Nirvanę też, ale to już inna bajka. Usłyszałem ich, jak
jeszcze nie byli nigdzie znani, zobaczyłem w nich wielki potencjał i
wypromowałem na całym świecie. W swojej wyobraźni.
Surrender – autobiografia, która wciąga od pierwszej strony.
Początkowo styl wydaje się chaotyczny, jednak po pewnym czasie można złapać
poziom, wszystko okazuje się zaplanowane pieczołowicie w ciągu kilku lat
pisania. Skoki myślowe, duże poczucie humoru, ale miejscami też pełna powaga; dokumentalne
opisy wydarzeń przechodzące, niejednokrotnie niezauważalnie w refleksję, czasem
o smaku lirycznej poezji; oryginalne porównania, własne grafiki, retrospekcje i
futurospekcje. Jak dla mnie miód z czosnkiem.
Książka w miękkiej oprawie ze skrzydełkami, żółte napisy na
okładce wzbogacone lakierem błyszczącym. Dobrze, że tytuły rozdziałów/utworów
oraz fragmenty tekstów piosenek nie zostały przetłumaczone na polski, ponieważ
mogłaby wyjść z tego lekka kaszanka. Znalazłem chyba tylko pięć literówek i
być może jeden błąd rzeczowy.
Działalność
charytatywna
Bono (Paul David Hewson) - pragmatyczny idealista, mówi:
„Sława to waluta – trzeba ją sensownie wydawać”. Zaczął więc angażować się w
szeroko pojętą pomoc najuboższym. Jako członek i założyciel kilku fundacji
szybko stał się nieprzeciętnym aktywistą pomagając likwidować długi w krajach
afrykańskich, działaczem pokojowym, szukającym odpowiedzi na problemy społeczne.
„Nie chodzi o dobroczynność, ale o sprawiedliwość” – mawiał. Miał wpływ na
największą w historii medycyny interwencję zdrowotną ukierunkowaną na walkę z
jedną chorobą (AIDS) do wybuchu COVID-19. Kogo to on nie poznał i nie zwerbował
do swoich misji… Steve Jobs, Bill Gates,
Desmond Tutu, Nelson Mandela, Bill Clinton, Barack Obama, Warren Buffet, George
Soros, Condoleezza Rice, Angela Merkel, Michaił Gorbaczow. Z reguły kontakty Bono
nie kończyły się na jednym oficjalnym spotkaniu, często nie kończyły się też na
jednym drinku i długich opowieściach, Bono nawiązywał szczere, głębokie i
trwałe relacje. Wynikiem tego dowiadujemy się m.in., że ojciec pani Merkel –
luterański pastor uczył córkę, aby nigdy nie wydawała się kimś więcej niż jest i zawsze była kimś
więcej niż się wydaje. Przy szklaneczce whisky Gorbaczow opowiada o kulisach
wybuchu elektrowni atomowej w Czarnobylu. W części prywatnej Białego Domu
Barack Obama budzi Bono śpiącego na łonie Abrahama… Lincolna.
Muzyk uważa, że to „wiarygodność przyciąga, a nie apele”. Zwiedził wiele miejsc biedy, głodu, problemów
rasowych i wojen religijnych. Piosenka Where
The Streets Have No Name powstała w jadłodajni głodującej Etiopii. „Pokonanie
ubóstwa nie jest działaniem charytatywnym. Jest aktem sprawiedliwości. Jest
ochroną fundamentalnego prawa człowieka, prawa do godności i przyzwoitego życia.”
Z narażeniem życia, pełen strachu z powodu pogróżek, prowokacyjnie zaśpiewał
„Pride” w Arizonie – siedlisku rasizmu (ostatnią zwrotkę na kolanach).
Muzyka, film, książki
Wpływ muzyki lat 70tych w szczególności hard i punk-rocka i
nowej fali na Paula Hewsona jest niewątpliwy. Ramones, Dawid Bowie, T-Rex, The
Who, Neil Young, Sex Pistols, Bob Dylan, Joy Division, The Clash, Siouxie and
The Banches, a potem R.E.M. , Simply Minds, New Order. Słychać to szczególnie na
ich pierwszej a mojej ulubionej płycie – „Boy” („Chłopięca twarz nabierająca
ostrości”). Styl śpiewania przejęty od Siouxie, klimat i surowość Joy Division i The Cure, prostota Ramonesów.
Zabawa z dźwiękiem przy toczących się butelkach, gra nożami i widelcami na
szprychach. Przypomina mi się prekursor pogranicza punka i nowej fali w Polsce
nasz gdański band - Deadlock, który mniej więcej w tym samym czasie używał
korytarzowej metalowej popielniczki na stojaku jako drugiego breaku, nagrywając
swoją jedyną płytę Ambicja.
Wielu znanych muzyków stało się przyjaciółmi Paula. W naszej autobiografii odwiedzimy wiele interesujących imprez, prywatnych i oficjalnych spotkań. Dowiemy
się na przykład skąd wzięła się nagle żółta plama w miejscu którym siedział na
śnieżnobiałej kanapie u Franka Sinatry, czemu John Peel z BBC za mało się
starał i nie docenił U2, albo dlaczego wytwórnia Island zainteresowana jest tak
skrajnie różnymi gatunkami jak new
romantic i roots reggae i jak pod jej skrzydłami znalazło się U2 (szkoda, że gdański Rooty
Speech nie mógł tam trafić); no i co skłoniło Bono i Ali, by wybrali się w
podróż poślubną na Jamajkę.
W książce obejrzymy też fragmenty filmów Wima Wendersa, przeczytamy
kilka cytatów C.S. Lewisa, usłyszymy jaki związek mają proste piosenki
Ramonesów z dziełem „Zbrodnia i kara”
Dostojewskiego i w jakim wieku młody Paul przeczytał wszystkie książki
Orwella.
Autor zarysowuje swoich kolegów z zespołu kreśląc najciekawsze wydarzenia ze wspólnego życia. Przywołam
może tylko Edge’a – genialnego gitarzystę i kompozytora. Wychowany w wierzącej
rodzinie, co miało niebagatelny wpływ na twórczość artysty. Jego Gibson
Explorer wydaje dźwięki pełne inspiracji Bachem, hymnami Wesleya, Isaaca Wattsa,
Johna Newtona. Ta mieszanka była odpowiedzią na „rozpaczliwe poszukiwania
poruszenia duszy” jego przyjaciela. Edge kochał też rock progresywny lat
70tych, niestety Bono nie pozwolił, aby U2 było tym zarażone. A szkoda. Do dziś
jest to kość niezgody między nimi, oczywiście bez wpływu na relacje.
Rodzina
Mama naszego bohatera zmarła, gdy miał 14 lat. Iris choć
krótko, ale miała bardzo głęboki wpływ na życie i twórczość syna. Jej brak
częściowo wypełniła Ali – szkolna przyjaciółka, z którą pobrali się w 1982
roku. Do dziś są przykładnym małżeństwem i najlepszymi przyjaciółmi. „Miłość
jest pracą” – mówi Ali – „pracą ciężką i pracą dobrą”. Bono dodaje: „Żadne z
nas nie chciałoby żyć poza miłością drugiej osoby wyrażoną przez tę
staroświecką, lecz nadal funkcjonującą instytucję zwaną małżeństwem.” Wydaje
się, że na temat ich małżeństwa i o samej Ali powstanie oddzielna książka. „Czy mogę zwyczajnie pójść na spacer na
wzgórze Killiney z najlepszą przyjaciółką, która, tak się składa, jest moją
żoną, usiąść na drewnianej ławce nad zatoką i nie sprawdzać w telefonie co się
dzieje na świecie.”
Relacja Paula z ojcem do łatwych nie należała. Tata,
akceptując raka, stracił wiarę, ale zachęcił syna, żeby nigdy nie tracił
swojej. Ten zachęcony przeczytał mu fragment Psalmu 32. „Widzę, że tata nie
jest w nastroju do kazań; przewraca oczami, raczej nie do nieba”. Ja z kolei
zainspirowany tą sytuacją również przeczytałem mojemu ojcu ten Psalm. Też chyba
bez reakcji.
„Bębniarz w serduszku naszego dziecka mocno ociągał się z
robotą” – czytamy o trudnym porodzie pierwszej córki Jordan Joy Iris Still
Water Hewson. Burzliwy poród skończył się spokojnie – „Dziękuję Bogu za lekarzy
i medycynę”. Wkrótce doczekali się czwórki dzieci, które pozwoliły dojrzewać
rodzicom.
Wiara – poddanie się
Bono urodził się w kraju konfliktów protestancko –
katolickich. A w rodzinie mama była protestantką, a tata katolikiem. Zazwyczaj
to ojciec powinien decydować i dbać o duchowość swoich dzieci, na szczęście w
tym wypadku stało się odwrotnie. Podczas gdy tata chodził na msze, mama
zabierała obydwóch synów na nabożeństwa protestanckie i do protestanckiej
szkoły. W tym okresie nauczył się wiary, modlitwy i polegania na Piśmie
Świętym. Bob Dylan i Van Morrison byli pierwszymi piosenkarzami, którzy
zachęcili go do wiary w niewidzialne.
Bóg Pisma Świętego szczególnie zaczął go pociągać od czasu spotkań
ewangelizacyjnych w kościele charyzmatyków, do którego zabierał go przyjaciel
Guggi. Wcześniej nie odczuwał tak silnej obecności Boga. Później, pod koniec
lat 70tych w Dublinie zaczęło się duchowe odrodzenie. Chłopaki byli wyraźnie
zafascynowani tą Charyzmatyczną Odnową, Duch Święty nigdy wcześniej tak nie
zstępował, pojawiły się dary Ducha, mówienie językami, ekstatyczne śpiewy. Teraz Paul Hewson Jezusa zabierał wszędzie i z
nim rozważał każdą nawet najdrobniejszą czynność życiową. Gdy założyli zespół
postanowili modlić się przed każdym koncertem. W początkowym okresie
intensywnie uczęszczali na spotkania wspólnoty Shalom. Od tego czasu „pomijając
pandemię, nadal obejmuję ludzi, gdy ich spotykam.” „Ulegliśmy wpływowi, który
do dzisiaj jest dla nas autentyczny: im bliżej poczujemy się Stwórcy, tym
bliżej będzie nam też do siebie nawzajem. Ludzie z Shalom praktykowali swoisty,
naiwny sposób życia chrześcijan z pierwszego stulecia, zakładający skąpy
dobytek, za to mnóstwo cudów. Członkowie nie wiedzieli może, skąd wytrzasną
kolejny posiłek, ale Biblię znali doskonale.”
Dużą otwartość i elastyczność na prowadzenie Ducha Świętego i
wolę Bożą w zespole możemy zaobserwować po nagraniu pierwszej płyty. Edge
odczuł, że nie może łączyć rocka i wiary, że chce służyć lokalnej społeczności.
„Czyż prawdziwe powołanie nie polegało na głoszeniu Dobrej Nowiny?” Bono się
dołączył. Zespół się rozpad. „Miało się poczucie, że nasz zespół nie jest
kościołem wzniesionym na skale, ale domem zbudowanym na piasku, który zmiotą
napięcia między wiarą a sztuką”. Chwilę później menadżer Paul McGuinness zadał
chłopakom kluczowe pytanie: „Zapytajcie Boga, czy wasz przedstawiciel na ziemi
może łamać umowę prawną”. „Szach i mat”.
Mimo, że nigdy nie chcieli być zaszufladkowani jako zespół
chrześcijański, wiara przewija się w całej twórczości U2, a książka (ponad 600
stron) zabarwiona jest opowieściami o Jezusie, lub tymi, które Jezus opowiadał.
„Trzeba mieć mocną wiarę, by żyć bez wiary”. O Vertigo czytamy: „ideą tej piosenki jest życie w tym świecie, a
jednocześnie bycie człowiekiem nie z tego świata.” O wpływie najlepiej
sprzedającej się książki chrześcijańskiej w historii (po Biblii) czytamy: „
Gdzieś w sercu I Still Haven’t What I’m
Looking For – tytuł Edge’a – tkwi idea postępów pielgrzyma Johna Bunyana.”
W 2016 roku „jestem nad rzeką Jordan z moją córką Jordan. W
zasadzie z całą rodziną. (…) Zanurzam się w wodzie tej mitycznej rzeki, która
ma dla mnie większe znaczenie, niż potrafię pojąć. Symbol chrztu o wielkiej
poetyckiej mocy polega na zanurzeniu się w śmierć po to, by móc wynurzyć się w
nowym życiu.”
Autobiografię wieńczy piękne wyznanie: „Dobrą strategią jest
dla mnie nieustanny powrót do źródła. Rzucanie wiadra do studni w nadziei, że
znów wyciągnę pełne. Dlaczego nieustannie mówię o Piśmie Świętym? Ponieważ podtrzymywało
mnie w najtrudniejszych latach w zespole i pozostaje poziomicą, która pokazuje,
jak bardzo przekrzywiła się ściana mojego ja. Pozwala mi mierzyć siebie. W
Piśmie odnajduję natchnienie, by iść dalej. Wezwanie umożliwiające walkę z
samym sobą. Mądrość, która daje walkę powodzenia.”
Chciałbym na tym zakończyć, lecz…
Moja krytyka braku
krytyki
Szukam w książce krytyki, negatywnej oceny, lub chociażby kręcenia
nosem na cokolwiek. Wydaje się, że zasada domniemanej niewinności decyduje tu o
wszystkim. „Postanawiam nigdy nie mówić o nikim źle, chyba że mam na celu
jakieś szczególne dobro.” mądrze powiedział kiedyś Jonathan Edwards. W pewnym momencie jednak coś mi
przemknęło - "eurobełkot!", ale dalej czytam w tym miejscu: „Nawet szalony eurobełkot Brukseli
jest w pewnym sensie zdrowy.” We wszystkim i we wszystkich Bono znajduje
pozytywy. Czy to opisując ekscesy Sex Pistols, czy też Jana Pawła II proponującego
różaniec za okulary. Ale chwila, chwila – jest jednak coś trochę niepozytywnego: „dostałem
mdłości na wieść o wyborze Trumpa”.
Szanuje ludzi, ale potrafił czasem odmawiać, jak np. na
zaproszenie Dalajlamy na Festiwal Jedności. Podejrzliwie podchodził do koncepcji
jedności. Chociaż coś!
Tak, był też samokrytyczny. Stara się dostrzegać wady we
własnym, nie cudzym zachowaniu. Przyznawał się, że nie panuje nad gniewem i
złością, że męczą go oskarżenia: „zupełnie jakby mój osobisty szatan siedział
mi na ramieniu, na każdym kroku siejąc zwątpienie. Ten diabełek maluje sprayem
emocjonalne graffiti na murach mojego szacunku do siebie. Ale przecież diabełek
jest mną, czemu więc miałbym przez to przechodzić?”
Jest jeszcze jedna
krytyka, której poświęconych jest wiele stron – nachalność i hipokryzja chrześcijan:
„Wolę towarzystwo tak zwanych niewierzących. Nie chodzi tylko o to, że poznane
przeze mnie wartościowe osoby nie złożyły akcesu do żadnej tradycji religijnej.
Rzecz w tym, że ludzie otwarcie głoszący wiarę potrafią być – jak by to ująć –
upierdliwi. W świecie, w którym nie sposób uniknąć reklamy, nie chcę, żeby
człowiek obok mnie nachalnie sprzedawał odpowiedzi na Wielkie Pytania. Właściwą
odpowiedzią jest wcielanie miłości w życie.” Dalej cytuje Franciszka z Asyżu: „Idźcie
głosić Dobrą Nowinę, a jeśli zajdzie taka potrzeba, używajcie słów.” W innym
miejscu uważa, że „życie najuboższych stanowi jądro chrześcijaństwa, ale czasami
w religii ważniejsze jest to, co się dzieje, kiedy Jezus, jak Elvis, schodzi ze
sceny. I wtedy staje się ona klubem zadowolonych z siebie, wpatrzonych we
własny pępek, świętoszkowatych dziwaków.”
„Religijność mnie drażni, a już najbardziej mnie irytuje
ślepa pewność ludzi bogobojnych, niedopuszczająca wątpliwości. Nie tylko w
stosunku do Boga, za którym podążają, ale również do własnej zdolności czytania
świętych tekstów. Tacy ludzie nie mają wątpliwości, że ich wersja jest słuszna.”
Potężne zarzuty do świata chrześcijan – i dobrze, przecież „sąd zaczyna się od
domu Bożego”1Pt 4,17, ale czy to jest powód, żeby nie przyłączać się do żadnej
wspólnoty?
Jaką rolę ma do spełnienia sztuka tworzona przez chrześcijan?
Nie mówię tu o hipokrytach, których życie zaprzecza temu o czym śpiewają, co
też słusznie potępia Paul Hewson. Wszakże jest wielu muzyków chrześcijańskich,
którzy kochają Chrystusa, ale nie śpiewają wprost o Bogu. Tworzą, by inspirować,
stosują metafory, budują pomosty, pogłębiają więzi. Zgadzam się, że „zadanie
sztuki polega na nadaniu chwili obecnej wymiaru wiecznego.” Z tym też mogę się
zgodzić: „Wcale nie uważam, że muzyka ma jakiś obowiązek, by być czymś więcej
niż trzema minutami czystej radości, niespodziewanym pocałunkiem melodii,
śpiewaną tabletką prawdy. Słodką lub gorzką.” Muzyk nie chce stracić
publiczności, często idzie na kompromisy, by nie urazić części fanów, głęboko
wierzy w misję piękna i poezji. Może to być w pewnym sensie zrozumiałe. „Karć,
grom, napominaj” 2Tm 4,2 – to zadanie dla kaznodziejów, proroków, duszpasterzy,
nauczycieli Słowa, pastorów, ewangelistów. A nie dla artystów. Chyba. Chciałoby
się jednak usłyszeć, że Bono ostrzega na stadionie 1 mln fanów: „Kto uwierzy
i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony.” Mk
16,16. Czy są dzisiaj muzycy na miarę Keitha Greena (wspaniałego wirtuoza
pianina, niezwykłego wokalisty, nieprzeciętnego kompozytora piosenek, suit i
hymnów, oraz autora mądrych i pięknych tekstów do tychże), którzy używają
swojego talentu do radykalnego i bezkompromisowego głoszenia Dobrej Nowiny? Keith zaraził wiarą miliony ludzi – hippisów,
narkomanów, alkoholików, samotnych, opuszczonych, towarzyskich, bogatych i
biednych. Jego przesłanie było jednoznaczne: „Nie ma w nikim innym
zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w
którym moglibyśmy być zbawieni.” Dz 4,12. Nie znalazłem wypowiedzi
Bono jakoby Chrystus był jego Zbawicielem. A przecież to istota
chrześcijaństwa. Owszem wszem i wobec opowiada o Jego pomocy, o Jego Słowie, o
Jego wpływie. Ale nie słyszałem, żeby mówił, że został uratowany z grzechu i
wiecznego potępienia. A przecież „jeśli Chrystus jest naszą nadzieją tylko w
tym życiu, to jesteśmy ze wszystkich ludzi najbardziej godni pożałowania” 1Kor
15,19. Chciałbym się mylić.
Na czym więc według naszego Artysty polega ewangelizacja? Podczas
spotkania z Jonem Ellis Meachamem -
amerykańskim pisarzem, recenzentem, historykiem i biografem prezydenckim,
pełniącym też funkcję obecnego historyka kanonicznego w waszyngtońskiej
katedrze narodowej, w tejże właśnie, usłyszymy przezabawny dialog na ten temat.
Bono prosi rozmówcę, by ten znalazł w wyszukiwarce swojego smartfona hasło: „ACϟDC
– Highway to Hell lyrics”. Warto sobie to obejrzeć – można znaleźć na YouTube. Powołuje
się w niej na fragment tekstu: „moi przyjaciele też będą tam ze mną na tej
drodze do piekła”. Przyrównuje to do
postawy Jezusa, który bywał z grzesznikami i celnikami i on również chce być z
ludźmi, wśród ludzi i dla ludzi. Tyle, że nie tylko o bycie tu chodzi. W tym fragmencie
Ewangelii Mateusza 9,11-13 pojawia się słowo oznaczające: powoływać, wzywać do
skruchy, do pokuty, do opamiętania. Chrześcijaństwo to nie przyjemność przebywania
z grzesznikami, ale wezwanie, którym przesiąknięta jest cała Biblia: ratujcie
każdy swoje życie przed żarem gniewu Pana; ratujcie się spośród tego
wypaczonego pokolenia. Patrząc na podzielonych religijnie rodziców, konflikty
religijne w Irlandii, próbuję zrozumieć pragmatyzm bezkonfliktowości ekumenicznego
twórcy U2, jednak bezkompromisowa Prawda to miecz, który dzieli: „My jesteśmy z
Boga, a cały świat tkwi w mocy złego”1J 5,19 oraz „Nie sądźcie, że przyszedłem
przynieść ziemi pokój. przynoszę nie pokój, ale miecz.” Mat 10,34. Może liberalizm i radykalny pluralizm to wpływ koneksji Muzyka z tajnymi stowarzyszeniami...?
Na YouTube możemy też znaleźć bardzo ciekawą rozmowę Bono i
Eugene Petersona głównie o Psalmach, ale i o jego przekładzie Biblii „The
Message”, którym to nasz piosenkarz jest zauroczony, a którego tłumaczenie na
polski właśnie powstaje w Gdańsku. Nieżyjący już od 4 lat Peterson był
amerykańskim prezbiteriańskim pastorem o zielonoświątkowych
korzeniach, uczonym, teologiem, autorem i poetą. Napisał ponad 30 książek.
Zasłynął z wypowiedzi, że udzieliłby ślubu małżeństwom jednopłciowym, potem
niby wycofał to. Wolność, tolerancja, równość, to wartości o których marzył Martin
Luther King. „Ludzie z mojego pokolenia stali się naocznymi świadkami wielu
niewiarygodnych wydarzeń. Upadek muru berlińskiego. Koniec apartheidu.
Porozumienie Wielkiego Piątku. Nawet legalizacja małżeństw jednopłciowych w
Irlandii. Czyżbyśmy uwierzyli, że w nieunikniony sposób zmierzamy do bardziej
sprawiedliwego świata, o jakim marzyliśmy?” Tolerancja (lub może nietolerancja nietolerancji) i brak krytyki co do np.
małżeństw jednopłciowych to cechy charakterystyczne naszych czasów. Czy Paul
Hewson rozumie, że ze skrajności rasizmu i wojen przegięliśmy w drugą stronę,
zamiast zachować równowagę opartą na Piśmie Świętym? Co do wspomnianych
związków ulubiona Biblia Bono jest stanowcza. Przeciwne stanowisko jest po
prostu anty Chrystusowe.
O jakim więc poddaniu pisze Autor „Surrender”?
Podsumowując
Tak czy inaczej Chrystus jest głoszony – z tego
się cieszę (parafrazując Flp1,18). Cenię
mojego o 10 lat starszego kolegę za pomysłowość, teksty, melodie, miłość i
przyjaźń z Ali, rodzinność, trwałość zespołu w niezmiennym składzie od 45 lat.
Należałoby mieć nadzieję, że tak jak otwarty jest on na zmianę poglądów co do
socjalizmu i kapitalizmu, a także mając na uwadze jego dawną czułość na wolę
Bożą, tak będzie się rozwijał w rozumieniu Pisma Świętego (co do znajomości
którego sam nie roszczę sobie praw do skończonego poznania).