niedziela, 31 stycznia 2021

Uważajcie więc!

Przeczytałem właśnie książkę Robertsa Liardona „Boży generałowie – przebudzeniowcy”. Przyglądamy się w niej niezwykłym Bożym poruszeniom w Anglii i Ameryce od VIII do XX wieku, być może zapoczątkowanym przez 100-letnie modlitwy z inicjatywy hrabiego Zinzendorfa. Na tle ciekawej historii powstawania Stanów Zjednoczonych Ameryki poznajemy pierwszych metodystycznych pięćdziesiątników na 100 lat przed powstaniem ruchu zielonoświątkowego, oglądamy pracę Dwighta Moodiego, którego odwiedza prezydent Lincoln, poznajemy „Boży karabin maszynowy”, którym to przydomkiem nazwano Billy Grahama z powodu szybkiego stylu przemawiania i niewyczerpanej energii. Na 440 stronach książki obserwujemy jak Bóg pięknie używa oddanych Mu ludzi, widzimy także ich choroby, słabości, błędy, ale też podziwiamy akty odwagi, wytrwałość i braterstwo.

 Z największym zainteresowaniem wczytałem się w  biografię Jonathana Edwardsa (1703-1758). Jego słynne przebudzeniowe kazanie („Grzesznicy w rękach rozgniewanego Boga”  mówiące o tym, że ludzie zasługują na to, by ich wrzucić do piekła) wywołało efekt w jednym tylko miejscu, na wyjeździe w obcym mu mieście. Odczytał je wówczas bez emocji i gestykulacji, a nawróciło się mnóstwo ludzi. To wtedy „po całym domu rozległ się wielki jęk i płacz. Co mam zrobić, aby być zbawionym? Ach, idę do piekła. Ach, co mam zrobić dla Chrystusa?” Mało kto wie, że wcześniej mówił to samo kazanie w swoim zborze i tylko parę osób ledwo mu powiedziało: dobre kazanie, pastorze. I tyle, bez raczej żadnych zmian żyć. I mało kto też wie, że w większości Edwards głosił miłość i dobroć Chrystusa i zachęcał do miłości do Niego i poznania Jego mocy. Więc to kazanie jest prawdą, ale też jest prawdą , że na różnych ludzi ‘działa’ różny przekaz (wiatr wieje tam gdzie chce) – najgorsze jednak jest to, że większość ludzi nie odpowiada na żaden przekaz – tak jak w Łk 7,32 – “Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie płakali.” Ponad wszystko uważam, że Ewangelia powinna być wezwaniem do opamiętania, nawrócenia, zmiany kierunku życia i konkretnym uświadomieniem co to znaczy być uczniem Chrystusa. Podzielam zdanie mojego ulubionego Tozera (1897- 1963):

 “ ‘Ktoś przypominający Syna Człowieczego... Z Jego ust wychodził
ostry, obosieczny miecz’
(Obj 1:13.16)

Chrześcijańskie przesłanie przestało być stanowczym oświadczeniem, a zamiast tego stało się propozycją. Rzadko się zdarza, by ktokolwiek usłyszał w słowach wypowiedzianych przez Jezusa władczy ton.
Wyolbrzymiono zachęcający element poselstwa chrześcijańskiego w sposób zupełnie nieproporcjonalny wobec częstotliwości jego występowania w całym Piśmie Świętym. Chrystus niosący Światło, przyjmujący postawę obronną z twarzą wyrażającą słabość i błaganie, zajął miejsce prawdziwego Syna Człowieczego, którego zobaczył Jan - Jego oczy są jak płomień ognia, Jego nogi jak błyszczący mosiądz, a Jego głos jak szum wielu wód. Tylko Duch Święty może objawić naszego Pana takim, jakim jest naprawdę, i On nie maluje Go farbą olejną. Objawia Chrystusa naszemu ludzkiemu duchowi, a nie naszym fizycznym oczom.
Czasy obecne pełne są napięć, a ludzie są nakłaniani do poddania się temu czy innemu panu. Lecz wszystko, co nie dorasta do całkowitego oddania się Chrystusowi, jest nieodpowiednie i prowadzi do niepowodzenia oraz porażki.
Panie, pomóż mi ujrzeć Ciebie takim, jakim jesteś naprawdę: potężnym, sprawiedliwym, prawym i świętym.”

A.W. Tozer – „Poranki z Bogiem – 366 codziennych rozważań biblijnych” (rozważanie z 21 stycznia)

 

Chrześcijańskie przesłanie nie może być propozycją i zachęceniem. Przypomina mi się serial dokumentalny „W poszukiwaniu Boga”, w którym Morgan Freeman – podobno chrześcijanin – jeździ po świecie i rozmawia z przedstawicielami rozmaitych religii, podróżując do najważniejszych miejsc kultu, m.in. Ściany Płaczu w Jerozolimie, Drzewa Bodhi w Indiach, świątyni Majów w Gwatemali czy egipskich piramid. Goszczony w Kościele Zielonoświątkowym rozmawiał z wierzącą dziewczyną, która opowiadała mu trochę o darach duchowych i gdy powiedziała, że Duch Święty przez nią przemawia, odpowiedział: „poznałem wiele różnych religii i wierzeń i wiem jedno, jeśli ktoś w coś wierzy, to jest to prawdą.” Pokusa liberalizmu niestety wydaje się nie do pokonania w dzisiejszym chrześcijaństwie. Co na to apostoł Paweł?

Zmierzam do tytułowego „uważajcie więc!”. Paweł z Barnabą „dotarli do Antiochii Pizydyjskiej, a w dzień szabatu weszli do synagogi i usiedli. Po odczytaniu Prawa i Proroków przełożeni synagogi posłali do nich z prośbą: Mężowie bracia, jeśli macie jakieś słowo zachęty dla ludu, to mówcie. Wtedy Paweł wstał, dał im ręką znak i powiedział: Mężowie Izraelici i wy, którzy boicie się Boga, słuchajcie.” Dz 13,14-17 Od tego miejsca Paweł przedstawia krótką historię Izraela, którą przecież słuchacze dobrze znają, następnie płynnie przechodzi do wielkiego tematu zbawienia: „Niech więc będzie wam wiadomo, mężowie bracia, że przez niego zwiastuje się wam przebaczenie grzechów, i przez niego każdy, kto uwierzy, jest usprawiedliwiony we wszystkim, w czym nie mogliście być usprawiedliwieni przez Prawo Mojżesza.” (38-39). I od razu tych miłych, religijnych ludzi Paweł przestrzega: Uważajcie więc, aby nie spotkało was to, co zostało powiedziane u Proroków: Patrzcie, szydercy, dziwcie się i przepadnijcie, bo ja za waszych dni dokonuję dzieła, w które nie uwierzycie, choćby wam ktoś o nim opowiedział.” (40). Zwróćmy uwagę, że apostoł przemawia do fachowców od prawa Mojżeszowego. Wygląda na to, że Paweł chce uczyć księdza pacierza, lub poucza piekarza, aby w odpowiednim momencie wyjął chleb z pieca, bo potem może być już za późno. Jak się czujemy, gdy wiemy dokładnie co mamy robić, a ktoś krzyczy nam nad głową: uważaj łajzo, żebyś nie nawalił, bo będzie po tobie? Czy Paweł chciał ich obrazić? Czy zaleźli mu za skórę? Może chciał się zemścić? Może miał do nich jakieś uprzedzenia lub po prostu nie lubił ich, bo pogardzał taką konserwą? A może widział ich jak krzyżowali Jezusa? Nic z tych rzeczy. Apostoł przemawiał w proroczym Duchu Chrystusowym. W następny szabat głosili im te same słowa, a „kiedy Żydzi zobaczyli tłumy, pełni zazdrości sprzeciwiali się słowom Pawła, występując przeciwko nim i bluźniąc” (45), „podburzali pobożne i poważane kobiety oraz znaczących obywateli miasta, wzniecili prześladowanie Pawła i Barnaby i wypędzili ich ze swoich granic” (50). Ludzka natura często podobna jest do świni depczącej perły. Ludzie religijni wiedzą co mają robić, od pokoleń przyzwyczajeni do najważniejszych w życiu wartości, utwierdzeni w chrześcijańskich poglądach, może nawet kochający Stwórcę, lecz…


Pewni siebie, że nie są aż tacy i tacy,
Pół kieszeni zostawiając na tacy,
Swoje sumienie podają Bogu na tacy.

Gdyby dzisiaj Paweł głosił usprawiedliwienie w Chrystusie w tradycyjnych kościołach, z jaką reakcją by się spotkał? Czy przywódcy religijni byliby pełni oburzenia i zazdrości z powodu coraz większej liczby konwertytów? Czy podburzaliby polityków, aby wypędzili Pawła z miasta? A  w kościołach ewangelicznych, gdy przemawia Duch Chrystusowy, czy niektórzy nie wstają i nie wychodzą, nie mogąc znieść podważania ich wiedzy, religijności, zaangażowania? Tak jest. Tak się dzieję.

***

Na szczęście ci, którzy byli przygotowani na przyjęcie życia wiecznego uwierzyli (13,48). „Wielu Żydów oraz pobożnych prozelitów poszło za Pawłem i Barnabą, którzy rozmawiali z nimi i przekonywali ich, aby trwali w Bożej łasce.” (13,43) I dzięki Bogu „uczniowie byli pełni radości i Ducha Świętego” (13,52). Jest taki typ ludzi, który poszukuje prawdy. A „Bóg spogląda z niebios na ludzi, aby zobaczyć, czy jest kto rozumny, który szuka Boga.” Ps 53,3 Chrystus w pierwszej kolejności wybrał sobie tych, którzy pasjonowali się proroctwami o Mesjaszu, wgłębiali się w Pisma, żeby zrozumieć sens życia, wierzyli w Boga jako Stwórcę, czcili Go, modlili się do Niego, rozmyślali o Nim. Jan, Andrzej, Szymon, Filip, Natanael. Cechowali się pracowitością, szczerością, uczciwością. Regularnie uczestniczyli w liturgiach synagogalnych. Fascynowali się i rozmawiali ze sobą o swoich odkryciach wyczytanych u Proroków, w Psalmach, lub w Torze. A gdy Jan Chrzciciel powiedział: Oto Baranek Boży – od razu wiedzieli, że to jest to i bez zwłoki i mimo pozornego odepchnięcia przez Jezusa, poszli za Nim (J1).

Przyjrzyjmy się jeszcze na chwilę postaci Korneliusza (Dz 10). Człowiek pobożny, bogobojny, wspierał Żydów, nieustannie modlił się do Boga. Pewnego popołudnia posłaniec Boży mu powiedział: „Twoje modlitwy oraz twoje datki sprawiły, że Bóg zwrócił na ciebie uwagę.". A i ewangelicznie wierzący apostoł Piotr miał widzenie o Korneliuszu i tak się oto spotkali. Korneliusz pokłonił się, a nawet upadł do stóp Piotra, lecz ten podniósł go mówiąc: wstań człowieku, ja też przecież jestem człowiekiem (10,26). Znamy dalej historię; Korneliusz nawrócił się, ochrzcił i od tego momentu stał się uczniem Chrystusa.

Żyjąc w naszym specyficznym religijnie kraju, nasuwa się pytanie: czy przeciętny katolik może narodzić się z Ducha Świętego? Owszem. Jedyne czego mu brakuje, to osobistego spotkania z Jezusem. Jeżeli jest on typem Korneliusza, jeżeli czci i uwielbia Boga z głębi swojego serca, jeżeli jest typem poszukującym, jeżeli jego działania wynikające z wiary w Boga są podstawą jego życia, to prędzej czy później, w taki, czy inny sposób, przez posłańca, lub bez, Chrystus mu się objawi. To nic, że do tej pory klękał przed papieżem, że odmawiał różaniec, że ochrzcił swoje dzieci. Za chwilę wszystko stanie się nowe. „W każdym narodzie Miły Bogu jest ten, kto Go szanuje i postępuje sprawiedliwie” (Dz 10,35) - powiedział Piotr do Korneliusza i innych, po czym „Duch Święty zstąpił na wszystkich słuchających” (10,44). Tak. Każdy taki człowiek ma możliwość narodzenia się na nowo i pójścia za Słowem Bożym.

 ***

Podsumowanie tego rozważania jest krótkie.

Bóg szuka takich ludzi, którzy, gdy usłyszą „uważajcie więc!” nie zareagują oburzeniem, lecz zreflektują się, że ich dotychczasowy sposób życia i myślenia musi ulec zmianie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz