środa, 22 października 2025

I Will Survive

Dzisiaj, tylko 47 lat temu (w moich ulubionych muzycznie latach 70-tych) została wydana na singlu piosenka „I Will Survive” Glorii Gaynor. Wielki hit dyskotekowy wszechczasów. Tekst utworu opisuje odkrycie przez narratora siły wewnętrznej po początkowo druzgocącym rozstaniu. W wywiadach Gloria często podkreśla, że prawdziwe znaczenie piosenki „I Will Survive” zrozumiała dopiero po swoim nawróceniu w 1992r. — wtedy zaczęła widzieć ją jako pieśń duchowego przetrwania i Bożej łaski, a nie tylko o złamanym sercu. Wychowywana przez matkę w duchu chrześcijańskim, ochrzciła się w wieku 16 lat, lecz było w tym więcej emocji niż wiary. Kariera i sukces zdominowały jej życie, choć wpojone zasady moralne nie pozwoliły jej wpaść w żadne nałogi. „Zostałam ochrzczona jako nastolatka, ale nie znałam naprawdę Jezusa. Myślałam, że Go znam, ale żyłam po swojemu przez wiele lat” - wspomina Gloria. O dniu swojego nawrócenia opowiada: „Pewnej nocy siedziałam sama i powiedziałam: ‘Panie, robiłam wszystko po swojemu i jestem nieszczęśliwa. Teraz chcę to robić po Twojemu.’ Poczułam Jego obecność w pokoju — i ta chwila zmieniła moje życie na zawsze”. Kiedy doświadczyła prawdziwego spotkania z Bogiem, wszystko w jej życiu się zmieniło — muzyka, relacje, styl życia, priorytety.

W 2013 roku napisała książkę, która zawiera 40 prawdziwych historii ludzi, których życie zostało zmienione dzięki piosence „I Will Survive”. Te historie pochodzą od osób z różnych środowisk: ludzie, którzy przeżyli chorobę, tragedie, straty, osoby które znalazły siłę w cierpieniu lub przegrali swoje życie przez doświadczenia traumatyczne — ale dzięki tej piosence i sile jej przesłania odnajdują nadzieję, otuchę i inspirację. Artystka dzieli się również własnymi doświadczeniami — dorastaniem w biedzie, problemami osobistymi, bólem, oszustwem, momentami zwątpienia — i opisuje, jak jej życie, wiara i muzyka połączyły się, by dać jej siłę: „Otworzyłam Biblię, którą dostałam wiele lat wcześniej i której nigdy nie czytałam. I zrozumiałam, że Bóg nigdy mnie nie zostawił. Czekał cierpliwie, aż sama Go poszukam. Od tamtej pory śpiewam nie tylko dla publiczności — śpiewam dla Niego. Każdy dźwięk, każda nuta, każdy koncert to moja modlitwa wdzięczności. Kiedy dziś śpiewam „I Will Survive”, słyszę w niej coś więcej niż tylko rytm disco. Słyszę głos kobiety, którą Bóg podniósł z popiołów. I chcę, by każdy, kto słucha tej piosenki, wiedział: nie przetrwasz dlatego, że jesteś silny — przetrwasz, bo jesteś kochany”.

W 2019 roku wydała znakomity album gospel „Testimony”. Po 40 latach od „I Will Survive” wydaje płytę z muzyką gospel, inspirowaną własnym świadectwem. Album zdobywa nagrodę Grammy w kategorii Best Roots Gospel Album. Mówi o nim: „To nie jest tylko muzyka — to moje podziękowanie Bogu za drugą szansę”.

Jej ulubione wersety:

„Jeśli więc Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie”( J8,36).
Gloria często mówi, że to jest prawdziwe znaczenie słów „I Will Survive”: „Nie chodzi o siłę kobiety po rozstaniu, ale o wolność, jaką daje Jezus. Myślałam, że ‘I Will Survive’ to hymn o sile kobiety. Teraz wiem, że to pieśń o wolności w Chrystusie”.

„Jeśli więc ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe” (Kor. 5,17).
To motto jej albumu Testimony. „Byłam pełna dumy i lęku. Teraz jestem nowym stworzeniem. Wszystko stało się nowe”.

„Wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Go miłują” (Rz. 8,28)
Często cytuje go, gdy wspomina swoje upadki i rozczarowania. Mówi, że nawet z bólu i straty Bóg uczynił coś dobrego — bo doprowadził ją z powrotem do siebie.

Dzisiaj Gloria prowadzi platformę dla ludzi, którzy przeżyli trudne rzeczy (np. przemoc, chorobę), by dzielili się historiami i znajdowali wsparcie. Wspiera badania nad rakiem piersi: była zaangażowana w fundusze Breast Cancer Research Foundation, m.in. poprzez darowizny i wydarzenia charytatywne. Używa swojej muzyki i swojej historii jako świadectwa: często w wywiadach mówi, że chce inspirować ludzi, pomagać tym, którzy cierpią, pokazywać, że przez wiarę można przetrwać trudności.

I Will Survive - 1978r.:
https://www.youtube.com/watch?v=6dYWe1c3OyU&list=RD6dYWe1c3OyU&start_radio=1

poniedziałek, 20 października 2025

Rachel Wilhelm – Hosea

17.10.2025r. ukazała się czwarta płyta amerykańskiej piosenkarki, kompozytorki, autorki tekstów Rachel Wilhelm – Hosea. Płyta inspirowana klimatem i brzmieniem Radiohead. Słychać też echa Jeffa Buckleya, albo Daniela Lanoisa. Mamy tu bardzo ciekawe połączenia gitary akustycznej z elektroniką, mroczne, ambientowe syntezatory przeplatane ciepłymi chórkami gdzieś z oddali, bas z perkusją przyprawione smyczkami i wiolonczelą. W dwóch utworach na gitarze zagrał znakomity Phil Keaggy (ur. 1951r.) mający na koncie niemal 150 albumów. Płyta wg mnie najbardziej dojrzała brzmieniowo i wokalnie z całego dorobku Rachel, choć jej talent można docenić już na pierwszej płycie z 2016 roku - A Kindling Glance. Nie bez znaczenia jest też fakt, że artystka przechodziła w przeszłości przez ciemną dolinę depresji, stąd emocjonalny śpiew i głębia jej poezji to świadectwo wiarygodności i zastrzyk nadziei.

Hosea to koncept-album oparty o biblijną księgę dość bliskiego mi proroka – Ozeasza. Utwory nawiązują do kolejnych rozdziałów tej księgi. Ogólna tematyka to krytyka liberalnego kościoła, jego brudów, przekrętów i zbrodni. Oskarżenie o zdradę, pozorne nawrócenia i brak odpowiedzialności duchowych przywódców. Religia jest maską, hipokryzja i pusta pobożność są przerażające. Burza Bożego sądu jest nieuchronna. Jednak On wciąż kocha, wzywa zanim stanie się coś strasznego i wzbudza nadzieję. W opisie płyty czytamy: „Tak jak my jesteśmy niewolnikami grzechu, ale zostaliśmy odkupieni i nawiązaliśmy relację z Jezusem, tak historia Ozeasza opowiada o mężczyźnie, który jest typem Chrystusa, kochającym zagubioną i smutną kobietę, potrzebującą pojednania z prawdziwą miłością”. Płyta kończy się obietnicą: „kocham cię i dam ci życie”. A ja zakończę ostatnimi słowami księgi Ozeasza: „Kto mądry, niech to zrozumie, kto rozumny, niech pozna: gdyż drogi Pana są proste – i chodzą nimi sprawiedliwi, a niegodziwi upadają na nich” (14,9).

https://rachelwilhelm1.bandcamp.com/album/hosea

poniedziałek, 4 sierpnia 2025

Wiara Boba Marleya


Mówi się o Ruchu Rastafari, że to odłam chrześcijaństwa, a o Marleyu, że niby przyjął chrześcijaństwo pod koniec życia. Aby temat zbadać sięgnąłem po kilka artykułów, filmów, a głównie dwie książki: „Bob Marley : nieopowiedziana historia króla reggae” - Chris Salewicz (tł. Maciej "Magura" Góralski) oraz „No woman, no cry : moje życie z Bobem Marleyem” - Rita Marley, Hettie Jones; których fragmenty obficie cytuję poniżej. W przedmowie do tej drugiej Sławomir Gołaszewski (filozof kultury, poeta, kompozytor, muzyk, dziennikarz i felietonista, znawca reggae), u którego dziesiątki lat temu miałem okazję gościć, pisze: „Łatwo wyobrazić sobie muzykę pop bez Michaela Jacksona i rock'n'roll bez Elvisa Presleya. Blues, jazz i folk mogą istnieć anonimowo. Lecz reggae bez Marleya nie ma racji bytu. Ten styl, gatunek, konwencja i jego nazwisko to synonimy”.

Marley (1945-1981) zaczynał swoją muzyczną karierę w latach 60-tych. Znał już dobrze Pismo Święte, bowiem Jamajka w tamtym czasie zalana była Bibliami. Jego mama i dziadkowie chodzili do protestanckich kościołów. Matka Marleya Cedella wspomina, że przed poczęciem Boba „zaczęła wierzyć” w kościele apostolskim Shiloh, kościele zielonoświątkowym w Kingston, gdzie była chórzystką. Z czasem, gdy Bob spotykał się z grupą Rastafarian na obrzędach Nyahbinghi jego muzyka zaczęła ewoluować z piosenek o miłości do utworów zaangażowanych społecznie, religijnie i ideologicznie.

Jego żona Rita, z którą wzięli ślub w 1966r. także wspomina o swoich chrześcijańskich korzeniach: 
„Obok ojca i Cioci (która śpiewała w kościelnym chórze), zawsze był mi bliski wujek Cleveland, świetny baryton, rozchwytywany przez organizatorów weselnych przyjęć i innych uroczystości. Zawsze byłam więc zorientowana na muzykę, zawsze się nią interesowałam. Ponieważ bardzo wcześnie okazało się, że mam dobry głos, Ciocia uczyła mnie pieśni i reklamowała mnie pośród swoich klientów: — Rita zaśpiewaj tę weselną piosenkę. Uwielbiałam śpiewać w kościołach — jestem zagorzałą chrześcijanką od dzieciństwa. Wiem, że Bóg istnieje; kocham Go i od zawsze czułam Jego bliskość (a do tego pojawił się jeszcze Winston, syn pastora, który odprowadzał mnie po kościele i dawał całusa przy bramie)”.
„Miałam dziesięć lat, kiedy Ciocia powiedziała: — Rita, nie chciałabyś spróbować swoich sił w radiu? Cioteczka kochana, jak ona we mnie wierzyła! Odparłam: — OK, a co mam zaśpiewać? A ona na to: — The Lords Prayer, bo to wspaniała pieśń i ty ją pięknie śpiewasz! Usadziła mnie na moim krzesełku, obok swojej maszyny do szycia i dzień po dniu, kiedy szyła śpiewała Ojcze nasz, a ja powtarzałam: — Ojcze nasz, któryś jest w niebie... przyjdź królestwo Twoje... — i kiedy docierałyśmy do ostatniego wersu, śpiewała: — A teraz weźmy się za ręce i śpiewajmy: Ale nas zbaw odeeee złeeeegooooo...”
Jednak pod wpływem męża ideologia zaczęła brać górę:
„Przechodziłam te wszystkie zmiany, ale nie zwariowałam, jak wszyscy myśleli. Sądziłam, że otwieram się na większą wiedzę, i czułam, że muszę się nią podzielić. Miałam w sobie od początku silny religijny impuls — jako dziecko w kościele wpadałam w trans, skakałam i wykrzykiwałam słowa w nieznanych językach. Na długo zanim poznałam Boba, czytywałam Biblię. Teraz zaczęłam głosić wiarę Rastafari — gdziekolwiek nie poszłam, mówiłam o czarnej dumie i konieczności powstania z kolan”.
„W czasie kiedy poznawaliśmy się bliżej, Bob, zapoznawał mnie z wierzeniami Rastafari, których historia sięga początków dwudziestego wieku i Marcusa Garveya, Jamajczyka, który również pochodził z St. Ann. Garvey, wyjechał do Nowego Jorku, gdzie założył związek Universal Negro Improvement Association, mający za zadanie wzmacniać wiarę w siebie czarnych oraz nawoływać do repatriacji czarnej społeczności do Afryki. Niektórzy Jamajczycy zwracali szczególną uwagę na proroctwo Garveya, które zakładało, że pewien afrykański król uwolni ich z kolonialnej udręki, i wierzyli, że tą osobą jest etiopski przywódca, cesarz Hajle Sellasje Pierwszy. Amharskie imię Sellasje brzmiało Ras Tafari; jego wyznawcy nazywali się Rastafarianami, w skrócie Rasta. Zanim nastały lata sześćdziesiąte, poza Jamajką nikt nie wiedział nic o Rasta. Na wyspie zwykli ludzie postrzegali ich jako „ludzi o czarnym sercu”, którzy żyją w rynsztoku i bez przerwy palą ganję (jamajskie określenie marihuany). Ludzie mawiali, że kradną kurczaki. Nie obcinali nigdy włosów, nie czesali ich i pozwalali, aby rosły w naturalnych „lokach”, zwanych „dreadlokami”. Słowo „dread” używane jest dziś w różnych znaczeniach, ale jego genezy należy szukać w rastafariańskim wyzwaniu rzuconym jamajskim władzom kolonizatorów”.
Także swojej mamie Marley głosił „dobrą nowinę”:
„Będąc w Ameryce, Bob odwiedził swoją matkę. Tym razem zdecydował się udzielić jej pełnych nauk na temat Rastafari. Zanim Bob się urodził, chodziłam do szkółki niedzielnej, gdzie przyjęłam Jezusa - opowiada pani Booker. — Próbowałam żyć zgodnie z zasadami wiary, ale wszystkie te ścisłe nakazy, które tam poznałam, Bob zakwestionował, nazywając je hipokryzją. Nie miały większego sensu. Te wszystkie stroje, które trzeba było zakładać do kościoła... Ci ludzie używali władzy tylko po to, by rządzić innymi. To nie było prawdziwe chrześcijaństwo. Minęło trochę czasu, zanim zdałam sobie z tego sprawę, Bob powiedział mi, że to Jego Wysokość, nie Jezus jest Wszechmocnym Bogiem, ale nie byłam w stanie tego w ogóle zrozumieć. Pytałam się, skąd o tym wie. Myślałam, że on jest tylko człowiekiem, a Bob odpowiadał: tak, on jest tylko człowiekiem. Na co ja mówiłam, że jest wielkim człowiekiem, ale nie uważam, żeby był Bogiem. A wtedy Bob zapytał: wobec tego jak myślisz, kim jest Bóg? Nie miałam na to pytanie odpowiedzi, ponieważ zawsze patrzyłam na Boba jako na białego człowieka. Jak na tym obrazku na ścianie. Wtedy Bob poprosił, żebym go zdjęła i pokazał mi inny obraz, który powinien tam wisieć. Do tego czasu wieszałam te rzeczy jako dekorację, a Bob spojrzał na to, co mam na ścianie, i spytał, czy te obrazki są tu z konkretnego powodu. Odparłam, że powiesiłam je tak po prostu, żeby coś wisiało. Wtedy wyjaśnił mi, co reprezentuje emblemat i orzeł na szczycie i tak dalej, odczytał całą symbolikę. Miałam też zdjęcia prezydenta Kennedy'ego i Martina Luthera Kinga. Bob mówił: zdejmij ten i tamten obrazek, a powieś ten i ten. Zaczął mi to później tłumaczyć: ‘Wiesz, mamusiu, dlaczego trudno ci uwierzyć, że Jego Wysokość jest Bogiem? Ponieważ od czasu, kiedy byłaś małą dziewczynką, ciągle słyszałaś o Jezusie Chrystusie, chodziłaś do kościoła i weszłaś w ten świat. Ale dzisiaj Bóg przybywa pod nowym imieniem, już nie jako Jezus Chrystus. Bóg powiedział, że Jego imię będzie straszliwe pomiędzy poganami, czyli niewierzącymi. Gdybyś nie była moją matką, nawet nie fatygowałbym się żeby z tobą rozmawiać, ale i tak jesteś Rasta od dnia narodzin. Zobaczysz to wraz z upływem czasu’. I wraz z upływem czasu widzę wszystko takie jakim jest, i nikt już więcej nie musi mi nic wyjaśniać”.
Po wielu latach po śmierci męża Rita jest rozczarowana komercjalizacją Rasta:
„Ale wiele rzeczy zmieniło się na Jamajce, a także na świecie od lat siedemdziesiątych. Wtedy bardzo trudno było by sobie wyobrazić zdjęcie Boba na billboardzie albo ludzi w dreadlokach reklamujących coca-colę, Jeśli Bob nie osiągnąłby takiego sukcesu, jeśli nie osiągnąłby go właśnie z ‘koroną’ Rasa na głowie, rzeczy miałaby się inaczej. Obecnie nie trzeba czytać Biblii, aby nosić dready. My codziennie czytaliśmy po jednym rozdziale Biblii i zastanawialiśmy się, dlaczego jesteśmy na tej właśnie drodze. A dziś wystarczy jedna wizyta u fryzjera, posiedzisz trochę na fotelu i wychodzisz, jakbyś hodował dredy od urodzenia! Takie to teraz proste... Jak wiele musiało się zmienić od czasów, kiedy byłam za nie oskarżana, oczerniana, pogardzana, zniewalana, a nawet opluwana”.
Rastafarianie widzieli hipokryzję chrześcijan, nierówności rasowe, niesprawiedliwość, niewolnictwo, wyzysk. W pewnym sensie obrzędy Rasta i muzyka, były tym co miało zjednoczyć, uwolnić i dać siłę, wiarę i nadzieję do duchowej, ale też praktycznej walki o swoje prawa mieszkańców Jamajki oraz potem o prawa i godność człowieka na świecie. Z czasem przesłanie nabrało ogólniejszej formy i stało się bardziej uniwersalne, gdy na koncerty Marleya w Europie w większości przychodzili biali (w drugiej połowie lat 70tych). Poglądy wielu miłośników reggae wtedy i współcześnie wyrażają słowa, które napisał we wstępie do biografii Marleya Maciej "Magura" Góralski (perkusista Kryzysu i Deadlocka): „Chociaż nie skłaniam się do używania słynnego sakramentu ziołowego, stosowanego przez wyznawców Rasta ani nie jestem przeświadczony o immanentnej boskości cesarza, pozostaję oddanym i uniżonym sługą tej muzycznej tradycji i jej filozofii, która nie obiecuje zbawienia i raju po śmierci, ale daje wolność i radość tu i teraz, na tej zielonej Ziemi. Wolność, która znajduje się w sercu jej rytmu, w rytmie jej serca”.
Marley mawiał: „Mam tylko jedną ambicję, rozumiesz? Chcę, żeby to się stało naprawdę. Chcę zobaczyć całą ludzkość żyjącą w jedności, wszystkich razem: czarnych, białych i żółtych. To wszystko”.

Dodatkowo śmierć cesarza Etiopii (który notabene zawsze zaprzeczał swojej boskości) stała się powodem rozmywania się radykalnej ideologii Rasta. Wielu wyznawców było bardzo zawiedzionych.
„Dwudziestego czwartego sierpnia 1975 roku cała Jamajka przeżyła szok: Jego Cesarska Wysokość Haile Selassie I, Król Królów, Zwycięski Lew z Pokolenia Judy zmarł. Istniało podejrzenie, że został zamordowany. To była tragiczna wiadomość, jednak ta śmierć stworzyła niemal metafizyczne wyzwanie dla rastamańskiej teologii: jak to możliwe, że Bóg mógł umrzeć, nawet jeśli był żywym człowiekiem? Ten dzień, 27 sierpnia, był na Jamajce bardzo zimny i smutny — wspomina Judy Mowatt. — Niektórzy natychmiast stracili wiarę. Pozostali trwali w niej, pamiętając słowa z Biblii o przychodzących z daleka wiadomościach, które bezmyślnych przerażą i zgubią. My się nie baliśmy wiedzieliśmy, że to nieprawda, wiedzieliśmy też, że on ma moc znikania”.
W odpowiedzi na te głosy pod koniec roku 1975 Marley nagrał płytę ku pokrzepieniu serc „Rastaman Vibration”, śpiewał wówczas o nowym pozytywnym czasie, nowym znaku i Bożej ochronie.

Symbole i terminologia biblijna to stały element filozofii Rasta i twórczości Marleya. Jednak osoba Chrystusa nie była najważniejsza, mieli do Jezusa dość luźne podejście, był jednym z wielu dobrych ludzi. Korzystali z Jego Słowa, ale nie byli Mu oddani. A więc filozofia i teksty piosenek Boba to w rzeczywistości synkretyzm religijny – wierzenia plemienne, trochę chrześcijaństwa, trochę judaizmu, uniwersalizmu i ideologii New Age.

W 1977r. powstała płyta „Exodus” uznana przez magazyn „Time” za najlepszy muzyczny album XX wieku, a „One Love” została okrzyknięta piosenką tysiąclecia przez BBC. Ten największy przebój Marleya „One Love/People Get Ready” nawiązuje do piosenki Curtisa Mayfielda z 1965 roku, a który to muzyk był wielką inspiracją dla Boba. Martin Luther King Jr. nazwał piosenkę Mayfielda nieoficjalnym hymnem Ruchu Praw Obywatelskich i często używał jej, aby zachęcić ludzi do marszu lub aby ich uspokoić i pocieszyć. Na albumie „Exodus” Jest też piosenka „So Much Things To Say” krytykująca polityków i przywódców religijnych – „Oni ukrzyżowali Jezusa Chrystusa” – śpiewa Marley, ukazując Zbawiciela jako zaledwie męczennika sprawiedliwości obok uznanego za twórcę doktryny Rastafari Marcusa Garveya oraz jamajskiego baptysty Paula Bougl’a.

Przywódcy prawosławni chrzcili chętnych Rastamanów, bo myśleli, że tak przybliżą ich do Chrystusa. Zmarły w 2005 r. arcybiskup Etiopskiego Kościoła Ortodoksyjnego, który też chrzcił Marleya, powiedział, że w latach 70-tych mnóstwo Rastafarian przyjęło chrzest w tym kościele, ale cięgle mieli odmienną ideologię od prawosławnej i chcieli by to kościół przyjął ich ideologię, co oczywiście nie mogło się stać. Kilka miesięcy przed śmiercią, jak już był ciężko chory, Marley zapragnął wziąć chrzest w tym Kościele. Trudno powiedzieć, czy zrobił to za namową Rity, która tamże ochrzciła wszystkie swoje (i nie tylko swoje) dzieci, czy też uczynił to symbolicznie, uznając zwierzchnictwo Kościoła, którego starożytnym autorytetem był zafascynowany, a który wywodził się bezpośrednio z Kościoła koptyjskiego, którego założycielem wg tradycji był Marek Ewangelista. Niewykluczone, że świadomy bliskiej śmierci nawrócił się i uznał Jezusa Chrystusa jako swojego jedynego zbawiciela i dał się ochrzcić na wyznanie swojej wiary. Ale nie znalazłem tego w licznych publikacjach. Poza tym sama konwersja o niczym nie świadczy, nie ma mocy zbawczej.

Podczas chrztu rodzina, przyjaciele, duchowni i Marley wylali morze łez, ale raczej nie z powodu doświadczenia łaski i przebaczenia grzechów, lecz był to naturalny płacz pełen emocji wynikających z podniosłej atmosfery i świadomości jego zbliżającej się śmierci. W 1979r. muzyk już wiedział, że umrze. Wcześniej jednak sprzeciwiał się amputacji palca, która to uratowałby mu życie. Gdy usłyszał diagnozę „wstrząśnięty Bob zwrócił się do swojej matki: Nigdy nikogo nie skrzywdziłem, nie czyniłem zła, dlaczego Bóg miałby zesłać na mnie raka?”. A przywódca rastafariańskich 12 plemion Izraela GadMan powiedział: „To niemożliwe żeby rastaman chorował na raka”.

(Na marginesie można dodać, że Marley z Ritą byli małżeństwem do jego śmierci. Bob „dorobił się” trzynaściorga dzieci z ośmioma kobietami, zdradzał Ritę nieustannie, a gdy ona zaczęła go zdradzać, był niezwykle zazdrosny. Rita w 1996 roku została uznana winną zdefraudowania znacznej części majątku po Bobie.)

Matka Boba powiedziała, że Bob Marley świadczył o boskości Haile Sellassie, gdy umierał pod jej opieką. Jednak Rita powiedziała, że Bob w ostatnich dniach życia odczuwał „tak okropny ból, że wyciągnął rękę i powiedział: Jezu, zabierz mnie”. Znamienne, że nie powiedział: Jah Rastafari zabierz mnie, lub Haile Selassie zabierz mnie. Bóg wie co było w jego sercu w tym czasie. Jest to jedyny symptom, który pozwala spekulować o zbawieniu Marleya.

Nigdzie nie znalazłem informacji, żeby któreś z dzieci Boba nawróciło się. Natomiast jest wielu wykonawców reggae głoszących radykalne, bezkompromisowe przesłanie Ewangelii, bez synkretycznych naleciałości. Między innymi: Christafari, Avion Blackman, Vanessa Mardueno, Kristina Alicia, Solomon Jabby, Autentic ska Sounds, Roge Abergel, Joshua Alo, Yerubilee, Geneman, Imisi, Tommy Cowan, Carlene Davis, Papa San, Sherwin Gardner, Kerron Ennis, Dominic Balli, Jermaine Edwards, Ziggy Soul.

________________________________________________

dodatkowe źródła:

https://www.youtube.com/watch?v=eGddBc00_VY

https://www.youtube.com/watch?v=WXiPllReCBI

https://taylormarshall.com/2018/07/messianic-theology-bob-marley-conversion-ethiopian-orthodoxy.html

https://leben.us/baptism-bob-marley/

https://pl.wikipedia.org/wiki/Ruch_Rastafari

czwartek, 31 lipca 2025

Relacje

W lipcu tego roku ukazała się druga płyta holenderskiego zespołu rocka progresywnego The Foundation – „Relations”. Słychać tu echa Camel, King Crimson, Iona. Album w warstwie lirycznej opowiada o relacjach międzyludzkich, rodzinnych oraz relacji Bóg - człowiek. W początkowy i końcowy utwór (Alpha, Omega) wpleciona została historia stworzenia. Motto płyty (be patient, be gentle, be humble, be loving) odwołuje się do słów apostoła: „Postępujcie z wszelką pokorą i łagodnością. Cierpliwie znoście jedni drugich w miłości. Dokładajcie starań, by zachować jedność Ducha w spójni pokoju”. (Ef 4,2-3) Miłe to słowa i dźwięki. Płyta dorównuje pierwszej – wydanej dwa lata temu, znakomitej - „Mask”.


Załączony utwór, jedyny po francusku. Czasem trudno zrozumieć poezję, a tym bardziej po francusku…, ale być może temat zahacza o trudną relację syna z odchodzącą matką… W każdym razie interesujący jest motyw przeciwsłonecznych okularów niezdejmowanych nawet w ciemności.


poniedziałek, 28 lipca 2025

C.S. Lewis w muzyce Dave'a Bainbridge'a

W lipcu 2025r. ukazał się dwupłytowy album Dave'a Bainbridge'a „On the Edge (of what could be)”.

Współzałożyciel legendarnego celtyckiego zespołu progresywnego/folkowo/rockowego IONA, z którym koncertował na całym świecie i wydał 13 albumów, które zyskały uznanie krytyków. Wszechstronna kariera Dave'a jako artysty solowego, klawiszowca, gitarzysty, gracza na buzuki, kompozytora, improwizatora, producenta, aranżera i miksera dźwięku zaprowadziła go do wielu gatunków muzycznych i współpracy z wieloma artystami, w tym Strawbs, Lifesigns, Troy Donockley, Jack Bruce, Buddy Guy, Nick Beggs, Gloria Gaynor, Moya Brennan, Colin Blunstone, Downes Braide Association, Robert Fripp, Phil Keaggy, Paul Jones, The Norman Beaker Band, Damian Wilson, Nick Fletcher, „Snake” Davis, Adrian Snell, PP Arnold, Mollie Marriott, Dave Kerzner i wieloma innymi.

Piąty solowy album Dave'a Bainbridge'a „On the Edge (of what could be)” jest prawdopodobnie jego najbardziej ambitnym dotychczas albumem. Łącząc wszystkie elementy, które charakteryzowały jego muzykę od czasu współzałożenia zespołu Iona, „On the Edge” oferuje słuchaczom 83 minuty nowej, nastrojowej, duchowej muzyki, która wymyka się gatunkowi (śmiałe stwierdzenie, ale jak inaczej opisać muzykę, która prawdziwie łączy elementy folku, rocka, progresywnego, jazzu i nowoczesnej klasyki z wokalem w języku szkockim i irlandzkim gaelickim, a także angielskim.

„On the Edge” to plejada znakomitych muzyków. Kogóż my tu mamy: światowej sławy mistrza perkusji Simona Phillipsa (Jeff Beck, Gary Moore, Toto, The Who, Mike Oldfield, Protocol, Hiromi i wielu innych), Troya Donockleya (solowego, Nightwish, Iona, Auri, The Enid, Midge Ure, Maddy Prior itp.), Sally Minnear (Lord of the Dance, Pendragon, Celestial Fire itp.), Iaina Hornala (solowego, Jeff Lynne’s ELO, 10CC itp.), Randy’ego McStine’a (Steven Wilson, Porcupine Tree), Ebony Buckle (Solstice), Jon Poole (Cardiacs, Wildheart, Lifesigns), David Fitzgerald (współzałożyciel Iona), Frank van Essen (Iona, Martin Garrix, Within Temptation, Auri, Barbara Dickson itp.), Rachel Walker (znana śpiewaczka szkockiej muzyki gaelickiej) i wielu innych...

Bazując na tematach takich jak cienka zasłona między ziemskim życiem a niebiańskimi, tajemniczymi opowieściami starożytnych celtyckich świętych, cud i chwała świata przyrody, Dave sprytnie przeplata je z współczesnymi problemami, takimi jak zmiany klimatu i głębokie podziały społeczne. Jednak zamiast wskazywać palcami, „On the Edge” ucieleśnia głębokie poczucie sacrum i nadziei. Nadziei na to, co może się wydarzyć w świecie zamętu i niepewności. Być może bardziej niż kiedykolwiek w historii, świat potrzebuje wspólnoty artystycznej, która nas zjednoczy i pokaże nam poprzez wielką sztukę, jak piękne i cenne jest to jaki jest świat i o ile lepsza jest droga jedności, miłości i szacunku.

Dzięki połączeniu obsady wyjątkowo utalentowanych muzyków z charakterystycznymi dla Dave'a, strzelistymi liniami gitary, ekspresyjnymi klawiszami i sugestywnymi kompozycjami, mamy tu przedsmak tego, co mogłoby być, w świecie, który naprawdę stoi na krawędzi.

CD1 1. For Evermore 2. On the Slopes of Sliabh Mis 3. Color of Time 4. That they may be One 5. On the Edge (tego, co mogłoby być) 6. The Whispering of the Landscape 7. Hill of the Angels
CD2 1. Farther Up and Farther In 2. Reilig Òdhrain 3. Beyond the Plains of Earth and Time 4. Fall Away 5. When all will be Bright

To arcydzieło. Starannie wykonane, wspaniałe, z pięknymi, mocnymi wokalami i wokalizami, podnoszące na duchu i niezwykle satysfakcjonujące od początku do końca. Progresywny rock, w tekstach oparty na wierze i chrześcijańskiej duchowości. To album, którego nie mogę się doczekać, by słuchać go raz po raz, ze względu na wszystko, od niuansów po oszałamiające eksplozje. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek był tak podekscytowany albumem. Wszystkie elementy łączą się w symfonię dźwięków, w którą (przynajmniej moje) uszy „wierzą”, jak to mówię, czasami są oszołomione. Częścią arcydzieła jest różnorodność stylów w całym utworze. Świetne połączenie długich i krótkich utworów, każdy mocny, każdy z własną historią i nadrzędnym tematem, który zmusza do myślenia i poszukiwania głębii. Osobiście nie znam albumu tak bogatego w szkocki i irlandzki gaelicki. Wspaniała gra wszystkich członków, którzy dali z siebie wszystko na tym albumie – wokale, bas, instrumenty akustyczne, instrumenty dęte, perkusja i perkusjonalia… a Dave wznosi się na instrumentach smyczkowych i klawiszach przez cały czas. To wyjątkowy – powtórzę – pieczołowicie wykonany – album koncepcyjny. Mam nadzieję, że wielu będzie się nim cieszyć.
                                                  -fragmenty opisów płyty i recenzji z progarchives.


***
Załączony utwór – „Farther Up and Farther In” - Muzyka Dave'a Bainbridge'a i Simona Phillipsa.

Dave pisze: "W rozdziale 16 książki C.S. Lewisa 'Ostatnia Bitwa', zatytułowanym 'Pożegnanie z Krainą Cienia', Lewis opisuje prawdziwą Narnię, czyli niebo, to niezwykle poruszający utwór literacki. To opis wnętrza, miejsca magicznego i cudownego, ale i znajomego, gdzie wszystko, co było znane, jest jedynie cieniem tego, co jest teraz. Miejsca, w którym, gdy dzieci biegną coraz szybciej i im dalej w górę i w głąb, tym wszystko staje się większe i piękniejsze. Albo, jak to ujął Aslan: 'Sen się skończył, oto poranek'! Napisałem ten utwór do niesamowitego, improwizowanego utworu perkusyjnego, który Simon nagrał w jednym podejściu, po krótkiej dyskusji na temat tempa i klimatu, o który mi chodziło!"


Wokalizy śpiewane w języku gealickim, w tłumaczeniu na angielski: God of earth, God of light, God of fire, be with me, be with me. Keep watch at night.
Ten utwór jest wstępem do następnej piosenki - „Reilig Odhrain”, która oparta jest na słowach apostoła: „w jednej chwili, w oka mgnieniu, na dźwięk ostatniej trąby; gdyż trąba zabrzmi i umarli wzbudzeni zostaną jako niezniszczalni, a my zostaniemy przemienieni”. 1Kor15,52

Dave pisze: „Jeśli kiedykolwiek nadszedł czas, abyśmy zwrócili uwagę na to słowo, to jest to właśnie teraz: „...aby wszyscy byli jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, żeby i oni w nas byli jedno i dzięki temu świat uwierzył, że Ty Mnie posłałeś.” J17,21

Osobiście przyłączam się do nadziei Dave’a i wierzę, że muzyka może mieć w tych końcowych losach świata, świata który nie zna Chrystusa, znaczny wpływ na zmianę myślenia może choć kilku dusz.
„Ojcze sprawiedliwy! Świat wprawdzie Ciebie nie poznał, lecz Ja Cię poznałem i ci poznali, że Ty Mnie posłałeś” J17,25




piątek, 18 lipca 2025

Życie jest piękne… bo rozdziela


Znowu obejrzałem film „Życie jest piękne” Benigniego. Jest tam motyw przyjaźni żydowskiego kelnera z niemieckim doktorem. Główny bohater, Guido poznaje w hotelu doktora Lessinga, z którym rywalizują zadając sobie nawzajem zagadki typu: Co to jest: gdy wypowiesz moje imię, znikam? Zaprzyjaźniają się i nawet gdy Guido trafia do obozu koncentracyjnego, doktor nie może powstrzymać swojej pasji, choć są już wyraźnie po przeciwnych stronach. Mimo przyjaźni, podobnej inteligencji, wzajemnego szacunku, ich drogi muszą się rozejść.

Tak jak na początku stworzenia Bóg rozdzielił światło od ciemności (Rodz 1,4), tak na końcu rozdzieli ludzi na dwie grupy (Mat 25,32).

„A jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Jak bowiem za tych dni przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do tego dnia, w którym Noe wszedł do arki; I nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i zabrał wszystkich - tak będzie i z przyjściem Syna Człowieczego”. (Mat 24,37-39)

Mimo podobnych pasji, więzów rodzinnych, wspólnych lat spędzonych w biznesie, show biznesie, polityce, w biurze, czy na boisku… nastąpi wyraźne rozdzielenie chrześcijan od innych ludzi:

„Wtedy dwóch będzie w polu, jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach, jedna będzie wzięta, a druga zostawiona”. (Mat 24,40-41)

Świat został stworzony przez Chrystusa, a Jego powtórne przyjście zakończy ten porządek rzeczy.
Nie zostało dużo czasu. Może jeszcze kilka osób dotknie to proste przesłanie Ewangelii i zostaną oddzieleni do nowego życia.

„Bo skoro świat przez swoją mądrość nie poznał Boga w jego Bożej mądrości, spodobało się Bogu zbawić wierzących przez głupotę głoszonego poselstwa”. (1Kor 1,21)

Soli Deo Gloria.

środa, 18 czerwca 2025

Question mark

 


Prawie 20 lat temu ukazała się płyta „?” Neal’a Morse’a. Ciągle zachwyca świeżością i bogactwem brzmienia, kompozycji, rzemiosła i przesłania. Co my tu mamy: dęciaki, smyczki, chór; wśród gości: Jordan Rudes, Roine Stolt, Alan Morse, Steve Hackett. Pyszne progresywne mięsko. Na wydanym rok temu podwójnym winylu dochodzą dwa super bonusy. Album koncepcyjny lirycznie oparty na Biblii, a w szczególności na księgach mojżeszowych i Apokalipsie. Podmiot liryczny to prawdopodobnie dziewczyna; samotna, przybita, przestraszona, zrezygnowana, jednak tęskniąca za zmianą. I tak też się dzieje – doświadcza spotkania z Bogiem, nowego narodzenia: „Boję się, że zostanę tam, gdzie jestem, ale Duch bierze moją rękę i delikatnie mnie prowadzi”. Pod koniec albumu nasza bohaterka usłyszy: „Świątynia Jego tronu teraz nie jest zbudowana z kamienia, twoje własne serce jest teraz Jego domem”. Skąd tytuł płyty? Myślę, że Neal zachęca do zadawania pytań o sens życia. Dlaczego i w jakim celu się urodziłem? Co się stanie ze mną po śmierci? Ale też – czy istnieje i jaki jest Bóg i o co Mu chodzi?

Dla mnie 10/10

A – Question Mark Pt 1
The Temple Of The Living God
Another World
The Outsider
Sweet Election
In The Fire
B – Question Mark Pt 2
Solid As The Sun
The Glory Of The Lord
Outside Looking In
12
C – Question Mark Pt 3
Entrance
Inside His Presence
The Temple Of The Living God
D – Question Mark Bonus Tracks
In The Fire / Solid As The Sun (Live from Morsefest 2015)
The Way (Unused Demo from Question Mark Sessions)