poniedziałek, 4 sierpnia 2025

Wiara Boba Marleya


Mówi się o Ruchu Rastafari, że to odłam chrześcijaństwa, a o Marleyu, że niby przyjął chrześcijaństwo pod koniec życia. Aby temat zbadać sięgnąłem po kilka artykułów, filmów, a głównie dwie książki: „Bob Marley : nieopowiedziana historia króla reggae” - Chris Salewicz (tł. Maciej "Magura" Góralski) oraz „No woman, no cry : moje życie z Bobem Marleyem” - Rita Marley, Hettie Jones; których fragmenty obficie cytuję poniżej. W przedmowie do tej drugiej Sławomir Gołaszewski (filozof kultury, poeta, kompozytor, muzyk, dziennikarz i felietonista, znawca reggae), u którego dziesiątki lat temu miałem okazję gościć, pisze: „Łatwo wyobrazić sobie muzykę pop bez Michaela Jacksona i rock'n'roll bez Elvisa Presleya. Blues, jazz i folk mogą istnieć anonimowo. Lecz reggae bez Marleya nie ma racji bytu. Ten styl, gatunek, konwencja i jego nazwisko to synonimy”.

Marley (1945-1981) zaczynał swoją muzyczną karierę w latach 60-tych. Znał już dobrze Pismo Święte, bowiem Jamajka w tamtym czasie zalana była Bibliami. Jego mama i dziadkowie chodzili do protestanckich kościołów. Matka Marleya Cedella wspomina, że przed poczęciem Boba „zaczęła wierzyć” w kościele apostolskim Shiloh, kościele zielonoświątkowym w Kingston, gdzie była chórzystką. Z czasem, gdy Bob spotykał się z grupą Rastafarian na obrzędach Nyahbinghi jego muzyka zaczęła ewoluować z piosenek o miłości do utworów zaangażowanych społecznie, religijnie i ideologicznie.

Jego żona Rita, z którą wzięli ślub w 1966r. także wspomina o swoich chrześcijańskich korzeniach: 
„Obok ojca i Cioci (która śpiewała w kościelnym chórze), zawsze był mi bliski wujek Cleveland, świetny baryton, rozchwytywany przez organizatorów weselnych przyjęć i innych uroczystości. Zawsze byłam więc zorientowana na muzykę, zawsze się nią interesowałam. Ponieważ bardzo wcześnie okazało się, że mam dobry głos, Ciocia uczyła mnie pieśni i reklamowała mnie pośród swoich klientów: — Rita zaśpiewaj tę weselną piosenkę. Uwielbiałam śpiewać w kościołach — jestem zagorzałą chrześcijanką od dzieciństwa. Wiem, że Bóg istnieje; kocham Go i od zawsze czułam Jego bliskość (a do tego pojawił się jeszcze Winston, syn pastora, który odprowadzał mnie po kościele i dawał całusa przy bramie)”.
„Miałam dziesięć lat, kiedy Ciocia powiedziała: — Rita, nie chciałabyś spróbować swoich sił w radiu? Cioteczka kochana, jak ona we mnie wierzyła! Odparłam: — OK, a co mam zaśpiewać? A ona na to: — The Lords Prayer, bo to wspaniała pieśń i ty ją pięknie śpiewasz! Usadziła mnie na moim krzesełku, obok swojej maszyny do szycia i dzień po dniu, kiedy szyła śpiewała Ojcze nasz, a ja powtarzałam: — Ojcze nasz, któryś jest w niebie... przyjdź królestwo Twoje... — i kiedy docierałyśmy do ostatniego wersu, śpiewała: — A teraz weźmy się za ręce i śpiewajmy: Ale nas zbaw odeeee złeeeegooooo...”
Jednak pod wpływem męża ideologia zaczęła brać górę:
„Przechodziłam te wszystkie zmiany, ale nie zwariowałam, jak wszyscy myśleli. Sądziłam, że otwieram się na większą wiedzę, i czułam, że muszę się nią podzielić. Miałam w sobie od początku silny religijny impuls — jako dziecko w kościele wpadałam w trans, skakałam i wykrzykiwałam słowa w nieznanych językach. Na długo zanim poznałam Boba, czytywałam Biblię. Teraz zaczęłam głosić wiarę Rastafari — gdziekolwiek nie poszłam, mówiłam o czarnej dumie i konieczności powstania z kolan”.
„W czasie kiedy poznawaliśmy się bliżej, Bob, zapoznawał mnie z wierzeniami Rastafari, których historia sięga początków dwudziestego wieku i Marcusa Garveya, Jamajczyka, który również pochodził z St. Ann. Garvey, wyjechał do Nowego Jorku, gdzie założył związek Universal Negro Improvement Association, mający za zadanie wzmacniać wiarę w siebie czarnych oraz nawoływać do repatriacji czarnej społeczności do Afryki. Niektórzy Jamajczycy zwracali szczególną uwagę na proroctwo Garveya, które zakładało, że pewien afrykański król uwolni ich z kolonialnej udręki, i wierzyli, że tą osobą jest etiopski przywódca, cesarz Hajle Sellasje Pierwszy. Amharskie imię Sellasje brzmiało Ras Tafari; jego wyznawcy nazywali się Rastafarianami, w skrócie Rasta. Zanim nastały lata sześćdziesiąte, poza Jamajką nikt nie wiedział nic o Rasta. Na wyspie zwykli ludzie postrzegali ich jako „ludzi o czarnym sercu”, którzy żyją w rynsztoku i bez przerwy palą ganję (jamajskie określenie marihuany). Ludzie mawiali, że kradną kurczaki. Nie obcinali nigdy włosów, nie czesali ich i pozwalali, aby rosły w naturalnych „lokach”, zwanych „dreadlokami”. Słowo „dread” używane jest dziś w różnych znaczeniach, ale jego genezy należy szukać w rastafariańskim wyzwaniu rzuconym jamajskim władzom kolonizatorów”.
Także swojej mamie Marley głosił „dobrą nowinę”:
„Będąc w Ameryce, Bob odwiedził swoją matkę. Tym razem zdecydował się udzielić jej pełnych nauk na temat Rastafari. Zanim Bob się urodził, chodziłam do szkółki niedzielnej, gdzie przyjęłam Jezusa - opowiada pani Booker. — Próbowałam żyć zgodnie z zasadami wiary, ale wszystkie te ścisłe nakazy, które tam poznałam, Bob zakwestionował, nazywając je hipokryzją. Nie miały większego sensu. Te wszystkie stroje, które trzeba było zakładać do kościoła... Ci ludzie używali władzy tylko po to, by rządzić innymi. To nie było prawdziwe chrześcijaństwo. Minęło trochę czasu, zanim zdałam sobie z tego sprawę, Bob powiedział mi, że to Jego Wysokość, nie Jezus jest Wszechmocnym Bogiem, ale nie byłam w stanie tego w ogóle zrozumieć. Pytałam się, skąd o tym wie. Myślałam, że on jest tylko człowiekiem, a Bob odpowiadał: tak, on jest tylko człowiekiem. Na co ja mówiłam, że jest wielkim człowiekiem, ale nie uważam, żeby był Bogiem. A wtedy Bob zapytał: wobec tego jak myślisz, kim jest Bóg? Nie miałam na to pytanie odpowiedzi, ponieważ zawsze patrzyłam na Boba jako na białego człowieka. Jak na tym obrazku na ścianie. Wtedy Bob poprosił, żebym go zdjęła i pokazał mi inny obraz, który powinien tam wisieć. Do tego czasu wieszałam te rzeczy jako dekorację, a Bob spojrzał na to, co mam na ścianie, i spytał, czy te obrazki są tu z konkretnego powodu. Odparłam, że powiesiłam je tak po prostu, żeby coś wisiało. Wtedy wyjaśnił mi, co reprezentuje emblemat i orzeł na szczycie i tak dalej, odczytał całą symbolikę. Miałam też zdjęcia prezydenta Kennedy'ego i Martina Luthera Kinga. Bob mówił: zdejmij ten i tamten obrazek, a powieś ten i ten. Zaczął mi to później tłumaczyć: ‘Wiesz, mamusiu, dlaczego trudno ci uwierzyć, że Jego Wysokość jest Bogiem? Ponieważ od czasu, kiedy byłaś małą dziewczynką, ciągle słyszałaś o Jezusie Chrystusie, chodziłaś do kościoła i weszłaś w ten świat. Ale dzisiaj Bóg przybywa pod nowym imieniem, już nie jako Jezus Chrystus. Bóg powiedział, że Jego imię będzie straszliwe pomiędzy poganami, czyli niewierzącymi. Gdybyś nie była moją matką, nawet nie fatygowałbym się żeby z tobą rozmawiać, ale i tak jesteś Rasta od dnia narodzin. Zobaczysz to wraz z upływem czasu’. I wraz z upływem czasu widzę wszystko takie jakim jest, i nikt już więcej nie musi mi nic wyjaśniać”.
Po wielu latach po śmierci męża Rita jest rozczarowana komercjalizacją Rasta:
„Ale wiele rzeczy zmieniło się na Jamajce, a także na świecie od lat siedemdziesiątych. Wtedy bardzo trudno było by sobie wyobrazić zdjęcie Boba na billboardzie albo ludzi w dreadlokach reklamujących coca-colę, Jeśli Bob nie osiągnąłby takiego sukcesu, jeśli nie osiągnąłby go właśnie z ‘koroną’ Rasa na głowie, rzeczy miałaby się inaczej. Obecnie nie trzeba czytać Biblii, aby nosić dready. My codziennie czytaliśmy po jednym rozdziale Biblii i zastanawialiśmy się, dlaczego jesteśmy na tej właśnie drodze. A dziś wystarczy jedna wizyta u fryzjera, posiedzisz trochę na fotelu i wychodzisz, jakbyś hodował dredy od urodzenia! Takie to teraz proste... Jak wiele musiało się zmienić od czasów, kiedy byłam za nie oskarżana, oczerniana, pogardzana, zniewalana, a nawet opluwana”.
Rastafarianie widzieli hipokryzję chrześcijan, nierówności rasowe, niesprawiedliwość, niewolnictwo, wyzysk. W pewnym sensie obrzędy Rasta i muzyka, były tym co miało zjednoczyć, uwolnić i dać siłę, wiarę i nadzieję do duchowej, ale też praktycznej walki o swoje prawa mieszkańców Jamajki oraz potem o prawa i godność człowieka na świecie. Z czasem przesłanie nabrało ogólniejszej formy i stało się bardziej uniwersalne, gdy na koncerty Marleya w Europie w większości przychodzili biali (w drugiej połowie lat 70tych). Poglądy wielu miłośników reggae wtedy i współcześnie wyrażają słowa, które napisał we wstępie do biografii Marleya Maciej "Magura" Góralski (perkusista Kryzysu i Deadlocka): „Chociaż nie skłaniam się do używania słynnego sakramentu ziołowego, stosowanego przez wyznawców Rasta ani nie jestem przeświadczony o immanentnej boskości cesarza, pozostaję oddanym i uniżonym sługą tej muzycznej tradycji i jej filozofii, która nie obiecuje zbawienia i raju po śmierci, ale daje wolność i radość tu i teraz, na tej zielonej Ziemi. Wolność, która znajduje się w sercu jej rytmu, w rytmie jej serca”.
Marley mawiał: „Mam tylko jedną ambicję, rozumiesz? Chcę, żeby to się stało naprawdę. Chcę zobaczyć całą ludzkość żyjącą w jedności, wszystkich razem: czarnych, białych i żółtych. To wszystko”.

Dodatkowo śmierć cesarza Etiopii (który notabene zawsze zaprzeczał swojej boskości) stała się powodem rozmywania się radykalnej ideologii Rasta. Wielu wyznawców było bardzo zawiedzionych.
„Dwudziestego czwartego sierpnia 1975 roku cała Jamajka przeżyła szok: Jego Cesarska Wysokość Haile Selassie I, Król Królów, Zwycięski Lew z Pokolenia Judy zmarł. Istniało podejrzenie, że został zamordowany. To była tragiczna wiadomość, jednak ta śmierć stworzyła niemal metafizyczne wyzwanie dla rastamańskiej teologii: jak to możliwe, że Bóg mógł umrzeć, nawet jeśli był żywym człowiekiem? Ten dzień, 27 sierpnia, był na Jamajce bardzo zimny i smutny — wspomina Judy Mowatt. — Niektórzy natychmiast stracili wiarę. Pozostali trwali w niej, pamiętając słowa z Biblii o przychodzących z daleka wiadomościach, które bezmyślnych przerażą i zgubią. My się nie baliśmy wiedzieliśmy, że to nieprawda, wiedzieliśmy też, że on ma moc znikania”.
W odpowiedzi na te głosy pod koniec roku 1975 Marley nagrał płytę ku pokrzepieniu serc „Rastaman Vibration”, śpiewał wówczas o nowym pozytywnym czasie, nowym znaku i Bożej ochronie.

Symbole i terminologia biblijna to stały element filozofii Rasta i twórczości Marleya. Jednak osoba Chrystusa nie była najważniejsza, mieli do Jezusa dość luźne podejście, był jednym z wielu dobrych ludzi. Korzystali z Jego Słowa, ale nie byli Mu oddani. A więc filozofia i teksty piosenek Boba to w rzeczywistości synkretyzm religijny – wierzenia plemienne, trochę chrześcijaństwa, trochę judaizmu, uniwersalizmu i ideologii New Age.

W 1977r. powstała płyta „Exodus” uznana przez magazyn „Time” za najlepszy muzyczny album XX wieku, a „One Love” została okrzyknięta piosenką tysiąclecia przez BBC. Ten największy przebój Marleya „One Love/People Get Ready” nawiązuje do piosenki Curtisa Mayfielda z 1965 roku, a który to muzyk był wielką inspiracją dla Boba. Martin Luther King Jr. nazwał piosenkę Mayfielda nieoficjalnym hymnem Ruchu Praw Obywatelskich i często używał jej, aby zachęcić ludzi do marszu lub aby ich uspokoić i pocieszyć. Na albumie „Exodus” Jest też piosenka „So Much Things To Say” krytykująca polityków i przywódców religijnych – „Oni ukrzyżowali Jezusa Chrystusa” – śpiewa Marley, ukazując Zbawiciela jako zaledwie męczennika sprawiedliwości obok uznanego za twórcę doktryny Rastafari Marcusa Garveya oraz jamajskiego baptysty Paula Bougl’a.

Przywódcy prawosławni chrzcili chętnych Rastamanów, bo myśleli, że tak przybliżą ich do Chrystusa. Zmarły w 2005 r. arcybiskup Etiopskiego Kościoła Ortodoksyjnego, który też chrzcił Marleya, powiedział, że w latach 70-tych mnóstwo Rastafarian przyjęło chrzest w tym kościele, ale cięgle mieli odmienną ideologię od prawosławnej i chcieli by to kościół przyjął ich ideologię, co oczywiście nie mogło się stać. Kilka miesięcy przed śmiercią, jak już był ciężko chory, Marley zapragnął wziąć chrzest w tym Kościele. Trudno powiedzieć, czy zrobił to za namową Rity, która tamże ochrzciła wszystkie swoje (i nie tylko swoje) dzieci, czy też uczynił to symbolicznie, uznając zwierzchnictwo Kościoła, którego starożytnym autorytetem był zafascynowany, a który wywodził się bezpośrednio z Kościoła koptyjskiego, którego założycielem wg tradycji był Marek Ewangelista. Niewykluczone, że świadomy bliskiej śmierci nawrócił się i uznał Jezusa Chrystusa jako swojego jedynego zbawiciela i dał się ochrzcić na wyznanie swojej wiary. Ale nie znalazłem tego w licznych publikacjach. Poza tym sama konwersja o niczym nie świadczy, nie ma mocy zbawczej.

Podczas chrztu rodzina, przyjaciele, duchowni i Marley wylali morze łez, ale raczej nie z powodu doświadczenia łaski i przebaczenia grzechów, lecz był to naturalny płacz pełen emocji wynikających z podniosłej atmosfery i świadomości jego zbliżającej się śmierci. W 1979r. muzyk już wiedział, że umrze. Wcześniej jednak sprzeciwiał się amputacji palca, która to uratowałby mu życie. Gdy usłyszał diagnozę „wstrząśnięty Bob zwrócił się do swojej matki: Nigdy nikogo nie skrzywdziłem, nie czyniłem zła, dlaczego Bóg miałby zesłać na mnie raka?”. A przywódca rastafariańskich 12 plemion Izraela GadMan powiedział: „To niemożliwe żeby rastaman chorował na raka”.

(Na marginesie można dodać, że Marley z Ritą byli małżeństwem do jego śmierci. Bob „dorobił się” trzynaściorga dzieci z ośmioma kobietami, zdradzał Ritę nieustannie, a gdy ona zaczęła go zdradzać, był niezwykle zazdrosny. Rita w 1996 roku została uznana winną zdefraudowania znacznej części majątku po Bobie.)

Matka Boba powiedziała, że Bob Marley świadczył o boskości Haile Sellassie, gdy umierał pod jej opieką. Jednak Rita powiedziała, że Bob w ostatnich dniach życia odczuwał „tak okropny ból, że wyciągnął rękę i powiedział: Jezu, zabierz mnie”. Znamienne, że nie powiedział: Jah Rastafari zabierz mnie, lub Haile Selassie zabierz mnie. Bóg wie co było w jego sercu w tym czasie. Jest to jedyny symptom, który pozwala spekulować o zbawieniu Marleya.

Nigdzie nie znalazłem informacji, żeby któreś z dzieci Boba nawróciło się. Natomiast jest wielu wykonawców reggae głoszących radykalne, bezkompromisowe przesłanie Ewangelii, bez synkretycznych naleciałości. Między innymi: Christafari, Avion Blackman, Vanessa Mardueno, Kristina Alicia, Solomon Jabby, Autentic ska Sounds, Roge Abergel, Joshua Alo, Yerubilee, Geneman, Imisi, Tommy Cowan, Carlene Davis, Papa San, Sherwin Gardner, Kerron Ennis, Dominic Balli, Jermaine Edwards, Ziggy Soul.

________________________________________________

dodatkowe źródła:

https://www.youtube.com/watch?v=eGddBc00_VY

https://www.youtube.com/watch?v=WXiPllReCBI

https://taylormarshall.com/2018/07/messianic-theology-bob-marley-conversion-ethiopian-orthodoxy.html

https://leben.us/baptism-bob-marley/

https://pl.wikipedia.org/wiki/Ruch_Rastafari

czwartek, 31 lipca 2025

Relacje

W lipcu tego roku ukazała się druga płyta holenderskiego zespołu rocka progresywnego The Foundation – „Relations”. Słychać tu echa Camel, King Crimson, Iona. Album w warstwie lirycznej opowiada o relacjach międzyludzkich, rodzinnych oraz relacji Bóg - człowiek. W początkowy i końcowy utwór (Alpha, Omega) wpleciona została historia stworzenia. Motto płyty (be patient, be gentle, be humble, be loving) odwołuje się do słów apostoła: „Postępujcie z wszelką pokorą i łagodnością. Cierpliwie znoście jedni drugich w miłości. Dokładajcie starań, by zachować jedność Ducha w spójni pokoju”. (Ef 4,2-3) Miłe to słowa i dźwięki. Płyta dorównuje pierwszej – wydanej dwa lata temu, znakomitej - „Mask”.


Załączony utwór, jedyny po francusku. Czasem trudno zrozumieć poezję, a tym bardziej po francusku…, ale być może temat zahacza o trudną relację syna z odchodzącą matką… W każdym razie interesujący jest motyw przeciwsłonecznych okularów niezdejmowanych nawet w ciemności.


poniedziałek, 28 lipca 2025

C.S. Lewis w muzyce Dave'a Bainbridge'a

W lipcu 2025r. ukazał się dwupłytowy album Dave'a Bainbridge'a „On the Edge (of what could be)”.

Współzałożyciel legendarnego celtyckiego zespołu progresywnego/folkowo/rockowego IONA, z którym koncertował na całym świecie i wydał 13 albumów, które zyskały uznanie krytyków. Wszechstronna kariera Dave'a jako artysty solowego, klawiszowca, gitarzysty, gracza na buzuki, kompozytora, improwizatora, producenta, aranżera i miksera dźwięku zaprowadziła go do wielu gatunków muzycznych i współpracy z wieloma artystami, w tym Strawbs, Lifesigns, Troy Donockley, Jack Bruce, Buddy Guy, Nick Beggs, Gloria Gaynor, Moya Brennan, Colin Blunstone, Downes Braide Association, Robert Fripp, Phil Keaggy, Paul Jones, The Norman Beaker Band, Damian Wilson, Nick Fletcher, „Snake” Davis, Adrian Snell, PP Arnold, Mollie Marriott, Dave Kerzner i wieloma innymi.

Piąty solowy album Dave'a Bainbridge'a „On the Edge (of what could be)” jest prawdopodobnie jego najbardziej ambitnym dotychczas albumem. Łącząc wszystkie elementy, które charakteryzowały jego muzykę od czasu współzałożenia zespołu Iona, „On the Edge” oferuje słuchaczom 83 minuty nowej, nastrojowej, duchowej muzyki, która wymyka się gatunkowi (śmiałe stwierdzenie, ale jak inaczej opisać muzykę, która prawdziwie łączy elementy folku, rocka, progresywnego, jazzu i nowoczesnej klasyki z wokalem w języku szkockim i irlandzkim gaelickim, a także angielskim.

„On the Edge” to plejada znakomitych muzyków. Kogóż my tu mamy: światowej sławy mistrza perkusji Simona Phillipsa (Jeff Beck, Gary Moore, Toto, The Who, Mike Oldfield, Protocol, Hiromi i wielu innych), Troya Donockleya (solowego, Nightwish, Iona, Auri, The Enid, Midge Ure, Maddy Prior itp.), Sally Minnear (Lord of the Dance, Pendragon, Celestial Fire itp.), Iaina Hornala (solowego, Jeff Lynne’s ELO, 10CC itp.), Randy’ego McStine’a (Steven Wilson, Porcupine Tree), Ebony Buckle (Solstice), Jon Poole (Cardiacs, Wildheart, Lifesigns), David Fitzgerald (współzałożyciel Iona), Frank van Essen (Iona, Martin Garrix, Within Temptation, Auri, Barbara Dickson itp.), Rachel Walker (znana śpiewaczka szkockiej muzyki gaelickiej) i wielu innych...

Bazując na tematach takich jak cienka zasłona między ziemskim życiem a niebiańskimi, tajemniczymi opowieściami starożytnych celtyckich świętych, cud i chwała świata przyrody, Dave sprytnie przeplata je z współczesnymi problemami, takimi jak zmiany klimatu i głębokie podziały społeczne. Jednak zamiast wskazywać palcami, „On the Edge” ucieleśnia głębokie poczucie sacrum i nadziei. Nadziei na to, co może się wydarzyć w świecie zamętu i niepewności. Być może bardziej niż kiedykolwiek w historii, świat potrzebuje wspólnoty artystycznej, która nas zjednoczy i pokaże nam poprzez wielką sztukę, jak piękne i cenne jest to jaki jest świat i o ile lepsza jest droga jedności, miłości i szacunku.

Dzięki połączeniu obsady wyjątkowo utalentowanych muzyków z charakterystycznymi dla Dave'a, strzelistymi liniami gitary, ekspresyjnymi klawiszami i sugestywnymi kompozycjami, mamy tu przedsmak tego, co mogłoby być, w świecie, który naprawdę stoi na krawędzi.

CD1 1. For Evermore 2. On the Slopes of Sliabh Mis 3. Color of Time 4. That they may be One 5. On the Edge (tego, co mogłoby być) 6. The Whispering of the Landscape 7. Hill of the Angels
CD2 1. Farther Up and Farther In 2. Reilig Òdhrain 3. Beyond the Plains of Earth and Time 4. Fall Away 5. When all will be Bright

To arcydzieło. Starannie wykonane, wspaniałe, z pięknymi, mocnymi wokalami i wokalizami, podnoszące na duchu i niezwykle satysfakcjonujące od początku do końca. Progresywny rock, w tekstach oparty na wierze i chrześcijańskiej duchowości. To album, którego nie mogę się doczekać, by słuchać go raz po raz, ze względu na wszystko, od niuansów po oszałamiające eksplozje. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek był tak podekscytowany albumem. Wszystkie elementy łączą się w symfonię dźwięków, w którą (przynajmniej moje) uszy „wierzą”, jak to mówię, czasami są oszołomione. Częścią arcydzieła jest różnorodność stylów w całym utworze. Świetne połączenie długich i krótkich utworów, każdy mocny, każdy z własną historią i nadrzędnym tematem, który zmusza do myślenia i poszukiwania głębii. Osobiście nie znam albumu tak bogatego w szkocki i irlandzki gaelicki. Wspaniała gra wszystkich członków, którzy dali z siebie wszystko na tym albumie – wokale, bas, instrumenty akustyczne, instrumenty dęte, perkusja i perkusjonalia… a Dave wznosi się na instrumentach smyczkowych i klawiszach przez cały czas. To wyjątkowy – powtórzę – pieczołowicie wykonany – album koncepcyjny. Mam nadzieję, że wielu będzie się nim cieszyć.
                                                  -fragmenty opisów płyty i recenzji z progarchives.


***
Załączony utwór – „Farther Up and Farther In” - Muzyka Dave'a Bainbridge'a i Simona Phillipsa.

Dave pisze: "W rozdziale 16 książki C.S. Lewisa 'Ostatnia Bitwa', zatytułowanym 'Pożegnanie z Krainą Cienia', Lewis opisuje prawdziwą Narnię, czyli niebo, to niezwykle poruszający utwór literacki. To opis wnętrza, miejsca magicznego i cudownego, ale i znajomego, gdzie wszystko, co było znane, jest jedynie cieniem tego, co jest teraz. Miejsca, w którym, gdy dzieci biegną coraz szybciej i im dalej w górę i w głąb, tym wszystko staje się większe i piękniejsze. Albo, jak to ujął Aslan: 'Sen się skończył, oto poranek'! Napisałem ten utwór do niesamowitego, improwizowanego utworu perkusyjnego, który Simon nagrał w jednym podejściu, po krótkiej dyskusji na temat tempa i klimatu, o który mi chodziło!"


Wokalizy śpiewane w języku gealickim, w tłumaczeniu na angielski: God of earth, God of light, God of fire, be with me, be with me. Keep watch at night.
Ten utwór jest wstępem do następnej piosenki - „Reilig Odhrain”, która oparta jest na słowach apostoła: „w jednej chwili, w oka mgnieniu, na dźwięk ostatniej trąby; gdyż trąba zabrzmi i umarli wzbudzeni zostaną jako niezniszczalni, a my zostaniemy przemienieni”. 1Kor15,52

Dave pisze: „Jeśli kiedykolwiek nadszedł czas, abyśmy zwrócili uwagę na to słowo, to jest to właśnie teraz: „...aby wszyscy byli jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, żeby i oni w nas byli jedno i dzięki temu świat uwierzył, że Ty Mnie posłałeś.” J17,21

Osobiście przyłączam się do nadziei Dave’a i wierzę, że muzyka może mieć w tych końcowych losach świata, świata który nie zna Chrystusa, znaczny wpływ na zmianę myślenia może choć kilku dusz.
„Ojcze sprawiedliwy! Świat wprawdzie Ciebie nie poznał, lecz Ja Cię poznałem i ci poznali, że Ty Mnie posłałeś” J17,25




piątek, 18 lipca 2025

Życie jest piękne… bo rozdziela


Znowu obejrzałem film „Życie jest piękne” Benigniego. Jest tam motyw przyjaźni żydowskiego kelnera z niemieckim doktorem. Główny bohater, Guido poznaje w hotelu doktora Lessinga, z którym rywalizują zadając sobie nawzajem zagadki typu: Co to jest: gdy wypowiesz moje imię, znikam? Zaprzyjaźniają się i nawet gdy Guido trafia do obozu koncentracyjnego, doktor nie może powstrzymać swojej pasji, choć są już wyraźnie po przeciwnych stronach. Mimo przyjaźni, podobnej inteligencji, wzajemnego szacunku, ich drogi muszą się rozejść.

Tak jak na początku stworzenia Bóg rozdzielił światło od ciemności (Rodz 1,4), tak na końcu rozdzieli ludzi na dwie grupy (Mat 25,32).

„A jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Jak bowiem za tych dni przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do tego dnia, w którym Noe wszedł do arki; I nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i zabrał wszystkich - tak będzie i z przyjściem Syna Człowieczego”. (Mat 24,37-39)

Mimo podobnych pasji, więzów rodzinnych, wspólnych lat spędzonych w biznesie, show biznesie, polityce, w biurze, czy na boisku… nastąpi wyraźne rozdzielenie chrześcijan od innych ludzi:

„Wtedy dwóch będzie w polu, jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach, jedna będzie wzięta, a druga zostawiona”. (Mat 24,40-41)

Świat został stworzony przez Chrystusa, a Jego powtórne przyjście zakończy ten porządek rzeczy.
Nie zostało dużo czasu. Może jeszcze kilka osób dotknie to proste przesłanie Ewangelii i zostaną oddzieleni do nowego życia.

„Bo skoro świat przez swoją mądrość nie poznał Boga w jego Bożej mądrości, spodobało się Bogu zbawić wierzących przez głupotę głoszonego poselstwa”. (1Kor 1,21)

Soli Deo Gloria.

środa, 18 czerwca 2025

Question mark

 


Prawie 20 lat temu ukazała się płyta „?” Neal’a Morse’a. Ciągle zachwyca świeżością i bogactwem brzmienia, kompozycji, rzemiosła i przesłania. Co my tu mamy: dęciaki, smyczki, chór; wśród gości: Jordan Rudes, Roine Stolt, Alan Morse, Steve Hackett. Pyszne progresywne mięsko. Na wydanym rok temu podwójnym winylu dochodzą dwa super bonusy. Album koncepcyjny lirycznie oparty na Biblii, a w szczególności na księgach mojżeszowych i Apokalipsie. Podmiot liryczny to prawdopodobnie dziewczyna; samotna, przybita, przestraszona, zrezygnowana, jednak tęskniąca za zmianą. I tak też się dzieje – doświadcza spotkania z Bogiem, nowego narodzenia: „Boję się, że zostanę tam, gdzie jestem, ale Duch bierze moją rękę i delikatnie mnie prowadzi”. Pod koniec albumu nasza bohaterka usłyszy: „Świątynia Jego tronu teraz nie jest zbudowana z kamienia, twoje własne serce jest teraz Jego domem”. Skąd tytuł płyty? Myślę, że Neal zachęca do zadawania pytań o sens życia. Dlaczego i w jakim celu się urodziłem? Co się stanie ze mną po śmierci? Ale też – czy istnieje i jaki jest Bóg i o co Mu chodzi?

Dla mnie 10/10

A – Question Mark Pt 1
The Temple Of The Living God
Another World
The Outsider
Sweet Election
In The Fire
B – Question Mark Pt 2
Solid As The Sun
The Glory Of The Lord
Outside Looking In
12
C – Question Mark Pt 3
Entrance
Inside His Presence
The Temple Of The Living God
D – Question Mark Bonus Tracks
In The Fire / Solid As The Sun (Live from Morsefest 2015)
The Way (Unused Demo from Question Mark Sessions)



czwartek, 29 maja 2025

Liczy się nowe stworzenie

I rzeczywiście w tym naszym życiu na ziemi liczy się tylko nowe stworzenie (Gal 6,15). Paweł dodaje: „Pokój i miłosierdzie tym wszystkim, którzy uchwycą się tej zasady (normy, kanonu)”. A zasada jest bardzo prosta: Wysłuchanie Ewangelii, uwierzenie i życie duchowe w Chrystusie. I absolutnie nic więcej oraz absolutnie nic mniej w kwestii uzyskania zbawienia.

Zazwyczaj i przeważnie bywa tak, że człowiek do śmierci żyje, myśląc, że jest z nim wszystko dobrze. W pewnym momencie niektórzy ludzie uświadamiają sobie (być może dzięki czyjejś modlitwie, lub przez cierpienie, lub przez zasłyszane/przeczytane Słowo – Gal 3,2), że wewnątrz są całkowicie zepsuci i żaden człowiek, ani żaden obrządek, rytuał, uczynek, ani żaden przypadek, ani tym bardziej oni sami nie są w stanie sobie pomóc. Prawdziwe chrześcijaństwo zaczyna się od zauważenia własnej beznadziei. Luter tak o tym pisze: „Istotą i zasadniczym zadaniem Prawa jest to, aby ludzi nie tyle poprawić, ale uczynić ich jeszcze gorszymi, to znaczy wskazać im na ich grzech tak, aby dzięki znajomości tego grzechu mogli doznać upokorzenia, przerażenia, powalenia i złamania. A dzięki tym właśnie rzeczom zmuszeni będą do szukania łaski i przyjścia do tego tak bardzo błogosławionego potomka tzn. Chrystusa”. Dzięki Bogu za Jezusa Chrystusa, który jest w stanie dać zupełnie nowe życie (Rz 6,4). On jedynie!

Jednak większość ludzi uważających się za wierzących, stara się naśladować Chrystusa, a On nigdy nie zamieszkał w ich sercach, ich ciało nie stało się realną świątynią Ducha Świętego. Podziwiają i wyznają chrześcijański system wartości, gorliwie przestrzegają swoich ojczystych tradycji (Gal 1,14). Cenią sobie Chrystusowe cechy: skromność, czułość, cierpliwość, litość. Ich życie przyobleczone jest w dobre uczynki, wykonywanie przykazań, dzięki którym mają nadzieję być w niebie. Tymczasem jest to antychrześcijański styl życia. I tą prawdę udowadnia Paweł w Liście do Galacjan; w liście, który „ma moc dynamitu”, jak określa go Tim Keller. Pierwsze dwa rozdziały to obrona autorytetu Słowa Bożego, następne dwa to odpowiedź na pytanie: czym jest pewność zbawienia?

Być może taki dobrze myślący o sobie człowiek (lub też zbyt poniżający się) jest moralnie zmieniony, ulepszony, skromniejszy, bardziej poczciwy, ale jego życie nie związało się z Chrystusem; być może z sakramentami i praktykami religijnymi, ale nie z samym Bogiem. To nie jest wolność w Chrystusie. Człowiek, który próbuje zaciekawić i przyciągnąć uwagę Boga swoją dobrocią jest w wielkim błędzie. „Jeśli usprawiedliwienie osiąga się dzięki przestrzeganiu Prawa, to Chrystus umarł nadaremnie” (Gal 2,21) oraz: „Dzięki uczynkom nakazanym przez Prawo nie zostanie usprawiedliwiona żadna istota” (Gal 2,16). Otumanionych wierzących Paweł pyta: „czy Ducha otrzymaliście na skutek wypełnienia Prawa za pomocą uczynków, czy dzięki słuchaniu z wiarą?” (Gal 3,2).

Liczy się nowe stworzenie – narodzenie z Ducha Świętego. Tak narodzili się Galacjanie. Człowiek, który prawdziwie uwierzy – od razu jest odziany w odpuszczenie grzechów i w darze otrzymuje życie wieczne.

Ludzie narodzeni z Ducha Św. posiadają nową naturę, choć czasem błądzą, czasem kuleją, czasem upadają, czasem bywają omamieni i wpadną w zachwyt nad inną ewangelią; lecz dzięki Bogu towarzyszy im Łaska. Dzięki Słowu i Kościołowi uchwycą się właściwego azymutu, podniosą się, zmienią myślenie. Chyba że umrą duchowo na własne życzenie. 
Gal 6,1: „Poprawiajcie takiego” (katartizete) – słowo to dotyczy właśnie takich ludzi, takich, którzy już są nowym stworzeniem. To samo słowo określa naprawianie sieci, które uległy uszkodzeniu (Mk 1,19) i są przez chwilę zepsute - nieużyteczne. W kwestii uzyskania zbawienia nie ma żadnego sensu poprawiać człowieka nieodrodzonego, niewierzącego – taki potrzebuje nowego narodzenia, potrzebuje, aby wszystko stało się nowe (2Kor 5,17), potrzebuje stać się siecią, a nie sznurkiem i wówczas jak coś się uszkodzi – można naprawiać w duchu łagodności; oddzielnego sznurka nie ma co naprawiać, bo i tak nie spełni roli sieci. Oczywiście cieszymy się, gdy alkoholik przestaje pić, a złodziej kraść, ale tacy potrzebują usłyszeć: „musicie narodzić się na nowo” (J 3,7).

sobota, 10 maja 2025

Audiofilia jest jak chrześcijaństwo

Twierdzenie może nieco nieidealne, ale czytając artykuł Paula Wilsona „Dlaczego trudno jest wyjaśnić hobby audiofilskie osobom niebędącym audiofilami” trudno nie odnieść wrażenia dużego podobieństwa audiofilów jako wierzących i nie-audiofilów (NA) jako niewierzących. Bo o co tak naprawdę chodzi audiofilom (nie mylić z audiofilią-nerwozą skupioną na szkodliwych skrajnościach oraz z melomanią bogatą w zaledwie poglądy audiofilskie)? W prawdziwej audiofilii chodzi o to, żeby z jak największą wiernością odwzorować i usłyszeć dokładnie to, co miał na myśli i stworzył Artysta. Bez podbić powodujących głupi uśmiech, bez zniekształceń, bez fałszywych nutek, bez spłaszczonego dźwięku. A to nie takie proste i tu nie ma drogi na skróty ani naokoło. Przykładowo odtwarzanie i słuchanie muzyki na telefonie podobne jest do szukania sensu życia i duchowości w buddyzmie albo u Świadków Jehowy. Jakaś muzyka niby gra, a nawet satysfakcjonuje słuchacza NA, ale nie tego chciał Autor. Nie wspominając już o tych, którzy muzyki nie słuchają w ogóle.
Trzeba też dodać, że audiofilia jak i chrześcijaństwo to ciągłe uczniostwo i nieustanne dążenie do czystości (dźwięku/życia).

Pamiętając o niedoskonałości tego porównania, wiemy, że bycie lub niebycie audiofilem nie ma żadnego znaczenia w skali wieczności. Natomiast Słowo Boże jest Bożą myślą, błogosławionym, czystym źródłem i ratunkiem, duchowym Hi-Endem, tam znajdziemy główne zamierzenie Autora, że każdy „kto uwierzy i zostanie ochrzczony, będzie zbawiony” (Mk16,16).


https://futureaudiophile.com/why-it-can-be-difficult-to-explain-the-audiophile-hobby-to-non-audiophiles/


*** *** *** *** *** *** *** 
Artykuł Paula Wilsona przetłumaczony przez AI:

W swoim najniższym wspólnym mianowniku, angażowanie się w praktykę sztuk audio, co my, praktycy, nazywamy hobby audiofilskim, jest dość proste do zrozumienia. Audiofile pragną, wymagają i zawsze poszukują wciągających, dynamicznych i magicznych wrażeń muzycznych. Szanowany (i nie zawsze super drogi) system audio jest zarówno maszyną czasu, jak i metodą dostarczania dźwiękowych gęsiej skórki. Inwestujemy to, co większość ludzi uznałaby za bardzo dużą sumę pieniędzy, a nawet więcej czasu i pasji, w pogoń za ekscytacją doświadczania muzyki w jej najbardziej realistycznej, studyjnej lub na żywo formie. W rzeczywistości nasze hobby definiuje jego nazwa – „audio” jest oczywiste, a „phile” oznacza „miłośnik”. Wszyscy jesteśmy miłośnikami, cóż, wszystkiego, co audio. To napędza nas w naszej podróży audio.

My, audiofile, możemy dyskutować i współczuć sobie nawzajem na tematy audio, jak głosi przysłowie, i nie uważać niczego za niezwykłe. Posłuchaj dyskusji na korytarzach dowolnego renomowanego pokazu audio, a usłyszysz zupełnie obcych ludzi wymieniających się wskazówkami, opiniami i poradami na temat poprawy wydajności oraz względnych kosztów i wartości w odniesieniu do dostępnego sprzętu audio. Znacznie trudniej jest wyjaśnić komuś, komukolwiek, kto NIE jest audiofilem, o co całe to zamieszanie w naszym hobby. Większość ludzi reaguje emocjonalnie na muzykę. Młodsi słuchacze, którzy dorastali z nieograniczonym strumieniowaniem, mogą kochać muzykę nawet bardziej niż starsi, pierwotni audiofile. Muzyka stanowi ważną część filmów, telewizji, gier i nie tylko. Muzyka odtwarzana w większości restauracji lub punktów handlowych jest często starannie wyselekcjonowana. Ta muzyka działa w celu stworzenia pozytywnej interakcji (czyli wydatków), ponieważ wszyscy generalnie w jakiś sposób reagują na muzykę – często pozytywnie. Więc biorąc pod uwagę te warunki, dlaczego więcej osób nie inwestuje w wydajne systemy audio? Dlaczego nie są audiofilami? Tu sprawy się komplikują.

Czego nie-audiofile nie rozumieją w naszym hobby?

Ponieważ nasze wybrane hobby jest w części badaniem nauki i akustyki, wielu nie-audiofilów (w skrócie NA dla przyszłych odniesień) ledwo widzi sens. Podczas gdy możemy badać i dyskutować wśród naszego rodzaju, dlaczego rozmieszczenie głośników ma znaczenie, lub dlaczego fale stojące są tak destrukcyjnie szkodliwe, lub na temat wielu technicznych aspektów dźwięku, nasi bracia NA zasadniczo nie przejmują się tym mniej. Są w pełni zadowoleni ze słuchania piosenki na urządzeniu przenośnym lub jakimś urządzeniu, gdzie wykrzykuje się imię i nakazuje mu się „grać rock and rolla!” Samo w sobie jest to całkowicie akceptowalne – każdy ma swoje zdanie. Jednak dlaczego niezłomnie myślimy i działamy tak odmiennie, pozostaje nieodkrytą tajemnicą.
Podejrzewam, że wielu audiofilów nie zgodzi się z innymi członkami rodziny co do umiejscowienia i pozycjonowania domowego systemu audio. Większość NA ustawia stereo głównie ze względu na estetykę, a nie dźwięk. Wiele NA uważa, że ​​komponenty są idealnie umieszczone w szafce za zamkniętymi drzwiami. Głośniki są najlepsze, gdy są małe i mogą być schludnie ukryte za rośliną na półce z książkami lub meblościance. Próba wyjaśnienia sceny dźwiękowej i obrazowania jako powodu, dla którego głośniki o wysokości pięciu stóp muszą znajdować się sześć stóp w pomieszczeniu, jest argumentem niemal skazanym na porażkę.
Chęć włączenia systemu audio, a nawet dwukanałowego/kina domowego do gabinetu lub dużego pokoju, jest bardzo często wyjątkowo trudna do uzasadnienia. Wyrwany z kontekstu pomysł zainwestowania dziesiątek (jeśli nie setek) tysięcy dolarów w sprzęt audio i/lub AV może zostać źle przyjęty. Koncepcja przekształcenia gabinetu lub dużego pokoju w rodzinne centrum rozrywki może pomóc złagodzić szok związany z kosztami przedsięwzięcia, ale często mogą pojawić się wyzwania i sprzeciwy ze strony znaczących innych. Czy soundbar nie wydaje dźwięku dla telewizora, tak jak bardziej wyrafinowany sprzęt audio? Tak, wydaje, ale to nie to samo, co niestety jest w dużej mierze niezrozumiane.
Jeśli jednak, podobnie jak ja, masz miejsce na wydzielone pomieszczenie odsłuchowe, próba przekonania NA w domu, aby dostosować pomieszczenie do wydzielonego dwukanałowego systemu audio, może być wszechobecnie trudna. Jeśli, fizycznie lub estetycznie, gabinet lub duży pokój nie są dostępne dla dwukanałowego systemu, być może można by zamiast tego wykorzystać rzadko używaną lub nieużywaną sypialnię, a nawet dodatkowy pokój. Teraz jesteś zmuszony do wyjaśniania takich rzeczy, jak stojaki na sprzęt audio, pięciostopowe głośniki i calowo grube kable biegnące wzdłuż podłogi. Och, i nie zapominajmy o akustycznych obróbkach ścian, ponieważ pomieszczenia audio powszechnie muszą być poddane obróbce w celu wyeliminowania nieprzyjemnych dźwięków. Znaczący inni naprawdę je uwielbiają. Chęć stworzenia takich przestrzeni w domu przeznaczonych tylko do jednego celu jest często zupełnie błędnie interpretowana. Miałem wielu gości w moim pokoju audio, którzy pytali mnie zdezorientowanym tonem, dlaczego nie mam dużego 85-calowego telewizora na ścianie. Kiedy odpowiadam, że próbuję złagodzić refleksje, staje się od razu oczywiste, że nikt nie rozumie, o czym do cholery mówię. Przedstawienie przekonującego argumentu na temat wielu korzyści z dedykowanego dwukanałowego pokoju audio staje się nagle trudne.
Koszt z pewnością plasuje się tam na szczycie listy najbardziej niezrozumianych aspektów audio do wyjaśnienia niemal każdemu NA. Nie trzeba dodawać, że istnieją różne stopnie bogactwa i dochodów. Niektórzy z nas mają znacznie mniej, inni znacznie większą możliwość, aby pozwolić sobie na luksusowe przedmioty – w tym wysokiej jakości systemy audio. Jednak wszyscy mamy pewne ograniczenia co do tego, ile możemy wydać na system audio – czy to narzucone przez finanse, czy narzucone samemu sobie. Wykorzystanie kosztów również ma tutaj znaczenie. 
Czy system stereo za 50 000 dolarów jest naprawdę najlepszym sposobem na alokację tak dużej kwoty funduszy? Czy nie można by tych pieniędzy wydać gdzie indziej? Może dom potrzebuje nowego tarasu lub kuchnia poważnie potrzebuje modernizacji. Z czego rodzina jako całość będzie korzystać najczęściej, z kuchni czy z systemu stereo? Nawet jeśli koszt nie jest problemem, czy cena jest tego warta, w przeciwieństwie do innego sposobu wydania pieniędzy?
Dla wielu NA udział w pokazie audio może być źródłem rozrywki. Bądźmy szczerzy, są targi i konwencje dotyczące niemal wszystkiego. Dlaczego miałoby być inaczej w przypadku audio o wysokiej wydajności? Powiedz jednak rodzinie, że zamierzasz wziąć jeden lub dwa dni wolnego w pracy, kupić drogi bilet lotniczy i pokój hotelowy, oprócz innych wydatków na podróż, wszystko po to, aby obejrzeć systemy stereo, a ich reakcją może być zdziwienie, jeśli nie wręcz pogarda. Nawet jeśli partner NA zostanie zaproszony na pokaz, jak bardzo będzie realistycznie zainteresowany? Jednak dla audiofila takie pokazy to zazwyczaj trzy dni absolutnej zabawy.
Wielu NA nie może pojąć, dlaczego kupujemy wiele wersji prac tego samego artysty. Wybierz wydawnictwo artysty, a założę się o dolary do dziesięciu, że dostępnych jest wiele wersji w wielu formatach. Mam pięć różnych nagrań Thick As A Brick Jethro Tull, zarówno w wersji cyfrowej , jak i LP. Po co mi pięć kopii prac tego artysty? To proste, bo mogę je mieć. Audiofile rozumieją to doskonale, podczas gdy NA najprawdopodobniej nie.
Być może źródłem równie wielkiego zdziwienia jak każde inne jest to, że nigdy nie jesteśmy zadowoleni i zawsze chcemy ulepszać nasze systemy audio. Och, chłopcze, jestem tego winny. Każdy mój znajomy audiofil dokucza mi, ponieważ nieustannie ogłaszam, że mój system jest skończony. Skończony. Nie muszę już nic więcej zmieniać. I niemal w następnym oddechu opisuję nowe, cokolwiek uznam za interesujące. Jeśli moi znajomi audiofile i współcześni znajdują w tym coś zabawnego, wyobraź sobie reakcję osób niebędących hobbystami?

Co mogą zrobić audiofile, aby lepiej wyjaśnić i uzasadnić swoje hobby?

Zaproś członków rodziny NA na mało stresującą, super-zabawną i istotną sesję słuchania. Większość audiofilów zgodzi się, że nasze hobby jest przede wszystkim lepsze, gdy można się nim cieszyć w grupie, a nie indywidualnie. Wielu audiofilów słucha jednak w samotności, co jeszcze bardziej oddala hobby od innych członków rodziny.
Zaproś sąsiadów, zwłaszcza jeśli mają nastoletnie dzieci, na kolację, a następnie na sesję słuchania. Można to nawet rozszerzyć na współpracowników. Zostanie ambasadorem hobby nigdy nie jest złą rzeczą. I chociaż to prawda, że ​​zrobienie tego może nie sprawić, że ktoś będzie chciał wybiec i kupić wysokiej klasy system, to pokazuje NA, co jest możliwe. Pomoc w wyjaśnieniu naszego szaleństwa to coś, do czego zawsze powinniśmy dążyć.
Wyjaśnij NA, co mogą słyszeć i dlaczego to słyszą, jest częścią twojej roli jako lidera/gospodarza sesji odsłuchowej. Wielu gości NA pytało mnie, dlaczego muzyka jest daleko po prawej i/lub lewej stronie. Koncepcja obrazowania nie jest w żaden sposób zrozumiana. Może bardzo proste wyjaśnienie mogłoby pomóc. Albo, co może być jeszcze lepsze, przesuń jeden głośnik o kilka cali i odtwórz ponownie tę samą piosenkę. Następnie przywróć głośnik do pierwotnej pozycji. Prawie każdy NA sam usłyszy, dlaczego rozmieszczenie głośników ma znaczenie. Oczywiście, można również poruszyć jedną kwestię – jeśli wersja z niezwykłym obrazowaniem brzmi o wiele lepiej niż wersja z nieprawidłową lokalizacją, czy teraz łatwo zrozumieć, dlaczego położenie głośników ma znaczenie? Czy słuchanie czegoś z ulepszonym brzmieniem ma teraz więcej sensu?
Pomóż NA stać się lepszymi, bardziej świadomymi słuchaczami. Podejrzewam, że prawie wszyscy audiofile wiedzą, że słuchanie jest doświadczeniem nabytym. Trenujemy samych siebie, aby stać się lepszymi słuchaczami. To wyjaśnia, dlaczego niektóre utwory znamy bardzo dobrze. Używamy tych utworów jako środka do oceny spójności dźwięku. Słuchamy małych dźwięków, które pojawiają się i znikają bardzo szybko, lepiej znanych jako transjenty. Może zatrzymamy piosenkę i zapytamy naszych słuchaczy NA, czy w ogóle rozpoznali transjent, który właśnie usłyszeli. Może to był trójkąt, dzwonek, może zestaw kastanietów, jakiś instrument perkusyjny, który krótko słyszeliśmy, a potem znikał. Wskazanie tych szczegółów może pomóc wyjaśnić nasze oddanie czemuś, co nieświadomi zasadniczo uważają za mało wartościowe.
Odtwarzaj dynamicznie potężną muzykę, gdy NA jest w pokoju audio. Może utwór symfoniczny na cały regulator. Albo piosenkę rock and rollową o wysokiej decybelowości. Coś z energiczną muzyką. Pokaż NA, jak działa headroom i jak słuchanie tej samej piosenki na telefonie komórkowym nigdy nie da takich samych wrażeń. Nigdy nie zdarzyło mi się, aby gość w moim pokoju audio, który nie był zaznajomiony z dźwiękiem o wysokiej wydajności, nie miał uczucia „och wow” po odtworzeniu dynamicznie potężnej piosenki. Ani jednego. Nigdy…
Wskaż takie pojęcia jak klarowność i dokładność. Wyjaśnij różnicę brzmienia między bębnem basowym a gitarą basową i jak można je słyszeć oddzielnie. Czy instrumenty takie jak saksofon altowy brzmią tak, jakby miały ostrą jak brzytwa krawędź, gdy gra się wysoką nutę? Czy śpiewacy brzmią tak, jakby byli w pokoju i śpiewali na żywo? Ważne jest, aby NA rozumieli, co przyciąga nas do hobby. Może nie zostaną nawróceni, ale jeśli będą mieli lepszy wgląd, zrozumienie naszej pasji będzie bardziej prawdopodobne.
Zapytaj NA, jakie są ich ulubione piosenki, a następnie je odtwórz, nawet jeśli są to nieskazitelne nagrania audiofilskie, ponieważ otrzymasz swoją uczciwą porcję tych utworów podczas sesji odsłuchowej. Większość z nas ma streaming i może łatwo uzyskać dostęp do niemal każdej muzyki, jaką można sobie wyobrazić. Nie jestem wielkim fanem muzyki przesyłanej strumieniowo, ponieważ uważam ją za gorszą od fizycznej płyty CD skopiowanej na mój serwer, ale nie mogę zaprzeczyć, że naprawdę zaimponowałem wielu NA, ponieważ odtworzyłem coś, co jest im znane. Nie raz powiedziano mi, jak niesamowicie brzmiała ich ulubiona piosenka i jak nigdy nie zdawali sobie sprawy, co tracili.
Uczyń NA w domu częścią przyszłych decyzji audio . Prawdopodobnie trudno będzie zaangażować członków rodziny NA w zbyt wiele kwestii technicznych, ale poproszenie o opinię opartą na serii łatwo zrozumiałych faktów może przynieść pozytywną i konstruktywną dyskusję. Uczynienie każdego częścią decyzji o tym, czy uaktualnić komponent, czy nie, może być najlepszą drogą do tego.

Ostatnie przemyślenia na temat wyjaśniania hobby audiofilskiego osobom niebędącym audiofilami…

Przyznajmy, my audiofile żyjemy na naszej własnej dźwiękowej wyspie. Nasza mała wyspa jest poświęcona hobby, które traktujemy jako styl życia, a także jako coś, co można zrobić z niewykorzystanym wolnym czasem. Czytamy książki, aby lepiej poznać hobby i naukę stojącą za tym, jak ono działa. Czytamy recenzje sprzętu, rozmawiamy ze znajomymi i demonstrujemy szereg dostępnych komponentów, wszystko po to, aby dokonać mądrego wyboru, jaki sprzęt najlepiej odpowiada naszym potrzebom. Kiedy jesteśmy w grupie podobnie myślących entuzjastów, omawiamy ogólne aspekty hobby. Nie omawiamy zasadności, a nawet konieczności posiadania takiego systemu, niezależnie od kosztów. Ponieważ wszyscy zgadzamy się co do jednej rzeczy: wysokiej jakości dźwięk to wybrana, preferowana pasja, w której chętnie uczestniczymy.

Poza powszechną zgodą, że koszt sprzętu audio jest zbyt wysoki, to, ile wydajemy na system, nie ma większego znaczenia. Wypisałem kilka pokaźnych czeków w moim życiu audio i kiedy tylko pojawiło się coś nowego, to, co wydałem na zdobycie mojej nowej nagrody, zostało zauważalnie i szybko zapomniane. Koszt jest względny. I czy wydajemy mało, czy dużo, ponieważ ewidentnie nie chodzi o konkretną kwotę, ale o przyjemność. Kiedy uzasadnimy wydatek i wystawimy czek, koszt dość szybko zostanie zapomniany. Nasze hobby najlepiej rodzi się z dochodu rozporządzalnego. Chcemy umieścić nasze systemy w domu w taki sposób, aby można było się nimi w pełni cieszyć. A jeśli inni członkowie rodziny wezmą udział, wspaniale! Im więcej, tym weselej!

Powiedziałem żonom wielu przyjaciół audiofilów, że system audio jest o wiele bezpieczniejszym hobby niż na przykład samochód sportowy. Po pierwsze, dzięki systemowi audio będzie wiedziała, gdzie jest jej druga połówka. Po drugie, jest o wiele mniejsze ryzyko obrażeń, ponieważ w systemie audio nie ma pokusy wciśnięcia pedału gazu. Jako właściciel wyjątkowo szybkiego włoskiego samochodu sportowego mogę to potwierdzić z pierwszej ręki. Jednak ostatecznie opinia większości NA dotycząca systemu audio i miejsca w domu, w którym będzie się znajdował, jest i będzie w najlepszym razie sprzeczna.

Szkoda, że ​​świat nie-audiofilów nie widzi naszych systemów i nie rozumie naszej pasji w tym samym pozytywnym świetle słuchowym. Szkoda, że ​​nasza podróż audio jest taka, którą zawsze będziemy mieli trudności z wyjaśnieniem. Znosimy i znosimy zamieszanie, dlaczego jesteśmy tak oddani hobby tak dalekiemu od głównego nurtu. Dlaczego jesteśmy skłonni wydawać ogromne sumy pieniędzy na system (niezależnie od faktycznej kwoty), dlaczego jesteśmy nadmiernie skupieni na technicznych aspektach sprzętu i akustyki, dlaczego dokładamy wszelkich starań, aby ustawić głośniki w pomieszczeniu i dlaczego słuchamy muzyki zarówno analitycznie, jak i dla osobistej przyjemności, może być zawsze źle zrozumiane przez nieświadomych. Być może pewnego dnia to się zmieni. Być może pewnego dnia nie będziemy musieli się tłumaczyć. Miejmy nadzieję, że pewnego dnia nasze wybrane hobby stanie się bardziej popularne. Pewnego dnia wkrótce. Można mieć nadzieję…