Rozmawiając niedawno z osobami, które przeżyły chrzest
Duchem Św. (poniżej*) zastanawiałem się, co łączy wszystkie wypowiedzi. Powtarzały się słowa: niezwykłe, nie da się
opisać, wspaniałe, chęć, pragnienie. I właśnie chciałbym się zatrzymać przy
tych dwóch ostatnich słowach. Chęć i pragnienie, tak jak i wiara rodzą się ze
słuchania. Gdzie nie ma nauki o chrzcie w Duchu Świętym, tam raczej nie
objawiają się dary Ducha. To Jezus jest tym, który chrzci ogniem i rozdziela
dary. Kiedy już wiemy o darach Ducha, zaczynamy prosić i zabiegać o nie.
Apostoł Paweł określa to słowami starajcie
się usilnie, po grecku - zēloute (Strong 2206). Słowo to oznacza:
ubiegać się o coś, zabiegać, mieć żarliwość, zapał, gorliwość, pragnąć
osiągnąć, zazdrościć. Paweł więc zachęca do szczególnej aktywności przed
obliczem Bożym, aby Kościół mógł przeżywać manifestacje Ducha Świętego.
Starajcie się
usilnie o lepsze dary 1Kor 12,31
Starajcie się
usilnie o duchowe dary, a najbardziej o to, aby prorokować. 1Kor 14,1
Starajcie się
usilnie, abyście prorokowali, i nie zabraniajcie mówić obcymi językami. 1
Kor 14,39
Ponieważ usilnie
zabiegacie o dary duchowe, starajcie się obfitować w to, co buduje kościół. 1Kor
14,12
Od tego słowa pochodzą historyczni zeloci.
„Ruch zelotów (czyli gorliwców) zrodził się prawdopodobnie w Galilei na początku naszej ery, a więc mniej więcej w tym samym czasie i miejscu, gdzie dorastał mały Jezus. Zeloci nie byli sektą religijną. W kwestiach teologicznych nie różnili się właściwie od faryzeuszy, natomiast przyznawali sobie prawo do używania przemocy wobec rzymskich bałwochwalców oraz (co chyba zdarzało się znacznie częściej) wobec kolaborujących z Rzymianami Żydów, których majątki z satysfakcją konfiskowali. By uspokoić sumienie, chętnie wierzyli też, że właśnie w ten sposób przyspieszają nadejście Mesjasza, co - z chrześcijańskiego punktu widzenia - rzeczywiście się spełniło!W połowie I wieku spośród zelotów wyodrębnił się skrajny odłam bezwzględnych zabójców zwanych sikarii (od greckiego sikarioi - nożownicy). Atakowali zazwyczaj w biały dzień, na ludnych placach, niejako zarzynając swoją ofiarę na oczach widzów - co musiało robić wielkie wrażenie i świadczy, że już antyczny terroryzm kładł niemały nacisk na efekt propagandowy. Podobno stosowali także terror masowy zatruwając studnie w tych wsiach i miasteczkach, gdzie ich gorliwość nie cieszyła się odpowiednim zrozumieniem. Kto wie, czy popularny w średniowieczu obraz podstępnego Żyda wrzucającego truciznę do chrześcijańskiej studni nie jest mglistą reminiscencją zelockich wyczynów, ożywioną po przeszło 10 wiekach przez jakiegoś szczególnie oczytanego inkwizytora.” (Lech Stępniewski)
W Nowym Testamencie mamy wielu zelotów: Jeden z apostołów
to Szymon – Zelota – prawdopodobnie mógł być takim gorliwcem przeciw Rzymowi,
zanim powołał go Jezus. Gorliwcami prawa (zelotami zakonu) nazywano Żydów,
którzy uwierzyli, ale nie oderwali się jeszcze od Prawa Mojżeszowego (Dz
21,20). Paweł o sobie mówił, że jest zapaleńcem Boga (Dz 22,3), a kiedyś był
zapaleńcem zakonu.
W Starym Testamencie chciałbym szczególną uwagę zwrócić
na Pinechasa. Jego wzburzenie i
błyskawiczna reakcja – przebicie włócznią Izraelity i Midianitki,
zatrzymało plagę spowodowaną gniewem Boga.
Pinechas, syn
Eleazara, wnuk kapłana Aarona, odwrócił moje wzburzenie od synów Izraela.
Uczynił tak przez to, że w swojej żarliwości wyraził wśród nich moją
żarliwość. Dzięki temu, w mej własnej żarliwości, nie wytępiłem synów
Izraela doszczętnie. Przekaż mu więc, że oto Ja zawrę z nim przymierze
pokoju. Będzie ono dla niego i dla jego potomków przymierzem
wieczystego kapłaństwa — za to, że okazał żarliwość dla swojego Boga
i dokonał przebłagania za synów Izraela. 4Mojż 25,11-13
W Septuagincie mamy tu tą samą myśl, to samo słowo –
zēloute. Żarliwość Pinechasa niech będzie dla nas zachętą i motywacją w
zabieganiu o dary Ducha. Oczywiście żarliwość oparta na właściwym poznaniu (Rz
10,2). Patrząc na Pinechasa, zastanówmy co powinno charakteryzować
chrześcijanina pragnącego darów Ducha. Dziadkiem Pinechasa był Aaron, a tatą
Eleazar. Nasz zelota znał dobrze błędy swojej rodziny. Brzydził się złotym
cielcem dziadka oraz innym ogniem swoich stryjów. Podziwiał wiarę i służbę
taty. Nie zasmucał Ducha Bożego, ale też nie poprzestawał na tym - całym sercem
angażował się w służbę. Miał głęboką świadomość Bożych obietnic. Wyraźnie
rozróżniał co jest dobre, a co złe. Zatem osoba zabiegająca o dary charakteryzuje się prawością, dynamiką, aktywnością, odwagą. Zbliżajmy się zatem z ufną odwagą do tronu
łaski – zachęca list do Hebrajczyków – i prośmy z wiarą, bez powątpiewania – dodaje Jakub. A Bóg obdarowuje chętnie swoje dzieci. Ponadnaturalnie.
W Starym Testamencie przeważnie tak bywało, że niestety
zdecydowana mniejszość ludu Bożego to zeloci JHWH. Wg Tozera, współcześnie co
tysięczny chrześcijanin wykazuje taki ponadprzeciętny zapał. Oby w naszej
lokalnej społeczności większość stanowili niepospolici, zachłanni święci starający się usilnie o dary Ducha.
Za podsumowanie i zachętę do usilnego starania niech posłuży fragment książki A.W. Tozera – „Radykalny krzyż”:
„Prawowierne
chrześcijaństwo spadło na obecny niski poziom na skutek
braku duchowego
pragnienia. Wśród tak wielkiej liczby wyznawców wiary chrześcijańskiej zaledwie
jeden na tysiąc przejawia pasjonujące pragnienie zbliżenia się do Boga. Wielu
naszych doradców duchowych w swojej praktyce używa Pisma Świętego po to, aby
zniechęcić tych, u których tu i tam budzą się takie pragnienia. Boimy się ekstremów
i uciekamy w popłochu przed zbytnią gorliwością w wierze, tak jak gdyby było
możliwe posiadanie za dużo miłości, za dużo wiary, za dużo świętości.
Czasem
zdarza się, że serce podskakuje z radości, kiedy uda nam się odkryć jakiegoś
zachłannego świętego, gotowego poświęcić wszystko dla radości przeżywania Boga
w coraz ściślejszej społeczności z Nim. Do takich kierujemy te słowa zachęty:
Módl się dalej, bojuj dalej, śpiewaj dalej! Nie lekceważ niczego, co zrobił już
dla ciebie, dziękuj Mu za wszystko, coś otrzymał dotychczas, lecz nie zatrzymuj
się na tym. Dąż usilnie i wytrwale do głębszych rzeczy Bożych. Domagaj się
kosztowania z głębszych tajemnic odkupienia. Stój na twardym gruncie, lecz
pozwól sercu unosić się tak wysoko, jak tylko zechce. Nie gódź się na
przeciętność i nie kapituluj przed chłodem twojego duchowego otoczenia. Jeśli
będziesz usilnie do tego dążył, niebo z pewnością otworzy się dla ciebie i tak
samo jak prorok Ezechiel zobaczysz widzenie Boga.”
*) Świadectwa Chrztu Duchem Świętym
To było kilka miesięcy po nawróceniu,
gdy Jezus zabrał mi papierosy. Wcześniej modliłam się o to, ale nie wierzyłam,
że przestanę palić. Wszyscy, tylko nie ja. Paliłam ponad 2 paczki dziennie. A
na drugi dzień przestałam zupełnie. Chodziłam wówczas na katolickie spotkania
odnowy w Duchu Świętym. Bardzo się zbliżyłam do Boga. Któregoś dnia byłam w
pokoju i modliłam się. Miałam ogromną wdzięczność w sobie i przepełniała mnie
radość, jakiej wcześniej nie doświadczyłam. To jest trudno opisać, było to
niezwykłe przeżycie. W pewnym momencie zaczął mi się plątać język. Nie
wiedziałam co się ze mną dzieje. Poszłam do drugiego pokoju i mówię do mojego
starszego brata (który zwiastował mi ewangelię kiedyś): Tadeusz, coś jest ze
mną nie tak. A on: Co się dzieje? A ja:
chcę mówić, ale nie umiem. A on mnie złapał za ramiona i zachęcił: mów,
jak cię Duch prowadzi. Poddaj się Bogu. To było coś cudownego, a jednocześnie
dziwnego. Z początku blokowałam te języki, ale potem odpuściłam i modliłam się
w niesamowitej błogości. Wydawało mi się momentami, że jest to głupie, ale też
piękne. Przepełniała mnie ogromna miłość. Nie do opisania. Miałam ochotę wyjść i
krzyczeć ludziom o Jezusie, chciałam ich przytulać. Wtedy przyszedł ze szkoły
Bartosz – mój syn – miał 17 lat. Jak wszedł do mieszkania, to powiedział: Tu
stało się coś dziwnego, jest jakiś zapach w mieszkaniu… ja też tego chcę, ja
też chcę to przeżyć. I jakiś czas potem też przeżył chrzest Duchem Świętym.
Dzisiaj niestety nie pielęgnuję już tak
bardzo tego daru, ponieważ jest wiele nadużyć wokół (w różnych kościołach).
Zauważyłam, że ludzie sztucznie naśladują modlitwy językami, a w kościołach
charyzmatycznych często zamiast bojaźni jest pokaz fałszywych obdarowań. (BJ)
***
Od kiedy zacząłem uczęszczać do zboru
zielonoświątkowego, wiele słyszałem o Duchu Świętym, ale najczęściej pojęcie
chrztu w Duchu Świętym pojawiało się w pytaniach kierowanych do mnie, czy już
doświadczyłem tego przeżycia i czy mówię językami? Z jednej strony motywowało
to mnie do szukania i zabiegania o takie doświadczanie, z drugiej zaś
odczuwałem swego rodzaju presję. Kiedy odpowiadałem negatywnie na te pytania,
widziałem zdziwienie i poczucie wyższości na twarzach pytających, bo oni już
byli po, a ja jeszcze przed... nawet, aby nie czuć się gorszym od innych, czasami
odpowiadałem, że ja też mówię językami. Pojawiło się w mojej głowie myślenie,
że chrzest Duchem Świętym jest zaliczeniem kolejnego etapu we wzroście
chrześcijańskim i byciu dojrzałym. Starałem się wychodzić do modlitwy , gdy
modlono się o chrzest Duchem, prosiłem innych o modlitwę i modliłem się sam.
Podczas jednego z takich doświadczeń ktoś wkładał ręce na mnie i kazał
powtarzać słowa, sylaby i głoski, których zupełnie nie rozumiałem. Czułem
wielkie rozczarowanie po takiej modlitwie wiedząc, że to było tylko naśladowanie
dźwięków i nie było w tym nic nadnaturalnego. Byłem zniechęcony i zrezygnowany,
przestałem wychodzić do modlitwy i ufać takim modlicielom.
I oto pewnej środy, podczas nabożeństwa na którym usługiwał br. Michał Hydzik i mówił o służbie kapłańskiej ze Starego Testamentu, podczas końcowej modlitwy zboru doświadczyłem niezwykłego przeżycia. Byłem sam na balkonie kaplicy i zacząłem mówić innymi językami odczuwając nieznaną wcześnie radość. Myślałem, że skoczę z balkonu i będę fruwał przeżywając obecność Ducha Świętego. Nikt nie modlił się o mnie, nie nakładał rąk i nie kazał powtarzać dziwnych dźwięków, ale Duch Święty sam przyszedł i napełnił mnie. Chwała Dobremu Bogu! (GK)
I oto pewnej środy, podczas nabożeństwa na którym usługiwał br. Michał Hydzik i mówił o służbie kapłańskiej ze Starego Testamentu, podczas końcowej modlitwy zboru doświadczyłem niezwykłego przeżycia. Byłem sam na balkonie kaplicy i zacząłem mówić innymi językami odczuwając nieznaną wcześnie radość. Myślałem, że skoczę z balkonu i będę fruwał przeżywając obecność Ducha Świętego. Nikt nie modlił się o mnie, nie nakładał rąk i nie kazał powtarzać dziwnych dźwięków, ale Duch Święty sam przyszedł i napełnił mnie. Chwała Dobremu Bogu! (GK)
***
Byłam tego dnia w kuchni. 2001 rok. Świeżo
po nawróceniu i po chrzcie wodnym. I jak to bywa u nowonarodzonych, byłam pełna
zachwytu, modlitwy, radości. Zaczęłam śpiewać. Czułam taką lekkość, jakbym się
unosiła, latała. Taki błogi stan. Nie umiem tego opisać. To było niezwykłe. Nie
otrzymałam daru języków, ale byłam przeszczęśliwa. I do wieczora byłam w takim
stanie. Jak domownicy z pracy przyszli to dziwnie się mi przyglądali. To moje
przeżycie chrztu w Duchu Świętym trwało jeszcze kilka dni. Potem już niestety
nie miałam aż takich wyraźnych spotkań z Bogiem. Za to po tym wydarzeniu zaczęły
się kłopoty zdrowotne. Miałam trzy operacje. Ale sam Jezus pomagał mi przez to
wszystko przechodzić. (KB)
***
Chrzest Duchem Świętym przeżyłam w
Kościele Metodystycznym w Gdańsku w 1993 roku. Do tej pory byłam taką
przeciętną katoliczką i nie znałam Biblii. Miałam koleżankę, która była żoną
pastora w tym kościele. Ja o tym nie wiedziałam. Chodziłam czasem do nich, a
oni podsuwali mi Biblię, co bardzo mnie denerwowało. Któregoś dnia pytałam ich
o pewne sprawy związane z wiarą, oni wyjaśnili mi ewangelię i na końcu jej mąż
powiedział: ziarno zasialiśmy, teraz od Boga zależy plon. Potem wprosiłam się
na ich nabożeństwo. Był tam taki pastor z Bydgoszczy, Janusz Olszański, miał
słowo, które mnie bardzo dotknęło. Duch Święty dotknął mnie też przez pieśń nr 124
ze śpiewnika metodystycznego. Poleciały łzy. Cały czas płakałam. Byłam pełna
zachwytu nad Bogiem i jednocześnie smutku nad swoim grzechem. Wówczas całe
życie oddałam Jezusowi. Wkrótce przyjęłam chrzest wodny. (GM)
***
Podczas gdy Apollos przebywał w Koryncie, obszedł Paweł wyżynne okolice i
przyszedł do Efezu, a spotkawszy niektórych uczniów, rzekł do nich: Czy
otrzymaliście Ducha Świętego, gdy uwierzyliście? A oni mu na to: Nawet nie
słyszeliśmy, że jest Duch Święty. Dz 19, 1-2
Zostałam zbawiona i uwierzyłam w Jezusa Chrystusa jako mojego Pana na
przełomie 1980 i 1981 roku. W tym czasie przeżywałam z Bogiem szczególne chwile,
pełne mocy Ducha Św., choć jeszcze tego do końca nie rozumiałam. Jednym z takich
przeżyć było całkowite napełnienie Duchem Świętym, wówczas w moim wnętrzu
usłyszałam: „nie lękaj się, to Ja Jestem”
Będąc jeszcze w Kościele Baptystycznym już wiedziałam, że oprócz przeżycia
nowonarodzenia jest coś więcej i pragnęłam tego. W moich poszukiwaniach trafiłam
do zboru na Menonitów (jeszcze wtedy Zjednoczony Kościół Ewangeliczny). Tam po
nabożeństwie podeszło do mnie pewne małżeństwo i zapytali: Czy przeżyłaś chrzest
w Duchu Św.? Gdy zapytałam: A co to jest chrzest w Duchu Św.? – zabrali mnie do
swojego domu i wyłożyli naukę Pisma Św. na ten temat. Zapraszali też na grupy
domowe na modlitwy. Pamiętając moje wcześniejsze przeżycia duchowe, zapragnęłam
tym bardziej tego daru. Ustawicznie i z determinacją się o to modliłam. Czasem
nie mogłam spać ani jeść, tak mną to zawładnęło. Którejś soboty poszłam do
pobliskiego lasu i w deszczu kilka godzin się modliłam. Błagałam Boga o to
przeżycie. Około 2 lata później poznałam wierzących z Gdyni i tam na grupie
modlili się o mnie i zostałam ochrzczona Duchem Św. Na początku modliłam się
dwoma, trzema słowami w innym języku, potem to się rozwinęło. Byłam bardzo
poruszona i szczęśliwa, ale chrzest ten przeżyłam bardzo spokojnie. Warto było
modlić się z determinacją i warto było cierpliwie czekać na spełnienie tego
marzenia. Na koniec chciałabym powiedzieć, że chrzest w Duchu Św. jest dla
wszystkich wierzących. Nie jest on jedynie dla kilku wybranych, ale dla każdego,
kto wierzy i pragnie. Jezus podkreślał, że każdy kto w Niego uwierzy otrzyma dar
Ducha. Chrzest w Duchu Św. oznacza wyposażenie w moc do służby. Ale weźmiecie
moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami Dz 1,8
(DW)
***
Chrzest Duchem Świętym przeżyłem w swoim pokoju. Było to pół roku po
nawróceniu. Wcześniej jeździłem z Natalią – moją późniejszą żoną – na Ukrainę do
jej zboru. Tam chrzest Duchem jest normą. Jest to naturalne, że nowonarodzone
osoby są chrzczone Duchem. Zapragnąłem więc tego, modliłem się i prosiłem Jezusa
o to. I któregoś dnia, planując wcześniej czas z Bogiem, zacząłem się modlić i
próbowałem coś mówić na językach. I odczułem takie ciepło w środku, jakby
potwierdzenie od Boga, że to jest dobre. Było to dziwne, bo te słowa to nie było
coś, co myślałem żeby powiedzieć, raczej było to poza rozumem. Było to bardzo
przyjemne uczucie. Można by powiedzieć, że byłem w pełni szczęśliwy. Bo do tej
pory czułem, że we mnie nie ma czegoś, że jest we mnie miejsce, które ma być
zapełnione. Od tego momentu miałem już wszystko co jest potrzebne do życia z
Bogiem. (RW)
***
To wydarzyło się kilka lat po nawróceniu. Dużo słyszałam o tym, że można
przyjąć Ducha Świętego. Zaczęłam pragnąć, szukać, w modlitwie, uwielbianiu. Po
pewnym czasie miałam takie odczucie, że chyba tego nie doświadczę, ponieważ
bardzo dużo wierzących mówiło, że te dary wygasły wraz z pierwszym Kościołem.
Jednak przeważyło moje pragnienie i wiara. Zauważyłam, że w Biblii nic nie ma na
temat ustania darów, czy tego, że one były przeznaczone tylko dla pierwszych
chrześcijan. Poza tym znałam osobiście chrześcijan, którzy to przeżyli, a też
sama miałam przeżycia duchowe, z tym, że to jeszcze nie był chrzest Duchem.
Miałam wizje spotkań z aniołami, podczas których zachwycałam się Bogiem. To nie
były sny lecz takie widzenia z aniołami w mojej sypialni. Myślę, że przez to Bóg
mnie przygotowywał do chrztu Duchem i utwierdzał, że warto pragnąć. Potem
doświadczyłam chrztu Duchem Świętym. Te wizje były jakby czymś zewnętrznym, a
chrzest był w środku. Duch Boży wypełnił mnie od wewnątrz, było to niezwykłe
przeżycie, trudno to opisać. Tą błogość, radość, piękno, pokój. Doświadczenie
obecności Bożej we mnie. Zapewnienie, że jestem na dobrej drodze. To miało
ogromny wpływ na dalsze życie. Czwórka moich dzieci zauważyła, że się zmieniłam,
wyczuwały, że idę dobrą drogą. W tym czasie miałam problemy ze zdrowiem. Do tego
momentu byłam bardzo spięta, pełna lęku, bardzo się martwiłam, nie mogłam sobie
z tym poradzić. Moje dzieci to widziały i widziały potem tą zmianę. Bóg mi
objawiał swoją moc i te wszystkie lęki zabrał. Ale nie stało się to tak od razu.
Trochę po chrzcie przyszła próba, z początku chwytałam się jakichś ludzkich
rozwiązań, cielesnych. Codzienność przyćmiła te duchowe wyżyny. Jednak dzięki
temu co doświadczyłam, mogłam przeciwstawić się temu i odważnie modlić się w
ciężkich chorobach o usunięcie lęku. I tak się stało. Tego pragnęłam i to było
dla mnie dużo ważniejsze niż dar języków. (MK)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz