia, że Bóg przyjdzie z pomocą, da się odnaleźć,
otworzy drzwi…
Nauka proszenia świadczy, że zagrożenie jest realne, a
porażka pewna i Bóg dokładnie o tym wie, bo „sam przeszedł przez cierpienia i
próby i [tylko On] może dopomóc tym, którzy przez próby przechodzą.” (Hebr 2,18).
Przebaczenie jest próbą, z której wyjście znajduje się w Chrystusie.
Nauka proszenia to nauka wiary w Boga, a nie wiary w wiarę,
czy w swoje możliwości. Wystarczy ziarenko takiej wiary w Boga, aby odpuszczać
tym, którzy dziesięć razy dziennie nas ranią, ale zaraz potem żałują tego. (Łk
17,4-5)
Nauka proszenia o wybaczenie w pewnym sensie upokarza nas,
ponieważ prosząc musimy przyznać, że zawodzimy. Upokorzenie to wzrastanie w
pokorę, czyli coraz większą zależność od Boga, znajdując w Nim poczucie
bezpieczeństwa i poczucie własnej wartości.
Nauka proszenia o wybaczenie skłania do pielęgnacji postawy
odpuszczania swoim wrogom tak, aby mogło to wejść nam w krew i tym samym do
jasnego, dojrzałego rozumienia Bożej łaski, ponieważ, „kiedy jeszcze byliśmy
grzesznikami, Chrystus za nas umarł.” Rz5,8. Apostoł Paweł dobrze wiedział, że krzyż i odpuszczanie winowajcom to centrum ataku wrogich sił: nie dajmy się wykorzystać szatanowi - mówił - jego intrygi są nam przecież znane (2kor2,1-11).
Wybaczanie jest tak samo potrzebne jak powszedni chleb (i jak tlen - w piosence Tomka Żółtko). Bez
pokarmu zginiemy, bez przebaczenia nie da się żyć duchowo. Jeżeli odpuściłem,
to mam prawo być pewnym, że Bóg mi odpuścił. Po modlitwie Pańskiej św. Mateusz
dodaje: „jeśli jednak nie wybaczycie ludziom, to wasz Ojciec nie wybaczy i wam
waszych upadków”. Nie można być chrześcijaninem i nie wybaczać, tak jak butelka
z napisem Coca-cola nie jest Coca-colą, mimo, że posiada taki napis. Jezus stawia tę sprawę bardzo ostro i wyraźnie. Przykładem
Biblijnym może być Achitofel – dziadek Batszeby, który postanowił nie przebaczyć.
Wybaczenie jest także okazywaniem miłości tym, którzy na to
nie zasłużyli, tym, którzy „nie wiedzą co czynią.” Jest zapachem po zdeptanych
kwiatach.
Przebaczenie to nie pojednanie (choć czasem do niego
dochodzi, jeśli jest taka możliwość). Przebaczenie dokonuje się we wnętrzu
osoby zranionej.
Absolutnie nie
czekajmy aż zmienią się nasze uczucia! Czasem odpuszczanie swoim winowajcom
może wyglądać karykaturalnie, sztucznie i niezgrabnie, może być czymś w rodzaju
ślepego posłuszeństwa WBREW temu co się czuje. Owoce okażą się
nieproporcjonalnie potężne.
Tyle teoria. W praktyce jest to bardzo ciężka praca. Trwanie
w nieprzebaczeniu na dłuższą metę jest trujące. Ale potrzeba dużej delikatności
i mądrości, aby móc wesprzeć osobę z krwawiącymi ranami na duszy. Wydawałoby się, że wystarczy jedna
decyzja, jeden gest i po sprawie, lecz często stan taki trwa długie lata. Nie
potrafimy przebaczyć toksycznym rodzicom, którzy zrujnowali nam życie,
małżonkowi, który zdradził i nic sobie z tego nie robi; zbrodniarzom, którzy
bestialsko wymordowali nam rodziców i dzieci, cwaniakom, którzy doprowadzili do
bankructwa naszą firmę. Unikamy wówczas miejsc, rozmów, ludzi, którzy mogliby
rozdrapać niezabliźnione rany. Potrzebujemy ciepłego współczucia, ponadnaturalnej rehabilitacji duchowej.
„Zrozpaczonemu przyjaciel winien co najmniej okruch życzliwości, chociażby ten
zaniechał bojaźni Najwyższego” (Job 6,14). A może właśnie na przekór sobie
trzeba by wybrać się na czyjeś wesele, aby błogosławić innym, czy do muzeum
drugiej wojny, aby modlić się o wewnętrzny pokój, na grób ojca, aby zostawić tam
swoją gorycz, czy wyjść z cienia i rozpocząć nową działalność. Dzięki Bogu za
Ducha Świętego.

Znamy historię Corrie ten Boom, cudownie uwolniona z obozu
koncentracyjnego wróciła do Ameryki, gdzie usłyszała podczas modlitwy głos
Boży: „naród niemiecki cierpi z powodu niezabliźnionych ran wywołanych wojną.
Idź do nich i ogłoś im ewangelię.” Tam spotkała okrutnego strażnika obozu,
gdzie zamordowano jej ojca i siostrę. Okazało się, że się nawrócił i prosi ją o
przebaczenie. W pierwszej chwili nie mogła tego zrobić, wyciągnęła tylko rękę,
lecz w tym momencie cała gorycz ustąpiła na rzecz Bożej radości. Wiele takich
historii możemy znaleźć w jej książkach.
Wiele też w tym temacie na pewno
nauczymy się z książek Richarda Wurmbranda i jego rodziny, którzy latami byli
torturowani w komunistycznej Rumunii. Oni to założyli potem Głos
Prześladowanych Chrześcijan – fundację pomagającą cierpiącym chrześcijanom na
całym świecie. Ostatnio na ich stronie czytałem świadectwo mieszkanki Erytrei –
16 lat więzionej w straszliwych warunkach tylko dlatego, że nie wyparła się
wiary w Chrystusa. Po wyjściu na wolność zwróciła się do wierzących: „Wasze
modlitwy mnie uratowały. To zwycięstwo jest zwycięstwem nas wszystkich.
Wszystko to stało się możliwe dzięki Boże łasce. Czuję się tak błogosławiona,
że mogę uczestniczyć w cierpieniu Chrystusa. Nawet teraz nie żywię żadnej
nienawiści do tych, którzy wtrącili mnie do więzienia i próbowali uprzykrzyć mi
życie. Kocham ich”.

„Mogę wybaczyć każde zło wyrządzone mi, ale nie sądzę, żebym
potrafił wybaczyć komuś, kto zraniłby któreś z moich dzieci. Czy Bóg naprawdę
chciałby, żebym przebaczył pedofilowi albo mordercy mojego dziecka?” –
debatowali kiedyś członkowie grupy misyjnej, o czym czytamy w książce Dianne
Collard – „Wybieram przebaczenie”. Autorka przeszła przez głębiny horroru, gdy
zamordowano z premedytacją jej syna. Jedna z jej konkluzji brzmi: „Odrzucenie
przebaczenia jest jak wypicie trucizny na szczury, które mnie zraniły”.
Odrzucenia, zranienia, porażki, niesprawiedliwość, drwiny, prześladowania
– to wszystko - dobrze, jak spotyka nowonarodzonego chrześcijanina na początku drogi (przeczytaj Treny 3,26-37).
Jest to najbogatsze doświadczenie jakie możemy przeżyć z Chrystusem. Za
najwyższą radość musimy je uważać – mówi Jakub, Piotr dodaje: „Ukochani!
Przestańcie się dziwić — jakby spotykało was coś niezwykłego — że was pali we
wnętrzu; to się dzieje, by poddać was próbie. Ale w takiej mierze, w jakiej
uczestniczycie w cierpieniach Chrystusa, w takiej też cieszcie się, abyście
pełni niepomiernej radości mogli cieszyć się objawieniem Jego chwały. Gdy was
znieważają ze względu na imię Chrystusa, szczęśliwi jesteście, bo spoczywa na
was Duch chwały i Duch Boga.” 1Pt4,12-14. Wiedział co pisze, musiał przebaczyć
sobie, widział jak traktują jego Nauczyciela, a potem został upokorzony
publicznie przez Pawła, co nie było takie błahe (Gal 2,od 11). Dopóki nie
zrozumiemy i nie przeżyjemy przebaczenia praktycznie i namacalnie, możemy
ciągle być ludźmi, którzy zachowują się nonszalancko lub możemy ciągle użalać się nad sobą i popaść w
depresję.
Otwarte ramiona i nadstawianie drugiego policzka to sprawa
dojrzałości i mądrości. Przebaczenie ani trochę nie pomniejsza winy.
Nieustannie bita żona wyprowadzi się, a rodzice molestowanego dziecka pójdą do
sądu. Kościół wybacza, ale nie jest naiwny. Jezabel ze zboru w Tiatyrze dostała
dość czasu na opamiętanie. Trzeba pamiętać o dyscyplinie, wykluczeniach, z kim
nie zasiadać do stołu, kogo napomnieć publicznie i przed kim przestrzec. W tym
wszystkim nie przejawiamy nienawiści ani wrogości, nie kieruje nami zazdrość
ani chęć zemsty; lecz szacunek do Bożej sprawiedliwości : „Albo czy nie wiecie,
że niesprawiedliwi Królestwa Bożego nie odziedziczą? Nie łudźcie się! Ani
ludzie nierządni, ani bałwochwalcy ani cudzołożnicy, ani zniewieściali, ani
homoseksualiści, ani złodzieje, ani chciwcy, ani pijacy, ani oszczercy, ani
zdziercy Królestwa Bożego nie odziedziczą.” 1Kor 6,9-10; „Umiłowani! Nie mścijcie się sami, ale dajcie miejsce gniewowi Bożemu, gdyż napisano: Pomsta
należy do Mnie, Ja odpłacę, mówi Pan.” Rz 12,19.
Na koniec chciałbym przywołać dość obszerny fragment poradnika
Lawrence’a Crabba pt: „Małżeństwo - święta budowla”. Książka jest białym
krukiem, a wierzę, że zawarte w niej myśli mogą okazać się dla wielu zranionych
ludzi (nie tylko w małżeństwach) bardzo pomocne.
>>Poczucie akceptacji wobec naszego partnera zależne jest od przebaczenia, a to z kolei zależy od tego, czy chcemy spojrzeć na rażące nas zachowanie naszego męża lub żony z biblijnej perspektywy.
Maria sprawia przykrość Janowi. Jan czuje się dotknięty, ale pozostaje przy swej decyzji służenia jej pomimo jej nieprzyjemnego zachowania. Czegoś tu jednak brak. Jan wie o tym, a i Maria też niedługo to zauważy. Choć on stara się jej służyć, ponieważ chce być posłuszny Bogu, to jednak jego wysiłki, by okazywać jej miłość, wydają się jakieś sztuczne. Jest świadomy jakiegoś dziwnego przymusu służenia, który sprowadza jego mężowskie gesty do gry aktorskiej, tak, jakby udawał, że jest kimś innym, bo tak nakazuje mu scenariusz teatralny. Kiedy Jan mówi Bogu w modlitwie o swym nienaturalnym podejściu do Marii, zauważa w sobie gorycz, która się wzmaga, kiedy na nowo staje mu przed oczami to, jak Maria wobec niego postąpiła. Uświadamia sobie, że jego uczucia wobec Marii skutecznie blokują wszelki postęp w kierunku jedności. Jan postanawia więc pozbyć się swojej złości, tak, by mógł w pełni zaakceptować Marię. Ale nie może akceptować kogoś, do kogo czuje urazę. Musi najpierw wygasić w sobie zgorzknienie, tak, by mogła wzrastać w nim pełna czułości, niewymuszona chęć służenia, pragnienie kochania żony oparte nie tylko na fakcie, że Bóg jest dobry, ale także na jego głębokiej troskliwości wobec niej.
Jan zwraca się o pomoc do chrześcijańskiego doradcy. „Jak mam pokonać moje zgorzknienie, tak, by moja troska o Marię mogła wyrastać z głębokiej akceptacji?” Doradca odpowiada: „Jest pan wciąż zły na żonę, ponieważ jej pan jeszcze nie przebaczył. Zgorzknienie wskazuje na to, że tak naprawdę, w głębi serca, nie przebaczył jej pan”. Jan rozważa tę poradę i zaczyna rozumieć, że musi przebaczyć Marii, jeśli chce on ją naprawdę akceptować.
Zauważmy jak z tej scenki wyłania się definicja akceptacji: akceptować kogoś znaczy służyć bez urazy, lub przymusu. Innymi słowy, na akceptację składają się obydwa kanały naszej reakcji na dane wydarzenie: (1) decyzja służenia, i (2) brak uczuć, które przeszkadzałyby w służeniu. Pierwszy element zależy po prostu od naszego wyboru: służenie lub manipulacja. Drugi element jest jednak bardzo złożony. Nikt nie może siłą woli pozbyć się goryczy w stosunku do kogoś. A jednak, by rzeczywiście akceptować kogoś, kto sprawił nam przykrość, musimy zostać w jakiś sposób uwolnieni od wrogich uczuć, które wytwarza w nas wspomnienie tego przykrego wydarzenia. Jak mogę pozbyć się goryczy i tym samym zaakceptować mojego partnera?
Z charakterystyczną dla siebie prostotą Biblia podaje rozwiązanie w jednym słowie. Przejście od zgorzknienia do życzliwości, od wymuszonej uprzejmości do szczerych przejawów miłości wymaga przebaczenia. Dobrze byłoby, gdybyśmy mogli jasno zrozumieć jakie elementy niesie z sobą przebaczenie i w jaki sposób usuwa z korzeniami wszelką urazę. Aby to zrozumieć, musimy zbadać jakie są źródła ludzkiej goryczy.
Przypomnijmy sobie, co powiedzieliśmy już o dwóch podstawowych potrzebach osobowych, potrzebie bezpieczeństwa i własnej wartości. Ponieważ nasze potrzeby są w pełni zaspokojone w naszej relacji z Chrystusem, mamy z czego dawać innym. Wolność, jaką daje nam Chrystus, pozwala nam także nie żądać niczego od naszych towarzyszy życia. Czujemy ból, jeśli nasz partner nas odrzuca lub lekceważy, ale Boża miłość i Boży cel dla naszego życia umożliwiają nam dalsze służenie, bez względu na to, jak mało otrzymujemy w zamian. Dlatego możliwe jest, nawet mając najbardziej przykrego męża lub żonę, wytrwanie w zamiarze służenia, a nie manipulowania.
Niemniej jednak, choćbym nie wiem ile opowiadał o tym, że niczego od mojej żony nie potrzebuję, nadal pragnę jej towarzystwa, emocjonalnego wsparcia, szacunku, uznania, satysfakcji seksualnej i jeszcze wiele więcej. Ponieważ pragnę, żeby moja żona w określony sposób reagowała, jej niemiłe zachowanie może sprawić mi ból i przykrość. Gdybym niczego od niej nie chciał, to wtedy jej chłodne zachowanie wobec mnie nie sprawiłoby mi żadnej przykrości. Ale ja chcę czegoś od mojej żony i tak też powinno być. Jeśli nie otrzymam tego, co chcę, będzie mi oczywiście przykro. Ale w jaki sposób ból i przykrość potęgują się do tego stopnia, że stają się zgorzknieniem?
W mojej wcześniejszej książce na temat poradnictwa wysunąłem tezę, że nasza ocena danego wydarzenia w dużej mierze wpływa na to, jakie uczucia ono w nas wywoła. Wyobraźmy sobie, że zaszło pewne wydarzenie. Jeśli jestem przekonany, że stanowi ono poważne zagrożenie fizycznego lub psychicznego dobra mojej osoby, poczuję głęboki niepokój i wściekłość. Jeśli jednak wiem, że wydarzenie to, choć bolesne, nie może wyrządzić żadnej szkody mojej osobie, będzie mi przykro i może będę poirytowany, ale w głębi serca spokojny.
(…)
Zastanówmy się raz jeszcze nad tym, co się dzieje, kiedy ktoś doznaje urazy. Wydarzenie to wymaga podjęcia decyzji (która może wydawać się odruchem) i wytwarza w nas uczucie. Załóżmy, że Jan, urażony mąż, z całego serca chce zaakceptować swoją żonę (Marię), która go uraziła. Przypuśćmy, że postanawia przebaczyć i stara się zapomnieć.
Jeśli jego postanowienie przebaczenia jest wynikiem dokonania szczerego wyboru, a nie wymuszonym spełnianiem obowiązku, to Jan nie ucieka się do żadnych świadomych środków odwetowych wobec swojej żony. Nie jest jednak łatwo podjąć takie postanowienie. Przypuśćmy, że tą urazą była wielokrotna niewierność Marii. Ponieważ okazała szczerą skruchę, Jan postanowił jej przebaczyć i dołożyć wszelkich starań, by odbudować ich małżeństwo. Podczas rozmów w poradni małżeńskiej Jan stwierdził, że często „dzielił się” z Marią tym, jak bardzo czuje się zdruzgotany, kiedy przypomni mu się jej cudzołóstwo. „Czy nie powinienem mówić Marii o moich uczuciach?” - pyta. „To zależy od tego, jaki jest pana cel, kiedy mówi jej pan o swoich uczuciach - odpowiedziałem. Wszystko, co pan robi powinno mieć jeden główny cel, którym jest służenie. Kiedy mówi pan Marii, że walczy pan ze wspomnieniem jej grzechu, obarcza ją to poczuciem winy i potęguje jej frustrację. Przypuszczam, że tak naprawdę pańskie „dzielenie się” ma być dla niej karzącą konsekwencją tego, co zrobiła. A decyzja przebaczenia i służenia, którą pan podjął, wymaga, by nie wspominał pan więcej o swoich urażonych uczuciach”.
Pierwszym elementem przebaczenia jest mocne postanowienie nie stosowania żadnego rodzaju sankcji za doznaną urazę, a do tego potrzebna jest szczególną czujność wobec naszych najróżniejszych wyrafinowanych sposobów obchodzenia tego postanowienia.
Kiedy Jan już dobrze zrozumie i zastosuje ten aspekt przebaczenia, który polega na podjęciu decyzji, może mieć nadal trudności z tym, co czuje i z tym, że nie może zapomnieć. „Jak mam poradzić sobie z tą całą złością i urazą, które tkwią we mnie? Mogę zmusić się do tego, by iść z Marią do łóżka, ale nie mogę przestać myśleć o tym, że ona była w łóżku z innym mężczyzną. To jest ponad moje siły! Jak mam się pozbyć tych myśli? Dopóki nie będę w stanie przestać o tym myśleć (a przynajmniej mniej się przejmować kiedy już o tym myślę), nie wiem, jak będę mógł Marię kiedykolwiek naprawdę zaakceptować”.
Tu nasuwa mi się pytanie, czy wystarczy konsekwentnie przyjmować przebaczającą postawę wobec naszego partnera, by pozbyć się wspomnienia doznanej urazy. Rozważmy, co się będzie działo, jeśli Jan zacznie działać w przekonaniu, że kiedyś pamięć o tym wydarzeniu w końcu się zatrze.
Jeśli Jan czuje gorycz i złość, to jego problem polega na tym, że niewłaściwie ocenił wydarzenie, jakim była niewierność jego żony. Jego pierwotne uczucie przykrości zmieniło się w zgorzknienie, ponieważ Jan błędnie sądzi, że to przykre wydarzenie ma wpływ na jego wartość jako mężczyzny. Lekarstwem na jego zgorzknienie nie jest więc wzmożenie wysiłków, ale odnowa myślenia. Jego zgorzknienie nie ustąpi tak długo, dopóki nie nauczy się uważać grzechu swojej żony za przeszkodę na drodze do spełnienia jego pragnień, a nie za zagrożenie zaspokojenia jego potrzeb. I żadne „przebaczające uczynki”, choćby nie wiem jak liczne, nie mogą same w sobie zmienić zgorzknienia w rozczarowanie, ponieważ bezpośrednią przyczyną zgorzknienia jest niewłaściwa ocena danego wydarzenia, a nie nasze niewłaściwe zachowanie w reakcji na to wydarzenie.
Załóżmy jednak, że Jan trwa w swym postanowieniu, by przyjmować wobec Marii przebaczającą postawę bez zmiany swej błędnej oceny jej postępowania. Jak wpłynie to na jego uczucie zgorzknienia? Wielu powiedziałoby, że jego żal zostanie w końcu wyparty ze świadomości i ostrzegłoby przed możliwością ujawnienia się tych negatywnych uczuć w inny sposób. Ale w moim pojęciu psychologicznego funkcjonowania, technicznie bardziej prawdziwe byłoby stwierdzenie, że wspomnienie danego wydarzenia zostaje wyparte ze świadomości, a nie uczucia, jakie ono wywołuje. Rozróżnienie to, choć czysto techniczne, jest jednak bardzo istotne.
Uczuć nie można wyprzeć ze świadomości. Możemy nie rozładować fizycznych napięć odbieranych jako uczucia i można to nazwać „wypieraniem uczuć ze świadomości”, ale uczuć - tych nieuchwytnych, pobudzających nas stanów subiektywnej świadomości - samych w sobie nie można się pozbyć. Możemy nie poświęcać uwagi powracającemu wspomnieniu wydarzenia, które wzbudza w nas określone uczucie. Możemy unikać myślenia o tym. Możemy świadomie nie rozpamiętywać tego przykrego wydarzenia, aby nie doświadczać na nowo bólu, jaki sprawia nam myślenie o tym. Jeśli będziemy się w tym ćwiczyć, to możemy osiągnąć całkiem niezłą biegłość w wybiórczym koncentrowaniu naszej uwagi na bardziej przyjemnych (lub przynajmniej mniej bolesnych) myślach.
Co jednak osiągamy przez takie wypieranie nieprzyjemnych myśli z naszej świadomości? Tak długo, dopóki Jan uważa, że cudzołóstwo Marii pomniejsza jego wartość jako mężczyzny, nie pojął co to znaczy ufać Panu w takiej sytuacji. Jego nie-duchowe przekonanie, że szacunek Marii jest mu koniecznie potrzebny do tego, by mógł sam siebie akceptować, nie zostaje podważone. W rezultacie, jego bałwochwalczy zamiar zaspokojenia swoich potrzeb przez kogoś innego, niż Chrystus pozostanie niezmieniony.
Doradca, który jedynie nakaże zgorzkniałemu klientowi, by postanowił przebaczyć swemu partnerowi doznaną urazę, nie przyczynia się do wzrostu jego dojrzałości wypływającej z całkowitego zaufania samemu tylko Chrystusowi. Uda mu się jedynie zachęcić go do wymuszonego służenia, co unieruchamia tę parę małżeńską na poziomie bardzo odległym od jedności w Chrystusie. Pod fasadą zwiększonych starań Jana, by ciepło odnosić się do Marii, kryje się jakieś tępe poczucie, że coś jest po prostu nie tak. Zwiększenie wysiłków niewiele pomaga w skutecznym rozwijaniu jedności, do której potrzebna jest rzeczywista akceptacja. Odnowa myślenia - zmiana naszej oceny przykrego wydarzenia - jest do tego absolutnie konieczna.
Jeśli więc sztywne trzymanie się postanowienia, że przebaczamy, nie rozwiąże problemu wypieranych myśli (myśli, które nadal mają moc wywoływania w nas pełnych goryczy uczuć), to jak możemy problem ten rozwiązać? Brakującym ogniwem jest ponowna ocena danego wydarzenia, by móc spojrzeć na nie z tej samej perspektywy, co Bóg - jako godne pożałowania, ale nie mające wpływu na nasze bezpieczeństwo i wartość. Przejście od niewłaściwego do właściwego spojrzenia na sprawę jest najważniejszym elementem przebaczenia.
Prawdziwe przebaczenie różni się od połowicznego przebaczenia w ocenie wydarzenia, które sprawiło nam przykrość. Prawdziwe przebaczenie uznaje to wydarzenie za istotne dla spełnienia naszego pragnienia, by mieć przy sobie kogoś, kto nas kocha, a nie za istotne dla zaspokojenia naszych potrzeb, by być bezpiecznym i wartościowym. Sztuka „zapomnienia” urazy polega na ponownej ocenie tego wydarzenia tak, by można je było zakwalifikować jako niezbyt ważne dla realizacji naszych celów. Zgorzknienie ustąpi miejsca rozczarowaniu (które jest do przyjęcia), jeśli mocne postanowienie, że przebaczamy połączone będzie z otwarciem się na działanie Ducha Świętego przez medytację nad faktem, że nasze potrzeby są w pełni zaspokojone w Chrystusie.<<