sobota, 7 września 2019

Czy heavy metal jest muzycznym jazgotem?


Ktoś gdzieś kiedyś powiedział, że metalowa muzyka nie może być narzędziem w ręku Boga. Wydaje mi się, że potrafimy łatwo szufladkować, krytykować i oceniać po pozorach, kierując się niczym innym, jak tylko zwykłym uprzedzeniem.
Uprzedzenie do kogoś lub czegoś występuje wówczas, gdy jednostka podejmuje ocenę, wyraża negatywny osąd bez wcześniejszego doświadczenia z daną osobą czy zjawiskiem, najczęściej na podstawie fałszywych lub niekompletnych informacji.” (Wikipedia)

Metal to sztuka, jak każda inna. To tylko forma. Nie jest to muzyka spokojna, cicha ani słodka. Mogę jej nie lubić i nie słuchać, ale też nie powinienem wypowiadać się o niej bez zaznajomienia się z faktami. Więc nikogo nie namawiam do słuchania takiej muzyki, chciałbym jedynie odczarować niektóre mity. Jest wiele zespołów ewangelizacyjnych, grających ostre koncerty i przyciągających lub inspirujących ludzi chrześcijaństwem; a ich liderzy wydają dobre świadectwo wiary. I jest też wiele zespołów grających piękne hymny, a na co dzień nie widać w nich owoców opamiętania. Często jest tak, że ci, którzy najwięcej krytykują i oceniają rockmenów z długimi włosami, sami trwają w rozmaitych subtelnych grzechach, a ich dzieci zniewolone są nałogami. Natomiast ci muzycy często są dobrymi mężami, ojcami, a przede wszystkim kochają Chrystusa. Taki na przykład jest Alice Cooper. Wystarczy zadać sobie trochę trudu, aby posłuchać wypowiedzi jego i o nim np. na YouTube. 

Parę lat temu zapytałem o Alice Coopera znanego kaznodzieję, pisarza, mówcę, pastora – Tima Savage. Tim wielokrotnie bywał w naszym kraju z wykładami na różne tematy. W języku polskim ukazała się jego książka pt: „Małżeństwo nieprzeciętne”. W wersji angielskiej, na tylnej stronie okładki widniało zdjęcie Alice Coopera i jego rekomendacja książki. Niestety w polskiej wersji zrezygnowano z opisu rockmena. Może i dobrze. Zbyt dużo byłoby zamieszania, a przecież chodzi o treść książki. W Ameryce chyba nie wzbudza to kontrowersji kiedy opis gwiazdy rocka sąsiaduje z opisem profesora teologii Kevina Jona Vanhoozera we wspomnianej książce.
Zatem, kiedy zapytałem Tima o Alice Coopera, powiedział, że zna go dobrze, że Bóg jest jądrem jego małżeństwa, i że jest bardzo dobrym chrześcijaninem, przykładnym ojcem i mężem. Poniżej zamieszczam świadectwo kobiety uwolnionej z demonów dzięki Alice Cooperowi. 
A spójrzmy na takiego Kirka Franklina - gwiazda gospel, zdobywca wielu nagród, m.in. 13 razy Grammy. Któż by śmiał zaprzeczyć, że ma wielki wpływ na chrześcijaństwo w USA. Oczywiście, że ma wielki wpływ, ale przeciwny Ewangelii. Podczas jednego z koncertów pewien kaznodzieja przed wejściem głośno demaskował wartości jakie głosi gwiazda gospel. Gdy Kirk wyszedł do niego w asyście trzech ochroniarzy, kaznodzieja nie chciał z nim rozmawiać i nawet nie podał mu ręki, twierdząc, że Franklin głosi inną ewangelię. Ewangelię liberalną, powierzchowną, jednostronną, w otoczeniu uśmiechniętych i roztańczonych panienek. Jest to gdzieś sfilmowane na YT. 
Zaznaczam, że w tym artykule nie chcę wydawać kategorycznych wyroków, lecz raczej chciałbym szerzej spojrzeć na temat muzyki chrześcijańskiej. 

Ostatnio słucham chrześcijańskiej kapeli metalowej Demon Hunter. Ich muzyka przypomina trochę Metallicę i Depeche Mode. W tym roku pierwszy raz nagrali płytę balladową („Peace”). A wiadomo, że metalowcy są najlepsi w balladach. Można też obejrzeć na YT ich koncert balladowo - akustyczny w jednym z amerykańskich kościołów. Chłopaki ubrali nawet eleganckie garnitury. 
Podoba mi się ich muzyka, ale przede wszystkim podoba mi się ich przesłanie. Tutaj moja ulubiona piosenka DH - "Strach nie jest moim przewodnikiem", w której autor nawiązuje do 1 Listu Jana 2,19 o tych, którzy byli wśród nas, ale wyszli; a także do Mat 10,33 - o tym, by w uciskach i prześladowaniach nie zaprzeczać Chrystusowi, nie ulegać strachowi, nawet jeśli oznacza to oddanie życia. Okładka płyty - to ciekawa, symboliczna grafika głowy demona z dziurą od wystrzału. Zresztą w różnych wersjach pojawia się ona na każdej płycie Łowcy Demonów. Symbolika, ideologia, ubiory, grafika, koncerty - wszystko to może być dla wielu chrześcijan nie do przyjęcia. Amen - niech tak będzie, ale nic ponadto. Niech z naszych ust nie wychodzi zajadła krytyka, a w sercu nie pielęgnujmy niepotrzebnych poglądów. Takich jak na przykład: Granie lub słuchanie muzyki nie takiej jak w kościele, jest naśladowaniem świata. Tu i ówdzie słychać gniewne zdania: Chrześcijanie nie powinni grać świeckiej muzyki, a metalu to już w ogóle! A czy w kościołach nie korzystamy z dorobku współczesnej muzyki rozrywkowej?A siedemnasto i osiemnastowieczne hymny i pieśni ze Śpiewnika Pielgrzyma czyż nie są śpiewane wg muzyki z tamtych lat. A niektóre Psalmy w Biblii, czyż nie są napisane na melodię z Gat - czyli z kraju Filistynów - wrogów Izraela? Żyjemy w tym świecie i komponujemy wg ogólnych schematów. Zatem na czym innym polega "nieupodobnianie się do tego świata". Już  bardziej duchowo upodabnia się do tego świata wspomniany Kirk Franklin, a przecież jego muzyka wyrosła w ewangeliczynch kościołach, czerpie swoje korzenie z muzyki negro spiritual & gospel z czasów niewolnictwa w XVIII w.

Nie znam życia prywatnego członków zespołu Demon Hunter. Nie wiem jak wychowują swoje dzieci, czy się modlą, czy są aktywni w swoich kościołach. Mogę tylko domyślać się, że chcą podobać się Bogu. Ostatecznie Bóg ich oceni, gdyż przed oczyma Pana jawne są wszystkie drogi człowieka i On zważa na wszystkie jego ścieżki. Prz 5,21
 

Wyszukałem w Internecie kilka różnych wypowiedzi z różnych lat, lidera, autora tekstów i wokalisty grupy – Ryana Clarka. Wierzę, że te obszerne fragmenty wywiadów będą dla czytelnika ciekawe i pożyteczne.
_ _ _

Chrześcijanin z metalu
Ryan Clark (Demon Hunter)


Myślę, że rynek chrześcijański służy ogromnemu celowi właśnie z tego, co widzę i słyszę od fanów. Ludziom, dla których nie ma sensu nasze granie, mogłem pokazać  listy od fanów, które świadczą o wielkiej potrzebie i wartości naszej muzyki. O tym też jest kolejna piosenka na płycie. Chodzi o ludzi, którzy mówią, że to, co robimy, nie jest pracą dla Królestwa Bożego, i że jest bluźniercze lub cokolwiek innego. Dla legalistycznych chrześcijańskich umysłów granie heavy metalowej muzyki chrześcijańskiej nie ma sensu. Mówię o tym trochę w piosence „Our Faces Fall Apart”.
Nasz zespół został zakazany w chrześcijańskich księgarniach z tego czy innego powodu. Wiesz, byliśmy na granicy między chrześcijańskim lub niechrześcijańskim zespołem i nieustannie trwały walki w tej sprawie. Nie byliśmy zdeklarowani. Po pewnym czasie wszyscy dorośliśmy i dojrzeliśmy, byliśmy w stanie spojrzeć na to z zewnątrz. Zobaczyliśmy, że to niezdecydowanie wygląda naprawdę słabo. Teraz, jeśli ktoś zapyta, czy jesteśmy zespołem chrześcijańskim, odpowiem: „Tak, jasne, że jesteśmy. Wszyscy jesteśmy chrześcijanami, piszę chrześcijańskie teksty”. Nie powiem: „Nie, jesteśmy chrześcijanami w jakimś zespole” lub „Zespół nie może być chrześcijański”, ani nie staram się myśleć o tym filozoficznie, ponieważ to po prostu nie jest… nie o to chodzi. Jesteśmy technicznie zespołem, a chrześcijanie muszą być chrześcijanami. Jeśli umieszczą nas w kategorii chrześcijańskiej, to nam już to nie przeszkadza. Na pewno teraz nie próbujemy już tego unikać. Dla nas było to po prostu kwestią dorastania i dojrzewania od czasów bycia w chrześcijańskich zespołach i patrzenia, jak działa cała scena. Mieliśmy dość chodzenia po nieokreślonym terenie. Z jednej strony masz fanów, którzy nie myślą, że jesteś wystarczająco chrześcijański, więc nie kupują twoich płyt. A z drugiej strony macie niechrześcijańskich fanów, którzy wciąż wiedzą, że macie „chrześcijańską wytwórnię” lub coś w tym rodzaju. Więc odpychasz fanów z obu obozów. Po pierwszej płycie po prostu naprawdę zdaliśmy sobie sprawę, że nie ma sensu tego robić, ponieważ jeśli jesteś szczery w sprawie chrześcijaństwa, i wydajesz dobry produkt, grasz dobrą muzykę, ludzie mogą to docenić i uszanować.  Myślę, że ludzie będą szanować twoje poglądy, będą się nimi interesować jeśli jesteś dobry w tym, co robisz i szczery.
***

W rzeczywistości na nowej płycie jest kilka utworów, które bezpośrednio dotyczą problemu krytyki naszej nazwy, stylu, grafiki. Jest to coś, do czego uczysz się przyzwyczajać (lub ignorować), gdy jesteś zaangażowany w chrześcijańską scenę muzyczną. Zawsze znajdą się ludzie, którzy szukają i próbują znaleźć winę, a może nawet jakiś sekretny sens kryjący się za każdym aspektem tego, co robisz. W najbardziej fundamentalnych instytucjach chrześcijańskich zrodziła się chęć badania, spekulacji i próbowania „zaskoczyć” każdego, kto twierdzi, że przekazuje przesłanie mające związek z samym chrześcijaństwem.
Podobno ja, 35-letni mężczyzna, który wychowałem się w kościele i oddałem życie Chrystusowi, muszę ponosić rzekomą odpowiedzialność za 16-letnie dziecko, którego nigdy nie spotkałem i które jakoś myśli, że bezmyślnie zrobiliśmy ostry skręt w lewo z chrześcijaństwa, bez żadnego ostrzeżenia, ponieważ… i możesz dokończyć to zdanie  jak chcesz… Na przykład:
- W tle zdjęcia, które publikuję na Instagramie, jest puszka piwa.
- Okładka naszego albumu (pomimo tego, że to samo logo jest na siedmiu albumach z rzędu) jest tym razem bardziej „zła”.
- Używanie czerwonych świateł w naszej sesji zdjęciowej jest naprawdę złe.
- Nie rozumieją tekstów piosenek ani dzieła sztuki, którą tworzymy, więc wyciągają własne wnioski, że to zło.
- Myślą, że skoro słuchamy świeckiej muzyki i nosimy świeckie koszulki, tatuaże, nie możemy jednocześnie być wierzącymi.

Uważają, że istnienie w chrześcijańskiej „bańce”, granie tylko koncertów z chrześcijańskimi zespołami w chrześcijańskich klubach, jest w jakiś sposób WIĘCEJ skuteczne w zdobywaniu zagubionych dusz niż wchodzenie do prawdziwego świata. Biorą tekst lub coś, co powiedziałem, bez względu na kontekst, budują wokół niego własny kontekst, który w jakiś sposób rozbija wszystko, co kiedykolwiek powiedziałem. Krytykują, że nie znam na pamięć wersetów biblijnych, oprócz 2 lub 3 (które zapamiętałem z pieśni uwielbieniowych, gdy byłem młody).
To wszystko wygląda tak, jakbyśmy z jakiegoś powodu kłamali przez cały czas na temat naszej wiary - w piosenkach, w wywiadach, na koncertach ... i abyśmy postanowili poczekać, aż nasz album SEVENTH, nie będzie raził, ale ukaże się potajemnie i niepozornie, a my podkopując gałąź na której siedzimy – chcieli zrazić do siebie fanów  przekręcając cały cel tego zespołu … i po co to wszystko? Że niby dla zabawy??
Jest miejsce na rozmowę o WSZYSTKIM. Jest potrzeba rozmowy o prawdziwym życiu - lecz ludzie boją się, że rozmowa na te tematy doprowadzi ich do piekła. NIE WSZYSTKO jest czarno-białe. Niektóre rzeczy są jakie są, ale inne (większość) wymagają przemyślenia… dyskrecji, rozwagi… i być może osobistego przekonania. Chociaż fundamentalne doktryny Chrystusa i krzyża są niepodważalne, istnieją inne (znacznie mniejsze) kwestie, które będą różne dla każdej osoby, w zależności od tego, czym żyją.
***

Są różne zespoły, które widzą i rozumieją depresję i samobójstwa, i piszą o tym w swoich piosenkach. Oni albo stawiają czoła własnym demonom, albo uświadamiają ludziom te problemy. Ludzie mogą słuchać tej muzyki, ponieważ czują to samo i to sprawia, że ​​czują się mniej samotni. Ale my oferujemy rozwiązanie, które wykracza poza to i opiera się na wierze.
Muzyka chrześcijańska jest podzielona na dwa obozy. Faceci, którzy muszą powiedzieć "Jezus" lub "Bóg", aby poczuć, że robią to dobrze lub faceci, którzy przed tym uciekają. My nie pasujemy do żadnej z tych drużyn.
***

Wychowałem się w kościele. Nasz tata był pastorem. Zaakceptowałem Chrystusa i zostałem ochrzczony, gdy byłem młody - ale wystarczająco dorosły, by podjąć tę decyzję - miałem 13 lat.
 Moi rodzice byli surowi, ale w realistyczny sposób. Mieliśmy wielu przyjaciół, którym nawet nie wolno było oglądać telewizji i których rodzice przesadzali w wielu kwestiach. Patrzę teraz na niektórych moich przyjaciół, którzy mieli dużo wolności, gdy byli nastolatkami i są teraz bardzo zagubionymi ludźmi. W okresie dojrzewania jest czas, w którym zbyt duża swoboda może być dla ciebie bardzo niebezpieczna i wpływać na ciebie przez resztę życia w bardzo szkodliwy sposób. Ale widziałem więcej facetów, którzy upadali jako mężowie i ojcowie z powodu dążenia do swoich pasji.  Może to na pewno być destrukcyjne pod pewnymi względami ... może masz to całe spełnienie w życiu zawodowym, ale narażasz na szwank inne aspekty swojego życia. Jeśli jesteś singlem, to super. Możesz pracować 15-16 godzin dziennie, zwiedzać cały rok, podróżować ile chcesz. Ale gdy tylko zaczniesz mieć rodzinę, czy to tylko żona, czy żona i dzieci, wtedy musisz podjąć świadome decyzje, aby ciężko pracować, równo przy wszystkich tych dziedzinach. Może to oznaczać mniejszą pracę nad karierą, nawet jeśli może to być bardzo trudna decyzja.
***

Myślę, że wielu ludzi, którzy uważają się za chrześcijan, a także artystów, żyje w chrześcijańskiej bańce. Przez „bańkę” mam na myśli to, że ograniczają ilość przyswajanej kultury. Problem w tym sposobie myślenia polega na tym, że nieuchronnie obniży to jakość tego, co robisz. Widzicie to we wszystkich aspektach kultury i sztuki, a ostatecznym rezultatem jest to, że chrześcijańska „sztuka” nie jest tak dobra, jak jej świeckie odpowiedniki. W obecnym wieku, jeśli blokujesz się przed całym światem muzyki, sztuki i kultury w ogóle, to zdecydowanie ogranicza twój potencjał.  Powiedziałbym, że najważniejszą rzeczą, jaką powinien wykonać artysta chrześcijański w każdej dziedzinie, byłoby zrozumienie, w jakim miejscu jesteś w swojej wierze, zrozumienie linii, których nie chcesz przekroczyć, ale też gotowość, aby wchłonąć różne elementy kultury, przefiltrować je i rozwijać w chrześcijańskiej perspektywie.
***

Dla mnie, jeśli nagrywam płytę, słucham innej muzyki (a jest to całkowicie przeciwieństwo wszystkiego, w co wierzę duchowo), używam jej jako amunicji do moich piosenek. A jeśli sama muzyka jest naprawdę dobra, mogę to wykorzystać, aby wpłynąć na muzykę, którą piszę. Ale z lirycznego punktu widzenia próbuję obalać argumenty lub przemawiać z innej perspektywy. Nie neguję całej grupy zespołów lub artystów w oparciu wyłącznie o to, w co wierzą. Czuję, że mogę czerpać z nich inspirację na poziomie kreatywnym, a jeśli się z nimi nie zgadzam, chcę robić coś równie jakościowego i namiętnego, ale z perspektywy obiektywu, przez który widzę świat. W ten sposób zawsze podchodziłem nie tylko do słuchania muzyki, ale także do oglądania programów telewizyjnych lub filmów.
***

Nie mam problemu gdy słucham Morbid Angel lub Dark Throne. Mogę wziąć takie zespoły i całkowicie oddzielić się od tego, co mówią, lub myśleć, że to, co mówią, jest głupie, nie mam na to wpływu, ale nie wypacza to moich przekonań. Tego rodzaju rzeczy mogą mieć wpływ na niektórych ludzi, i to jest absolutnie w porządku. Dlatego trudno jest odpowiedzieć na pytanie, kiedy dzieci mówią: „Hej, wyrzuciłem wszystkie moje niechrześcijańskie płyty, a teraz słucham tylko was. Co o tym sądzisz?” Odpowiadam w ten sam sposób: „Cóż, jest to osobiste przekonanie, jeśli czujesz, że muzyka ta przejawi się w negatywny sposób w twoim życiu lub w wierze, to zdecydowanie zwróć na to uwagę i zrób wszystko, co musisz, aby na to nie pozwolić.”
Należy jednak zauważyć, że istnieje pewna linia, którą nazwałbym „obiektywną granicą moralności”. To linia, która oddziela sztukę od nieprzyzwoitości, i myślę, że dość łatwo jest, jeśli masz rozeznanie, stwierdzić, kiedy ta linia została przekroczona, więc niekoniecznie musimy ją przekraczać.
***

Widzisz handlarzy narkotyków i morderców, którzy idą do więzienia i zostają zbawieni, i stają się wyjątkowo legalistycznymi chrześcijanami, ponieważ potrzebują sztywnego zestawu wytycznych, aby utrzymać się na drodze. Przy nich nie zamierzam popijać alkoholu ani robić rzeczy, które zostaną przez nich źle odebrane. Dla wielu z tych facetów, jeśli przekroczą zasady o centymetr, konsekwencje mogą być tragiczne.  
***

Niektóre z naszych koncepcji są „nerwowe” (wkurzające) dla pewnych osób. Wydaje mi się, że wiele murów już runęło i nie jest to już tak wielka sprawa, jak 10 lat temu. Podjęliśmy świadomy wysiłek, aby w tym względzie wypchnąć ludzi poza ich strefę komfortu. Wydaje mi się, że jest to dla nas ważne, aby w jakiś niewielki sposób pomóc kulturze chrześcijańskiej jako całości w bardziej zrównoważony sposób spojrzeć na sztukę i kulturę głównego nurtu.
***

Największe publiczne nieprzyjemności na koncertach mieliśmy ze strony fanów świeckich zespołów, które grały z nami na jednej scenie. A największą reakcją, jaką kiedykolwiek mieliśmy, była reakcja na piosenkę mojego pierwszego zespołu Focal Point - "Homicide", która ostro sprzeciwiała się aborcji. Dlatego nazwałem nową płytę Demon Hunter „True Defiance” (Prawdziwy bunt). Jeśli każda ryba w twoim morzu pływa w jednym kierunku, a bycie chrześcijaninem jest najbardziej punkrockową rzeczą, jaką możesz zrobić, to sprawia, że ​​czuję się niesamowicie. Taki przecież był Chrystus.

***
Jeśli grasz metal, nie słuchaj tylko metalu. Słuchaj wszystkich rodzajów muzyki. Dziewięć razy na dziesięć utwory te pomogą ci rozwijać się jako muzyk, a także pomogą ci stworzyć coś wyjątkowego. My słuchamy różnych gatunków i po prostu trafia to wszystko do metalowego blendera, i w efekcie powstają piosenki Łowców Demonów.
Jeszcze jedna rada: jeśli jesteś projektantem, wyjdź poza to, co znajdziesz w sieci. Kupuj książki. Idź do galerii sztuki. Sposób, w jaki reagujesz na dotykowe, fizyczne obiekty, jest o wiele głębszy niż tylko patrzenie na obrazy na komputerze. A jeśli grasz muzykę, oglądaj koncerty zespołów spoza gatunku, w którym grasz. Nie mogę ci powiedzieć, ile razy chodziłem, aby zobaczyć zespół, który nie gra metalu, a który dał mi pomysł na nasz koncert.
***

Bóg wyraził się poprzez całe stworzenie. Od ludzkości po niebiosa i ziemię, widzimy, że jest on niezwykle twórczą Istotą. Ponieważ zostaliśmy stworzeni na Jego obraz, każdy z nas ma zdolność i pragnienie tworzenia i wyrażania siebie poprzez różne media. Sztuka jest uwielbieniem i nie musisz być profesjonalistą, aby znaleźć wielką radość, spełnienie w tworzeniu sztuki. Nawet jeśli robisz ulotkę na przedstawienie lub zaproszenie na ślub, może to być na cześć Boga. Ma to związek ze sposobem myślenia, w jakim tworzysz, oraz z tym, jak postrzegasz proces twórczy i z czego czerpiesz inspirację. Jeśli projektuję okładki albumów dla zespołu skoncentrowanego na Chrystusie i robię to, co w mojej mocy, najlepiej, jak potrafię, to również uwielbiam Boga.
Zawsze chciałem być znany jako facet, który robi wysokiej jakości sztukę, która by konkurowała z najlepszymi. Wtedy moja reputacja jako artysty poprzedzi i potwierdzi moją reputację jako osoby wierzącej. Innymi słowy, ludzie wezmą to, w co wierzę na poważnie, ponieważ widzą pracę, którą wykonuję. Jest to dla nich wiarygodne, inspirujące i imponuje im. Żywię nadzieję, że moja muzyka lub moja sztuka nie będą mieścić się tylko w kategorii „chrześcijańskiej muzyki”, ale będą konkurować z czymkolwiek, bez względu na światopogląd.  Dla mnie pragnieniem jest uwielbienie… aby pokazać, że Bóg jest wystarczająco wielki, aby motywować nas do doskonałości.
Uwielbienie może istnieć w każdym dziele, o ile wykonujesz je z odpowiednią motywacją… wynikającą z głębokiej relacji między tobą a Chrystusem.

Źródła:

1[np: Dziękuj Mu - Go West - Pet Shop Boys (Village People), Jesteś Królem - With Or Without You - U2]

„Byłam ambasadorką Szatana”: jak Bóg użył świadectwa Alice Coopera, by uwolnić czarownicę

Simone Peer nigdy nie widziała niczego złego w posługiwaniu się białą magią. W jej rozumieniu była to „dobra strona” okultyzmu.
– Byłam „białą czarownicą” i zajmowałam się „białą magią”, boską i niebiańską – powiedziała Simone.
Simone w swoim życiu doświadczyła wielu… nieprzyjemności
Kiedy Simone dorastała, uczyła się o okultyzmie od swojej matki, która kontaktowała się z mediami i duchami.
– Horoskopy, numerologia, plansza Ouija, widzenie duchów, zjawiska nadprzyrodzone… To była codzienność – wspominała.

Jednak w świat ten najbardziej wciągnęła ją przemoc fizyczna i słowna, której doświadczyła ze strony bliskiego członka rodziny i fakt, że w wieku 5 lat była molestowana przez sąsiada. Nigdy nikomu o tym nie powiedziała.
– Chyba wydawało mi się, że nie da się mnie kochać. Myślałam, że jestem bezwartościowa – powiedziała Simone.
Te odczucia wprowadziły nastolatkę w życie pełne chaosu, narkotyków i alkoholu. W czasie liceum i studiów Simone myślała nawet o samobójstwie.
W poszukiwaniu prawdy

W trakcie przerwy od nauki poznała kobietę, która nauczyła ją, jak czytać z kart tarota. Dla Simone był to początek odnajdywania odpowiedzi i prawdy.
– Moją uwagę przyciągały różne szczegóły kart. To w pewnym sensie otwierało drzwi po tej niewidzialnej stronie i ujawniało mi różne sekrety – mówiła.

Simone zaangażowała się w praktykowanie ruchu New Age. W wieku 20 lat okrzyknęła się mianem białej czarownicy. Była przekonana, że jej praktyki były „dobre” dla ludzi, a w szczególności dla niej samej.
– Wierzyłam, że jeśli będę coraz bardziej i bardziej podążać za światłem, odnajdę odpowiedź na pytanie, co jest ze mną nie tak. Sądziłam, że to mnie jakoś naprawi, że będzie lepiej – mówiła.
Światło, moc, reinkarnacja i… ciągła pustka
Kolejne 30 lat spędziła na poszukiwaniu oświecenia. Osiągnęła najwyższy poziom białej magii i została arcykapłanką. Poprzez Santerię i inne formy duchowości i okultyzmu Simone brała też udział w składaniu ofiar ze zwierząt.

– Przelewanie krwi oczyszczało nas, uzdrawiało i dodawało mocy. Pozwalało również przechodzić kolejne poziomy inicjacji – powiedziała.
Niektórzy nauczali, że można było stać się jak Jezus, stając się bogiem poprzez reinkarnację i podążanie za „światłem”. Jezusa uważano jednak jedynie za nauczyciela, który osiągnął najwyższy stan oświecenia.
– Kiedy robi się to wciąż i wciąż, jest się wypełnionym światłem. Człowiek staje się światłem, które wraca i karmi inne dusze wspinające się po drabinie reinkarnacji – opowiadała.

Jednak niezależnie od tego, jak wysoko się wspinała i jak „oświecona” była, Simone wciąż nie mogła zapełnić pewnej pustki w sobie.
„…najbardziej uderzył mnie fakt, że uważałam się za Boga”

– Wiele aspektów duchowej drogi bardzo mi się podobało. Uszczęśliwiały mnie, jednak moje życie było tego zupełnym przeciwieństwem. Tkwiłam wówczas w najgłębszym, najciemniejszym dole. Na tym polega ten piękny podstęp – wspominała.
W 2017 r. Simone desperacko poszukiwała prawdy i pokoju. Natknęła się wtedy na nagranie sławnego wokalisty heavy-metalowego, Alice Coopera. Mówił o tym, jak jedyny i prawdziwy Jezus Chrystus uwolnił go od alkoholizmu i dał mu nowe życie.

– Zrozumiałam, że byłam ambasadorką Szatana – wyznała Simone. – Nie wiedziałam nawet, co to znaczy mieć Jezusa. Zupełnie tego nie rozumiałam, wiedziałam jedynie, że moje serce pękło, wiedziałam, że On tam był. Wiedziałam, że powiedziałam „tak”. Pomodliłam się modlitwą zbawienia. Kiedy doszłam do punktów skruchy, najbardziej uderzył mnie fakt, że uważałam się za Boga. Sądziłam, że moje zaklęcia nie były manipulacją innych ludzi i rzeczy. Powiedziałam to na głos i wyciągnęłam rękę do Boga. Prosiłam, pokutowałam i modliłam się nad sobą.

Wiadomość „Do wszystkich tych, którzy przeszli taką drogę, jak ja…”

W ciągu następnych tygodni Simone wyrzuciła wszystko, co było powiązane z okultyzmem. Zaczęła także chodzić do kościoła, gdzie przeszła przez proces uwolnienia od demonicznych mocy.
– Nie wiem, od ilu demonów mnie uratowano. Zarówno w sercu, jak i w duszy czułam się wolna – mówiła. Dziś Simone jest certyfikowanym coachem. Naucza, że prawdziwym światłem świata jest Jezus i że to w Nim można odnaleźć wszystko, czego się potrzebuje.– Do wszystkich tych, którzy przeszli taką drogę, jak ja: odpowiedzią, której szukacie, jest Jezus. Naprawdę – powiedziała Simone.

Autor: Michelle Wilson
Źródło: CBN News

poniedziałek, 8 lipca 2019

Zeloci Ducha Świętego

Rozmawiając niedawno z osobami, które przeżyły chrzest Duchem Św. (poniżej*) zastanawiałem się, co łączy wszystkie wypowiedzi.  Powtarzały się słowa: niezwykłe, nie da się opisać, wspaniałe, chęć, pragnienie. I właśnie chciałbym się zatrzymać przy tych dwóch ostatnich słowach. Chęć i pragnienie, tak jak i wiara rodzą się ze słuchania. Gdzie nie ma nauki o chrzcie w Duchu Świętym, tam raczej nie objawiają się dary Ducha. To Jezus jest tym, który chrzci ogniem i rozdziela dary. Kiedy już wiemy o darach Ducha, zaczynamy prosić i zabiegać o nie. Apostoł Paweł określa to słowami starajcie się usilnie, po grecku - zēloute (Strong 2206). Słowo to oznacza: ubiegać się o coś, zabiegać, mieć żarliwość, zapał, gorliwość, pragnąć osiągnąć, zazdrościć. Paweł więc zachęca do szczególnej aktywności przed obliczem Bożym, aby Kościół mógł przeżywać manifestacje Ducha Świętego.

Starajcie się usilnie o lepsze dary 1Kor 12,31
Starajcie się usilnie o duchowe dary, a najbardziej o to, aby prorokować. 1Kor 14,1
Starajcie się usilnie, abyście prorokowali, i nie zabraniajcie mówić obcymi językami. 1 Kor 14,39
Ponieważ usilnie zabiegacie o dary duchowe, starajcie się obfitować w to, co buduje kościół. 1Kor 14,12

Od tego słowa pochodzą historyczni zeloci.
„Ruch zelotów (czyli gorliwców) zrodził się prawdopodobnie w Galilei na początku naszej ery, a więc mniej więcej w tym samym czasie i miejscu, gdzie dorastał mały Jezus. Zeloci nie byli sektą religijną. W kwestiach teologicznych nie różnili się właściwie od faryzeuszy, natomiast przyznawali sobie prawo do używania przemocy wobec rzymskich bałwochwalców oraz (co chyba zdarzało się znacznie częściej) wobec kolaborujących z Rzymianami Żydów, których majątki z satysfakcją konfiskowali. By uspokoić sumienie, chętnie wierzyli też, że właśnie w ten sposób przyspieszają nadejście Mesjasza, co - z chrześcijańskiego punktu widzenia - rzeczywiście się spełniło!W połowie I wieku spośród zelotów wyodrębnił się skrajny odłam bezwzględnych zabójców zwanych sikarii (od greckiego sikarioi - nożownicy). Atakowali zazwyczaj w biały dzień, na ludnych placach, niejako zarzynając swoją ofiarę na oczach widzów - co musiało robić wielkie wrażenie i świadczy, że już antyczny terroryzm kładł niemały nacisk na efekt propagandowy. Podobno stosowali także terror masowy zatruwając studnie w tych wsiach i miasteczkach, gdzie ich gorliwość nie cieszyła się odpowiednim zrozumieniem. Kto wie, czy popularny w średniowieczu obraz podstępnego Żyda wrzucającego truciznę do chrześcijańskiej studni nie jest mglistą reminiscencją zelockich wyczynów, ożywioną po przeszło 10 wiekach przez jakiegoś szczególnie oczytanego inkwizytora.” (Lech Stępniewski)

W Nowym Testamencie mamy wielu zelotów: Jeden z apostołów to Szymon – Zelota – prawdopodobnie mógł być takim gorliwcem przeciw Rzymowi, zanim powołał go Jezus. Gorliwcami prawa (zelotami zakonu) nazywano Żydów, którzy uwierzyli, ale nie oderwali się jeszcze od Prawa Mojżeszowego (Dz 21,20). Paweł o sobie mówił, że jest zapaleńcem Boga (Dz 22,3), a kiedyś był zapaleńcem zakonu.

W Starym Testamencie chciałbym szczególną uwagę zwrócić na Pinechasa. Jego wzburzenie i  błyskawiczna reakcja – przebicie włócznią Izraelity i Midianitki, zatrzymało plagę spowodowaną gniewem Boga.
Pinechas, syn Eleazara, wnuk kapłana Aarona, odwrócił moje wzburzenie od synów Izraela. Uczynił tak przez to, że w swojej żarliwości wyraził wśród nich moją żarliwość. Dzięki temu, w mej własnej żarliwości, nie wytępiłem synów Izraela doszczętnie. Przekaż mu więc, że oto Ja zawrę z nim przymierze pokoju. Będzie ono dla niego i dla jego potomków przymierzem wieczystego kapłaństwa — za to, że okazał żarliwość dla swojego Boga i dokonał przebłagania za synów Izraela. 4Mojż 25,11-13

W Septuagincie mamy tu tą samą myśl, to samo słowo – zēloute. Żarliwość Pinechasa niech będzie dla nas zachętą i motywacją w zabieganiu o dary Ducha. Oczywiście żarliwość oparta na właściwym poznaniu (Rz 10,2). Patrząc na Pinechasa, zastanówmy co powinno charakteryzować chrześcijanina pragnącego darów Ducha. Dziadkiem Pinechasa był Aaron, a tatą Eleazar. Nasz zelota znał dobrze błędy swojej rodziny. Brzydził się złotym cielcem dziadka oraz innym ogniem swoich stryjów. Podziwiał wiarę i służbę taty. Nie zasmucał Ducha Bożego, ale też nie poprzestawał na tym - całym sercem angażował się w służbę. Miał głęboką świadomość Bożych obietnic. Wyraźnie rozróżniał co jest dobre, a co złe. Zatem osoba zabiegająca o dary charakteryzuje się prawością, dynamiką, aktywnością, odwagą. Zbliżajmy się zatem z ufną odwagą do tronu łaski – zachęca list do Hebrajczyków – i prośmy z wiarą, bez powątpiewania – dodaje Jakub. A Bóg obdarowuje chętnie swoje dzieci. Ponadnaturalnie. 

W Starym Testamencie przeważnie tak bywało, że niestety zdecydowana mniejszość ludu Bożego to zeloci JHWH. Wg Tozera, współcześnie co tysięczny chrześcijanin wykazuje taki ponadprzeciętny zapał. Oby w naszej lokalnej społeczności większość stanowili niepospolici, zachłanni święci starający się usilnie o dary Ducha.

Za podsumowanie i zachętę do usilnego starania niech posłuży fragment książki A.W. Tozera  – „Radykalny krzyż”:
       „Prawowierne chrześcijaństwo spadło na obecny niski poziom na skutek
braku duchowego pragnienia. Wśród tak wielkiej liczby wyznawców wiary chrześcijańskiej zaledwie jeden na tysiąc przejawia pasjonujące pragnienie zbliżenia się do Boga. Wielu naszych doradców duchowych w swojej praktyce używa Pisma Świętego po to, aby zniechęcić tych, u których tu i tam budzą się takie pragnienia. Boimy się ekstremów i uciekamy w popłochu przed zbytnią gorliwością w wierze, tak jak gdyby było możliwe posiadanie za dużo miłości, za dużo wiary, za dużo świętości.
       Czasem zdarza się, że serce podskakuje z radości, kiedy uda nam się odkryć jakiegoś zachłannego świętego, gotowego poświęcić wszystko dla radości przeżywania Boga w coraz ściślejszej społeczności z Nim. Do takich kierujemy te słowa zachęty: Módl się dalej, bojuj dalej, śpiewaj dalej! Nie lekceważ niczego, co zrobił już dla ciebie, dziękuj Mu za wszystko, coś otrzymał dotychczas, lecz nie zatrzymuj się na tym. Dąż usilnie i wytrwale do głębszych rzeczy Bożych. Domagaj się kosztowania z głębszych tajemnic odkupienia. Stój na twardym gruncie, lecz pozwól sercu unosić się tak wysoko, jak tylko zechce. Nie gódź się na przeciętność i nie kapituluj przed chłodem twojego duchowego otoczenia. Jeśli będziesz usilnie do tego dążył, niebo z pewnością otworzy się dla ciebie i tak samo jak prorok Ezechiel zobaczysz widzenie Boga.”


*) Świadectwa Chrztu Duchem Świętym

To było kilka miesięcy po nawróceniu, gdy Jezus zabrał mi papierosy. Wcześniej modliłam się o to, ale nie wierzyłam, że przestanę palić. Wszyscy, tylko nie ja. Paliłam ponad 2 paczki dziennie. A na drugi dzień przestałam zupełnie. Chodziłam wówczas na katolickie spotkania odnowy w Duchu Świętym. Bardzo się zbliżyłam do Boga. Któregoś dnia byłam w pokoju i modliłam się. Miałam ogromną wdzięczność w sobie i przepełniała mnie radość, jakiej wcześniej nie doświadczyłam. To jest trudno opisać, było to niezwykłe przeżycie. W pewnym momencie zaczął mi się plątać język. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Poszłam do drugiego pokoju i mówię do mojego starszego brata (który zwiastował mi ewangelię kiedyś): Tadeusz, coś jest ze mną nie tak. A on: Co się dzieje? A ja:  chcę mówić, ale nie umiem. A on mnie złapał za ramiona i zachęcił: mów, jak cię Duch prowadzi. Poddaj się Bogu. To było coś cudownego, a jednocześnie dziwnego. Z początku blokowałam te języki, ale potem odpuściłam i modliłam się w niesamowitej błogości. Wydawało mi się momentami, że jest to głupie, ale też piękne. Przepełniała mnie ogromna miłość. Nie do opisania. Miałam ochotę wyjść i krzyczeć ludziom o Jezusie, chciałam ich przytulać. Wtedy przyszedł ze szkoły Bartosz – mój syn – miał 17 lat. Jak wszedł do mieszkania, to powiedział: Tu stało się coś dziwnego, jest jakiś zapach w mieszkaniu… ja też tego chcę, ja też chcę to przeżyć. I jakiś czas potem też przeżył chrzest Duchem Świętym.
Dzisiaj niestety nie pielęgnuję już tak bardzo tego daru, ponieważ jest wiele nadużyć wokół (w różnych kościołach). Zauważyłam, że ludzie sztucznie naśladują modlitwy językami, a w kościołach charyzmatycznych często zamiast bojaźni jest pokaz fałszywych obdarowań. (BJ)
***

Od kiedy zacząłem uczęszczać do zboru zielonoświątkowego, wiele słyszałem o Duchu Świętym, ale najczęściej pojęcie chrztu w Duchu Świętym pojawiało się w pytaniach kierowanych do mnie, czy już doświadczyłem tego przeżycia i czy mówię językami? Z jednej strony motywowało to mnie do szukania i zabiegania o takie doświadczanie, z drugiej zaś odczuwałem swego rodzaju presję. Kiedy odpowiadałem negatywnie na te pytania, widziałem zdziwienie i poczucie wyższości na twarzach pytających, bo oni już byli po, a ja jeszcze przed... nawet, aby nie czuć się gorszym od innych, czasami odpowiadałem, że ja też mówię językami. Pojawiło się w mojej głowie myślenie, że chrzest Duchem Świętym jest zaliczeniem kolejnego etapu we wzroście chrześcijańskim i byciu dojrzałym. Starałem się wychodzić do modlitwy , gdy modlono się o chrzest Duchem, prosiłem innych o modlitwę i modliłem się sam. Podczas jednego z takich doświadczeń ktoś wkładał ręce na mnie i kazał powtarzać słowa, sylaby i głoski, których zupełnie nie rozumiałem. Czułem wielkie rozczarowanie po takiej modlitwie wiedząc, że to było tylko naśladowanie dźwięków i nie było w tym nic nadnaturalnego. Byłem zniechęcony i zrezygnowany, przestałem wychodzić do modlitwy i ufać takim modlicielom.
I oto pewnej środy, podczas nabożeństwa na którym usługiwał br. Michał Hydzik i mówił o służbie kapłańskiej ze Starego Testamentu, podczas końcowej modlitwy zboru doświadczyłem niezwykłego przeżycia. Byłem sam na balkonie kaplicy i zacząłem mówić innymi językami odczuwając nieznaną wcześnie radość. Myślałem, że skoczę z balkonu i będę fruwał przeżywając obecność Ducha Świętego. Nikt nie modlił się o mnie, nie nakładał rąk i nie kazał powtarzać dziwnych dźwięków, ale Duch Święty sam przyszedł i napełnił mnie. Chwała Dobremu Bogu! (GK)
***

Byłam tego dnia w kuchni. 2001 rok. Świeżo po nawróceniu i po chrzcie wodnym. I jak to bywa u nowonarodzonych, byłam pełna zachwytu, modlitwy, radości. Zaczęłam śpiewać. Czułam taką lekkość, jakbym się unosiła, latała. Taki błogi stan. Nie umiem tego opisać. To było niezwykłe. Nie otrzymałam daru języków, ale byłam przeszczęśliwa. I do wieczora byłam w takim stanie. Jak domownicy z pracy przyszli to dziwnie się mi przyglądali. To moje przeżycie chrztu w Duchu Świętym trwało jeszcze kilka dni. Potem już niestety nie miałam aż takich wyraźnych spotkań z Bogiem. Za to po tym wydarzeniu zaczęły się kłopoty zdrowotne. Miałam trzy operacje. Ale sam Jezus pomagał mi przez to wszystko przechodzić. (KB)
***

Chrzest Duchem Świętym przeżyłam w Kościele Metodystycznym w Gdańsku w 1993 roku. Do tej pory byłam taką przeciętną katoliczką i nie znałam Biblii. Miałam koleżankę, która była żoną pastora w tym kościele. Ja o tym nie wiedziałam. Chodziłam czasem do nich, a oni podsuwali mi Biblię, co bardzo mnie denerwowało. Któregoś dnia pytałam ich o pewne sprawy związane z wiarą, oni wyjaśnili mi ewangelię i na końcu jej mąż powiedział: ziarno zasialiśmy, teraz od Boga zależy plon. Potem wprosiłam się na ich nabożeństwo. Był tam taki pastor z Bydgoszczy, Janusz Olszański, miał słowo, które mnie bardzo dotknęło. Duch Święty dotknął mnie też przez pieśń nr 124 ze śpiewnika metodystycznego. Poleciały łzy. Cały czas płakałam. Byłam pełna zachwytu nad Bogiem i jednocześnie smutku nad swoim grzechem. Wówczas całe życie oddałam Jezusowi. Wkrótce przyjęłam chrzest wodny. (GM)
***
Podczas gdy Apollos przebywał w Koryncie, obszedł Paweł wyżynne okolice i przyszedł do Efezu, a spotkawszy niektórych uczniów,  rzekł do nich: Czy otrzymaliście Ducha Świętego, gdy uwierzyliście? A oni mu na to: Nawet nie słyszeliśmy, że jest Duch Święty. Dz 19, 1-2
Zostałam zbawiona i uwierzyłam w Jezusa Chrystusa jako mojego Pana na przełomie 1980 i 1981 roku. W tym czasie przeżywałam z Bogiem szczególne chwile, pełne mocy Ducha Św., choć jeszcze tego do końca nie rozumiałam. Jednym z takich przeżyć było całkowite napełnienie Duchem Świętym, wówczas w moim wnętrzu usłyszałam: „nie lękaj się, to Ja Jestem”
Będąc jeszcze w Kościele Baptystycznym już wiedziałam, że oprócz przeżycia nowonarodzenia jest coś więcej i pragnęłam tego. W moich poszukiwaniach trafiłam do zboru na Menonitów (jeszcze wtedy Zjednoczony Kościół Ewangeliczny). Tam po nabożeństwie podeszło do mnie pewne małżeństwo i zapytali: Czy przeżyłaś chrzest w Duchu Św.? Gdy zapytałam: A co to jest chrzest w Duchu Św.? – zabrali mnie do swojego domu i wyłożyli naukę Pisma Św. na ten temat. Zapraszali też na grupy domowe na modlitwy. Pamiętając moje wcześniejsze przeżycia duchowe, zapragnęłam tym bardziej tego daru. Ustawicznie  i z determinacją się o to modliłam. Czasem nie mogłam spać ani jeść, tak mną to zawładnęło. Którejś soboty poszłam do pobliskiego lasu i w deszczu kilka godzin się modliłam. Błagałam Boga o to przeżycie. Około 2 lata później poznałam wierzących z Gdyni i tam na grupie modlili się o mnie i zostałam ochrzczona Duchem Św. Na początku modliłam się dwoma, trzema słowami w innym języku, potem to się rozwinęło. Byłam bardzo poruszona i szczęśliwa, ale chrzest ten przeżyłam bardzo spokojnie. Warto było modlić się z determinacją i warto było cierpliwie czekać na spełnienie tego marzenia. Na koniec chciałabym powiedzieć, że chrzest w Duchu Św. jest dla wszystkich wierzących. Nie jest on jedynie dla kilku wybranych, ale dla każdego, kto wierzy i pragnie. Jezus podkreślał, że każdy kto w Niego uwierzy otrzyma dar Ducha. Chrzest w Duchu Św. oznacza wyposażenie w moc do służby. Ale weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami Dz 1,8 (DW)
 ***

Chrzest Duchem Świętym przeżyłem w swoim pokoju. Było to pół roku po nawróceniu. Wcześniej jeździłem z Natalią – moją późniejszą żoną – na Ukrainę do jej zboru. Tam chrzest Duchem jest normą. Jest to naturalne, że nowonarodzone osoby są chrzczone Duchem. Zapragnąłem więc tego, modliłem się i prosiłem Jezusa o to. I któregoś dnia, planując wcześniej czas z Bogiem, zacząłem się modlić i próbowałem coś mówić na językach. I odczułem takie ciepło w środku, jakby potwierdzenie od Boga, że to jest dobre. Było to dziwne, bo te słowa to nie było coś, co myślałem żeby powiedzieć, raczej było to poza rozumem. Było to bardzo przyjemne uczucie. Można by powiedzieć, że byłem w pełni szczęśliwy. Bo do tej pory czułem, że we mnie nie ma czegoś, że jest we mnie miejsce, które ma być zapełnione. Od tego momentu miałem już wszystko co jest potrzebne do życia z Bogiem. (RW)
***


To wydarzyło się kilka lat po nawróceniu. Dużo słyszałam o tym, że można przyjąć Ducha Świętego. Zaczęłam pragnąć, szukać, w modlitwie, uwielbianiu. Po pewnym czasie miałam takie odczucie, że chyba tego nie doświadczę, ponieważ bardzo dużo wierzących mówiło, że te dary wygasły wraz z pierwszym Kościołem. Jednak przeważyło moje pragnienie i wiara. Zauważyłam, że w Biblii nic nie ma na temat ustania darów, czy tego, że one były przeznaczone tylko dla pierwszych chrześcijan. Poza tym znałam osobiście chrześcijan, którzy to przeżyli, a też sama miałam przeżycia duchowe, z tym, że to jeszcze nie był chrzest Duchem. Miałam wizje spotkań z aniołami, podczas których zachwycałam się Bogiem. To nie były sny lecz takie widzenia z aniołami w mojej sypialni. Myślę, że przez to Bóg mnie przygotowywał do chrztu Duchem i utwierdzał, że warto pragnąć. Potem doświadczyłam chrztu Duchem Świętym. Te wizje były jakby czymś zewnętrznym, a chrzest był w środku. Duch Boży wypełnił mnie od wewnątrz, było to niezwykłe przeżycie, trudno to opisać. Tą błogość, radość, piękno, pokój. Doświadczenie obecności Bożej we mnie. Zapewnienie, że jestem na dobrej drodze. To miało ogromny wpływ na dalsze życie. Czwórka moich dzieci zauważyła, że się zmieniłam, wyczuwały, że idę dobrą drogą. W tym czasie miałam problemy ze zdrowiem. Do tego momentu byłam bardzo spięta, pełna lęku, bardzo się martwiłam, nie mogłam sobie z tym poradzić. Moje dzieci to widziały i widziały potem tą zmianę. Bóg mi objawiał swoją moc i te wszystkie lęki zabrał. Ale nie stało się to tak od razu. Trochę po chrzcie przyszła próba, z początku chwytałam się jakichś ludzkich rozwiązań, cielesnych. Codzienność przyćmiła te duchowe wyżyny. Jednak dzięki temu co doświadczyłam, mogłam przeciwstawić się temu i odważnie modlić się w ciężkich chorobach o usunięcie lęku. I tak się stało. Tego pragnęłam i to było dla mnie dużo ważniejsze niż dar języków. (MK)

poniedziałek, 27 maja 2019

Zło złem pokonać (rzecz bynajmniej nie o zemście)



Psychologowie mówią, że zła decyzja jest lepsza niż brak decyzji. Czasem tak jest, ale czasem próba naprawienia błędu w niewłaściwy sposób kończy się tragicznie. Lepiej byłoby nie naprawiać błędu, a najlepiej udać się do fachowca.
Świeżo po obejrzeniu pierwszych odcinków świetnego serialu produkcji HBO „Czarnobyl” mam pewną refleksję, którą spróbuję przenieść na rzeczywistość duchową.
Podczas przeprowadzenia testu turbogeneratorów bloku energetycznego nr 4 popełniono pewne błędy. Pomijając wątpliwość niezawodności radzieckiej myśli technicznej przy budowie elektrowni, pracownicy powinni przerwać test i wyłączyć reaktor. Ignorując ten fakt przyczynili się do największej katastrofy w historii energetyki jądrowej.
Iluż rodziców niewłaściwie karze swoje dzieci za ich błędy pozostawiając niezatarty żal w ich sercach często do końca życia (Ef 6,4). Iluż duchownych stosuje nieodpowiednią dyscyplinę względem grzeszących owieczek, nie dbając o to, żeby ich nadmiar smutku nie pochłonął (2Kor 2,7). Iluż lekarzy zamiast wyleczyć trwale skrzywdziło pacjentów. Jakież przykre, smutne i złe żniwo od stuleci przynosi celibat.
Ludzie chcą poprawiać zło, ale przez swoją niekompetencję czynią jeszcze gorsze zło.
Ale Bóg…
Bóg jest kompetentny do naprawiania każdego zła. Przez posłanie Swojego Syna na straszną śmierć Bóg zlikwidował władzę grzechu nad wierzącymi. Każdy może uwierzyć w Chrystusa, pójść za Nim, a grzech już nie będzie miał nad nim żadnej władzy. Stwórca ma prawo do likwidowania zła złem. Często tak postępował reagując na niewdzięczność i zepsucie Izraela. Posyłał wówczas inne ludy, aby dziesiątkowały naród żydowski. Miało to wywołać pokutę i powrót do bliskiej więzi z Bogiem. Także w życiu chrześcijan zło może być naprawione przez inne zło. Dotyczy to także zła „niezawinionego”, np. cierpienia, którego nie rozumiemy. Zdarza się, że tragedia może być „wyleczona” inną tragedią. Jak w historyjce o rozbitku, który wylądował na wyspie. Tam biedak wybudował sobie domek i modlił się o ratunek. Ale domek pewnego dnia zaczął się palić. I gdy narzekał i rozczulał się nad swoim losem, gdy pytał: Boże, dlaczego?!, nagle, dzięki dymowi, pojawił się statek, który go uratował. Tragedia spalonego domku okazała się zbawienna dla rozbitka. 
Słynna jest też historia  Annabel Beam, która wpadła w rozpadlinę spróchniałego pnia i po wielogodzinnej akcji ratowniczej została ocalona, mimo że nikt nie dawał jej szans na przeżycie. Lecz prawdziwy cud wydarzył się wewnątrz ogromnego drzewa. Annabel cierpiała na śmiertelną i nieuleczalną chorobę, lecz ten wypadek stał się dla niej uzdrowieniem. Zachęcam do przeczytania książki Cuda z nieba”, napisanej przez mamę Annabel, lub obejrzenia filmu pod tym samym tytułem dotyczącego tych wydarzeń. 
Pośród tragicznych, niezrozumiałych wydarzeń trudno mieć nadzieję. Chrześcijanin jednak jest w rękach specjalisty, w rękach najbardziej kompetentnej Osoby. Podczas gdy apostoł Piotr pisze: nie dziwcie się, gdy was pali ogień, Jakub zachęca: radujcie się, gdy was to spotyka. Jezus trzyma cię w Swoich rękach, a przyjaciele są w tym bólu z tobą.

czwartek, 4 kwietnia 2019

Kto zabił Whitney Houston?


Niedawno skorzystałem z darmowego miesiąca w Netflixie i chciałbym podzielić się kilkoma refleksjami z kilku obejrzanych filmów. Będę zdradzał ich treść i zakończenia, więc osoby, które chcą sobie obejrzeć dany film nie powinny czytać tego artykułu. A może powinny…?


Tajemna moc nieprawości już działa 2Tes. 2,7

Zacznę od trzy-sezonowego (być może niedługo cztero-) serialu „Greenleaf”. Posilę się zręcznym streszczeniem pana Łukasza Adamskiego pt: „Gdy umiera wiara, potrzebna jest łaska”.  „Serial bardzo interesująco pokazuje funkcjonowanie amerykańskich protestanckich megakościołów, które szczególnie na południu USA są wszechmocnymi przedsiębiorstwami, wpływającymi na polityczne i społeczne życie lokalnych społeczności. Współprodukowany przez czarnoskórą królową amerykańskiej telewizji Oprah Winfrey (gra w produkcji epizodyczną rolę) serial Netflixa opowiada o dynastii Greenleaf, której przewodzą patriarcha rodu Bishop James i jego kostyczna żona Mae. Imperium zwane Kalwarią jest prowadzone twardą ręką z pomocą licznego potomstwa. Po tajemniczej śmierci córki Faith do Kalwarii powraca „marnotrawna córka” Grace, która powoli odkrywa rodzinne sekrety, nieraz dalekie od nauk głoszonych przez charyzmatycznego pastora.”
W filmie przewijają się wątki molestowania seksualnego, zabójstwa, homoseksualizmu, związków przed i poza ślubnych. Pani Łaska Zielonyliść (Grace Greenleaf vel Dżi Dżi) wraca do rodziny po 20-tu latach i znowu z pasją głosi kazania, choć czasem odczuwa brak powołania. W międzyczasie sypia z dwoma facetami, ale niestety nie może zdecydować się na stały związek. Biskup - jej ojciec (choć na końcu okaże się, że kto inny był jej ojcem) pod urokiem pięknej i młodej wierzącej bizneswoman daje się wciągnąć w handel bitcoinami. Zainwestował wszystkie pieniądze z rodzinnego konta, chciał bowiem pomnożyć majątek, by ratować trudną sytuację firmy… ups …! przepraszam – zboru, który popadł w kłopoty podatkowe. Nad wszystkim czuwa FBI, konfiskując wszystkie kościelne komputery. Dwie nastoletnie wnuczki biskupa przestają być już przyjaciółkami. Jedna sypia z gwiazdą chrześcijańskiego R’n’B, który ją lekceważy i notorycznie bije, a druga przestaje chodzić do kościoła i oskarża Boga za cierpienie. Mamy też gościa, który z drugą córką bierze rozwód, bo jednak jego skłonności homoseksualne wzięły górę, choć myślał, że po urodzeniu dziecka będzie inaczej. Związał się więc z prawnikiem kościoła, który jest synem dawnego kochanka żony biskupa. Ojciec tego prawnika nie akceptuje swojego syna za orientację i w związku z tym cały spadek zapisał swojej nieślubnej córce – Grace. Natomiast była żona (Deborah Joy Winans) zaczęła sypiać ze swoim producentem muzycznym, który potem ją zdradza. W konkurencyjnym zborze, na drugim końcu miasta pastor grywa w pokera i z tego między innymi utrzymuje swój kościół - Victory. Te dwa zbory nie lubią się raczej. Niedoceniony syn biskupa Kalwarii zmienia członkowstwo i przechodzi do Zwycięstwa. Tam rozwija skrzydła jako kaznodzieja. W kościołach mamy chrzty dzieci i dorosłych – co kto woli.
Ale UWAGA! Wszystko się dobrze kończy! Cała afroamerykańska rodzina zebrała się przy wielkim stole, do stołu podają biali. Były mąż córki postanowił wziąć ślub z prawnikiem, biskup przekazuje prowadzenie kościoła kobietom. Chyba. Wszyscy się uśmiechają. Czekamy na sezon czwarty.

Każdy odcinek okraszony jest znakomitą, poruszającą (bez ironii) muzyką.
Doskonałe wokale, profesjonalni instrumentaliści, biblijne teksty. W każdym odcinku inny zespół gra podczas nabożeństwa. Warta polecenia jest ścieżka dźwiękowa do filmu, szczególnie do sezonu 1. Zastanawiam się co w filmie robi Deborah Joy – ze słynnej chrześcijańskiej rodziny muzycznej Winans. Prywatnie mam prawie każdą płytę CeCe i jej brata BeBe. Co robią tam inni muzycy gospel uwielbiający Jezusa Chrystusa? Co na soundtracku robi genialna Mavis Staples. Czy zostali wmanewrowani? Chciałoby się powiedzieć: słuchajcie ich, ale nie naśladujcie ich życia.

Tak na marginesie. Przypomina mi się rozwód i powtórne małżeństwo chrześcijańskiej artystki Amy Grant. 20 lat temu wydarzenia te wywołały ogromne oburzenie w ewangelicznych kręgach. W polskich zborach również toczyły się zaawansowane dyskusje na temat bulwersującego grzechu piosenkarki. Potępiano ją i odsądzano od czci i wiary. Nie znając okoliczności wstrzymuję się od oceny tej sytuacji, pragnę tylko zauważyć, że dzisiaj rozwody w ewangelicznych kręgach nie robią na nikim wrażenia. Nie są sensacją. Stały się normą. Od tamtego czasu chrześcijaństwo odczuło „ulgę” i przypadek Amy otworzył puszkę Pandory rozwodów i powtórnych związków.

Wracając do naszego serialu, chciałbym zadać kolejne pytanie: Czy Greenleaf to coś w rodzaju naszego polskiego Kleru w reż. Wojtka Smarzowskiego? Kler pokazuje brudy i przyczyny tych brudów w kościele katolickim, nie sili się na rozwiązania, a tym bardziej nie mówi: taki właśnie ma być kościół. Film ujawnia ludzki dramat. Chciałoby się obejrzeć taki protestancki Kler. Ale nie słyszałem o takim. Natomiast po obejrzeniu Greenleaf widz nabiera refleksji typu: No cóż, takie jest życie. Na drodze do osobistego szczęścia często upadamy, ale podnosimy się i idziemy dalej. Czy tak wyglądają kościoły gospelowe, ewangeliczne w Ameryce? W każdym odcinku można usłyszeć słowa: Biblia, Słowo Boże, Alleluja, Praise God, worship Jesus. Widzimy służbę pomocy biednym, szkółki dla dzieci, opiekę nad starszymi, modlitwę, ewangelizacje. Więc w przeciwieństwie do Kleru odnosimy wrażenie, że tak jest dobrze, tak ma być. Tak wygląda chrześcijaństwo.
To złudzenie naprawdę działa! Grzech jest tylko innym punktem widzenia. Takie „chrześcijaństwo” jest udziałem milionów ludzi na całym świecie. Jakże się temu dziwić skoro producentem jest pani Oprah Winfrey. A któż to taki?

Jak długo wy wpływowi, będziecie deptać mą godność? Jak długo hołdować próżności i wymyślać kłamstwa? Ps 4,3

Najbardziej wpływowa gwiazda show-biznesu wg magazynu "Forbes" (2005);
Najbogatsza kobieta show-biznesu wg magazynu "Forbes" (2007);
Najbardziej wpływowa gwiazda show-biznesu wg magazynu "Forbes" (2008);
Najlepiej zarabiająca "czarna" gwiazda" wg strony bet.com,  oraz 1 miejsce - 100 Najbardziej wpływowych kobiet w przemyśle rozrywkowym wg magazynu "The Hollywood Reporter";
Najhojniejsza gwiazda wg stowarzyszenia "The Giving Back Found";
Najlepiej opłacana gwiazda na świecie wg magazynu "Forbes" (2009);
Najbardziej wpływowa gwiazda show-biznesu wg magazynu "Forbes" (2012 oraz 2013); 
Została przez magazyn „Life” zaliczona obok Jezusa i Newtona do setki osób, które wywarły największy wpływ na dzieje ludzkości. Jest też jedyną osobą na świecie, która wydaje poświęcony sobie magazyn (na okładce zawsze jest jej zdjęcie, a w środku troszkę informacji z życia Oprah oraz artykuły w stylu :”Oprah radzi jak odnieść sukces” czy „To co najważniejsze wg Oprah).
Z okazji 19. rocznicy emitowania na antenie The Oprah Winfrey Show, showmenka podarowała każdemu gościowi na widowni samochód - pontiaca G6, wartego około dwudziestu ośmiu tysięcy dolarów. Samochód otrzymało dwieście siedemdziesiąt sześć osób.
A więc miliony, dziesiątki milionów, setki milionów ludzi jest pod wpływem sławnej chrześcijanki (?). Dodajmy do tego fakt, że kazanie, które zmieniło jej spojrzenie na własne życie nosi tytuł „Power of I’m”. Wygłosił je wiecznie uśmiechnięty pastor Joel Osteen. To również wpływowy człowiek – zamiana krzyża na globus jednoznacznie określa cel korporacji Osteenów. Zatem wszystko jest możliwe dla wierzącego… uniwersalisty Joela.  Słusznie jego biblijny imiennik określał takich jak on: Wy zabraliście moje srebro i złoto, a moje cenne klejnoty wnieśliście do swoich świątyń. Synów Judy i synów Jeruzalemu sprzedaliście Grekom, aby ich oddalić od ich ojczyzny. Jl 4,5. Innymi słowy, wielkie zwiedzenie za ogromną kasę. Również Oprah, tak jak jej biblijna imienniczka (jakakolwiek jest przyczyna zamienionych literek) również nigdy nie wybrała kultu prawdziwego Boga Jahwe.

Wyszli spośród nas, ale nie byli z nas. Gdyby bowiem byli z nas, zostaliby z nami. 1J 2,19

Być może do rozwoju tego wielkiego liberalizmu i oszustwa przyczynił się niejaki Carlton Pearson, który jako znany kaznodzieja w pewnym momencie swojego życia stwierdził, że miłosierny Bóg nie może posyłać ludzi do piekła. Czyli piekła nie ma.
W 2004 roku jego zwierzchnicy powiedzieli mu wyraźnie: To jest herezja! Film o jego przemianie również można obejrzeć na platformie Netflix (Come Sunday). Kościoły lub raczej organizacje, w których udzielał się lub założył po 2004 roku to: The Higher Dimensions Worship Center (Centrum Uwielbienia w Wyższym Wymiarze?), All Souls Unitarian Church (Kościół Unitarny Wszystkich Dusz), The Christ Universal Temple (Uniwersalistyczna Świątynia Chrystusa), New Dimensions (Nowe Wymiary). Jego nauczanie jest antytrynitarne (no „a God”; no „the God”, only God), pełne teologicznych nadużyć i skoncentrowane na człowieku.
Oprócz filmu o sobie, Pearson promuje obecnie film z 2018 roku „The Heretic”. Film o podróży Roba Bella (to ten, który napisał słynną, kontrowersyjną książkę „Love Wins”) od bycia pastorem w megachurchu do duchowego guru. 
Film nie stara się przedstawić krytyki Bella, a raczej pochwałę jego służby; a nazwanie go heretykiem, to dla niego zaszczyt i pozytywny znak nowego spojrzenia na znaczenie tego słowa. Autorka Elizabeth Gilbert (znana z bestsellerowej książki i filmu pt „Jedz, módl się, kochaj”) określa Bella jako „gangstera Boga”, „duchowego Jesse Jamesa” i kogoś „kwestionującego status quo, zakorzenione w konserwatywnych ideałach”. Bell ucieleśnia najgorsze tendencje amerykańskiego ahistorycznego ewangelikalizmu. Mówi, że chrześcijaństwo jest skończone, jeśli kościoły „nie mówią o naszym związku z ziemią”, „nie mają dużego, szerokiego, otwartego podejścia do nauki” i nie opowiadają się za sprawami kobiet i Społecznością LGBTQ.
Zainteresowanie jego nauczaniem, poglądami, organizacją, rośnie zastraszająco szybko. 
Mit idealnego chrześcijaństwa w USA świetnie burzy kolejna produkcja Netflixa "Najbardziej znienawidzona kobieta Ameryki". Nie tyle zainteresował mnie temat zakazu modlitwy w szkołach w latach 60-tych, co reakcje społeczeństwa na działania Madalyn Murray O'Hair. Ludzie przebierali się za Jezusa (białe szaty, długie włosy) i strzelali do niej. Mamy zatem do czynienia z ideologią, a nie z naśladowaniem Chrystusa; z ludzkim interesem, a nie z uczniostwem.

Wydawajcie owoce godne upamiętania. Łk 3,8

Dochodzimy wreszcie do naszej Whitney. Jej najbliższy przyjaciel, wspomniany już przeze mnie, Bebe Winans napisał książkę: „Whitney, którą znałem”. Opisuje w niej swoją relację z gwiazdą oraz przedstawia kulisy matni wampirów biznesu muzycznego. W końcowym rozdziale „Do młodych i pełnych nadziei” nie mówi nic o potrzebie narodzenia z Ducha Św., o naśladowaniu Chrystusa. A w zamian serwuje nam szereg słabych uwag o tym jak wielki wpływ mają środki masowego przekazu, o tym, żeby się nie spieszyć i być ostrożnymi, żeby nie dać się oszukać, o dokonywaniu właściwych wyborów i jeszcze kilka innych banałów, o których nasza Whitney oczywiście wiedziała, bo w rzeczy samej każdy o tym wie. Jak spędzała wolny czas wiedząc o tym wszystkim? Jej przyjaciel wymienia: kino, galerie, samochody, gry, zabawy. Ani słowa o jakiejkolwiek aktywności chrześcijańskiej. W czasach apostolskich na pewno zostałaby ostrzeżona, zawstydzona, lub wykluczona za chodzenie w nierównym jarzmie, palenie (odpalała jednego od drugiego), picie, umiłowanie świata rozrywkowego. A cóż zrobił dzisiejszy amerykański Kościół? Podobno modlił się. Sama Whitney twierdziła, że w walce z nałogiem pomagała jej modlitwa…
Jeden z rozdziałów zatytułowany jest „Nie wińcie Bobby’ego”. Dlaczego mamy nie winić jej męża? Człowiek niewierzący, pijak, niespełniony gwiazdor pełen chorobliwej zazdrości. Faktycznie – to także ofiara babilońskiego systemu show-biznesu. Biedak. Nic nie mógł zrobić.
BeBe wspomina, że Imię Jezus często było na jej ustach. Na koncertach opowiadała o Jego miłości i o swojej miłości do Niego. Chrystus był najważniejszy w jej życiu. Nie chcę tego kwestionować. Zastanawiam się tylko do jakiego kościoła chodziła, lub też – jaki kościół był z nią? Jaką miłością otaczała ją rodzina oraz bracia i siostry w kościele? C.S. Lewis pisze: „Nasza miłość bliźniego musi być prawdziwą i doskonałą miłością – głęboko świadomą grzechów, pomimo których kochamy grzesznika, nie zaś zwykłą tolerancją lub pobłażliwością, która parodiuje miłość, tak jak nonszalancja parodiuje wesołość.” (Brzemię chwały)
Pastor, a też muzyk i wokalista gospel, Marvin Winans udzielał ślubu Whitney, i odprawiał nabożeństwo pogrzebowe. Szkoda, że nie miał na nią takiego wpływu, żebyśmy mogli być świadkami jej przemienionego życia.
Warty uwagi jest film Kevina Macdonalda z 2018 roku pt „Whitney”.
Film świetnie zmontowany, szczery do bólu, nigdzie nie publikowane ujęcia zza kulis, szokujące wypowiedzi, ukrywane fakty. Jej bracia bez wyrzutów stwierdzają, że to oni wciągnęli ją w narkotyki. Prezes wytwórni bez mrugnięcia okiem twierdzi, że nic nie wiedział o uzależnieniu artystki. Ponad 20-letnia przyjaźń z lesbijką Robyn ukazana jest jako co najmniej kontrowersyjna. W filmie widzimy solo młodziutkiej Whitney podczas występu z chórem kościelnym, kierowanym przez jej mamę. Mamę, która miała romans z pastorem i mamę, która, z powodu tras koncertowych, niewiele czasu mogła poświęcić córce. A córka często pod opieką ciotek, była molestowana przez jedną z nich. Dodajmy, że dokumentalne zdjęcia przeplatane są niezwykłą muzyką, fragmentami przepięknych popisów wokalnych tak hojnie obdarowanej przez Stwórcę artystki, co w efekcie wykręca wnętrzności; a ostatnia scena nie pozostawia nikogo bez wilgotnych oczu.

Taka sól nadaje się już tylko do wyrzucenia! Łk 14,35

Kolejny film obejrzany na Netflixie to: „Sam Cooke umiera dwa razy”. Czarnoskóry piosenkarz soulowy, tworzył w latach 50tych i 60tych ubiegłego stulecia. Osiągnął ogromny sukces komercyjny, był politycznie zaangażowany w walkę z rasizmem. Został zamordowany w dość niejasnych okolicznościach. Miał 33 lata. Tata Sama Cooke’a – pastor baptystyczny – powiedział na początku jego kariery:  „możesz zdobyć cały świat, ale na duszy poniesiesz szkodę.” I tak się zaczęło dziać od momentu, gdy zrezygnował z tworzenia i śpiewania dla Boga, a swój talent oddał w ręce świata rozrywki. Swoją piękną piosenkę z lat młodości „Mój Bóg jest cudowny” przekształcił później na „Ona jest kochana” (He's So Wonderful - She's lovable).

Wspomnę jeszcze o moim ulubionym perkusiście. Vinnie Colaiuta. Na Święta dostałem w prezencie najnowszą płytę z jego udziałem. W niezwykły, niemal cudowny sposób ściągnął go do swojego projektu Krzysztof Herdzin. Jeden z najlepszych perkusistów świata słynie z tego, że jest ewangelicznym chrześcijaninem (Drummers for Jesus). W książeczce do płyty czytamy, że podczas nagrań nasz mistrz palił jak smok. Szkoda, że ta sól chrześcijaństwa jest tak zbrudzona i zmieszana ze światem, że nie spełnia swojej pierwotnej roli. Bądźcie więc jak dobra sól – czysta i cenna. Bo jeśli okażecie się tak niemądrzy, by zmieszać się ze światem, to stracicie swą czystość i charakter, tak samo jak sól, która została zanieczyszczona szlamem i odpadami! Taka sól nie nadaje się nawet jako nawóz. Nie jest nawet dobra do dezynfekcji latryny. Taka sól nadaje się już tylko do wyrzucenia! Nowy Przekład Dynamiczny, Łk 14, 34-35. 
W komentarzu NPD czytamy: „Jedyną opcją, w której sól może „stracić” swoje walory jest zmieszanie się z innym związkiem chemicznym lub z innym produktem, który tak „rozcieńczy” jej stężenie, iż jej walory przestaną być widoczne. Sól ma bogate własności: smakowe, dezynfekcyjne i użyźniające glebę. Ona oddziałuje jednak nie przez wchodzenie w reakcje z czymkolwiek, ale jedynie przez swoją obecność. Tak samo ma być z uczniami Jezusa. Jeśli są czyści, jeśli prowadzą uświęcone życie, to sama ich obecność w świecie będzie oddziaływać na ten świat. Jednak ich dramatem staje się sytuacja, w której zamiast oddziaływać na świat sami podlegają wpływowi świata upodabniając się do niego. To są właśnie ci, którzy mieniąc się „chrześcijanami” stracili rozum i przestali się kierować Bożym sposobem myślenia.”

Nie ufajcie ludziom i ich wpływom. Nie ufajcie zwykłym śmiertelnikom, którzy nie są w stanie poratować nikogo.  Ps 146,3

Gdybym miał napisać książkę do młodych ludzi, albo gdyby BeBe Winans pozwolił mi napisać ostatni rozdział swojej książki, na pewno chciałbym im przekazać, żeby całkowicie oddzielali swoje życie od trendów tego świata, bo w każdej dziedzinie w tym życiu rządzi byt o wiele inteligentniejszy niż człowiek i tylko Chrystus jest ratunkiem i pewnym zabezpieczeniem przed jego wpływem, a bez uświęcenia/oddzielenia nikt Boga nie zobaczy (Hbr 12,14). Jest to trudna droga, a i trudne czasy nastały. Jest to droga, którą naprawdę  n i e w i e l u  znajduje. (Mat 7,14). Ale jest.  Zrezygnuj więc dzisiaj z człowiekocentrycznej ideologii, nie daj się nabrać i przestań się brudzić. Cały świat jest i będzie przesiąknięty plugastwem, ale ty wyjdź z tego i przyłącz się do zdrowego kościoła. Kto czyni nieprawość, niech nadal czyni nieprawość, a kto brudny, niech nadal się brudzi, lecz kto sprawiedliwy, niech nadal czyni sprawiedliwość, a kto święty, niech nadal się uświęca. Obj 22,11. Jeżeli już trochę jesteście w kościele i nie macie w nim żadnego zadania, to zmieńcie to. Biorąc bowiem pod uwagę czas, powinniście być nauczycielami, tymczasem znowu jest wam potrzebny ktoś, kto by was uczył początkowych elementów nauki Boga; potrzebujecie mleka, a nie pokarmu stałego. Hebr 5,12. 
Wiele sobie obiecywałem po książce BeBe Winansa, niestety zawiodłem się.

Albowiem przyjdzie czas, że zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich upodobań nazbierają sobie nauczycieli, żądni tego, co ucho łechce. 2Tym 4,3

Wątpię, żeby czwarty sezon sagi rodu Greenleaf zaczął promować biblijne wzorce. Nie chcę prorokować co stanie się z Joelem Osteenem. Nie zamierzam się też domyślać, czy Whitney jest w niebie, wszak imię Jezus było na jej ustach na każdym koncercie. Tak samo nie wnikam, czy Ananiasz i Safira tam są. Ale zamierzam odpowiedzieć na pytanie tytułowe: Kto zabił Whitney Houston? Zrobiło to letnie, liberalne chrześcijaństwo. Liberalni wierzący. Dlaczego? Dlatego, że poznawszy Boga, nie oddali Mu chwały jako Bogu, ani nie podziękowali, lecz znikczemnieli w swoich zamysłach, a ich nierozumne serce pogrążyło się w ciemności. Rz 1,21
W latach 80-tych XX w. Dave Hunt napisał książkę pt: „Zwiedzione chrześcijaństwo”. Od sześciu lat Dave już nie żyje, a stopień zwiedzenia, kombinacje mutacji fałszu i zepsucia osiągają być może już swoje apogeum. Fałszywa nauka ewoluuje i zatacza coraz szersze kręgi. Wielu sławnych ludzi wykorzystuje swoje powiązania z kościołami charyzmatycznymi i mieszając rozmaite idee (to już nie tylko wschodni mistycyzm i New Age) z chrześcijaństwem tworzą podwaliny pod arenę działań antychrysta. Dzisiaj Dave musiałby napisać książkę trzy razy grubszą.
Również w latach 80-tych pastor Ben Patterson zauważył: „Ostatnio chrześcijanie ewangelikalni, dzięki rozmaitym poradnikom, nauczaniu o pozytywnym myśleniu i ewangeliom sukcesu, przeliberalizowali liberałów”. Dzisiaj spłycone mielizny powierzchownego chrześcijaństwa zaskakują nawet przeliberalizowanych liberałów.
Trzeba tu koniecznie przywołać Ruch Nowoapostolski, Nową Reformację Apostolską, Ruch Wiary, służbę Sozo, Kościół Bethel, oraz nazwiska: Peter C. Wagner, Kenneth Copeland, Rick Joyner, Mike Bickle. Ci nauczyciele i wielu im podobnych święcą triumfy ignorując zdrową naukę. Muzyka ich piosenek rzeczywiście łechce ucho i nie ma w tym nic złego, ale "melodia" ich nauki przyciąga wielu szczerych chrześcijan prowadząc na bezdroża.
Jest to naturalna kolej rzeczy. Wszystko jest przepowiedziane. Tak było za dni Noego, przed potopem i tak samo jest teraz – tuż przed powtórnym przyjściem Jezusa Chrystusa.

Aby nas szatan nie podszedł; jego zamysły bowiem są nam dobrze znane. 2Kor 2,11
 
 
Jak się ustrzec zwiedzenia? Chłonąc Słowo Boże, trwając w modlitwie i napełniając się Duchem Świętym. Mateusz, Łukasz, Marek, Jan, Paweł, Piotr, Juda, Jakub – każdy z nich był znakomitym ekspertem w wykrywaniu i zwalczaniu fałszywych nauk i nauczycieli. Byli szczególnie wyczuleni na odstępstwa od ewangelii. Reagowali natychmiast i z poczuciem walki najwyższej wagi na wszelkie przekręcanie lub deprecjonowanie najważniejszych i błogosławionych doktryn o zbawieniu z łaski przez wiarę, czy o zmartwychwstaniu, czy o Trójcy. A więc cały Nowy Testament przesiąknięty jest ostrzeżeniami przed zwiedzeniem. Każdy autor Nowego Testamentu co najmniej raz użył słowa fałsz/fałszywy. Wszystkie 27 ksiąg zawiera szereg opisów, proroctw, wskazówek, przestróg, które mogą zapewnić wierzącym całkowite zabezpieczenie przed wpływem pozornej pobożności oraz idei z piekła rodem.

I powstanie wielu fałszywych proroków, i zwiodą wielu. Mat 24,11

Właściwa doktryna ma dla wierzącego kolosalne znaczenie. List do Kolosan 2,8 mówi: Uważajcie, żeby was ktoś nie wpędził w niewolę filozofią i mrzonkami, opartymi na ludzkiej tradycji, na żywiołach świata, a nie na Chrystusie. Skąd się wzięło tak dużo denominacji, tak wiele podróbek Jednego Kościoła? Czy słyszał ktoś, żeby istniała jakaś podróbka np. Kościoła Rzymskokatolickiego? Podrabia się to, co ma wartość, co jest diamentem. Nikt nie podrabia cyrkonii. Kościół Jezusa Chrystusa jest jeden i składa się z ludzi narodzonych z Ducha Świętego i nie ma w nim żadnego innego człowieka. Natomiast jest wiele, bardzo wiele kościołów niby opartych na Biblii, niby ewangelicznie wierzących, niby obdarowanych duchowo, lecz są zaledwie łudząco podobne. Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i czynić będą znaki i cuda, aby o ile można, zwieść wybranych. Mk 13,22

Trwali oni w nauce apostołów, w społeczności, w łamaniu chleba i w modlitwach. Dz 2,42

Wyobraźmy sobie co by było, gdyby zamienić priorytety. Np. nauka apostolska byłaby tylko dodatkiem do całonocnych spotkań modlitewnych, uwielbieniowych koncertów, lub do modlitwy o uzdrowienie. Albo, gdy zamiast nauki apostolskiej na pierwszym miejscu byłaby miłość wzajemna, relacje, szacunek i tolerancja. Albo, gdyby wieczerzę tak uwznioślić, żeby stała się wyznacznikiem zbawienia. Cokolwiek detronizuje naukę apostolską nie powinno zasługiwać na uwagę wierzących ludzi. A jednak to wszystko się dzieje na naszych oczach i nie musimy sobie tego wyobrażać.

Między wami będą fałszywi nauczyciele, którzy wprowadzać będą po kryjomu zgubne herezje i zapierać się Władcy, który ich wykupił. Sprowadzają oni na samych siebie rychłą zgubę. Pt 2,1

Bardzo mi imponuje apostoł Paweł, gdy mówi do Galacjan: dziwię się, że tak łatwo dajecie się odwieść do innej ewangelii. Ale innej nie ma. Dwa razy powtarza: Niech będzie przeklęty kto zwiastuje coś odmiennego. Paweł był gotów zerwać świetne relacje z Piotrem, który był jednym z filarów Kościoła, aby tylko nie ucierpiało dobro Ewangelii, dobro tej jedynej dobrej nowiny (Gal 2). Piotr postąpił obłudnie, ze strachu przyłączając się do chrześcijan judaizujących. Nie była to sprawa błaha. Piotr nie postąpił zgodnie z prawdą Ewangelii. Dlatego reakcja Pawła była natychmiastowa, ostra i publiczna. Ta głęboka troska o teologię, o zdrową naukę, o respektowanie jej w życiu powinna charakteryzować każdego chrześcijanina, a przynajmniej każdy powinien o tym się uczyć, aby mieć wyćwiczone władze poznawcze do rozróżniania dobrego i złego (Hebr 5,14).
Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na ten świat. 1J 4,1

A Duch wyraźnie mówi, że w późniejszych czasach odstąpią niektórzy od wiary chwytając się duchów zwodniczych i demonicznych nauk. 1Tym 2,4

To właśnie teraz są te czasy. Ludzie, którzy byli pełni Ducha kiedyś, w pewnym momencie zaczynają błądzić i pociągać za sobą tłumy. Ich ego z powodu wcześniejszych duchowych sukcesów nie przeszło próby sławy, ponieważ nie zostało umartwione. Urozmaicenie takich ‘zrzutów’ jest tak wielkie, że każdy może sobie znaleźć coś religijnego dla siebie i nazwane to będzie chrześcijaństwem. Ze względu na swoją płytkość i powierzchowność oraz pozory pobożności są duże szanse ujednolicenia wszystkich takich ruchów i połączenia w jedną światową religię z ubóstwionym człowiekiem na tronie. A. W. Tozer kiedyś napisał: „Ja” to jeden z najuciążliwszych chwastów w ogrodzie życia, nie do wyplenienia ludzkimi środkami. Już jesteśmy pewni, żeśmy się go pozbyli, gdy oto wyrasta gdzieś nagle, krzepkie jak zawsze, by zakłócać nam spokój i zatruwać owoc naszego życia.”

My wiemy, że z Boga jesteśmy, a cały świat tkwi w złem. 1J 5,19

Kończąc, chcę zadać pytanie: Jakim ma być Kościół, żeby nie ginęły kolejne Whitney. Jej córka również nie doświadczyła wsparcia Kościoła. 4 lata temu przedawkowała i zmarła. W letnim kościele ludzie będą ginąć przede wszystkim duchowo, a wartości nabierać będzie liczba człowieka (Obj 13,18), lecz w Kościele Jezusa Chrystusa niech każdy bada swoje serce, czy się nie wynosi lub czy się nie użala nad sobą. Tozer ujmuje to tak: „Zwycięski chrześcijanin ani siebie nie wywyższa, ani nie upadla. Jego zainteresowania przesunęły się – z siebie samego na Chrystusa. Nie obchodzi już go, kim sam jest czy też nie jest. Wierzy, że został ukrzyżowany z Chrystusem, i nie ma zamiaru takiego człowieka ani chwalić, ani ganić.”